środa, 26 października 2016

Rozdział 28 - Nie!

 - Ania, przecież wiesz, co on powie. Nie wolno mi tu zostać - Nikola wciąż starała się przekonać córkę Ateny, żeby odpuściła. Ta jednak nie miała najmniejszego zamiaru tego zrobić i trzymając nadgarstek Strażniczki w stalowym uścisku, szła w stronę Wielkiego Domu.
 - Cichaj - stwierdziła heroska, zatrzymując się. Zmieniła rękę, którą trzymała Frozenchild i potrząsnęła tą pierwszą
 - Co ty robisz? - zdziwiła się Elsa. Samula uniosła brew.
 - Masz lodowatą skórę. I to mówię ja, człowiek, którego łapki są zawsze zimne - odparła dziewczyna, dalej ciągnąc ją w stronę Wielkiego Domu.
 - Ale żeby potem nie było, że nie mówiłam - westchnęła Nikola, poddając się. Już dalej nie oponowała, kiedy półbogini zaciągała ją do Chejrona. Anka była uparta jak jej siostra. Jeśli uważała, że coś tak jest, to bardzo trudno było jej to wyperswadować.
 Im bliżej były, tym bardziej niepokój wybranki Księżyca rósł. A kiedy tylko przekroczyły drzwi, dawna władczyni Arendell poczuła przypływ paniki. Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć co jest jej źródłem.
 Wicedyrektor Obozu nie był sam. Towarzyszył mu przystojny mężczyzna z czarnymi włosami i brodą przyprószoną siwizną. Miał na sobie garnitur. Obok nich stała wysoka, chuda kobieta o tym samym kolorze tęczówek i fryzury, ubrana w białą suknię. Oboje roztaczali aurę potęgi i starożytności.
 Heroska zamarła zaskoczona, jednak zaraz zrobiła krok w przód, częściowo zasłaniając swoją sylwetką Strażniczkę. Wciąż trzymała jej nadgarstek. Obozowiczka zacisnęła usta i posłała nieco im wojownicze spojrzenie.
 - Zeusie... - skłoniła się delikatnie mężczyźnie - ...Ateno - dodała niechętnie kiwając tylko nieznacznie kobiecie.
 - Czy tak, Anno, powinnaś traktować swoją matkę? - zapytała bogini, przeszywając ją wzrokiem ze swoich stalowych oczu.
 - Mam już jedną matkę. Ty mnie urodziłaś i porzuciłaś, a potem jeszcze próbowałaś zabić moją przyjaciółkę. - odparła lodowato półbogini.
 - Panno Samula - centaur wtrącił się w ich rozmowę - byłoby lepiej, gdybyś opuściła Wielki Dom. Musimy porozmawiać z panną Wilk. Na osobności.
 - Chejronie, chyba żartujesz! - oburzyła się - Nikola omal nie została zamordowana przez nią, a ja mam jej tak po prostu pozwolić z nią przebywać?!
 - Mogę ci obiecać, że w Wielkim Domu będzie nietykalna - stwierdził wicedyrektor Obozu. Polka już otworzyła usta, żeby kolejny raz zaprotestować, ale poczuła zimną dłoń przyjaciółki, która delikatnie rozginały jej coraz bardziej kurczowo zaciskające się palce. Spojrzała na nią z zaskoczeniem. Córa zimy uśmiechnęła się smutno.
 - Nie. Nie! - sprzeciwiła się półbogini, wyrywając rękę z jej uścisku - Nawet o tym nie myśl!
 - Ania, przecież wiedziałaś, że tak będzie - powiedziała cicho Wilk - To musiało się stać. Nie mogłam przecież ukrywać się przez wieczność
 - Nie - powtórzyła okularnica, kręcąc głową. Nawet nie miała zamiaru dopuścić do siebie takiej myśli. Przecież musiało być jakieś inne wyjście!
 - Ania, wyjdź, proszę cię...
 - Nie!
 - Anno - głos Strażniczki stwardniał. Jego ton niemal zmroził krew w żyłach obozowiczki - wyjdziesz stąd teraz albo cię do tego zmuszę.
 Córka Ateny rozchyliła usta, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Potem jej mina powoli zaczęła się zmieniać. Z lekkim ociąganiem zacisnęła wargi w wąską kreskę, mrużąc nieco oczy, w których widać było złość. Ta groźba sprawiła, że Polka poczuła się zdradzona. Poświęciła tyle czasu, żeby pomóc tej dziwnej dziewczynie, a ta teraz miała zamiar to wszystko zaprzepaścić, jak ostatnia idiotka oddając się w ręce bogów, którzy ją ścigali.
 Półbogini pokręciła delikatnie głową, posyłając Nikoli rozczarowane spojrzenie. Następnie bez słowa obróciła się na pięcie i wymijając wybrankę Księżyca, wyszła z Wielkiego Domu, trzaskając drzwiami.
 Dawna władczyni Arendell nawet nie zauważyła, kiedy jej ubrania zmieniły się w lodową suknię. Złapała delikatnie za spódnicę i skłoniła się im. Przez chwilę trwała w takiej pozycji, niepewna czy wolno jej na nich spojrzeć, jednak potem wyprostowała się. Czuła na sobie badawczy wzrok bogini mądrości.
 - Co robisz w naszym świecie, duchu? - spytał Zeus
 - Nie znalazłam się tu celowo, nie wiedziałam, że te drzwi tu prowadzą - oznajmiła dziewczyna, dumna z siebie, iż głos jej nie zadrżał - Chciałam tylko znaleźć się tak daleko, jak tylko się da od miejsca, z którego pochodzę
 - Miewaliśmy wizyty już takich jak ty, ale żadne z nich nie było na tyle nieroztropne, by podnosić rękę na nasze dzieci - odezwała się Atena.
 - Nie przybyłam tutaj, by walczyć - powiedziała Frozenchild. Dłonie zaczynały się jej powoli trząść, dlatego przycisnęła je do serca - Zazwyczaj to kontroluję, ale wtedy, na granicy śmierci, straciłam panowanie nad mocą...
 - Jesteś zagrożeniem - stwierdziła bogini mądrości - Trzeba cię usunąć - z twarzy centaura na te słowa odpłynęła cała krew. Podszedł do Elsy
 - Ateno z całym szacunkiem, ale obiecałem twojej córce... - więcej nie zdołał powiedzieć. Sylwetka kobiety zaczęła rosnąć i promieniować energią, będącą w stanie spalić setki potworów, gdyby znalazły się za blisko.
 Pierwsze uderzenie tej moc powaliło Chejrona i Nikolę na ziemię. Strażniczka skuliła się, czując, jak skóra zaczyna ją palić. Ale potem nagle przyszła ulga. Frozenchild nieśmiało uchyliła oczy. Atena dalej promieniała niczym supernowa, jej sylwetka miała kilka metrów, jednak na platynowowłosą już to nie działało. Jakby się uodporniła na ten ogrom energii.
 Nagle koło siebie usłyszała przepełniony cierpieniem jęk. Odwróciła głowę w stronę odgłosu i zamarła. Wicedyrektor Obozu leżał na podłodze, drżąc. Jego skóra miała dziwny, nienaturalny jaskrawo czerwony kolor. Gdzieniegdzie zaczynały już tworzyć się krwawiące rany.
 Energia, którą uwalniała bogini, powoli go spalała.
 Strażniczka pod wpływem impulsu złapała go za rękę. Nie była pewna co chciała zrobić - podnieść go na duchu, wesprzeć? - ale wiedziała co potem się stało. Ciało centaura pokryło... coś. Jakby lód, ale płynny, oblepiający dokładnie ciało i poruszający się z nim. Chejron nadal był obolały - co do tego nie miała wątpliwości, jednak już był bezpieczny.
 Człowiek, a raczej półczłowiek, który stanął w jej obronie. Szczerze mówiąc, ona sama nigdy by go o to nie podejrzewała. Przecież już jak pierwszy raz się spotkali, dziwnie na nią spoglądał. Wiedział już wtedy, że coś jest nie tak. A jednak teraz usiłował powstrzymać boginię i mimo że to nic nie dało, Elsa była mu naprawdę wdzięczna.
 Rany mężczyzny powoli zaczęły się zamykać. Oszołomiony mężczyzna uniósł wzrok, spoglądając w twarz Frozenchild ze zdumieniem. Dziewczyna posłała mu delikatny, zmęczony uśmiech.
 Nikola nie wiedziała ile czasu minęło, zanim to wszystko się skończyło. Pamiętała tylko szok bogini, kiedy wstała z podłogi bez nawet najmniejszego znaku, że ją to ruszyła. Nawet włosy się jej nie rozsypały. Tylko ten płynny lód, który ją pokrywał, był jedyną widzialną zmianą.
 No i może większa pewność siebie w jej postawie. Stała wyprostowana, z godnością, ale nie przesadną. Prezentowała się tak, jak powinna wyglądać królowa w odwiedzinach na obcym dworze. Tak jak ją uczono w Arendell. Ta wczorajsza walka i ten lód, przypomniały jej dlaczego nie powinna się ich bać. Przecież nie mogli jej zabić. Cokolwiek by nie wymyślili, jej moc jest w stanie temu zapobiec i ją ocalić.
 - Bogowie - skłoniła się z szacunkiem - Nie przybyłam tu walczyć. Chciałabym raczej zawrzeć z wami rozejm - Atena przyjrzała się jej uważnie - Jestem dla was zagrożeniem, to prawda. Ale mogę przysiąc na moją moc, iż nie będę usiłowała was obalić, jeśli wy przysięgniecie na Styks, że nie będziecie mnie atakować. W ten sposób obie strony będą zadowolone - Elsa rozłożyła lekko ręce, obracając dłonie wewnętrzną stroną do góry.
 - Chcesz pozostać wśród naszych dzieci - bardziej stwierdziła niż zapytała bogini mądrości
 - Zaiste, pani. To herosi ocalili mnie od szaleństwa, pomogli mi, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Mam wśród nich przyjaciół. Czy to dziwne, że chcę z nimi zostać?
 - Mnie taki układ satysfakcjonuje - stwierdził Zeus, gładząc dłonią swoją brodę - W imieniu wszystkich bogów przyrzekam na Styks, iż nie będziemy atakować ciebie... - popatrzył na nią pytająco
 - Elsa Frozenchild - powiedziała szybko Strażniczka
 - ... Elso Frozenchild, o ile ty nie zrobisz tego pierwsza.
 - Ja, Elsa Frozenchild, przysięgam na moją moc, że nie zaatakuję was, bogów, o ile wy nie zrobicie tego pierwsi
***
 Nieśmiertelni nie musieli jeść, pić czy spać. Byli niczym zamrożeni w czasie.
 Jednak ich wygląd mógł się zmieniać w niewielkim zakresie. Mogli też się zmęczyć, mogli potrzebować odpoczynku.
 Jack był tego dobrym przykładem. Przez ostatnie pół roku nie miał nic w ustach, a nawet jak już Strażnicy zmusili go, by coś przełknął, wymiotował. Po prostu nie potrafił nic zjeść. Nawet nie pił. Policzki miał zapadnięte, wszystkie kości w jego ciele rysowały się pod skórą wystarczająco, żeby je zobaczyć. Oczy już dawno straciły swój blask. Był zaledwie cieniem siebie samego.
 Leżał skulony na pokrytej warstwą śniegu podłodze. Dłonie miał tak mocno zaciśnięte na drewnianym kiju, że kostki mu zbielały, a skóra opinała jeszcze mocniej każdy staw i kość. Trzymał się jej, jakby to była ostatnia jego nadzieja, jakby to byłą ostatnia deska jego ratunku.
 Leżał tak, będąc zbyt otępiałym by się poruszać, zbyt zmęczonym, żeby cokolwiek zrobić. Nie spał, nie był nieprzytomny, ale jednocześnie nie myślał o niczym. Jego niemal martwe oczy wpatrywały się w lodowy posąg, u którego stóp leżał.
 Figura przedstawiała dziewczynę o smukłej sylwetce ze szczupłą talią i niewielkimi krągłościami. Ubrana była w suknię z błyszczącym gorsetem oraz rozcięciem z boku, mniej więcej od kolana w dół. Ręce miała opuszczone luźno po bokach. Włosy splecione w luźny warkocz, zarzucony na ramię, przetykany śnieżynkami.
 Jej twarz była jakby zamyślona. Delikatny uśmiech igrał na jej wąskich wargach, a odrobinkę zmrużone oczy patrzyły przed siebie z radością. Z wiarą. Z ufnością.
 Dokładnie tak jak ją zapamiętał.
 Tyle mu zostało po miłości jego życia. Lodowy posąg o jej twarzy, o jej oczach i uśmiechu i ta pustka w sercu, której nic nie potrafiło zapełnić, i ten ból, którego nic nie mogło powstrzymać.
 Był na tym świecie. Żył. Ale nic więcej. Nie miał już w sobie tej dawnej radości. Zniknęła wraz z Nią. Kiedy już zrozumiał, że jej nie znajdzie, kiedy po czterech miesiącach odkąd została wyciągnięta z pozytywki i trzech odkąd uciekła od Wiktorii, nie trafił na żaden jej ślad, poddał się. Po prostu zamknął się w jej pokoju, ignorując wszystko wokół. Stworzył tylko figurę, żeby złagodzić ten ból. Jednak odniósł całkowicie odwrotny efekt. Statua przypominała mu, że jej nie ma. Że nie wróci. Że ją stracił.
 Zaczęło mu się robić ciemno przed oczami, ale nie bał się. Jako duch nie mógł spać, więc z ulgą witał każdą utratę przytomności. Żeby chociaż na chwilę wyrwać się z tego świata i uciec od bólu i pustki, której nic nie mogło zapełnić.
 Jednak tym razem coś było inaczej.
 Tym razem w tej ciemności pojawiło się światełko.

1 komentarz:

  1. Przepraszam że dopiero teraz komentuje ale nie miałam czasu. Rozdział super czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń