wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 37 - Co za różnica?

 - Jeszcze się policzymy - wkurzona warknęłam cicho do białowłosego - Nic - dodałam głośniej uśmiechając się sztucznie
 - Nic?! Znikasz na pół roku, wracasz jak gdyby nigdy nic i nie chcesz powiedzieć nam gdzie byłaś, a Jack'a atakuje jego własna moc! To nie jest nic! - piekliła się Wiktoria. Białowłosy zakrztusił się kawą, którą podpijał Kindze
 - Nie powiedziałaś im o niczym? - zdziwił się, gdy już zdołał odetchnąć
 - Jak im miałam to powiedzieć?! - zirytowałam się - Hej, Kinia i Wika! Władam lodem i śniegiem, a zanim umarłam byłam królową Arendell, ale to przecież nic dziwnego, że Księżyc mnie wskrzesił! - dodałam z sztucznym entuzjazmem - O takich rzeczach się nie gawędzi przy kawie!
 - Słucham? - wykrztusiła zszokowana Kinga - Możesz powtórzyć?
 I nagle rozległ się głos:
" - Co ci zrobiłam?"
" - Wystarczy, Anna" - odparł inny głos
" - Nie, dlaczego?! Dlaczego zamykasz przede mną drzwi, dlaczego zamykasz drzwi przed całym światem, czego się boisz?!"
" - Powiedziałam: Wystarczy!" - krzyknął (a właściwie krzyknęła) damski głos i rozległy się dźwięki, jakby coś przecinało szybko powietrze i okrzyki zaskoczenia.
 To było tak niepokojąco znajome...
 - Kinia, mogłabyś mienić dźwięk wiadomości? To chińskie trajkotanie jest irytujące... - powiedziała Wika - A ty się tłumacz! - wycelowała we mnie palcem
 - Oj no weź! - zaprotestowała blondynka - To jeden z moich ulubionych fragmentów tej bajki, a gdybym wzięła po polsku, to nie byłoby zabawy...
 - Jakiej bajki? - zapytałam neutralnym tonem
 - "Kraina Lodu" - odparła Wika - Ale nie wykręcisz się od odpowiedzi! I nie gadaj, że nie widziałaś tego filmu. Każdy go zna! To klasyk bajki, jak "Strażnicy Marzeń" czy "Zaplątani" albo "Jak Wytresować Smoka"!
 - Puśćcie mi ten film - poprosiłam obcym głosem. Spojrzały na mnie zaskoczone, ale wykonały polecenie.
 Na początku w tej bajce nie było nic, co by potwierdziło moje obawy. Znaczy był mały chłopak z reniferem, podobni do Kristoff'a i Swena, ale to nic nie znaczy. Potem było jednak gorzej... mała ruda dziewczynka wskoczyła na łóżko platynowłosej starszej siostry.
 "- Elsa! Pst! - rozległ się szept - Elsa! Wstawaj, nie śpij, wstawaj!"
 O Księżycu... schowałam twarz w dłoniach. Przecież to film o mnie i Ance! Dalej była zabawa dwóch sióstr i to jak jedna zraniła drugą...
 - Elsa, oglądasz czy nie? - spytała Wiktoria
 - Czekaj, ona... ty... - zacięła się Kinga. Drżącą ręką przewinęłam film do końca i obejrzałam zakończenie. Uf... kończyło się na tym jak uczyłam Ankę jeździć na łyżwach. Chociaż tyle...
 - Emm... czy ten film ma drugą część? - spytałam ostrożnie
 - Jest jeszcze tylko krótki filmik, ale tym razem oglądamy w całości! - odpowiedziała Wiktoria zabierając mi myszkę. Kinga już się chyba domyślała, ale ona nie miała bladego pojęcia o co chodzi. Spojrzałam z obawą na ekran. Film był o tym jak organizowałam imprezę urodzinową... ta, na której była chora i w pewnym momencie dostałam gorączki...
 - O Księżycu! - jęknęłam - Skąd oni o tym wiedzą?! Jack, to twoja sprawka?! - spojrzałam ze złością na chłopaka
 - Ja nic nie zrobiłem! - zaprotestował białowłosy - Możliwe, że Księżyc to zrobił żeby rozpowszechnić opowieść o tobie. Mi wykręcił taki numer i powstał film "Strażnicy Marzeń"
 - Ale za co? - zajęczałam - I to jeszcze z tej imprezy! Przecież tam w pewnym momencie zachowuję się jak naćpana!
 - Hej, stop! Wytłumaczcie mi o. Co. Tu. Chodzi. - wycedziła Wika. Znałam ją na tyle dobrze, by zauważyć, że jest bliska wybuchu.
 - Eee... - spojrzałam błagalnie na Jack'a
 - Może zacznij od przedstawienia się? Tego oficjalnego - zaproponował
 - Ok. Jestem Elsa Frozenchild, dziecię zimy, Pani z Arendell, dawniej znana jako Elsa, Królowa Arendell. - nerwowo bawiłam się kosmykiem włosów - Od niedawna jestem Strażniczką Wiary. Właśnie! - palnęłam się w czoło - To powinno skrócić tłumaczenia - pstryknęłam palcami i przed ich oczami pojawiły się białe błyski. Sprawiłam, że uwierzyły w to kim jestem.
 - Poczekaj, czyli jaką masz moc? - spytała już uspokojona Wiktoria
 - Śnieg, lód, wiara - wymieniłam
 - Pokaż! - poprosiła Kinga. Przyglądałam się chwilę dziewczynom, a potem machnęłam ręką posyłając w ich kierunku kilka promieni, które okryły je. Po chwili miały na sobie inny strój. Wika miała zieloną suknie, która idealnie na niej leżała, podkreślając jej atuty. Kinia za to miała przylegającą niebieską koszulkę na długi rękaw, która nadawała jej nieco wyblakłym oczom koloru, dopasowane dżinsy i sztruksową kamizelkę. Blondynka normalnie wyglądała na dwunastolatkę z powodu niskiego wzrostu i figury porcelanowej laleczki, ale dzięki temu strojowi wyglądała na osiemnastkę.
 - Łał! - zawołała Kinga i pobiegła do lustra się przejrzeć
 - Możemy poznać resztę Strażników? - zapytała Wika. Kinga spojrzała na nas tą swoją słodką minką, na widok której wszyscy jej ulegali. Potrafiła być naprawdę urocza. Ale zdarzały się i takiem momenty, że z twarzą anioła groziła ludziom. Na przykład swojemu byłemu chłopakowi podczas rozstania. Ostatnio w ich Bursie przez tydzień z tego się śmiali, bo ona z swoją najsłodszą, najbardziej uroczą i dziecięcą miną powiedziała mu "Sp******aj stąd albo obleję cię wrzątkiem". Nie były to czcze słowa; w rękach trzymała dwie [bardzo] gorące kawy.
 - Mogą? - odwróciłam się do Jack'a
 - Ale jak coś się stanie, to będzie na ciebie. - popatrzyłam na niego niewinnie - Sorry bardzo, oberwałem już za twoją zimę i kule North'a.
 - Chciałam wpaść do Anki...
 - ...i za zrobienie zimy w Norze...
 - No co? - obruszyłam się - Przez te jego kwiatki mam alergię!
 - ...oraz ułożenie elfów North'a w piramidę tuż po zamrożeniu ich. - dokończył
 - I ty mi wytykasz psocenie... - powiedziała Kinga do Wiki
 - To lecimy? - zapytał chłopak
 Utworzyłam sobie skrzydła, na które dziewczyny zareagowały głośnym "Ach!" i złapałam w pasie Kinię, a Jack Wikę. Wylecieliśmy przez okno. Czarnowłosa trzymała się kurczowo chłopaka, zaciskając oczy.
 - Ja chcę zejść, ja chcę zejść, ja chcę zejść, ja chcę zejść, ja chcę zejść, ja chcę zejść... - powtarzała. No tak, ma lęk wysokości... białowłosy patrzył na mnie błagalnie.
 - Dasz radę - powiedziałam bezgłośnie. Nie wyglądał na przekonanego - Dobra, lecimy na skróty! - zawołałam, jedną ręką wyciągając z torebki śnieżną kulę.
 - Nie wierzę! Jednak znowu podebrałaś mu kule?! - Jack przekrzykiwał wiatr
 - Nie! Po prostu jak wtedy wybrałam się do Anny to zapomniałam wziąć drugą! - odkrzyknęłam - Baza North'a - szepnęłam do kuli i rzuciłam ją przed siebie, tworząc portal. Wleciałam pierwsza, a zaraz za mną Jack. - Yes! - ucieszyłam się, stawiając Kingą na podłodze - Pierwszy raz wyrównałam lot po przejściu portalu! - zaraz pojawił się chłopak, który z wyraźną ulgą postawił czarnowłosą na ziemi. Wika nie wyglądała najlepiej, ale zielony już jej znikał z twarzy.
 - Elsa! Tu jesteś! - do "Wielkiej Sali" wleciała Ząbek i zaczęła mnie łajać - Wszędzie cię szukałam! Miałaś poćwiczyć lata... - urwała widząc dwie obce dziewczyny
 - Ząbek, to Wika i Kinga, moje koleżanki. Wika, Kinga to Ząbek, strażniczka wspomnień - przedstawiłam je sobie nawzajem - Wybacz, Ząbek. Wpadłam tylko je odwiedzić, ale pewna osoba - spojrzałam ciężko na Jack'a - musiała się wkręcić i musiałam wszystko im wytłumaczyć. Chciały was spotkać, no to je tu zabrałam
 - Dobrze, że nie było takiej sytuacji jak z tobą... - westchnęła Strażniczka
 - Są tu z własnej i nieprzymuszonej woli, a nie tak jak ja za pierwszym razem.
 - Przecież już przeprosiłem! - zaprotestował Jack - Ile będziesz mi to wypominać?
 - Nie mówiłam do ciebie i nie wypominam ci tego. Na razie - dodałam pod nosem. Chłopak się uśmiechnął - Chodźcie, pokażę wam mój pokój - powiedziałam skołowanym dziewczynom.
 Zaprowadziłam je do niebieskich drzwi i gestem zaprosiłam do środka. Wcześniej to było proste pomieszczenie z łóżkiem, lodową toaletką i komódką. Ale odkąd zamieszkałam tu na dłużej, zmieniłam wystrój. Toaletka została, w końcu to prezent od Jack'a, ale łóżko zmieniłam w duże, królewskie łoże, komódkę w dobrze zaopatrzoną szafę. Do tego biurko, książki, komputer z moją śnieżynką [tą, która w Krainie Lodu pojawia się np. jak Elsa przywróciła lato w Arendell. dop.aut]  na obudowie, biżuteria, nawet skrzypce sobie stworzyłam. Cóż, w końcu kiedyś byłam królową. Przywykłam do życia w bogatym otoczeniu. Ściany były pokryte fantazyjnymi wzorami z lodu i szronu, jednak zamiast żyrandola, były światła w ścianach.
 - Łał... - wyszeptała Kinga. Za to Wika zmierzyła krokami ścianę po lewej stronie i wyszła na chwilę. Gdy wróciła, miała minę jakby coś się jej nie zgadzało.
 - Jak to zrobiłaś? Tu ściana ma 10 kroków, a do kolejnych drzwi są 3 kroki. I jak się je otworzy to jest pokój - powiedziała marszcząc brwi
 - Ciutkę powiększyłam to pomieszczenie - uśmiechnęłam się delikatnie - No co? Nie lubię małych pomieszczeń...
 - To jest wielkie jak sala balowa! - zaprotestowała Wiktoria
 - Sala balowa jest co najmniej 4 razy większa - zwróciłam jej uwagę
 - Elsa! Jack! Zebranie w Głównej Sali! - usłyszałam głos North'a
 - No to czas zebrać ochrzan - westchnęłam. Zdjęłam pierścionek i odłożyłam go na toaletkę. Przeszył mnie chłód i już byłam w drugiej postaci.
 - Oni nie wiedzą, że tu jesteśmy? - spytała Kinga
 - To była spontaniczna decyzja - odparłam - Zasady ogólne, po pierwsze żadnego ubliżania, wyzywania czy atakowania Pitch'a, jasne? Po drugie olejcie Zająca. On ma problemy do każdego.
 - Z tego co pamiętam to Mrok jest tym złym - powiedziała chłodno Wika. Cóż, jak coś ją zaskakuje to robi się strasznie racjonalna.
 - Był. Czas przeszły. Sprawa się wyjaśniła lub pokomplikowała, jak kto woli. Dawny władca Arendell, zszedł na złą ścieżkę pośrednio przez Strażników, jak porwała mnie siostra Jack'a to wyciągnął mnie z więzienia Asmodeusza, zmienił strony i teraz jest z nami, został wybrany tego samego dnia co ja, jest Strażnikiem Odwagi. To chyba wszystko... - zmarszczyłam brwi - a jeszcze jedno! To mój dziadek. Jakieś pytania?
 - Książę Koszmarów jest twoim dziadkiem?! - wykrztusiła Kinga
 - To ojciec mojej matki i mąż mojej babci. To chyba czyni go moim dziadkiem, no nie? - wzruszyłam ramionami - Dobra, idziemy! - poszliśmy do Głównej Sali. Na nasz widok Mikołaj i Kangur przerwali kłótnię.
 - To nie pensjonat, koleś - powiedział Zając do Jack'a. Zaskakujące jak opinia poważnej królowej może dawać przywilej nie bycia podejrzewaną o psikusy - Ciągle kogoś sprowadzasz, Frost, a ostatnio skończyło się to śmiercią. - dziewczyny spojrzały po sobie przestraszone
 - Wybacz, Zając, że raczyłam tu umrzeć - powiedziałam z przekąsem - Nie strasz mi koleżanek. Są z wizytą towarzyską. Strażnicy to Kinia i Wika, moje przyjaciółki. Kinia, Wika to Strażnicy. Konkretniej to jest North znany też jako Mikołaj - wskazałam postawnego, brodatego mężczyznę - To Piaskowy ludek, Zając Wielkanocny i Pitch.
 - Elsa, ja cię bardzo proszę... - zaczął North, ale mu przerwałam
 - Oj, no weź! Wprosiłam tylko dwie dziewczyny, w dodatku pierwsze, które mnie widzą. Jakoś Jamie i Sophi mogli tu być!
 - Oni są dziećmi - wtrącił się Zając, ale zaraz zamilkł, bo zgromiłam go wzrokiem. Chciałam coś powiedzieć, jednak kolo mnie przeleciały dwa złote pociski i moje przyjaciółki upadły na posadzkę, pogrążone w śnie.
 - Lojalnie uprzedzam, że nie pozwolę wam zmienić im pamięć, bo nie chce mi się znowu tłumaczyć czemu znikłam na pół roku.
 - Wiesz, że tylko dzieci mogą tu być...
 - Spytam z zawodowej ciekawości: czemu z nią dyskutujecie? Ona i tak to olewa - powiedział Pitch. Po raz pierwszy odezwał się na zebraniu
 - Mamy nadzieję, że tym razem będzie inaczej - warknął Zając - Piasek zajmij się ich pamięcią - spojrzałam na niego ze złością
 - Nie widzę w tym najmniejszego sensu - odparł Mrok znudzonym tonem - Wzieliście poprawkę na to, że ona może jednym pstryknięciem pokonać każde wasze zaklęcie? Próbując jej rozkazywać tylko pogarszacie sprawę. Jak większość młodzieży, jest buntownicza. Jest duża szansa, że będzie robić właśnie to na co się jej nie pozwala.
 - A ty co, spec do psychologi? - burknął Strażnik Nadziei
 - Wyobraź sobie, że musiałem spędzić 300 lat w towarzystwie Emmy, a wy nie mieliście prawie żadnego kontaktu z dzieckiem od przeszło 400 lat. - przewrócił oczami - Spójrzcie na to z jej punktu widzenia. Odbieracie jej dwie przyjaciółki i pierwsze osoby, które ją widzą.
 - Elsa ze swoją mocą może sprawić, że każdy na tym świecie w nią uwierzy. Dwie osoby wte czy wewte, co za różnica? - zapytał Zając. Zacisnęłam zęby z wściekłości, by nie przywiesić go za ogon przy suficie.
 - Duża. To tak jakby wam odebrać jedyne osoby, które w was wierzą i powiedzieć, że przecież możesz zdobyć nowych wyznawców. I jeszcze do tego powoływać się na prawo, które stworzono dlatego, że dorośli nie wierzą. Strategia godna Asmodeusza, ale skuteczna tylko po podporządkowaniu. - skwitował Pitch
 Klasnęłam głośno w dłonie, wyzwalając ogromną ilość światła, która oślepiła Strażników. To co mieli zamiar zrobić to zwykłe chamstwo. Otworzyłam własny portal i przeniosłam Wikę i Kinię do ich pokoju. Na odchodnym jeszcze nałożyłam na nie zaklęcie, które uniemożliwiało Strażnikom znalezienie ich za pomocą zdolność. Musieliby wybrać się w te okolice i szukać je w niemagiczny sposób. Zirytowana wróciłam do bazy, gdzie zgromadzeni powoli zaczęli dochodzić już do siebie. Tym razem naprawdę przesadzili.
 - Elso, to było naprawdę... - zaczął North
 - Głupie? Nieodpowiedzialne? Dziecinne? - wkurzyłam się - No dalej! Nawrzeszcz na mnie! Ukarz mnie! - odczekałam chwilę, ale nikt się nie odezwał - Państwo wybaczą, ale Beznadziejna Strażniczka idzie do swojego pokoju. - dodałam z tłumioną złością i wyszłam. Za plecami usłyszałam jeszcze głos Pitch'a:
 - Wy to macie rękę do ludzi...

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 36 - NIE WIERZĘ, ŻE TO ZROBIŁAŚ!!!

 - Jaja sobie robisz - wtrąciłam skołowana
 - ...i dlatego przerwałem wam trening - skończył - To pierwszy taki przypadek, żeby dwie osoby naraz...
 - Jaja sobie robisz - powtórzyłam
 - Czy ja bym cię nabierał? - przekrzywił uroczo głowę
 - Tak! Ty ciągle mnie nabierasz! - skrzywił się jakby coś mu się przypomniało. Niemiłe coś. Zmarszczyłam lekko brwi, zaskoczona jego reakcją. Chłopak uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
 - Nie w takiej sprawie. - odparł
 - Ale jak? Mówisz, że jednocześnie, ale jak? Z tego co wiem, zawsze była jedna osoba naraz!
 - Promień się rozdzielił na dwa, w jednym pojawił się kontur twojej postaci, a w drugim jego. Księżyc was wybrał na Strażników.
***
 Minął tydzień. Tydzień odkąd ja i Pitch zostaliśmy wybrani. Po złożeniu przysięgi, starałam się poprawić stosunki reszty do Mroka. W drugą stronę zresztą też. Ale oni są strasznie oporni... udało mi się tylko sprawić, że tolerowali się nawzajem. I to tylko dlatego, że straciłam kontrolę nad darem od Księżyca i mocą przekonałam ich, że są po jednej stronie. Załamać się można...
 Rozległ się dźwięk chatu. Spojrzałam na laptopa. Drżącą ręką rozwinęłam pasek i odtworzyłam nagranie.
 - JAK MOGŁAŚ?! MY TU OD ZMYSŁÓW ODCHODZIMY!!! GDZIE BYŁAŚ PRZEZ TE CHOLERNE PÓŁ ROKU?! U MNIE ZA GODZINĘ I MASZ SIĘ WYTŁUMACZYĆ!!! - skuliłam się. Moja najlepsza kumpela, Wika, była serio wściekła - Jak miałaś epicki romans i uciekłaś z chłopakiem, to ci wybaczymy! - usłyszałam głos Kingi. Uśmiechnęłam się - ALE JEŚLI NIE MASZ ŻADNEGO WYTŁUMACZENIA, TO NIE MA PRZEBACZ! ZNAJDĘ I ZATŁUKĘ!!! - wydarła się jeszcze Wiktoria i nagranie się skończyło
 Do pokoju wpadł jak burza Jack.
 - Kto ci grozi?! - spojrzałam na niego jak na idiotę. Widać usłyszał tylko trzy ostatnie słowa.
 - To tylko Wika - powiedziałam uspokajająco. Opuścił laskę, ale nie wydawał się przekonany. Przewróciłam oczami - Tak się tylko mówi
 - Co z wami jest nie tak? - zapytał Jack, wzdychając
 - Wszystko - wyszczerzyłam się - Czemu zawdzięczam twoją wizytę?
 - Raczej wiesz...
 - Aha - zaczęłam odpisywać Wice na Facebook'u. Nagle gwałtowny wiatr zatrzasnął mi pokrywę laptopa i wyrwał go z rąk. - Jack! Oddawaj to! - próbowałam mu zabrać komputer, ale cały czas mi się wyślizgiwał. W końcu przestałam i spojrzałam na niego ze złością - Czyli czas na środki ostateczne - wycedziłam. Machnęłam ręką i Jack'a otoczył niebieski kokon.
 - Elsa? Co ty wymyśliłaś? - zapytał niepewnie. Zrobiłam palcem kółeczko i kokon z chłopakiem w środku zaczął wirować. - ŁOOO!!! - zachichotałam i pstryknęłam. Kokon zniknął i Jack zatoczył się na biurko. Na jego widok zgięłam się wpół ze śmiechu. Łzy mi leciały ciurkiem z rozbawienia.
 - Całkiem ci ładnie w moich ciuchach - powiedział - I co w tym takiego strasznego, że nazwałaś to środkami ostatecznymi?
 - Lustro... jest... tam! - wykrztusiłam między napadami śmiechu. Chłopak zmrużył podejrzliwie oczy i spojrzał w skazaną stronę. Zachłysnął się powietrzem, a ja wyrwałam mu swoją własność z rąk.
 - ELSA! NIE WIERZĘ, ŻE TO ZROBIŁAŚ!!! - krzyknął zdruzgotany - Przestań się śmiać albo cię zamrożę! - dodał ze złością, celując we mnie palcem. Tak się trzęsłam ze śmiechu, że cudem odstawiłam komputer. Nie chciał mi oddać laptopa (z zalogowanym Facebookiem! jeszcze mi karniaka by wstawił!), to zamieniłam nam ciuchy. Teraz ja byłam ubrana w oszronioną bluzę i odwiązane rzemykami spodnie, a on w moją suknię...

 Po prostu nie mogłam się nie śmiać. Jack za to był wściekły.
 - Elsa, to nie jest śmieszne! Oddaj mi moje ciuchy! - wrzeszczał.
 - Było oddać kompa - prychnęłam
 - Kobieto, błagam cię...
 - No dobra - zgodziłam się łaskawie. Machnęłam ręką i ciuchy wróciły na swoje miejsca w błysku błękitnego światła. Chłopak odetchnął z ulgą.
 - Ale trzeba przyznać, że wygodna jest ta twoja kiecka - powiedział. Pokazałam mu język w odpowiedzi.
 - A właśnie - klasnęłam w ręce - Mógłbyś podrzucić mnie do Bursy? Umówiłam się na spotkanie z Wiką i Kingą. Chociaż to za wiele powiedziane. Ona zażądała spotkania. W każdym razie, mógłbyś? Nie wiem w którą to stronę, a jak znowu podkoszę North'owi kule, to się w końcu facet zorientuje...
 - To ty mu je podkradłaś? I znowu za ciebie oberwałem... - burknął nadal obrażony
 - Kto by podejrzewał taką niewinną dziewczynkę jak ja - pocałowałam go w policzek. Chłopak się rozchmurzył
 - Ta, niewinną... - mruknął pod nosem - Tworzysz skrzydła?
 - Nie, Lodowy Móżdżku. I muszę się przebrać, bo nie pokażę się im w tej sukience. I zaniesiesz mnie, bo nie chcę zwracać uwagi skrzydłami. A teraz wyjdź, chcę zmienić ciuchy - powiedziałam, popychając go w stronę drzwi
 - Idę, idę - podniósł ręce w geście poddania. Gdy już wyszedł, podeszłam do szafy. Niby mogłam sobie stworzyć ciuchy na zawołanie, ale lubiłam mieć pełną garderobę. Wybrałam białą koszulkę na ramiączka i dżinsy. Spojrzałam na toaletkę i wzięłam z niej srebrną bransoletkę ze śnieżynką, którą dał mi Jack. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i rozpuściłam włosy. Opadły miękkimi falami na ramiona. Miałam już wyjść do chłopaka, gdy przypomniałam sobie o pierścionku. I o tym, że w tamtym świecie jest teraz jesień. Narzuciłam sobie na ramiona krótką, brązową skórzaną kurteczkę i założyłam pierścień. Po ciele rozlało mi się ciepło i po chwili byłam w drugiej postaci. Otworzyłam drzwi. Jack złapał mnie na "pannę młodą" i wylecieliśmy przez okno.
 Zadrżałam. Może i w tamtej postaci lubiłam chłód, ale w tej szybko marzłam. Wtuliłam się w białowłosego. On coś szepnął w powietrze i wiatr zaczął mnie omijać, dzięki czemu już nie marzłam. Po kwadransie byliśmy już na miejscu. Ściemniało się już, więc były małe szanse, że ktoś nas zobaczy.
 - Dziękuję - powiedziałam cmokając go w policzek
 - Jutro robimy tu zimę, Śnieżynko - odparł
 - Przecież jest jesień - zwróciłam mu uwagę
 - Co z tego? - uśmiechnął się łobuzersko - Kiedy po ciebie przylecieć?
 - Jutro, bo dziewczyny pewnie będą mnie maglować całą noc - pocałował mnie jeszcze na pożegnanie i odleciał. Wślizgnęłam się do Bursy i poszłam do swojego pokoju. Drzwi były zamknięte, ale na szczęście nie zapomniałam kluczy.
 W środku się nic nie zmieniło od dnia, gdy Emma mnie stąd zabrała. Wzięłam telefon z szafki i zaczęłam przeglądać nieodebrane połączenia i wiadomość. Wszystkie od Wiki i Kingi.
 - Są mocno wkurzone - mruknęłam pod nosem. Wyciągnęłam jeszcze z szafy swoją ulubioną granatową torebkę, a właściwie torbę, bo w niej można było zmieścić książkę A4 lub dwie dwulitrowe cole. Wrzuciłam do niej telefon, biżuterię, którą tu zostawiłam i album. Były w nim zdjęcia z różnych imprez, na które chodziłam z przyjaciółkami. Zerknęłam na zegarek.
 - Cholera... - zaklęłam. Miałam 5 minut do spotkania z dziewczynami i 2 kilometry do przejścia. Wyczarowałam sobie rolki i wyjechałam szybko z pokoju.
 Wyrobiłam się cudem. Idealnie o 21 zapukałam do drzwi Wiktorii. Jak tylko mi otworzyła, powiedziałam zmachana:
 - Korki były...
 - Jesteś w rolkach - zwróciła mi uwagę
 - A co ty myślisz, że na chodniku nie ma korków? - prychnęłam. Wpuściła mnie do środka i wraz z Kingą zrobiłyśmy grupowy uścisk. Wika była wysoką, czarnowłosą dziewczyną o zielonych oczach, a Kinia dosyć niską, niebieskooką blondynką.
 - Oglądamy "Jak wytresować smoka", oglądasz z nami? - zapytała Kinga
 - A co to? - spytałam
 - Bajka - wyszczerzyła się Wika
 - Dajesz - odwzajemniłam uśmiech.
 Okazało się, że to fajny film. Mimo, że dziewczyny widziały już go kilka razy, ale i tak puściły mi drugą część. Potem zaczęła się trudniejsza część. Pytania.
 - Gdzie byłaś? - zapytała Wika
 - Eee... z takim jednym wyjechałam - powiedziałam nieśmiało. Nie wymyśliłam historyjki, która by usprawiedliła moją nieobecność. O-oł...
 - Ooo! - powiedziały równocześnie
 - Jak się nazywa?
 - Znamy go? - zaczęły się przykrzykiwać
 - Chodzi do naszego liceum?
 - Jaki ma kolor włosów?
 - A oczy?
 - Wysoki jest?
 - Przestańcie! - zawołałam - Wykończycie mnie tymi pytaniami! - spojrzały na mnie wyczekująco. - Nazywa się Jack i raczej go nie znacie. Ma białe włosy i nieziemskie oczy... znaczy niebieskie! - poprawiłam się - Jest nieco wyższy ode mnie - byłam pewna, że jestem czerwona.
 - Rumieni się! Kocha go! - pisnęła Kinga
 - Zamknij się - burknęłam, ale one tylko się roześmiały
 - Jak się poznaliście? - zapytała Wiktoria. I co ja mam im powiedzieć?! Że porwał mnie z mojego prywatnego pałacu, który sama stworzyłam?!
 - Wpadłam na niego w parku - wykręciłam się. Tak naprawdę, to ona wpadł. I to nie na mnie tylko na blok lodu, który zrobiłam.
 - Kręcisz - powiedziała krytycznie Kinga
 - Wcale nie! - zaprotestowałam
 - Znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy kłamiesz - odparła blondynka
 - Nie kłamię - powiedziałam z całą stanowczością na jaką mnie było stać.
 - Dlaczego zmyślasz? - spytała Wika
 - Nie uwierzyłybyście, gdybym powiedziała wam prawdę - westchnęłam ciężko
 - To jakiś psychopata? Mamy go zlać? - zapytała zaniepokojona Kinga
 - Nie, Jack jest wspaniały, po prostu... - urwałam, bo zobaczyłam go w oknie. Dziewczyny zauważyły, że nie patrzę się na nie i obejrzały się
 - Ktoś tam jest? - spytała Wika. Mogłam jednak przysięgnąć, że Kinia go zobaczyła.
 - A... nie. Zaraz wracam, tylko do łazienki pójdę - uśmiechnęłam się sztucznie i poszłam w stronę toalety. Zapaliłam światło i za pomocą monety zamknęłam ją od zewnątrz. Zdjęłam pierścionek, poszłam z powrotem do pokoju i podeszłam do okna. Trochę mnie zabolało, że mnie nie widzą, ale cóż... - Jack, co ty tu robisz? - szepnęłam do niego
 - Odwiedzam cię - odparł szczerząc się
 - Miałeś wracać na biegun - warknęłam
 - Śnieżynko, no wiesz? Ranisz moje uczucia! - udał urażonego. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Kinga patrzy się w naszą stronę.
 - Ona cię widzi? - spytałam
 - Gdyby widziała mnie jeszcze ta druga, to mógłbym wpaść na waszą imprezkę. - widząc moją minę zaraz powiedział - Elsa, nie denerwuj się - przekrzywił uroczo głowę
 - Wika, zrobiłabyś mi kawę? Zaraz tu usnę - ziewnęła
 - Co ty znowu robiłaś po nocy, co? - westchnęła jej rozmówczyni
 - Tak ci przypomnę, że była domówka u Tomka, na którą nie chciałaś pójść. To zrobisz mi? Mokkę na przykład, bo zasnę w połowie przepytywania Elsy. - czarnowłosa pokręciła głową zrezygnowana i poszła do kuchni. Kinga podeszła do nas - Elsa, to ty?
 - No, Śnieżynko, oto pierwsza osoba, która cię widzi. Trzeba zrobić imprezkę! - roześmiał się chłopak
 - Zamknij się - powiedziałam naburmuszona - Bo znowu to zrobię.
 - Już jestem grzeczny! - uniósł ręce w obronnym geście
 - Ładnie to tak grozić duchom zimy? - zapytała belferskim tonem Kinga
 - Sam się prosi! - zaprotestowałam - Zabrał mi kompa z zalogowanym Facebookiem!
 - Grabisz sobie, Jack, oj grabisz sobie. - dziewczyna pogroziła mu palcem - Właź, Jack, zanim Wika wróci i ochrzani mnie za wpuszczanie zimna
 - Kinia, mokka raz... - urwała nagle - Ty go widzisz?!
 - Czego się człowiek dowiaduje w takich momentach... - westchnęłam i założyłam pierścionek.
 - O, Elsa! Skąd się tu wzięłaś? Kinia, zamknij to okno, zimno się robi - powiedziała Wiktoria
 - Właź Lodowy Móżdżku - powiedziałam do chłopaka - Wszyscy cię widzą, więc się nie schowasz.
 - Nadal się boczysz? Co mam zrobić, paść na kolana i prosić cię o wybaczenie? - pytał białowłosy - Nie robić jutro zimy? Przeprosić Mroka, za to, że jest idiotą?
 - Już nie wymyślaj - burknęłam - Mrok nie jest idiotą, przerabialiśmy to już, tak? Ale możesz przede mną poklęczeć, ciekawie by było - uśmiechnęłam się do niego
 - Moja Królowo Śniegu, wybacz mi ten haniebny występek - ukłonił się. uśmiechnęłam się
 - Znaj mą łaskawość, Strażniku. Ale spróbuj jeszcze raz zabrać mi kompa z zalogowanym Facebookiem to zobaczysz, zrobię ci ten numer przy wszystkich Strażnikach.
 - Nie byłabyś tak okrutna - wyszczerzył się
 - Pewny jesteś? - zapytałam unosząc rękę, ale on zareagował błyskawicznie. Złapał mnie za ręce i przyparł do ściany. Nasze twarze dzieliły milimetry - Ekhm, Jack, mamy widownię...
 - I co z tego? - pocałował mnie w czoło
 - Byłbyś tak łaskaw i już mnie puścił? Już mnie wpakowałeś wystarczająco...
 - A jeśli tego nie zrobię? - droczył się ze mną. Uśmiechnęłam się uroczo.
 - Znam to spojrzenie, co tym raaaa! - ostatnie słowo przeszło w krzyk, gdy lodowa łapa uniosła go w górę. - No wiesz?!
 - Ostrzegałam - powiedziałam, ale usunęłam lodową rękę.
 - Wytłumaczy mi ktoś co się tu dzieje?! - zawołała wkurzona Wika.
 Ups...

Rozdział 35 - Wspomnienia Pitch'a

 Zobaczyłam Pitch'a z jakąś kobietą. Miała ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy, lekko opaloną cerę. Uśmiechała się. Sam Mrok wyglądał inaczej. Jego skóra nie miała niezdrowego szarawego odcienia, a oczy miały złoto-brązowy kolor. Kobieta była w ciąży.

 Potem znów zobaczyłam tą parę, ale tym razem kobieta trzymała w rękach dziecko.
 - Jest śliczna - powiedział Pitch
 - Będzie nazywać się Idun - odparła kobieta
 - Piękne imię jej nadałaś, Seraphino - pocałował ją w czoło
 Następne co zobaczyłam to była seria obrazów z już kilkuletnią Idun. Bawiąca się zabawką od ojca, przytulająca się do niego, gdy czytał jej bajki o Strażnikach na dobranoc...

 Nagle wszystko się zmieniło. Nie było już sielankowych obrazów radosnej rodziny. Tkliwość i radość zmieniła się w determinację i gniew. Nienawiść skierowaną w stronę władców Nasturii, pragnących wyeliminować księżniczkę i w ten sposób osłabić Arendell. Już nie było dobrotliwego ojca. Teraz był zdeterminowany Generał Pitchiner.

 Widziałam kilka migawek walk, wyjątkowo krwawych. Pitch zawsze był w pierwszym rzędzie, nacierając bezlitośnie złotą kosą. Jego oczy płonęły wściekłością. Gdy przez rany był niemal unieruchomiony, kazał zabrać się na najbliższe wzgórze i strzelał wraz z łucznikami. Nic nie było w stanie powstrzymać go od walki.
 Nic oprócz jednej rzeczy. Arendellscy szpiedzy wykryli spisek. Ktoś ze służby pracował dla Nasturii i miał za zadanie wyeliminować księżniczkę. Kiedy tylko Pitchiner się o tym dowiedział, od razu wziął zaufanego sługę, by zorganizował podróż. Jeszcze tego samego dnia wraz z żoną i córką opuścił Arendell. Gdy byli już niedaleko Korony, drogę zastąpiło im kilku żołnierzy Nasturii.
 - Oddaj nam córkę Pitchinerze, a darujemy życie tobie i twojej żonie - powiedział jeden z nich. Mrok nie odpowiedział.
 Wszystko przyśpieszyło na moment. Teraz Seraphinę i Pitch'a trzymali żołnierze. Oboje byli pobici. Ich córkę właśnie jeden z żołdaków wyciągnął z karety.
 - Pożegnaj się z rodzicami, Idun - powiedział dowódca, wyciągając miecz. Dziesięcioletnia dziewczynka spojrzała na niego gniewnie i jednym kopnięciem wytrąciła mu broń z ręki. Trzymający ją mężczyzna uderzył ją w twarz. Pitchiner próbował rzucić się na niego, ale żołnierze, którzy go przytrzymywali, powalili go na kolana. Dowódca spojrzał ze złością na dziesięciolatkę i wyciągnął kuszę - A teraz co zrobisz, Arendellska suko?
 W momencie, gdy pociągnął za spust, Pitch'owi udało się wyrwać. Wskoczył pomiędzy nich. Siła pocisku odrzuciła go w tył, upadł na córkę. Strzała przebiła mu serce, a grot wyszedł z tyłu. Białą sukienkę dziewczynki splamiła krew.
 - Nie!!! - wrzasnęła załamana Seraphina. Dowódca podszedł do Idun i zepchnął z niej martwego ojca. Sukienka na piersi była rozdarta; widać było ranę.
 - Martwi - powiedział - Załatwcie starą, jeszcze się wygada - jeden z żołnierzy wbił jej miecz w brzuch. Kobieta upadła, kaszląc krwią i płacząc. Odeszli w las.
 I wszystko znikło.
 Zamrugałam zaskoczona, gdy obrazy znikły. Puściłam dłoń Mroka. Mężczyzna miał spuszczoną głowę. Dotknęłam łagodnie jego mokrego policzka. Spojrzał na mnie z bezgranicznym smutkiem. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Że mi przykro? To było by sztuczne. Spróbowałam się uśmiechnąć do niego, ale nie zbyt mi wyszło. Przytuliłam go. Mi też spływały łzy po policzkach. Moja mama tyle wycierpiała w dzieciństwie, a mimo to była tak dobrotliwa, gdy dorosła.
 - Elsa! - usłyszałam krzyk Jack'a. No tak, specjalnie zabezpieczyłam drzwi, żeby nikt nie wszedł w trakcie mojego treningu, bo to się mogło nieprzyjemnie skończyć. Pitch wyplątał się z moich rąk i zniknął w cieniu
 - Tak... - odchrząknęłam, by pozbyć się chrypki od płaczu - Tak?
 - Może byś otworzyła?! - zawołał. Machnęłam ręką i drzwi się rozwarły - Na Księżyca! - krzyknął widząc w jakim jestem stanie. Jak gwiazda filmowa to raczej teraz nie wyglądałam... - Coś ci się stało? Pitch ci coś zrobił? Mam go zlać? - w ułamku sekundy znalazł się koło mnie. Wtuliłam się w niego
 - Nie, ja... udało mi się przywrócić Pitch'owi wspomnienia. Sama też zobaczyłam niektóre. Widziałam jak umiera w obronie mojej mamy i jak żołnierze zamordowali jego żonę, Seraphinę - szepnęłam
 - A już chciałem mu dołożyć... - westchnął z udawanym zawodem. Uśmiechnęłam się lekko. Jak zwykle wszystko obracał w żart
 - Dlaczego przyszedłeś? Mówiłeś, że nie będziesz przerywać mi treningów - spytałam, przecierając oczy
 - Zwykle wasze treningi nie trwają 3 godzin - zauważył - I stało się coś, o czym oboje powinniście wiedzieć - dodał już poważnie
 - Co się stało? - spytałam

wtorek, 21 lipca 2015

Nominacja do LA

Witajcie! Chciałabym Wam podziękować za to, że nie zostawiliście mnie po tej przerwie w pisaniu. Jesteście kochani! A teraz trochę z innej beczki - zostałam nominowana do LA przez passion forever!

Lubisz pisać opowiadania?

Tak, chociaż zawsze mam wrażenie, że to co piszę jest głupie... gdyby nie to, że w gimbazie człowiek uczy się śmiałości, to bym chyba nigdy tego nie opublikowała...

Jak często miewasz "napady" weny? Dzięki czemu ją masz?

Napady weny? Są dwie rzeczy, kiedy mam ją regularnie:
- Na lekcji polskiego (panie Fliszkiewiczu, to pana wina!), bo nasz nauczyciel jest serio jednym z najlepszych chyba. Ciśnie równo, jedynek tyle, że armię by można uzbroić, ale jego teksty są niezrównane. "Kiedyś kobiety ubierały się skromnie, a nie tak jak teraz, że cycki prawie na wierzchu *"przypadkowe" spojrzenie na jedną z dziewczyn w klasie, która ubiera się wyzywająco*" Lekcje z Flachą są świetne! Weny tyle, że do tira by się nie zmieściło, ale nie ma kiedy spisać tego...
 Jest też drużynowym naszej drużyny harcerskiej. Jak ostatnio mieliśmy wyjazd na rocznicę czegoś tam (nie mieliśmy bladego pojęcia czego, dopóki nie dopytaliśmy się na miejscu) to zrobił nam zdjęcie z córką gen. Andersa. Dosłownie minutę później wstawił to na Facebook'a ze słowami "A ich [komendantów chorągwi mazowieckiej] szlag trafi jak to zobaczą!". [Wiem, że to nie ma żadnego związku, ale musiałam to napisać xD]
- U taty jak jestem, to z okna pokoju, który dzielę z siostrą, mam widok na zboża, a nocą dodatkowo na księżyc. Wieczorami nigdy nie mogę usnąć, więc się gapię w okno i myślę.
 Czasami mam wrażenie, że to nie ja piszę tę historię, a tylko ją opowiadam. Ona czasem sama do mnie przychodzi (zwykle w najmniej odpowiednich momentach...). 


Lubisz czekoladę jak nasze arendellskie księżniczki?Jesteś "komputerowym maniakiem"?

 Kocham czekoladę! :3  Można powiedzieć, że jestem maniakiem, bo potrafię przesiedzieć kilka godzin bez przerwy, ale to wina Jelsy! Większość tego czasu i tak spędzam po porostu gapiąc się w ekran, słuchając muzyki i myśląc.

Co/kto zainspirowało/ał cie do stworzenia bloga właśnie o tej tematyce?

 Łaziłam po internetach, jakby to ujęła pani Iza [bibliotekarka] i wpadłam na bloga o tematyce Jelsy. Na początku wydało mi się to głupie, przecież to dziecinne i bez sensu. [Problemy rodzinne+bycie psychologiem z przymusu+zdanie z 1 klasy do 3, a więc problemy z towarzystwem w klasie, które bylo naprawdę złośliwe=momentami zachowuję się beznadziejnie dorośle] Potem wciągnęł mnie jeden z blogów [link]. Nie czytałam jakoś strasznie dużo blogów o Jelsie (może z 4 XD), ale za każdym razem w głowie pojawiała mi się ta historia. Dopiero po roku odważyłam się ją opublikować.

Cieszysz się,że są wakacje?

 TAK!!!

Jaki parring bajkowy uważasz za najlepszy?

 Jelsa i Kristanna to moi faworyci. Poza tym jeszcze Mericup lub Hiccstrid

Jakie jest twoje hobby?

 Czytanie. Jestem wprost od tego uzależniona. Mogę czytać po dziesięć razy jedną książkę, przez co pani Iza ma mnie czasami serdecznie dość. Preferuję książki tradycyjne - papierowe. Tylko fanfiction jestem w stanie czytać w wersji elektronicznej.

Umiesz grać na jakimś instrumencie? Jak tak, to na jakim?

 Na nerwach XD  A tak serio to gram na keyboardzie i trochę na gitarze.

Jesteś dumna ze swojego bloga?

 Nie do końca. Staram się go pozbierać do kupy po upadku, ale nie wiem jak to wyjdzie. Na razie zapowiada się dobrze.


Moje nominacje:

 - frozenlifejackfrost.blogspot.com
 - jelsa-jackxelsa-love.blogspot.com
 - jelsarostopicserca.blogspot.com


Moje pytania:

  1. Jak się nazywasz? Tak naprawdę
  2. Skąd czerpiesz inspiracje?
  3. Lubisz pisać opowiadania?
  4. Jakie książki/filmy lubisz?
  5. Gdybyś spotkała dżina, jakie by były twoje 3 życzenia?
  6. Kto z twojego otoczenia (rodzina, znajomi) wie, że piszesz?


PS. Jeśli chcecie Jelse we Frozen 2 to głosujcie, bardzo proszę! A oto link: Jelsa we Frozen 2

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 34 - Długa historia

 - Elsa! - zawołała Anna
 - Co? - zapytałam półprzytomnie
 - Ostudziłaś mi, delikatnie mówiąc, czekoladę! - odparła z wyrzutem
 - Sorry - mruknęłam i machnęłam ręką. Jej napój od razu zaczął parować - Sorry, again - troszkę ochłodziłam kubek, bo czekolada zaczynała już wrzeć.
 - Co ty zrobiłaś? - Jack spojrzał podejrzliwie na napój - Miałem wrażenie, że masz moc lodu...
 - I dobre miałeś wrażenie. Ale... to skomplikowane. Potrafię różne rzeczy. Uwierz - pstryknęłam palcami, a przed jego oczami pojawiło się kilka błysków
 - Wierzę, wierzę - powiedział. Roześmiałam się jak dziecko. - Co się śmiejesz?
 - Dlatego - pstryknęłam palcami i przed oczami Kristoff'a pojawiły się białe błyski. Mężczyzna spojrzal na dzieci i zapytał:
 - Elisa, czemu cię jest dwie? - zachichotałam
 - Moc Strażnika - powiedział oczarowany chłopak
 - Czyli co? - spytałam ciekawsko
 - Każdy Strażnik ją ma. Ząbek daje wspomnienia, Piasek daje piękne sny, North - zachwyt, Zając - nadzieję, a ja radość. Z tego co zaobserwowałem Pitch ma strach, a ty wiarę. Tyle, że wy nie jesteście Strażnikami - podrapał się po głowie
 - Ty miałeś tą moc przed wybraniem na Strażnika - zauważyłam
 - W sumie to tak - przytaknął - Ale... Pitch? - nie mógł powstrzymać grymasu. Spojrzałam na niego ponuro - No co? Może i jest dla ciebie rodziną, ale i tak go nie lubię. Pewnie jakąś strasznie daleką, bo nie jesteś do niego zbyt podobna.
 - Ekhm... Elsa? - Anna pokazała palcem na zdezorientowanego Kristoff'a - Możesz nie robić z Kristoffka królika doświadczalnego?
 - Przepraszam! - pstryknęłam palcami i zachichotałam. Kristoff nagle uświadomił sobie, że usiłuje zabawiać Jake'a lalką Elisy. Minę miał niezapomnianą. Stłumiłam chichot. - I wcale nie taką daleką. To ojciec mojej matki. - Jack zakrztusił się gorącą (w jego mniemaniu;tak serio była ledwo ciepła) czekoladą.
 - Żarty sobie stroisz... - wychrypiał. Westchnęłam ciężko
 - Dobra, wracamy na biegun. Chyba musisz mi wytłumaczyć parę spraw, Jack. Pa, słodziaki - potarmosiłam włosy dzieciaczkom - Wpadnę w najbliższym czasie - przytuliłam Anną i cmoknęłam Kristoff'a w policzek. Mężczyznę wmurowało
 - Ej, bo będę zazdrosny... - mruknął niezadowolony białowłosy chłopak
 - Nie masz o co. Po prostu moje lekcje etykiety nie zawierały pożegnań, więc zrobiłam to po licealnemu. - wzruszyłam ramionami
 - Co to znaczy lica... licean... licealnemu? - zapytała Anna
 - Długa historia. Opowiem wam to innym razem - moja siostra już otwierała usta by coś powiedzieć, ale jej przerwałam - Mało dziś nie zginęłam przez twoją straż, więc mi daruj, dobra? Muszę potrenować jeszcze z Pitch'em.
***
 - Własna siostra nasłała na ciebie strażników, ona cię nienawidzi. Zaprosiła Szwądękanta na bal, tego Szwądękanta, który chciał cię zabić... - mówił Mrok
 Wkurzyłam się, ale to nie była Furia. Ją kontrolowałam już bez problemu.
 Stałam z założonymi rękami naprzeciw Pitch'a. Siłą woli utworzyłam nad nim lodową łapę. Uśmiechnęłam się uroczo, zaskakując tym mężczyznę i pstryknęłam.
 - Ej! - zawołał, gdy został  złapany i uniesiony. Z trudem obrócił się i zmierzył wzrokiem lód - Niebieski - stwierdził. Uśmiechnęłam się i puściłam go. Nadal byłam zirytowana, więc wylądował twardo na podłodze. Stęknął, wstając i otrzepał się - Panujesz nad sobą. Co takiego wydarzyło się w Arendell?
 Opowiedziałam mu tylko ogólną historię. Wbiłam na imprezę, pogonili mnie strażnicy, oberwałam strzałą i wpadłam w trans. Potem pogawędka z siostrą i tyle. No dobra, poskarżyłam się na Szwądękanta, ale po prostu nie lubię faceta.
 - Omal nie umarłam. Byłam gdzieś na krawędzi, gdy przypomniałam sobie twoje słowa i zrozumiałam je.
 - Które?
 - "Twoja moc jest taka jaka wierzysz, że jest" - zacytowałam go - Skąd wiedziałeś?
 - Jak już ci to kiedyś mówiłem, znałem cię od samego początku. Od samego początku miałaś moc. Zamroziłaś swojego pierwszego smoczka jak go tylko dostałaś. Raz mało nie przyprawiłaś rodziców o zawał raczkując po zatoce, tworząc pod sobą lód - uśmiechnął się na to wspomnienie - Królewscy strażnicy nie mogli cię złapać, bo stworzyłaś lodowisko. Wracając do tematu, widziałem jak twoja moc się zmienia. Na początku była łagodna, pełna błysków jak w bajkach. Po dniu wypadku... to się zmieniło.
 - Pamiętam. Poślizgnęłam się i uderzyłam Annę. To mnie przeraziło - wyznałam
 - To nie była twoja wina. Asmodeusz był wściekły, bo opiekowałem się tobą. Tamtej nocy... - mężczyzna zacisnął usta - Pchnął cię lekko, gdy tworzyłaś bloki Annie. Kiedy się przewróciłaś, tak pokierował twoją dłonią, że trafiłaś siostrę. Twierdził, że zrobił z ciebie źródło mojej mocy. Trochę w tym racji było, bo twój strach dawał mi siłę. Od tamtego momentu nieingerowałem w twoje życie, zaglądałem tylko co jakiś czas. Zaczęłaś wierzyć, że twoja moc to przekleństwo, więc tak się stało. Nie kontrolowałaś jej, bo nie wierzyłaś, że możesz. Asmodeusz odwiedził cię znowu, gdy uciekłaś. Podsycił twoje obawy, twój strach i dlatego po raz kolejny zraniłaś siostrę. Ale jego moc nie była wystarczająco silna i w końcu wygrałaś. Zauważyłem, że twoja moc zmienia się razem z tym co ty o niej myślisz.
 Prześledziłam w pamięci wydarzenia, o których opowiadał. Nie pamiętałam Asmodeusza, ale po tym jak zwrócił mi uwagę o zmianie mocy, zauważyłam to.
 - Rzeczywiście... dziadku - nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tego
 - Słucham? - spytał zaskoczony mężczyzna
 - Opiekowałeś się moją matką, a Księżyc powiedział, że była twoją córką. Jesteś moim dziadkiem - uściskałam go. mężczyzna niepewnie poklepał mnie po ramieniu - Nie pamiętasz swojego poprzedniego życia? Dlaczego nie poprosiłeś Ząbek, żeby ci pokazała twoje wspomnienia?
 - Wiesz, że Strażnicy mnie nienawidzą. Tylko twoja obecność i prośba, powstrzymuje ich od wywalenia mnie stąd. W najlepszym wypadku. - powiedział rozgoryczony - Słyszałem, że odkryłaś swoją moc od Księżyca - zmienił temat
 - A skąd? - zapytałam. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi - Tak, odkryłam moc Strażnika. To znaczy, że będę Strażnikiem?
 - Niekoniecznie. To moc Wybranego, ale Wielka Czwórka chciała poczuć się elitą i inaczej ją nazwała. Jaka jest twoja?
 - Wiara. A z tego co mówił Jack ty też masz moc. Strach. - powiedziałam, patrząc na niego z ciekawością
 - Poprawka. Moja moc to odwaga.
 - Jak to? Przecież... - zacięłam się
 - Asmodeusz pokazał mi jak odwrócić moc od Księżyca. Dlatego zamiast dawać im odwagę, przerażałem je.
 - Czemu to robiłeś? Mogłeś odmówić albo cokolwiek. Ale Jack mówił, że tobie to sprawiało radość. Patrzenie na to jak się boją. Niemożliwe żebyś tak się zmienił w ciągu kilku tygodni. - zauważyłam
 - Więzienie doskonałe - skwitował ponuro Pitch - Asmodeusz używając Starożytnej Magii może zniekształcić wspomnienia. Pragniesz zemścić się za rzekome krzywdy, choć nie zawsze one są prawdziwe. Jak w większości jego zaklęć, jest tylko jeden słaby punkt. Miłość. Ale kto pokochałby kogoś złego? Można rozpoznać kto jest pod wpływem Starożytnej Magii. Na lewej łopatce ma symbol - parę czarnych skrzydeł. Po zdjęciu uroku zostaje w tym samym miejscu blizna.
 - Emma też ma ten Znak? - spytałam
 - Tak. Ale w jej przypadku nie ma ratunku. Ona nie ma nikogo. Widziałaś jej stosunki z bratem - musiałam się z nim zgodzić. On ją serio nienawidzi. - Nie bez powodu to więzienie doskonałe. Zrażasz do siebie wszystkich, aż nie pozostaje nikt, kto mógłby cię uratować.
 - Ale Jack nie miał przypadkiem dwóch sióstr? - zapytałam
 - Miał nawet trzy. Jednak rok po jego śmierci została tylko Emma, szalała wtedy epidemia.
 - Och... - nic więcej nie byłam w stanie z siebie wykrztusić.
 Biedna dziewczyna... dałam sobie mentalnego policzka. Wrogowi się nie współczuje, jego można co najwyżej rozumieć.
 - Jutro mam zamiar odwiedzić Annę. Pójdziesz ze mną?
 - Już nie wymyślaj, dobrze? Idź z Jack'iem. - machnął ręką - Treningi są ci już niepotrzebne.
 - Ale ja chce mieć z toba treningi - naburmuszyłam się, wywołując tym uśmiech na twarzy Mroka - Będziesz mnie uczył korzystania z mocy!
 - W tym ci powinien pomóc Jack, w końcu macie podobną moc
 - Ale... cholera - skończyły mi się argumenty - Podaj mi rękę - powiedziałam ni z tego ni z owego
 Mrok patrzył na mnie chwilę dziwnie, ale wykonał polecenie. Wzięłam jego rękę w obie dłonie i przymknęłam oczy. Przez chwilę nic sie nie działo. Skupiłam się z całej siły.
 Przecież mogę to zrobić.
 Moją głowę wypełniły obrazy. Wyobraziłam sobie, że przechodzą przez moje ręce i ukazują się Pitch'owi. Ale sama też je widziałam. Arendell kilkadziesiąt lat wcześniej.

______________________________________
 Ledwo się wyrobiłam w terminie. Wybaczcie! Potworki, znaczy moje dwie jakże ukochane siostry cioteczne, umieją już otwierać drzwi i czytać. I męczą mnie ciągle o bajki na komputerze, więc zamiast pisać oglądałam "Krainę Lodu", "Strażników Marzeń" i obie części "Jak wytresować smoka". Niby fajne filmy, ale za dziesiątym razem to się już wszystkiego odechciewa...

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 33 - Jak...

Czerń. Najpierw była tylko ona. Nic nie czułam, nic nie słyszałam, ani nie widziałam. Byłam tylko ja i moje myśli. Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się słowa Pitch'a:
" - Pamiętaj jedno, Elso. Twoja moc jest taka jaka wierzysz, że jest." - nie rozumiałam tego. Moja moc to lód, nie wyobraźnia.
 Przypomniałam sobie lalkę Elisy. Była szmaciana, a mieczyk Jake'a był piankowy, jak niektóre od stroi karnawałowych. To nie był lód.
 Mogę usłyszeć co się wokół mnie dzieje, pomyślałam. Przecież podczas pierwszej regeneracji słyszałam głos Ząbek.
 Nagle usłyszałam dudnienie, raz głośniejsze, raz słabsze. I głos, spanikowany głos, który powtarzał raz po raz powtarzający te same słowa i łkający.
 - Nie, Elsa, nie, nie znowu... - i zrozumiałam wtedy co było nie tak. Ten dziwny dźwięk, to moje serce, a ono nie pracuje podczas transu. Można powiedzieć, że wtedy żyje się energią księżyca. Trans nie nadchodził; umierałam.
 "...taka jaka wierzysz, że jest."
 Nie potrafiłam sie przekonać, że mogę nakłonić serce do bicia, ale dlaczego miałabym nie móc wywołać regeneracji? Skupiłam się.
 Mogę to zrobić, w końcu czemu nie?
 Dudnienie ustabilizowało się, a potem zaczęło zanikać. Pogratulowałam sobie w duchu. Wywołałam trans! Gdyby nie to, że w tym stanie nie panuję nad własnym ciałem, to chyba zaczęłabym piszczeć z ekscytacji. Wtedy też zrozumiałam inne słowa Mroka. "A ja powiedziałem.... powiedziałem ci, że uwolniłaś za dużo mocy i ona cię zniszczy. Uwierzyłaś i tak się stało". Innymi słowy za jego namową popełniłam samobójstwo. Mój dziadek jest kryminalistą.
 Moment, dziadek?! Mój umysł jakby w odpowiedzi podsunął mi dwa wspomnienia. Słowa Księżyca i Pitch'a.
 "Chciał chronić córkę [...] przez lata był przy niej"
 "Asmodeusz powiedział, że dziewczyna, którą się opiekowałem przez lata jet ze mną spokrewniona. A ty jesteś jedną z jej dwóch córek."
 Na Księżyc, co powie Anka jak się dowie... Jeśli kiedykolwiek się dowie... popatrzmy na to logicznie: omal nie umarłam uciekając przed jej strażnikami. Ciekawe czy jestem nadal w swoim pałacu, w końcu ktoś przyszedł.
 Skoro mogłam przywrócić sobie słuch, gdy nie byłam w transie, to czemu nie miałabym zrobić tego i teraz? Byłam bardzo ciekawa gdzie jestem.
 Coś ciepłego obejmowało moją dłoń. Usłyszałam szloch i moja ręka zatrzęsła się lekko.
 - Elsa... dlaczego? Dlaczego znowu? - Annie załamał się głos. Nie rozumiałam jej. Dlaczego płacze? Przecież żyję...
 Rozległ się dźwięk ciężkich butów.
 - Anno... wiem, że ci trudno, bo straciłaś ją drugi raz, ale musisz wziąć się w garść. Elisa i Jake się martwią o ciebie. Nie byłem pewny czy moge ich tu przyprowadzić, ale nie dali mi wyboru.  - usłyszałam stukot dwóch małych par bucików
 - Mamo... - odezwała się Elisa. Trzymająca mnie ręka zniknęła i rozległ się tłumiony szloch Anny.
 Łamało mi to serce, ale nie miałam władzy nad własnym ciałem. Dałoby się wybudzić z transu "na żądanie", ale to ma przykre skutki i mogłoby być śmiertelne. Zależało to od stopnia poranienia i tego jak długo już regenerowano. Wyłączyłam zmysły i pogrążyłam się w wspomnieniach. I przypomniało pewne wydarzenie.
 Byłam ubrana w taką samą suknię jak w dniu wyjazdu rodziców. Stałam przed lustrem. Z wahanie dotknęłam go opuszkami palców i od razu zaczął pokrywać je szron. Skuliłam się na podłodze nieodrywając dłoni. I nagle poczułam jak ktoś splata swoje palce z moimi. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą Annę. Siedziała naprzeciw mnie. "Anna?" zapytałam "Och... co za piękny sen... Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę." powiedziałam przysuwając nasze splecione dłonie do twarzy. "Głupiutka Elsa" odparła wtedy dziewczyna "To nie sen. Naprawdę tu jestem" [kliknij tu] przytuliła mnie.
 Było to niedługo po moim powrocie do królestwa. Wtedy nadal jeszcze nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Każdego wieczoru bałam się, że gdy tylko zamknę oczy, obudzę się i okaże się, że to był tylko sen. Nagle to wszystko zniknęło i zobaczyłam coś innego.
 Pitch właśnie podszedł do Jack'a.
 - Gdzie jest Elsa? - zapytał mężczyzna
 - Mówiła, że dziś będzie latać i poznawać okolicę - odparł białowłosy
 - Mogłem się domyślić, że dziś pójdzie. - Mrok zacisnął pięści - Ale dlaczego tobie nic nie powiedziała? Zależy jej na tobie... - nagle jakby coś sobie uświadomił - Co jej powiedziałeś?
 - O co ci chodzi? - spytał nierozumiejący Jack
 - Co powiedziałeś, gdy chciała pokazać się Annie?! - Pitch złapał go za ramiona i potrząsnął. Chłopak wyrwał mu się.
 - Że nie powinna tego robić i tak tylko przysporzy jej cierpienia! O co ci chodzi?! - krzyknął wkurzony białowłosy
 - Jeśli coś się stanie Annie, Elsa będzie cierpieć...
 - O czym ty gadasz?! - Jack pchnął Mroka - Dlaczego Annie miałoby się coś stać?!
 - Elsa jest w Arendell! Pokaże się Annie, jesli jeszcze tego nie zrobiła!
 - Co?! - białowłosy złapał Pitch'a za koszulę i wycedził - Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś, że to planuje?!!
 - Miałem nadzieję, że zabierze cię ze sobą - warknął jego rozmówca - Lepiej do niej leć nie się awanturujesz - i wszystko zniknęło.
 Dudnienie powróciło. Nabrałam powietrza i otworzyłam oczy. Usiadłam lekko skołowana i jęknęłam cicho. Byłam zesztywniała, co zwykle nie zdarzało mi sie po regeneracji. Może to dlatego, że byłam na granicy śmierci... Wstałam i rozejrzałam się. Byłam w szpitaliku, w zamku. Czyli to Anna mnie znalazła? Przeciągnęłam się i podeszłam do drzwi. Zesztywnienie szybko mijało i po chwili czułam się już normalnie. Otworzyłam drzwi i zawahałam się. Gdzie pójść? Ruszyłam przed siebie. Dotarłam do kuchni. Przyłożyłam ucho do drzwi; w środku nikogo nie było, więc weszłam. Rozejrzałam się po szafkach, wyciągając kawę i czekoladowe ciastka. Nastawiłam wodę i zaczęłam jeść słodycze. Księżycu, jak mi brakowało tych Arendellskich ciastek. W żadnym supermarkecie nie mogłam ich znaleźć... w szklanej szafce kątem oka uchwyciłam swoje odbicie. Jack miał rację, ta sukienka jest strasznie sztywna, nie mówiąc już o tym, że z przodu miała szkarłatną plamę. Pstryknięciem zmieniłam ją w jej drugą wersję, tę, którą stworzyłam w lodowym pałacu.
 Zestawiłam czajnik z gazu i zalałam kawę. Popijając kawę i wcinając ciastka, usiadłam na jednym z blatów kuchennych, machając nogami.
 Ta suknia mi się bardziej podobała. Podkreślała sylwetkę, kobiece atuty i pasowała kolorem do moich oczu. Choć przyznaję, że to rozcięce poprawiłam nieco i teraz zaczyna się od połowy uda. Może Jack'owi się spodoba...
 Moje rozmyślania przerwało czyjeś wejście. Uniosłam wzrok zaskoczona. Chwilę z Anną mierzyłyśmy się spojrzeniami. Przełknęłam ciastka i odezwałam się:
 - Z tego co pamiętam królowej nie wypada wchodzić do kuchni - otarłam okruszki z twarzy, odstawiłam kawą i zeskoczyłam z blatu - Następnym razem nie nasyłajcie na mnie straży, dobra? - przytuliłam ją. Dziewczyna chwilę stała nieruchomo, po czym objęła mnie tak mocno, że dziękowałam księżycowi, że brak tlenu nie może mnie zabić.
 - Jak? - zapytała, gdy już wypuściła mnie z uścisku - Umarłaś... znowu
 - Było blisko, ale... nie. To był trans. Która jest godzina?
 - Umarłaś, ożyłaś i pytasz o coś takiego?! - wykrzyknęła moja siostra, po czym dodała już spokojnie - Dwudziesta trzydzieści, a co?
 - Dziewięć godzin?! Ale jak... po treningu z Pitch'em zdażało się, że straciłam dwie godziny, a tu niemalże śmiertelna rana i dziewięć godzin... Jakim cudem? - zdziwiłam się
 - Kto to Pitch? - spytała
 - Ty go znasz jako Mroka - machnęłam ręką. Anna złapała mnie za nadgarstki
 - Trenujesz z nim?! Ten *pip* cię zabił!
 - Wyrażaj się, to ojciec naszej matki. A poza tym, co wy się go tak wszyscy uczepiliście? Parę błędów popełnił i tyle. A wszystko i tak zaczęło się od tego, że Strażnicy go odrzucili. - zrobiłam minę naburmuszonego dziecka
 - On... naszym dziadkiem?! - głos podskoczył jej o kilka oktaw
 - Oj nie krzycz tak! Facet uratował mnie z więzienia Asmodeusza, gdzie wpakowała mnie siostra Jack'a. - przewróciłam oczami
 - Jakiego Asmodeusza, jaka siostra Jack'a?!
 - Długa historia. Emma to niezła ekhm... jeśli o to chodzi. Przyjaźniłyśmy sie kilka miesięcy, a potem porwała mnie jako kartę przetargową, by "odzyskać" - w powietrzu narysowałam łapki - brata. Nie wyszło jej, bo Pitch mnie uwolnił.
 - Anno, co się stało? - do kuchni wpadł Kristoff i stanął jak wryty na progu. Wypiłam łyk kawy i odstawiłam z powrotem filiżankę
 - Jest królowa, jest król tylko dzieci brak - powiedziałam. Do kuchni weszli Elisa i Jake - No to już cała królewska rodzinka - skwitowałam
 - Jak... - zaczął Kristoff
 - Innym razem opowiem, dobrze? Muszę wracać na biegun, zanim Jack się zorientuję, że tu byłam...
Nagle w powietrzu koło mnie przekicał lodowy zajączek. Ups...
 - Cześć, Jack - odwróciłam się z uśmiechem

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 32 - Elsa!

 Dziś jest TEN dzień.
 Od Pitch'a dowiedziałam się, że dziś odbędzie się bal w Arendell. Musiałam sama zorganizować sobie transport, więc wykradłam North'owi dwie kule do tworzenia portali. Wolałabym polecieć tam z Jack'iem, ale on nie wiedział. Twierdził, że lepiej byłoby, gdybym nie pokazała się Annie. Uważał, że tak tylko przysporzę jej cierpienia. Ale ja musiałam się z nią zobaczyć. Niby mówił, że Anna zebrała się już do kupy, jednak nawet to, że ten jeden dzień w roku była załamana, raniło mnie. Trzynaście lat odpychałam ją od siebie, chciałam to teraz naprawić.
 Spokojnie, pomyślałam. Nie ma co się denerwować...
 Otworzyłam oczy, wybudzając się całkiem z transu. Spowrotem zaczęłam oddychać, a moje serce bić. Jęknęłam cicho. Cały pokój już zdążył zamarznąć. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do lodowej toaletki. Szybko wyciągnęłam z szuflady pierścien od Księżyca i nałożyłam na palec.
 Po ciele rozlało mi się ciepło i po chwili znowu wyglądałam jak człowiek. Ciemnobrązowe włosy, opalona skóra, złote oczy. Czy Anna mnie rozpozna? Zerknęłam na zegarek. Zostało mi półgodziny.
 Ubrałam się w suknię z dnia koronacji i zaplotłam włosy w luźny warkocz. Spojrzałam z wahaniem na purpurową pelerynę, leżącą na krześle. Na moją prośbę Jack odnalazł ją, a w bonusie przyniósł mi jeszcze koronę. Coś mi mówi, że jak wrócę do lodowego pałacu to zastanę Puszka w ścianie...
 Zamyśliłam się, poprawiając makijaż. Czy wolno mi nosić purpurę? Królową już nie jestem... Po namyśle zapięłam pod szyją pelerynę i nałożyłam koronę. Większe szanse, że Anna mnie pozna,
 Spojrzałam jeszcze raz na zegarek. Zostało pięć minut do rozpoczęcia balu! Chwyciłam jedną z kul North'a i cisnęłam na podłogę. Przez chwilę widziałam wnętrze mojego pałacu, po czym obraz zaczął wirować. Weszłam do wiru i po chwili stałam już na posadzce z lodu. Tak jak podejrzewałam Puszek był znowu wkomponowany w ścianę.
 - Jack... - westchnęłam. Machnięciem wyciągnęłam śnieżnego olbrzyma. "Bałwan na sterydach" popatrzył na mnie zdziwiony i poszedł. Nigdy go nie zrozumiałam... chyba coś schrzaniłam tworzac go. No nic, czas na bal.
 I nagle coś sobie uświadomiłam. Wzięłam jedną kulę, druga została na biegunie. Innymi słowy - idę na piechotę. Dobrze, że założyłam buty na niskim obcasem, bo bym nie wytrzymała...
 Ruszyłam w stronę zamku. Buty co prawda mi się nie zapadały, ale szybko znudził mnie marsz. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że od czegoś mam moc. Stworzyłam sobie skrzydła i poleciałam. Zaczęło mi się robić chłodno. Minusy letniej sukienki w chłodną wiosnę... Wylądowałam przed bramą na rynek. Strażnik patrzył się na mnie z otwartymi ustami.
 - Witaj, Carter - uśmiechnęłam się do członka Rady - Mogę się wkręcić na imprezę? - spytałam
 - Pani, jak cię zwą? - zapytał zszokowany
 - Elsa Frozenchild, dziecię zimy, Pani z Arendell. Przepraszam, że nie pogawędzę z tobą, ale i tak się już spóźniłam. - prześlizgnęłam sie koło mężczyzny. Nawet nie zauważyłam kiedy moje skrzydła rozpadły się i znikły - Przepraszam, przepraszam... mogę przejść? - przeciskałam sie pomiędzy ludźmi. Nie ma mowy, żeby przed zobaczeniem siostry powstrzymał mnie tłok, a szczególnie gdy już byłam w Arendell.
 Nareszcie! Dostałam się na salę. Szybko odnalazłam wzrokiem Annę. Rozmawiała z Kristoffem, który miał coś na rękach. Na głowie miała koronę należącą kiedyś do naszej mamy. Podeszłam do nich, przywołując z pamięci wszystkie zasady etykiety dworskiej. Opanowałam rozszalałe emocje i już miałam się odezwać, gdy zobaczyłam co trzymał mąż mojej siostry... a raczej kogo. No i całą etykietę szlag trafił. Dziewczynka o włosach o pare tonów jasniejszych od Anny, trzymała się koszuli mężczyzny i patrzła złotymi oczkami na mamusię. Jej ojciec w tym czasie usiłował ściągnąc sobie z głowy blondwłosego synka o niebieskich oczach.
 - Och, Anno... - dziewczyna odwróciła się w moją stronę - Znaczy, Królowo - skłoniłam się - Jack nie mówił, że masz dzieci!

 Nie mogąc się powstrzymać podeszłam Kristoffa, który usiłował zdjąć synka z ramienia i wzięłam dziewczynkę na ręce.
 - Jak ci na imię, maleńka? - zapytałam, wyczarowując nad nią trochę śniegu
 - Elisa - powiedziała, śmiejąc się i łapiąc śnieżynki w locie. Oddałam ją ojcu, który już zdołał ściągnąć chłopczyka z siebie i patrzył się na mnie zaskoczony. W powietrzu narysowałam kontur lalki podobnej do tych, którymi Anna bawiła się w dzieciństwie. Zabawka zalśniła i nabrała kształtu.
 - A patrz co ma dla ciebie ciocia - podałam jej laleczkę. Zadbałam też o to, by nie była zimna. Dziewczynka złapała i przytuliła ją.
 Wyjęłam chłopczyka z rak zaskoczonego Kristoffa.
 - A tobie jak na imię? - w teki sam sposób jak lalkę Elisy zrobiłam dla niego mieczyk.
 - Jake - powiedział i schwycił zabawkę w powietrzu. Mąż mojej siostry zabrał mi chłopczyka z rąk
 - Jacy oni są słodcy! Dlaczego Jack mi nie powiedział, że zostałam ciocią? - Anna patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zdjęłam koronę z włosów i podałam siostrze - Ja chyba nie mam już do niej prawa. W końcu teraz to ty jesteś królową. - uśmiechnęłam się
 - Kim jesteś? - wykrztusiła Anna. Zabolało.
 - To ja, Anno, twoja siostra - powiedziałam łagodnie
 - Elsa nie żyje! - zaprotestowała dziewczyna - Ona... ona wyglądała inaczej! - głos miała wyższy o kilka oktaw
 - Anno... - chciałam złapać ją za rękę, ale rudowłosa cofnęła się - Aniu, proszę... ten pierścionek sprawia, że wyglądam jak człowiek - pokazałam jej dłoń - Gdybym go nie miala, to byś nawet mnie nie zobaczyła. Anno, pamiętasz Jack'a? Jestem teraz taka jak on. Umarłam, to prawda, ale wróciłam. Anno, to ja! - pod wpływem impulsu pstryknęłam palcami i przed oczami wszystkich zgromadzonych pojawiły się białe błyski, po czym zdjęłam pierścionek, ujawniając swoją prawdziwą postać.
 - Elsa? - zapytała zszokowana królowa
 - Wiedźma! - usłyszałam znajomy głos - Rzuciła urok na nas wszystkich!
 - Arcyksiąże von Szwądękaunt? - spytałam zaskoczona
 - Królowo, nie wierz jej! To demon! Ludzie nie moga tak po prostu wrócić do życia - krew we mnie zawrzała. Jego głos budził we mnie najgorsze wspomnienia. On pierwszy nazwał mnie potworem i nasłał swoich ludzi, by mnie zabili. - Oszukała śmierć, Królowo. To już nie jest twoja siostra...
 - Zamknij się! - krzyknęłam, a z mojej dłoni wystrzelił czerwony promień. Arcyksiąże odskoczył, gdy tuż przed nim pojawił się sopel. Gdyby tego nie zrobił, lód przebiłby go. Przycisnęłam dłoń do piersi, patrząc ze strachem na jego rozerwany garnitur
 - Morderczyni! Straże, brać ją!
 Znikąd pojali się strażnicy. Cofałam się, rozglądając przestraszona na boki. Wojownicy mieli naszykowane kusze i miecze. Oparłam się o drzwi, wymacałam klamkę i wybiegłam. Słyszałam jednak, że ruszyli w pogoń. Przedzierałam się między ludźmi. To dziwne błyski, które zrobiłam wtedy, miały jakieś dziwne działanie, bo oni nie przenikali przeze mnie. Co chwilę spoglądałam przez ramię na pogoń. Za bardzo się bałam, by użyc mocy.
 Nagle przede mną pojawiła się ściana. Chciałam zawrócić, ale drogę odcięli mi już strażnicy. Byłam w pułapce. Teraz już wiedziałam jak czuje się zaszczute zwierzę. Rozglądałam się gorączkowo, ale na ich twarzach była tylko determinacja. Wszystko, aby chronić władców. Nie wahaliby się oddać za nich życia. Wszystko zaczął pokrywać szron; przywarłam plecami do muru. Wpadłam na pomysł, jak uciec. Przyłożyłam dłoń do ściany i skupiłam się na zamrażaniu jej.
 Do tego stopnia, że nie zauważyłam wycelowanej w moją stronę kuszy.
 Lód rozsadził mur, a jeden z odlamków zmienił trajektorię lotu strzały, choć nie na tyle, by ominął mnie cios. Wrzasnęłam czując rozrywający ból w brzuchu i upadłam. Spojrzałam w dół i zabrakło mi tchu. Na przodzie sukni pojawiała się coraz większa szkarłatna plama, z której wystawały tylko lotki. Adrenalina buzująca mi w żyłach szybko zdusiła ból do znośnego stanu.
 - Nie, przestańcie! - usłyszałam krzyk, ale byłam tak przerażona i oszołomiona bólem, że go nie rozpoznawałam. Strażnicy opuścili broń, a przez nich przedarła się znajoma mi rudowłosa postać. Jednak opanował mnie strach i nie rozumiałam nawet co się teraz stało - Elsa!
 Ale ja w odpowiedzi tylko krzyknęłam ze strachu, zrywając się z miejsca mimo straszliwego bólu, który mnie przeszył. Postać nabrała gwałtownie powietrza widząc mnie. Wyskoczyłam przez wyłom w murze i pobiegłam, brocząc krwią. Usiłowałam stworzyć sobie skrzydła, jednak te po kilkunastu metrach lotu rozpadały się, bo nie potrafiłam się skoncentrować.
 Jakimś cudem dotarłam do lodowego pałacu, gdzie padłam na podłogę. Adrenalina już się wyczerpała, a ból powracał. Powoli zwalniało mi serce, zanikał oddech. Złapałam strzałę za lotki i szarpnęłam z całej siły. Z ust wyrwał mi się przenikliwy wrzask, od którego lodowe ściany pokryła siateczka pęknięć. Z rany jeszcze obficiej zaczęła wypływać krew.
 Moje serce to przyśpieszało, to zwalniało. To był wyścig, który mógł dla mnie okazać sie ostatnim. Walczyłam, by pozostać przytomna do zapadnięcia w trans, ale powoli ogarniała mnie ciemność. Zakaszlałam krwią. Słabłam, a tak być nie powinno.
 Gdzieś na granicy świadomości usłyszałam głos:
 - Elsa... - więcej nie usłyszałam. Ogarnął mnie mrok.

________________________________
Przepraszam za jakość ty dwóch pierwszych obrazków, ale mistrzem gimp'a to ja nie jestem. Jak Wam się podoba rozdział? Kto Waszym zdaniem odnalazł Elsę w jej pałacu?

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 31 - Co się tam dzieje?!

 Ktoś załomotał do drzwi.
 - Elsa! Jack! Co się tam dzieje?! - usłyszeliśmy głos North'a
 Z ust wyrwał mi się chichot zażenowania. Jack niemal na mnie leżał, jedną ręką opieral się o podłogę, a drugą obejmował mnie. Oderwałam się od niego, przerywając pocałunek.
 - Nie martw się, Śnieżynko. Nie wejdzie - zamruczał mi do ucha.
 Dłonią, którą się podpierał, chwycił drewnianą laskę i machnął nią w stronę drzwi, których skrzydła przymarzły do siebie. Spojrzałam na niego dziwnie.
 - Mam moc to korzystam - odparł z uśmiechem - Pokażesz mi ten numer ze skrzydłami?
 - Musiałbyś mnie najpierw wypuścić, a mi tu jest dobrze - powiedziałam i pocałowałam go, wplątując palce w jego włosy. Chłopak pogłębił pocałunek.
 Ale nie dało się długo utrzymać romantycznego nastroju, gdy ktoś wali w drzwi i pokrzykuje. Nagle coś wpadło mi do głowy.
 - Wiem co zrobimy - powiedziałam Jack'owi, który szykował się do wysadzenia lodem drzwi. Inna kwestia, że miał małe szanse na powodzenie, bo wraz z Pitch'em wzmocniłam ich ochronę, by zmniejszyć ryzyko, że podczas ataku rozwalę je i zacznę demolować bazę. - Wylecimy oknem i podejdziemy do niego korytarzem i zapytamy czemu wrzeszczy - dokończyłam z przebiegłym usmiechem. Chłopaka wmurowało.
 - Tego się po tobie nie spodziewałem... - opuścił laskę - No dobra, Królowo. To lecimy! - Chciał mnie objąć, ale wyplątałam się z jego rąk
 - Chciałeś zobaczyć numer ze skrzydłami, więc poroszę bardzo - odparłam. Z łopatek wyrosły mi białe skrzydła z lodu, lśniące tysiącami refleksów w zachodzącym słońcu.
 Coraz lepiej radziłam sobie z panowaniem nad mocą. Raz coś zrobiłam i potem wystarczała myśl. A przynajmniej jak byłam spokojna, w innych sytuacjach czegoś takiego jeszcze nie testowałam.
 Rozłożyłam skrzydła na pełną długość, sprawdzając czy się mnie słuchają. Chłopak patrzył na mnie oczarowany. Zamachałam skrzydłami, wznosząc się w powietrze i zatoczyłam koło. Jack podleciał do mnie i ujął moją dłoń. Razem wylecielismy przez okno, które znajdowało tuż pod sufitem. Wylądowaliśmy przy bocznych drzwiach. Jack zapukał, a po chwili otworzył nam yeti.
 - Abotueti? - zapytał
 - Cześć, Pit. My służbowo - przepchnął się koło niego, pociągając mnie za sobą. Na odchodne zasalutowałam yetiemu. W końcu doszliśmy do North'a, który dobijał się do drzwi sali treningowej.
 - Elsa! Jack! Co wy tam wyprawiacie?! - wrzeszczał
 - North, czego tak krzyczysz? - zapytałam. Mikołaj odwrócił się gwałtownie.
 - Jak wy... przecież tam... - wskazał salę
 - Latałam z Jack'iem po okolicy - odparłam, poruszając skrzydłami na dowód
 - Skąd... - mężczyzna był zszokowany
 - Podczas treningu z Pitch'em, stworzyłam je przez przypadek, a teraz Jack pokazywał mi jak najlepiej wykorzystywać wiatr. Choć tak właściwie nie są mi na razie potrzebne. - zatrzepotałam skrzydłami, a one rozsypały się na pióra i znikły. Zachichotałam widząc minę North'a.
 - Coś pomóc? - zapytał figlarnie Jack
 - Nie... - skołowany święty poszedł gdzieś. Gdy już znalazł sie w bezpiecznej odległości, parsknęliśmy śmiechem.
 Gdy już trochę się uspokoiliśmy, Jack podciał mi nogi. Pisnęłam zaskoczona, ale zanim upadłam, chłopak złapał mnie i wziął na ręce. Wtuliłam się w niego, a on poleciał do mojego pokoju i położył mnie na łóżku. Usiadł obok, położył sobie moją głowę na kolana i zaczął bawić włosami. Odwróciłam się tak, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
 - A teraz czas na rozmowę - powiedziałam uśmiechając się diabelnie
 - Mam się bać? - spytał chłopak z uśmiechem
 - Wyrywać i błagać o litość - przewróciłam oczami - Ja opowiedziałam ci właściwie całą historię mojego życia, teraz twoja kolej
 - Co tam opowiadać o moim ludzkim życiu? Byłem zwykłym wieśniakiem z biednej rodziny. Po śmierci trzysta lat byłem wolnym duchem i rozwijałem swoją moc. Potem Księżyc wybrał mnie na Strażnika. Mieliśmy dosyć poważne problemy z Pitch'em, który akurat wtedy postanowił wychylić się z mroku. Po załatwieniu gościa, North zaczął mnie szkolić. Na Księżyca, tak się wynudziłem na tych jego wykładach o innych światach... Raz mi sie oberwało za rzekome zrobienie zimy w Arde... Anede... jak to się nazywało... a, Arendell! North się wkurzył, że pięć lat temu zrobiłem tam zimę w lato... - spięłam się, słysząc to - Tłumaczyłem im, że przeciez bym się nie rozdwoił, a w tamtym czasie pomagałem im pokonać Pitch'a. Chwila... - spojrzał na mnie spod przymróżonych powiek - To ty wtedy tam szalałaś!
 - Po trzynastu latach wyrwałam się z domu, trochę wyrozumiałości. - mruknęłam
 - Czy ja coś mówię? - spytał figlarsko, po czym mnie pocałował.
 - Nie myśl, że ci się upiecze, Lodowy Móżdżku - odwzajemniłam pocałunek

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 30 - TO jest nic?

 - Taka słaba... Jak niby chciałaś ocalić siostrę, skoro nawet siebie nie potrafisz uratować? Dlaczego w ogóle walczysz? Przecież nie masz szans, jesteś za słaba... Jesteś tylko płatkiem śniegu w letni dzień, nie dasz rady... - głos Pitch'a był jak trucizna - Ciągle tylko ranisz, niszczysz... Jesteś jak Emma, opętana rządzą zdobycia tego, co nie jest dla ciebie. Jesteś taka jak ona... - wściekłość, która wcześniej kryła się na granicach świadomości, teraz powoli wsączała mi się w umysł. W oczach trochę mi poczerwieniało. Zacisnęłam pięści. - Ona chciała odzyskać brata, a ty siostrę, więc czym się od niej różnisz? Też zrobisz wszystko by dopiąć swego...
 Teraz już nie wytrzymałam. Furia przysłoniła mi wszystko. Cisnęłam w niego lodem, ale był na to przygotowany i osłonił się swoją mocą. Rozpętałam burzę, która uderzała w Mroka z taką siłą, że ledwo stał na nogach. Zadałam kolejny cios, który pchnął go na ścianę.
 Z wściekłością uderzałam w niego raz po raz mocą. Mężczyzna próbował się bronić, ale nie dawał rady. Nagle coś się zmieniło w jego wyglądzie. Byłam zamroczona gniewem, więc dopiero po chwili zorientowałam się co.
 Jego oczy stały się czerwone, a ubranie nabrało szkarłatnego połysku. Posłał w moją stronę wiązkę ciemności, której z trudem uniknęłam. Utworzyłam pod jego stopami lód, przez który stracił równowagę i znowu uderzyłam nim o ścianę. Wyciągnęłam w jego stronę rękę i wielka lodowa dłoń schwyciła go, raz po raz uderzając nim o posadzkę czy mury. W końcu rzuciła Pitch'em w ścianę tuż koło drzwi...
 ... przez które właśnie ktoś wszedł.
 - Elsa, Ząbek... - Jack urwał rozglądając się po sali treningowej i widząc Mroka, który leżał tuż koło jego stóp. Mężczyzna był mocno poraniony, rękę miał do dziwnym kątem, a z rany na głowie sączyła się krew. Poczułam triumf, który jednak szybko stłumił strach. - Co tu, na Jasność Księżyca, się stało?!
 Powoli odzyskiwałam jasność umysłu, a czerwień znikała z przed oczu. Opadłam na posadzkę, stając na nogach. Nawet nie zauważyłam kiedy uniosłam się metr nad ziemię. Gdy tylko uświadomiłam sobie, co tu tak właściwie się stało, podbiegłam do Pitch'a.
 - Żyjesz? - zapytałam głupio, kucając przy nim
 - Nie - stęknął - Umarłem już dawno - mruknął
 - Przepraszam...
 - I tak poszło ci lepiej niż ostatnio. Dłużej wytrzymałaś. - powiedział, siadając. Dotknęłam jego ręki, tworząc mu z lodu temblak
 - Przepraszam! - pisnęłam, słysząc jego jęk. - Dasz radę dojść do pokoju?
 - Raczej tak - pomogłam mu wstać - Chociaż nieźle mnie poobijałaś
 - Moment, wyjaśni mi ktoś, co tu się stało? - zapytał skołowany Jack
 - Nic - uśmiechnęłam się niewinnie
 - Nic... - powtórzył chłopak, patrząc na mnie z powątpiewaniem - TO jest nic? - spytał patrząc na salę. Złapałam się za głowę, widząc jakie pobojowisko teraz tu było.
 - O Księżycu... Serio, aż tak było źle? - zapytałam drżącym głosem
 - Szczerze? Lepiej nad sobą panujesz, ale i stajesz się silniejsza... - odparł Pitch. Jęknęłam głośno.
 - Elsa, ty zrobiłaś ten bajzel? - Jack otworzył szeroko oczy - Myślałem, że trenujesz z Mrokiem walkę, ale byłaś... czerwona
 - Pomaga mi zapanować nad Znakiem - przyznałam - Chociaż zbyt przyjemne treningi to nie są.
 - Podczas następnego treningu będę tu - uparł się chłopak, zakładając ramię na ramię
 - Jack...
 - Nie wygonisz mnie stąd. Nie dasz rady - wyszczerzył się
 - Zdziwiłbyś się - mruknęłam pod nosem - A tak właściwie po co przyszedłeś?
 - Ząbek zaczęła się skarżyć na hałasy i na to, że posadzka się zaczęła trząść....
 - Cholera... jesteś pewny, że chcesz być na kolejnym moim treningu? To nie jest zbyt... bezpieczne.
 - Tak. - odparł twardo.
 - Nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu spowodowane moim atakiem. Trening będzie... - spojrzałam pytająco na Mroka.
 - Za jakieś 4 godziny, bo musisz odzyskać siły - odparł mężczyzna, po czym ruszył w stronę pokoju. Trochę kuśtykał.
 - Co ty mu zrobiłaś? - zapytał unosząc brwi, gdy Pitch już wyszedł
 - Straciłam kontrolę...
 - Aż tak jest wtedy źle?
 - Tak...
***
 - Jesteś złem, Elso. Niszczysz wszystko czego się dotkniesz...
 - Powtarzasz się, Pitch - wtrącił się Jack. Mrok rzucił mu mordercze spojrzenie.
 - Jack - skarciłam go - Siedź cicho, ja tu trenuję.
 - Ciekawe co - prychnął - Odporność na zranienie?
 - Panowanie nad sobą. A. Teraz. Siedź. Cicho. I. Daj. Mu. Kontynuować. - wycedziłam
 - Taka słaba jesteś, Elso - białowłosemu chłopakowi nie podobało się to, że Pitch wygadywał do mnie takie rzeczy. Zaciskał palce na lasce - Pamiętasz dni z Sebhastienem? Masz możliwości, ale jesteś zbyt głupia, naiwna, by je wykorzystać. Boisz się atakować, boisz się wszystkiego. Skąd wiesz, że możesz komukolwiek zaufać? Jesteś sama. Sama w tłumie, sama wśród przyjaciół. Ufałaś sobie i co? Zamroziłaś serce własnej siostry...
 Tu nie wytrzymałam. Wspominanie Anny to był cios poniżej pasa. Poczerwieniało mi w oczach, zawładnął mną gniew. Gdzieś na granicy świadomości odnotowałam zaskoczonego Jack'a. Ale już mnie to nie obchodziło. Chciałam tylko zniszczyć źródło głosu - Mroka. Z mojej dłoni wystrzelił czerwony promień. Pitch zablokował go, ale to mnie nie powstrzymało i atakowałam dalej. Cios po ciosie, strzał po strzale, Książe Koszmarów słabł, jednak starał się nie poddawać. Uniosłam ręce i dookoła mnie zawirował śnieg. Nieprzydatna peleryna zniknęła, zastąpiona czerwonymi skrzydłami z lodowych piór. Zatrzepotałam nimi, wznosząc się w górę. Machnięciem utworzyłam cztery ogromne bałwany wyglądające jak Puszek. Lodowe monstra rzuciły się na Pitch'a.
 Mężczyzna z całej siły starał się powstrzymać stwory, ale był zbyt słaby. Dookoła niego rozpętała się burza, chroniąca lodowe golemy. Nie było go widać zza śnieżnej zasłony, gdy nagle ciemność do dokoła nabrała ciemnoczerwonej barwy.
 - Co do...! - wyrwało się Jack'owi, który szybko wzleciał do góry, jak najdalej od naszego pojedynku.
 W moją stronę poleciała wiązka czerwonego mroku. Osłoniłam się lodem i wzleciałam wyżej. Gdy machnęłam skrzydłami, kilka piór wystrzeliło w mężczyznę, wciąż skrytego w czerwonej ciemności. Wnioskując po nieartykułowanym dźwięku, jaki wydał z siebie Pitch, trafiły w cel.
 - Może już wystarczy? - zaproponował niepewnie białowłosy. Machnęłam ręką, przymrażając go do ściany.
 - El...! - tylko tyle zdołał krzyknąć, zanim lód pokrył go od stóp do głów. Spojrzałam w jego stronę i z przerażeniem zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Rozchyliłam usta w szoku.
 Jak mogłam go skrzywdzić?
 Czerwień od razu znikła. Podleciałam do skutego lodem chłopaka. Byłam spanikowana.
 - Jack! - uderzyłam pięścią w lód - Jack! - po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Chłopak był w wielkiej bryle lodu, przymrożonej do rogu pomieszczenia. Zastygł nieruchomo, na jego twarzy nadal malował się szok, usta były otwarte, bo zamarzł wpół krzyku. - Jack!
 - Elso, uspokój się! Możesz roztopić lód, ale musisz pokonać panikę! - krzyknął z dołu Mrok
 Skup się!, nakazałam sobie
 Przymknęłam oczy i przyłożyłam dłoń do bryły lodu. Spomiędzy moich palców wydobyło się delikatne, białe światło. Blok eksplodował z hukiem, a siła wybuchu odrzuciłam mnie kilka metrów do tyłu.
 Zatrzepotałam skrzydłami, usiłując utrzymać się w powietrzu, ale nie zbyt mi to wychodziło. Zobaczyłam, że Jack spada nieprzytomny na ziemię, więc machnięciem ręki wytworzyłam pod nim górę śniegu, która złagodziła jego upadek. Sama nie miałam szczęścia, bo przestałam kontrolować moc i moje skrzydła zaczęły się rozpadać. Rozłożyłam je usiłując choć trochę osłabić uderzenie, jednak niewiele to dało. Całkowicie straciłam kontrolę nad lotem.
 Tuż nad posadzką oplotła mnie ciemność, hamując upadek i powoli opuszczając mnie na podłogę.
 - Żyjesz? - zapytał Pitch. Naburmuszyłam się lekko, słysząc, że mnie cytuje.
 - Nie - burknęłam - Umarłam już dawno - powtórzyłam jego słowa. Mężczyzna uśmiechnął się, widząc, że już mi lepiej, i pomógł mi wstać. Machnęłam skrzydłami, pozbywając się ich całkowicie.
 - Musisz nauczyć się jeszcze kontrolować moc mimo zmiany jej źródła. - powiedział, wyszarpując z ramienia czerwone pióro - Ale trzeba przyznać, że te skrzydła były naprawdę pomysłowe
 Mój wzrok powędrował na górę śniegu, która mgliście mi się z czymś kojarzyła.
 - Jack! - pisnęłam, przypominając sobie. Wyciągnęłam nieprzytomnego chłopaka z śniegu i poklepałam po policzku - Obudź się!
 - Ostatni raz przerywałem ci trening... - jęknął, otwierając oczy
 - Mówiłam ci, Lodowy Móżdżku, że to niebezpieczne! - krzyknęłam na niego, ocierając twarz
 - Miałem zwidy, czy ty naprawdę zrobiłaś się czerwona? - zapytał, siadając
 - Taa... chciałabym ci powiedzieć, że majaczysz, ale to prawda - skrzywiłam się
 - Chwila - skojarzył coś - Ty! - wskazał na Pitch'a - Ty też byłeś czerwony!
 Mrok jednak zignorował jego słowa.
 - Następny trening dopiero jutro, Elso - oznajmił i wyszedł.
 - On ma Znak. Znak. I ty z nim ćwiczysz. On ma Znak. - powtarzał skołowany chłopak - A jak ci coś zrobi? - zaniepokoił się - Trzeba powiedzieć Strażnikom.
 - Jack, uspokój się - nakazałam mu - Nie powiesz o tym nikomu.
 - Ale to cię nara...
 - Nie i koniec! - przerwałam mu - Gdyby tego chciał, to sam by to dawno zrobił. - dodałam spokojniej - On nie używa mocy Czerwonego Księżyca. No, normalnie jej nie używa - sprostowałam widząc jego piorunujące spojrzenie - Gdyby tego nie robił, to mogłabym go naprawdę poważnie skrzywdzić podczas Furii. - zgarbiłam się lekko
 - Z tego co widzę, to wasz trening jest bardzo bojowy - zmienił temat
 - Sam trening to jest wyprowadzanie mnie z równowagi. Reszta to usiłowanie powstrzymania mnie przed rozwaleniem całej bazy.
 - Jest aż tak ź... dobra, znam odpowiedź - uniósł ręce widząc moje ponure spojrzenie - Silna jesteś, trzeba ci przyznać. A z tymi skrzydłami i tą miną wyglądałaś tak, tak... tak pięknie i strasznie zarazem - przez chwilę patrzył przed siebie rozmarzonym wzrokiem, po czym nagle spojrzał na mnie - Nie powiedziałem tego głośno, prawda? - on zawsze wiedział jak mnie rozbawić.
 - Owszem, Lodowy Móżdżku - zachichotałam. Przysunął się do mnie i objął mnie
 - Mogę? - zamruczał mi do ucha
 - Jeszcze pytasz. Może tym razem Strażnicy nam nie będą przeszkadzać...

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 29 - Nie mogłem znieść tych ich ciągłych mizianek...

 - Śnieżynko... - zaczął niepewnie Jack
 - Tak? - wychrypiałam. Gardło miałam zdarte od szlochania
 - Nie powinienem cię do niej zabierać - powiedział smutno
 - Nie, nie to tak. Cieszę się, że ją zobaczyłam... - powiedziałam, ale łzy nie dodały mi wiarygodności
 - Jeśli chcesz, możemy tam polecieć jeszcze jutro - zaproponował - Może będzie ci łatwiej jak zobaczysz ją radosną.
 - Co tak właściwie u niej? - spytałam
 - Wydaje mi się, że jest w miarę zadowolona. Przez pierwsze miesiące była kompletnie rozbita, ale Kristoff pomógł się jej pozbierać. Jakoś się trzyma... - w jego głosie wyczułam nutę niepewności
 - Czemu mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego - zapytałam marszcząc brwi
 - Nie było mnie tam od 2 lat... - przyznał cichutko. Spojrzałam na niego takim wzrokiem, że od razu zaczął się usprawiedliwiać - Nie denerwuj się! - wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście - Dziewczyno, ja rozpaczałem przez te trzy lata! Anna ogarnęła się po pół roku z pomocą Kristoff'a! Nie mogłem znieść tych ich ciągłych mizianek - zarumienił się lekko - Najgorsze zrobiła mi rok po twojej śmierci. - dodał grobowym głosem
 - Co? - zapytałam zaintrygowana. Co takiego mogła zrobić Anna? Jack przyłapał ją i Kristoff'a na całowaniu?
 A może na czymś więcej?
 - Nie było mnie w Arendell od 4 miesięcy. Jak zwykle szwendałem się po krainach, zarówno zwykłych jak i magicznych. Wieczorem wpadłem jak co tydzień do bazy North'a. I wiesz co mi dała Ząbek? Kopertę. A w niej zaproszenie na ślub! - gderał. Od tej strony go nie znałam - Dopiero rok. Rok temu zginęłaś, chronią ją, a ona olewa twoje poświęcenie i rozkręca imprezę! Kompletny brak szacunku dla zmarłych...
 Zamknęłam mu usta pocałunkiem. Dopiero, gdy miałam pewność, że nie zacznie od nowa swojego wywodu, odsunęłam się od niego lekko, spoglądając w jego piękne niebieskie oczy, o barwie pomiędzy lodem, a niebem, tak łagodne i czułe...
 Dałam sobie mentalnego policzka. Skup się!
 - Jack, Anna ma prawo do szczęścia. Nie chciałabym, by była smutna czy rozpaczała całe życie. Ona stanęła na wysokości zadania, które przerosło ciebie. Żyj dalej. To trudne i nie każdy temu może sprostać. Ona miała jeszcze Kristoff'a... - powiedziałam
 Jeszcze długo rozmawialiśmy i wcale nie spędziliśmy tego czasu na całowaniu się.
 No, może trochę.
 Albo nieco więcej niż trochę.
 Ewentualnie cały ten czas...
 Ale w każdym razie po, jak mi się wydawało, godzinie poszłam do Pitch'a. Niestety, nie było go w pokoju gościnnym. Gdy spytałam Zając gdzie on jest, to stwierdził, że gdzieś wyszedł. Futrzak nie omieszkał wyrazić swojego niezadowolenia, że on w ogóle tu jest. Maruda się znalazła... przy nim znowu zaczęłam kichać. Czyli mam uczulenie na coś związanego z zającem... może na futro? Nie wtedy na widok kota Kingi, koleżanki z klasy, też bym kichała...
 - Elsa? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Pitch'a, który wyszedł właśnie z głębokiego cienia w kącie
 - Pitch! - ucieszyłam się - Właśnie cię szukałam, mam do ciebie ogromną prośbę.
 - O co chodzi? - zapytał
 - Muszę nauczyć się panować nad Furią - odparłam zdecydowanie - Muszę umieć powstrzymać ją w przypływach gwałtownych emocji, żeby nie skrzywdzić... nikogo - prawie powiedziałam Anny, ale nie byłam pewna czy mogę mu zdradzać co zamierzam zrobić. Zmierzył mnie wzrokiem. Miałam wrażenie, że on wie czemu się chcę nauczyć kontrolować Znak.
 - Mogę wiedzieć czemu do mnie się z tym zwracasz? - spytał
 - Wiesz czemu. Ty też... - urwałam - Widziałam w twoich oczach czerwony błysk, gdy byłeś wściekły. Masz Znak Czerwonego Księżyca. Ale umiesz go kontrolować, bo nigdy wcześniej nikt nie zauważył nic dziwnego, żaden ze strażników czy Obdarzonych - dodałam
 - Tak - Mrok zgarbił się, przez co wyglądał jakby postarzał się o kilkanaście lat. Z westchnieniem odsłonił ramię. Jego Znak był bliźniaczo podobny do mojego.
 - Pomożesz mi? - spytałam cichutko
 - Wiesz, że te lekcje nie będą przyjemne dla żadnego z nas? - upewnił się
 - Tak - potwierdziłam zdecydowanie
 - Skoro tak bardzo zależy ci na siostrze...


~~~~~~~~~~~~~~
Wybaczcie mi tą przerwę! Obiecuję, że będę dodawać co najmniej jeden rozdział tygodniowo! Miałam załamanie nerwowe spowodowane problemami rodzinnymi, do tego nauczyciele cisnęli i na dokładkę praca w polu. Żyć, nie umierać, co nie?

LA

Mo je drugie w życiu LA :) Pierwsze dostałam na wattpad.com (ff do serii o Percy'm Jacksonie tam piszę). To moje pierwsze LA na blogu ;D a nominowała mnie Kiniaa ツ

1. Najbardziej głupia rzecz jaką zrobiłaś.
Obejrzałam horror z siostrą ;-; to nie na moją psychikę...

2. Cieszysz się ze swoich ocen w szkole?
Bywało lepiej :/ ale to dopiero pierwszy rok gimnazjum, jakoś się wyliże... (kto wymyślił angielski, niemiecki i fizykę?! Chiński jest prostszy, a wiem co mówię, bo się go uczę)

3. Ulubiony kolor
Fiolet, biały czy niebieski? Oto jest pytanie...

4. Bluza czy sukienka?
Bluza, bluza, bluza! Sukienki to ZŁO... Nie wiem jakim cudem w moim opowiadani Elsa chodzi często w kieckach...

5. Ulubione zwierzę.
Pies! Psiaki są słodkie! Koty kiedyś lubiłam, ale teraz ani ja ich nie lubię, ani one mnie...

6. Jak byś miała władać jakąś mocą to jaka by to była?
Lód kusi, ale wybrałabym powietrze. Lodem nie zasłonisz się niezauważanie podczas lekcji, żeby zwiać :)

7. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Czytać, czytać przy włączonym telewizorze (na jakimś fajnym filmie albo kabarecie) i czytać słuchając muzyki.

8. Jesteś dumna ze swojego bloga?
Nie -,- Tracę wenę i blog upada...

9. Cieszysz się że są wakacje?
Szczerze? Nie wiem czy wolę uczyć się, czy ciągle kłócić się z mamą i pielić borówkę albo rwać jabłka...

10. Co myślisz o Jelsie?
Shipuję!

11. Co byś zmieniła w sobie?
Przydałaby mi się większa wyobraźnia i lepsza pamięć, bo u mnie z pamięcią jest bardzo krucha czasami...

Pytania:
Czemu Jelsa?
Co sądzisz o związku Mroka z Elsą?
Ulubiona książka?
Ulubiony bohater (z książki albo filmu)
Wymyśl głupie pytanie
A teraz odpowiadaj!

Nominuję:

http://jelsaorazemily.blogspot.com/

http://mojnowyblogjelsawojnastratamilosc.blogspot.com/

A tu niespodzianka! Jarida zamiast JelsyXD :
http://przeciwienstwasieprzyciagaja.blogspot.com/