Elsa patrzyła z lekką obawą jak Lucy ustawia coraz więcej kosmetyków oraz przyborów na czwartym stole. Rudowłosa kazała dziewczynie usiąść na obrotowym krześle obok niego i grzecznie czekać.
Ale Strażniczka Wiary mimo to się stresowała, czemu dawała upust po przez wystukiwanie różnych rytmów palcami na nodze. Po prostu te wszystkie farby, pudełeczka, szczotki, grzebyki i Księżyc wie co jeszcze ją przerażały.
- Ufasz mi? - spytała Lucy, biorąc do ręki nożyczki i kosmyk jej mokrych włosów
- Tak po namyśle to raczej nie - stwierdziła słabym głosem brązowowłosa, na co córka Afrodyty się roześmiała
- Spokojnie, projekt zatwierdzony przez Piper - powiedziała ruda - W większości - dodała cichutko pod nosem
- Słucham?!
- Au! - pisnęła dziewczyna, za późno orientując się co robi jej znajoma. Spojrzała na nią z wyrzutem - Postanowiłam ci zaufać, ale mogłaś uprzedzić!
- Ups - zachichotała rudowłosa, przekłuwając jej drugie ucho i brew, na co ta jęknęła - Spokojnie, to tylko trzy kolczyki - dodała, ścierając hennę i nakładając kolejną porcję kosmetyków na jej twarz - Zamknij oczy - poleciła. Wilk grzecznie wypełniła nakaz i czekała na dalszy rozwój wypadków. Nie miała bladego pojęcia co się dzieje z jej wyglądem, bo córka Afrodyty pozasłaniała wszystkie lustra w zasięgu jej wzroku, żeby dziewczyna się przypadkiem nie zobaczyła przed końcem transformacji. Planowała dla niej ogromną niespodziankę - Skoro jesteś z Polski i to raczej nie przyjechałaś tu bez bagażu. Dlaczego go nie zabrałaś tutaj? Przecież wolno opuszczać Obóz, to tylko jest niewskazane, ale niektórzy i tak to robią. Jestem pewna, że Chejron by ci pozwolił - stwierdziła ruda. Podczas ścinania i odmieniania włosów byłej królowej Arendell, zdążyły chwilę porozmawiać. Okazało się, że Lucy wcale nie jest taka zła, tylko bardzo bezpośrednia.
- Nie miałam czasu się spakować, to była bardziej ucieczka - powiedziała cicho, lekko zawstydzona. Musiała podtrzymywać wersję, którą opowiedziała Melanie i Ricie. W sumie była to prawda tylko nieco przekręcona i dopasowana do niemagicznych realiów.
- Jakieś wymagania co do tatuaży, czy mogę przyszaleć? - zapytała rudowłosa. Elsa zawahała się chwilę przed odpowiedzią.
- Mogę kartkę? - poprosiła. Lucy szybko podsunęła jakiś papier, ale nie mogąc namierzyć długopisu, podała jej eyeliner - Jakbyś mogła to gdzieś wpasować... - narysowała cztery znaczki. Pierwszy przypominał kanciastą rybę stojącą na ogonie, drugi dwa "P" z trójkątami zamiast brzuszków, trzeci był pionową kreską, a ostatni strzałką skierowaną w górę. Runy - O ile to nie problem, oczywiście - dodała szybko. Córka z zaciekawieniem przyjrzała się rysunkowi.
- Co to znaczy?
- Opila, mannaz, isa, teiwaz - oznajmiła Strażniczka zamyślona - "Pomijać"* zapisane północnymi runami
- Damy radę - stwierdziła Lucy, biorąc do rąk kieliszek z czarną mazią i cienki pędzelek - Przed czym uciekałaś? Może przed mafią? - ostatnie zdanie było tylko żartem, ale Elsa pokiwała głową.
- Można tak powiedzieć. Chociaż mówiliśmy o sobie Strażnicy i byliśmy raczej samozwańczą policją, a nie grupą przestępczą. Chroniliśmy.
- Serio? Mogłabyś mi więcej o nich opowiedzieć? - poprosiła dziewczyna, malując jej usta. Nikola wykorzystała tą chwilę na przypomnienie sobie co mówiła wcześniej, żeby przypadkiem nie zacząć sobie zaprzeczać
- Naszą Bazą był dom Mikołaja - zaczęła wybranka Księżyca - On mieszkał pod miastem, niezbyt daleko, ale na odludziu. Nie wiem jak zaczęła się ich przygoda z Panem Księżycem, nigdy właściwie o to nie zapytałam... byli praktycznie rodziną. Stefan opiekował się od małego Amandą, bo któregoś dnia przyszła do niego stara przyjaciółka z czarnowłosą pięciolatką i błagała, żeby się zajął jej córką. Nigdy po nią nie wróciła. Za to po latach przybył do nich Oliwier, twierdząc, że jest bratem Amandy. Jak dla mnie to mało prawdopodobne, ale faktem jest, że został. Z Jackiem była inna historia. Był dla nich raczej uciążliwy, często wkradał się do Bazy i żaden alarm nie był w stanie go powstrzymać. Psy zresztą też nie, wręcz przeciwnie, uwielbiały go. Nie kradł dużo, tylko trochę jedzenia, bo jak się potem okazało od dawna żył na ulicy. Był sierotą, bo cała jego rodzina spłonęła w pożarze. Nie miał zamiaru też pozwolić, by zabrali go do sierocińca, dlatego ukrywał się i dopuszczał się drobnych kradzieży, żeby przeżyć. Któregoś dnia zabrał broń. Zapasową szablę Mikołaja i pistolety, które trzymali w zapasie.
Kilka dni później Strażnicy wybrali się na akcję, bo ktoś z gangu Asmodeusza, naszych przeciwników, zaczął zbytnio rozrabiać i trzeba było go uświadomić. Oliwier prawie zginął, kiedy zostali zagonieni w zaułek, ale na szczęście Jacek, który obserwował ich od dłuższego czasu, zrobił sobie ze sznurka coś w rodzaju bungee i zablokował pocisk szpadą. Potem zrzucił im drabinkę do jednego z balkonów opuszczonego bloku. Strażnicy wahali się, to oczywiste, jednak Jacek miał i na to sposób. "To chyba twoja szpada, dziadku" zadrwił i zwiał na górę. Mikołaj wręcz kochał swoją broń, dlatego pognał zaraz za nim, a reszta goniła ich dwójkę. Złapali go, ale mam wrażenie, że to tylko dlatego, że im na to pozwolił. Bo kiedy on nie chciał, żeby ktoś go złapał, to był niedościgniony. Biegał strasznie szybko i skakał niemal po wszystkim. Po murkach, parapetach, ławkach, samochodach, wiatach na przystankach... jako że żył tak długo na minimalnej ilości jedzenia z dużą aktywnością, bo musiał nieraz uciekać, był przeraźliwie wręcz chudy i lekki.
W Bazie jakoś nie za bardzo wyglądał na zdenerwowanego, a przecież został złapany przez ludzi z bronią, których okradał od co najmniej dwóch lat. Chociaż on nigdy nic nie bierze na poważnie...
Były to szary, mięciutki sweterek z czarnym sercem z przodu i dekoltem w łódeczkę, jasne dżinsy i jasnoszaroniebieskie trampki z białymi podeszwami sięgające przed kostkę.
Westchnęła cicho i zdjęła swoje ubrania. Na chwilę się zawahała, wyczuwając pod palcami łańcuszek z zawieszką w kształcie śnieżynki, ale założyła cuchy, które dostała.
"No dobra, nie będzie tak źle", pomyślała pozwalając sobie na odrobinę nadziei. Może to się uda? Te ciuchy były nawet fajne i szczerze mówiąc, mogła by je spokojnie nosić całe życie. Ciekawa była tylko co zobaczy, kiedy spojrzy w lustro.
- Złotko, nie mamy całego dnia! - rozległ się głos Piper. Indianka nie mogła niestety być podczas przemiany, ale wpadła zobaczyć efekty. Tak samo jak Anka - I nie patrz w lustro! To ma być niespodzianka!
Elsa ubrała się pośpiesznie i z lekkim zawahaniem wyszła z łazienki. Polka weszła do domku Afrodyty dopiero po tym, jak Strażniczka weszła do owego pomieszczenia, więc nie widziała jak wygląda jej koleżanka. Ale jak już ją zobaczyła, to opadła jej szczęka.
- Ona wygląda super! Zarąbiście! - wykrzyknęła - Zawsze wiedziałam, że świetnie zmieniasz ludzi, ale serio serijo, nie poznałabym jej, gdybym nie wiedziała, że to ona!
- Ania, ale wiesz, że my nie znamy polskiego? - wtrąciła się grupowa domku - Może by tak po angielsku?
- Wybacz, nie celowo - zachichotała blondynka - To jest po prostu wspaniała robota...
Dalej Nikola jej nie słuchała. Ze zdziwieniem wpatrywała się w lustro, które przytrzymywała Lucy. Dziewczyna, którą w nim widziała, nie była nią. A przynajmniej nie wyglądała.
Tamta dziewczyna miała włosy do ramion, u góry, w około jednej trzeciej były czarne, a dalej jasnoszaroniebieskie, praktycznie w tym samym odcieniu co buty i tęczówki. Jej oczy nie wyglądały na tak ogromne i były delikatnie, niemal niezauważalnie podkreślone ciemnym cieniem do powiek i eyelinerem. Usta pełniejsze i lekko podkreślone różową matową szminką. Nawet jej twarz zdawała się być bardziej pociągła, z zarysowanymi kośćmi policzkowymi. W uszach miała dwie srebrne kuleczki, w brwi zaś coś w rodzaju łuku zabezpieczonego maleńkimi kwadracikami.
Bardziej jednak zainteresowały Strażniczkę tatuaże, które zrobiła jej Lucy. Pod prawym okiem miała runy, pod lewym trzy kropki, na obojczykach zaś ważkę i dmuchawca, którego ziarenka w locie zmieniały się w ptaki.
Elsa z Arendell była królową lodu o chłodnym spojrzeniu ogromnych oczu i okrągłej twarzy, która często przybierała maskę lodowatego spokoju.
Elsa Frozenchild była Strażniczką Wiary z ciemnobrązowymi włosami, tęczówkami barwy płynnego złota i ognistym temperamentem.
Nikola była słodką siedemnastoletnią dziewczyną z tatuażami, dużymi oczami i delikatnej urodzie rusałki. Była ładna, urocza i uśmiechnięta.
To naprawdę nowy początek. Teraz już nigdy nie wróci do tamtego wymiaru, do Strażników czy nawet rodziny. Tak będzie lepiej dla wszystkich, dla niej samej też.
"Ktoś zarzuca ci egoizm i co z tego? Masz pełne prawo by się bronić"
Czas zacząć myśleć też osobie.
________
*- chodzi mi o słowo "Omit", które wg wujka Google oznacza "Pomijać". One rozmawiają po angielsku, dlatego stwierdzenie "Omit czyli pomijać", ergo w tym języku "Pomijać czyli pomijać", byłoby zdeczka bez sensu
Ale Strażniczka Wiary mimo to się stresowała, czemu dawała upust po przez wystukiwanie różnych rytmów palcami na nodze. Po prostu te wszystkie farby, pudełeczka, szczotki, grzebyki i Księżyc wie co jeszcze ją przerażały.
- Ufasz mi? - spytała Lucy, biorąc do ręki nożyczki i kosmyk jej mokrych włosów
- Tak po namyśle to raczej nie - stwierdziła słabym głosem brązowowłosa, na co córka Afrodyty się roześmiała
- Spokojnie, projekt zatwierdzony przez Piper - powiedziała ruda - W większości - dodała cichutko pod nosem
- Słucham?!
***
Nikola z niecierpliwością wyczekiwała momentu, kiedy Lucy w końcu zakończy swoje dzieło. Na głowie miała już któryś raz pianę, hennę na brwiach oraz rzęsach i...- Au! - pisnęła dziewczyna, za późno orientując się co robi jej znajoma. Spojrzała na nią z wyrzutem - Postanowiłam ci zaufać, ale mogłaś uprzedzić!
- Ups - zachichotała rudowłosa, przekłuwając jej drugie ucho i brew, na co ta jęknęła - Spokojnie, to tylko trzy kolczyki - dodała, ścierając hennę i nakładając kolejną porcję kosmetyków na jej twarz - Zamknij oczy - poleciła. Wilk grzecznie wypełniła nakaz i czekała na dalszy rozwój wypadków. Nie miała bladego pojęcia co się dzieje z jej wyglądem, bo córka Afrodyty pozasłaniała wszystkie lustra w zasięgu jej wzroku, żeby dziewczyna się przypadkiem nie zobaczyła przed końcem transformacji. Planowała dla niej ogromną niespodziankę - Skoro jesteś z Polski i to raczej nie przyjechałaś tu bez bagażu. Dlaczego go nie zabrałaś tutaj? Przecież wolno opuszczać Obóz, to tylko jest niewskazane, ale niektórzy i tak to robią. Jestem pewna, że Chejron by ci pozwolił - stwierdziła ruda. Podczas ścinania i odmieniania włosów byłej królowej Arendell, zdążyły chwilę porozmawiać. Okazało się, że Lucy wcale nie jest taka zła, tylko bardzo bezpośrednia.
- Nie miałam czasu się spakować, to była bardziej ucieczka - powiedziała cicho, lekko zawstydzona. Musiała podtrzymywać wersję, którą opowiedziała Melanie i Ricie. W sumie była to prawda tylko nieco przekręcona i dopasowana do niemagicznych realiów.
- Jakieś wymagania co do tatuaży, czy mogę przyszaleć? - zapytała rudowłosa. Elsa zawahała się chwilę przed odpowiedzią.
- Mogę kartkę? - poprosiła. Lucy szybko podsunęła jakiś papier, ale nie mogąc namierzyć długopisu, podała jej eyeliner - Jakbyś mogła to gdzieś wpasować... - narysowała cztery znaczki. Pierwszy przypominał kanciastą rybę stojącą na ogonie, drugi dwa "P" z trójkątami zamiast brzuszków, trzeci był pionową kreską, a ostatni strzałką skierowaną w górę. Runy - O ile to nie problem, oczywiście - dodała szybko. Córka z zaciekawieniem przyjrzała się rysunkowi.
- Co to znaczy?
- Opila, mannaz, isa, teiwaz - oznajmiła Strażniczka zamyślona - "Pomijać"* zapisane północnymi runami
- Damy radę - stwierdziła Lucy, biorąc do rąk kieliszek z czarną mazią i cienki pędzelek - Przed czym uciekałaś? Może przed mafią? - ostatnie zdanie było tylko żartem, ale Elsa pokiwała głową.
- Można tak powiedzieć. Chociaż mówiliśmy o sobie Strażnicy i byliśmy raczej samozwańczą policją, a nie grupą przestępczą. Chroniliśmy.
- Serio? Mogłabyś mi więcej o nich opowiedzieć? - poprosiła dziewczyna, malując jej usta. Nikola wykorzystała tą chwilę na przypomnienie sobie co mówiła wcześniej, żeby przypadkiem nie zacząć sobie zaprzeczać
- Naszą Bazą był dom Mikołaja - zaczęła wybranka Księżyca - On mieszkał pod miastem, niezbyt daleko, ale na odludziu. Nie wiem jak zaczęła się ich przygoda z Panem Księżycem, nigdy właściwie o to nie zapytałam... byli praktycznie rodziną. Stefan opiekował się od małego Amandą, bo któregoś dnia przyszła do niego stara przyjaciółka z czarnowłosą pięciolatką i błagała, żeby się zajął jej córką. Nigdy po nią nie wróciła. Za to po latach przybył do nich Oliwier, twierdząc, że jest bratem Amandy. Jak dla mnie to mało prawdopodobne, ale faktem jest, że został. Z Jackiem była inna historia. Był dla nich raczej uciążliwy, często wkradał się do Bazy i żaden alarm nie był w stanie go powstrzymać. Psy zresztą też nie, wręcz przeciwnie, uwielbiały go. Nie kradł dużo, tylko trochę jedzenia, bo jak się potem okazało od dawna żył na ulicy. Był sierotą, bo cała jego rodzina spłonęła w pożarze. Nie miał zamiaru też pozwolić, by zabrali go do sierocińca, dlatego ukrywał się i dopuszczał się drobnych kradzieży, żeby przeżyć. Któregoś dnia zabrał broń. Zapasową szablę Mikołaja i pistolety, które trzymali w zapasie.
Kilka dni później Strażnicy wybrali się na akcję, bo ktoś z gangu Asmodeusza, naszych przeciwników, zaczął zbytnio rozrabiać i trzeba było go uświadomić. Oliwier prawie zginął, kiedy zostali zagonieni w zaułek, ale na szczęście Jacek, który obserwował ich od dłuższego czasu, zrobił sobie ze sznurka coś w rodzaju bungee i zablokował pocisk szpadą. Potem zrzucił im drabinkę do jednego z balkonów opuszczonego bloku. Strażnicy wahali się, to oczywiste, jednak Jacek miał i na to sposób. "To chyba twoja szpada, dziadku" zadrwił i zwiał na górę. Mikołaj wręcz kochał swoją broń, dlatego pognał zaraz za nim, a reszta goniła ich dwójkę. Złapali go, ale mam wrażenie, że to tylko dlatego, że im na to pozwolił. Bo kiedy on nie chciał, żeby ktoś go złapał, to był niedościgniony. Biegał strasznie szybko i skakał niemal po wszystkim. Po murkach, parapetach, ławkach, samochodach, wiatach na przystankach... jako że żył tak długo na minimalnej ilości jedzenia z dużą aktywnością, bo musiał nieraz uciekać, był przeraźliwie wręcz chudy i lekki.
W Bazie jakoś nie za bardzo wyglądał na zdenerwowanego, a przecież został złapany przez ludzi z bronią, których okradał od co najmniej dwóch lat. Chociaż on nigdy nic nie bierze na poważnie...
***
- Załóż to - poleciła Lucy, wciskając Nikoli w ręce zwinięte w kulkę ciuchy. Pogoniła ją do łazienki, gdzie swoją drogę też lustro było zasłonięte. Strażniczka popatrzyła niepewnie na ubrania w swoich rękach.Były to szary, mięciutki sweterek z czarnym sercem z przodu i dekoltem w łódeczkę, jasne dżinsy i jasnoszaroniebieskie trampki z białymi podeszwami sięgające przed kostkę.
Westchnęła cicho i zdjęła swoje ubrania. Na chwilę się zawahała, wyczuwając pod palcami łańcuszek z zawieszką w kształcie śnieżynki, ale założyła cuchy, które dostała.
"No dobra, nie będzie tak źle", pomyślała pozwalając sobie na odrobinę nadziei. Może to się uda? Te ciuchy były nawet fajne i szczerze mówiąc, mogła by je spokojnie nosić całe życie. Ciekawa była tylko co zobaczy, kiedy spojrzy w lustro.
- Złotko, nie mamy całego dnia! - rozległ się głos Piper. Indianka nie mogła niestety być podczas przemiany, ale wpadła zobaczyć efekty. Tak samo jak Anka - I nie patrz w lustro! To ma być niespodzianka!
Elsa ubrała się pośpiesznie i z lekkim zawahaniem wyszła z łazienki. Polka weszła do domku Afrodyty dopiero po tym, jak Strażniczka weszła do owego pomieszczenia, więc nie widziała jak wygląda jej koleżanka. Ale jak już ją zobaczyła, to opadła jej szczęka.
- Ona wygląda super! Zarąbiście! - wykrzyknęła - Zawsze wiedziałam, że świetnie zmieniasz ludzi, ale serio serijo, nie poznałabym jej, gdybym nie wiedziała, że to ona!
- Ania, ale wiesz, że my nie znamy polskiego? - wtrąciła się grupowa domku - Może by tak po angielsku?
- Wybacz, nie celowo - zachichotała blondynka - To jest po prostu wspaniała robota...
Dalej Nikola jej nie słuchała. Ze zdziwieniem wpatrywała się w lustro, które przytrzymywała Lucy. Dziewczyna, którą w nim widziała, nie była nią. A przynajmniej nie wyglądała.
Tamta dziewczyna miała włosy do ramion, u góry, w około jednej trzeciej były czarne, a dalej jasnoszaroniebieskie, praktycznie w tym samym odcieniu co buty i tęczówki. Jej oczy nie wyglądały na tak ogromne i były delikatnie, niemal niezauważalnie podkreślone ciemnym cieniem do powiek i eyelinerem. Usta pełniejsze i lekko podkreślone różową matową szminką. Nawet jej twarz zdawała się być bardziej pociągła, z zarysowanymi kośćmi policzkowymi. W uszach miała dwie srebrne kuleczki, w brwi zaś coś w rodzaju łuku zabezpieczonego maleńkimi kwadracikami.
Bardziej jednak zainteresowały Strażniczkę tatuaże, które zrobiła jej Lucy. Pod prawym okiem miała runy, pod lewym trzy kropki, na obojczykach zaś ważkę i dmuchawca, którego ziarenka w locie zmieniały się w ptaki.
Elsa z Arendell była królową lodu o chłodnym spojrzeniu ogromnych oczu i okrągłej twarzy, która często przybierała maskę lodowatego spokoju.
Elsa Frozenchild była Strażniczką Wiary z ciemnobrązowymi włosami, tęczówkami barwy płynnego złota i ognistym temperamentem.
Nikola była słodką siedemnastoletnią dziewczyną z tatuażami, dużymi oczami i delikatnej urodzie rusałki. Była ładna, urocza i uśmiechnięta.
To naprawdę nowy początek. Teraz już nigdy nie wróci do tamtego wymiaru, do Strażników czy nawet rodziny. Tak będzie lepiej dla wszystkich, dla niej samej też.
"Ktoś zarzuca ci egoizm i co z tego? Masz pełne prawo by się bronić"
Czas zacząć myśleć też osobie.
________
*- chodzi mi o słowo "Omit", które wg wujka Google oznacza "Pomijać". One rozmawiają po angielsku, dlatego stwierdzenie "Omit czyli pomijać", ergo w tym języku "Pomijać czyli pomijać", byłoby zdeczka bez sensu