niedziela, 2 października 2016

Rozdział 24 - NIE!

 - NIKOLA!!! - krzyczała zapłakana Anka, wciąż klęcząc nad przepaścią. Wbijała paznokcie w krawędź klifu z całej siły i uparcie wpatrywała się w ostre skały poniżej. Nadal miała nadzieję, że to jeden wielki żart i jej przyjaciółka zaraz się pokaże i będą się śmiały...
 Ale wiedziała, że to stało się naprawdę. W końcu Wilk była inna niż wszyscy i na dodatek bogowie uważali ją za zagrożenie, więc niemożliwe było ukrywanie tego faktu w nieskończoność. Chociaż dalej nie potrafiła zrozumieć, co się stało z Nikolą, kiedy padło na nią światło tego drugiego księżyca, który się pojawił znikąd na niebie.
 "Włosy nie mogą być ani platynowe, ani ciemnobrązowe, a oczy niebieskie czy złote"
 To zdarzenie nadawało więcej sensu tym słowom. Ciemnobrązowe włosy i złote oczy, to był wygląd, który prezentowała na początku. A platynowa fryzura i niebieskie tęczówki, to to czym się stała, kiedy padło na nią to światło.
 To był zapewne jej prawdziwy wygląd. W końcu kiedy zorientowała się, co się dzieje, załamała się.
 Anka widziała przerażenie w jej oczach. Nieme błaganie o pomoc, na które nikt, włącznie z jej przyjaciółką, nie odpowiedział.
 Samula nie miała pojęcia kim Nikola była w przeszłości. Nie wiedziała co ta robiła, czy z kim się zadawała. Ale widziała cały ten żal i ból, który dziewczyna tak desperacko starała się ukryć. Jeśli Wilk zrobiła coś złego, z pewnością tego żałowała.
 I na pewno nie zasłużyła na taki los.
 Gdzieś z tyłu rozległ się chrzęst rozbijanego lodu; to Chejron uwolnił Kaylę z zimnych kajdan. Rudowłosa z ulgą roztarła zmarznięte dłonie, wymieniając zszokowane i nieco przestraszone spojrzenia z Valdezem i Annabeth. Byli wstrząśnięci tym co przed chwilą zostało uczynione ich rękami.
 Kimkolwiek nie była ta dziewczyna, oni ją zabili. Zabili. Ona nie żyje. Mieli na rękach jej krew.
 Najgorsze dla córki Apolla było to, że pamiętała to. Aż zbyt dobrze. Każdą sekundę, każde przerażone spojrzenie, które rzuciła im Nikola. Dosłownie każde. Nie miała pojęcia jak to się stało, ale wtedy widziała wszystko także oczami Annabeth i Valdeza.
 Dodatkowo Anka sprawiała, że owa trójka czuła się jeszcze gorzej. Blondynka klęczała na krawędzi klifu, obejmując się ramionami i wciąż krzyczała, błagając swoją przyjaciółkę, by wróciła. Inni obawiali się do niej podejść, widząc ogrom jej bólu i smutku.
 Dopiero kiedy zgięła się wpół, wbijając paznokcie w ciało tak mocno, że po skórze zaczęły spływać jej pojedyncze kropelki krwi, Lisabelle zdołała wykrzesać z siebie wystarczająco siły i podejść do niej. Córka Apolla pogłaskała ją lekko po plecach.
 - Ona nie jest martwa - załkała Anka - Nie może. Nie może być martwa!
 - Ania...
 - NIE! - wrzasnęła Polka, ale głos się jej załamał i przeszedł z powrotem w szloch - Ona nie jest taka jak my, może, może wcale tam nie spadła, może się uratowała, może wciąż żyje, może nic jej nie jest...
- Aniu, spójrz tam w dół - powiedziała na tyle spokojnym głosem, na ile ją było stać, Lisa. Blondynka pociągnęła nosem i przetarła oczy, po czym po krótkiej chwili wahania wykonała jej polecenie - Widzisz te skały? - córka Ateny pokiwała powoli głową - Wiesz czym grozi spadnięcie na nie z takiej wysokości?
 - Ale Nikola... - oczy Polki znowu zaszły łzami
 - Nikt nie jest w stanie tego przeżyć - w głosie Belle było słychać wielki smutek.
 Twarz Samuli wykrzywiła się, kiedy ta walczyła z łzami. Ale w końcu się poddała, zwijając się w kulkę na ziemi, tuż obok krawędzi klifu. Lisabelle z niepokojem spojrzała na wodę rozbryzgującą się na ostrych kamieniach u jego podnóża. Bała się, że załamana Polka przez przypadek albo i rozmyślnie spadnie na nie. Nigdy nie wiadomo co jej strzeli do głowy.
 - Ania, może odsunęłabyś się od krawędzi, proszę? - zapytała nieco zaniepokojonym tonem.
 Córka Ateny podniosła się na rękach, wciąż szlochając. Kolejny raz spojrzała na spienione morze, pociągając nosem. Tak bardzo chciała zobaczyć coś, co potwierdziłoby, iż Nikola żyje. Albo chociaż, że jest martwa! Cokolwiek!
 Nagle coś szkarłatnego mignęło się jej pomiędzy grzbietami spienionych fal. Blondynka wychyliła się gwałtownie do przodu, tracąc równowagę. W ostatniej chwili od spadnięcia uratowała ją spanikowana Lisabella, która chwyciła ją za rękę.
 - Anka, co ty robisz?! Oszalałaś?! - pisnęła przerażona córka Apolla - Tak ci śpieszno do spotkania się z bogiem śmierci?!
 - J-ja... widziałam coś! - zawołała Polka. Wyszarpała ramię z uścisku heroski i znowu wychyliła się za krawędź, chociaż tym razem nieco ostrożniej - Tam, w dole! - jedną ręką podpierała się, drugą zaś wskazywała jakieś miejsce nieco oddalone od skał - Coś tam było!
 - Anka, uważaj, bo spadniesz! - panikowała Lisa, łapiąc ją za tył koszulki
 - Tam coś było! Widziałam to!
 - Ania, rozumiem, że jesteś w szoku, to normalne, właśnie straciłaś przyjaciółkę. Ale musisz zrozumieć, że to niemożliwe, żeby ona wciąż żyła... - Belle starała się użyć najłagodniejszego i najbardziej przekonywującego głosu, jaki tylko mogła. Po chwili wstała, otrzepując się z trawy - Chodź, zrobię ci ciepłego picia, pośpisz sobie troszkę...
 Nagle rozległ się głośny plusk i wszyscy poczuli ogromne uderzenie niezwykle silnej magii. Coś szkarłatnego wystrzeliło z morza z wielką prędkością.
 Pierwszy podmuch powietrza powalił wszystkich na ziemię. Zszokowani herosi poprzewracali się na siebie jak kostki domino.
 Drugi odrzucił ich kilkanaście metrów w tył, jedynie trójka pozostała na swoich miejscach. Annabeth, Kayla i Leo. Oni wciąż byli w jednym miejscu i nawet stali. Ich nogi do kolan pokrywał krwawoczerwony lód.
 Anka potrząsnęła głową i spojrzała w górę, na postać osoby, która to zrobiła.
 Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to czerwień. Cała postać była w odcieniach tej barwy. Pąsowe włosy, karmazynowe, ogromne skrzydła, szkarłatna suknia, która w zestawieniu z niemal białą skórą, wyglądała jak świeża krew. I oczy. Te burgundowe oczy, pełne gniewu i nienawiści.
 Polka z przerażeniem zdała sobie sprawę, że mimo tak ogromnych zmian, rozpoznaje tą osobę.
 To była Nikola. Nikola z czerwonymi oczami, w sukni, która zdawała się być stworzona lśniącego w świetle Artemidowego księżyca lodu, który ostro kontrastował z jej skórą, włosami zebranymi w warkocz, z którego kilka kosmyków się wymknęło i skrzydłami, które rozpiętością chyba były od niej ze dwa razy większe.
 Samula nigdy jeszcze nie widziała kogokolwiek tak bardzo wściekłego jak ta dziewczyna. A już szczególnie jej. Smutnej, nieco podłamanej i zranionej nie-heroski. Osoby dla której zerwanie kwiatu wydawało się być zbyt brutalne.
 Ale chyba jednak się pomyliła.
~*~
*wcale nie skacze ze szczęścia, że ktoś tu jeszcze został XD*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz