środa, 26 października 2016

Rozdział 28 - Nie!

 - Ania, przecież wiesz, co on powie. Nie wolno mi tu zostać - Nikola wciąż starała się przekonać córkę Ateny, żeby odpuściła. Ta jednak nie miała najmniejszego zamiaru tego zrobić i trzymając nadgarstek Strażniczki w stalowym uścisku, szła w stronę Wielkiego Domu.
 - Cichaj - stwierdziła heroska, zatrzymując się. Zmieniła rękę, którą trzymała Frozenchild i potrząsnęła tą pierwszą
 - Co ty robisz? - zdziwiła się Elsa. Samula uniosła brew.
 - Masz lodowatą skórę. I to mówię ja, człowiek, którego łapki są zawsze zimne - odparła dziewczyna, dalej ciągnąc ją w stronę Wielkiego Domu.
 - Ale żeby potem nie było, że nie mówiłam - westchnęła Nikola, poddając się. Już dalej nie oponowała, kiedy półbogini zaciągała ją do Chejrona. Anka była uparta jak jej siostra. Jeśli uważała, że coś tak jest, to bardzo trudno było jej to wyperswadować.
 Im bliżej były, tym bardziej niepokój wybranki Księżyca rósł. A kiedy tylko przekroczyły drzwi, dawna władczyni Arendell poczuła przypływ paniki. Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć co jest jej źródłem.
 Wicedyrektor Obozu nie był sam. Towarzyszył mu przystojny mężczyzna z czarnymi włosami i brodą przyprószoną siwizną. Miał na sobie garnitur. Obok nich stała wysoka, chuda kobieta o tym samym kolorze tęczówek i fryzury, ubrana w białą suknię. Oboje roztaczali aurę potęgi i starożytności.
 Heroska zamarła zaskoczona, jednak zaraz zrobiła krok w przód, częściowo zasłaniając swoją sylwetką Strażniczkę. Wciąż trzymała jej nadgarstek. Obozowiczka zacisnęła usta i posłała nieco im wojownicze spojrzenie.
 - Zeusie... - skłoniła się delikatnie mężczyźnie - ...Ateno - dodała niechętnie kiwając tylko nieznacznie kobiecie.
 - Czy tak, Anno, powinnaś traktować swoją matkę? - zapytała bogini, przeszywając ją wzrokiem ze swoich stalowych oczu.
 - Mam już jedną matkę. Ty mnie urodziłaś i porzuciłaś, a potem jeszcze próbowałaś zabić moją przyjaciółkę. - odparła lodowato półbogini.
 - Panno Samula - centaur wtrącił się w ich rozmowę - byłoby lepiej, gdybyś opuściła Wielki Dom. Musimy porozmawiać z panną Wilk. Na osobności.
 - Chejronie, chyba żartujesz! - oburzyła się - Nikola omal nie została zamordowana przez nią, a ja mam jej tak po prostu pozwolić z nią przebywać?!
 - Mogę ci obiecać, że w Wielkim Domu będzie nietykalna - stwierdził wicedyrektor Obozu. Polka już otworzyła usta, żeby kolejny raz zaprotestować, ale poczuła zimną dłoń przyjaciółki, która delikatnie rozginały jej coraz bardziej kurczowo zaciskające się palce. Spojrzała na nią z zaskoczeniem. Córa zimy uśmiechnęła się smutno.
 - Nie. Nie! - sprzeciwiła się półbogini, wyrywając rękę z jej uścisku - Nawet o tym nie myśl!
 - Ania, przecież wiedziałaś, że tak będzie - powiedziała cicho Wilk - To musiało się stać. Nie mogłam przecież ukrywać się przez wieczność
 - Nie - powtórzyła okularnica, kręcąc głową. Nawet nie miała zamiaru dopuścić do siebie takiej myśli. Przecież musiało być jakieś inne wyjście!
 - Ania, wyjdź, proszę cię...
 - Nie!
 - Anno - głos Strażniczki stwardniał. Jego ton niemal zmroził krew w żyłach obozowiczki - wyjdziesz stąd teraz albo cię do tego zmuszę.
 Córka Ateny rozchyliła usta, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Potem jej mina powoli zaczęła się zmieniać. Z lekkim ociąganiem zacisnęła wargi w wąską kreskę, mrużąc nieco oczy, w których widać było złość. Ta groźba sprawiła, że Polka poczuła się zdradzona. Poświęciła tyle czasu, żeby pomóc tej dziwnej dziewczynie, a ta teraz miała zamiar to wszystko zaprzepaścić, jak ostatnia idiotka oddając się w ręce bogów, którzy ją ścigali.
 Półbogini pokręciła delikatnie głową, posyłając Nikoli rozczarowane spojrzenie. Następnie bez słowa obróciła się na pięcie i wymijając wybrankę Księżyca, wyszła z Wielkiego Domu, trzaskając drzwiami.
 Dawna władczyni Arendell nawet nie zauważyła, kiedy jej ubrania zmieniły się w lodową suknię. Złapała delikatnie za spódnicę i skłoniła się im. Przez chwilę trwała w takiej pozycji, niepewna czy wolno jej na nich spojrzeć, jednak potem wyprostowała się. Czuła na sobie badawczy wzrok bogini mądrości.
 - Co robisz w naszym świecie, duchu? - spytał Zeus
 - Nie znalazłam się tu celowo, nie wiedziałam, że te drzwi tu prowadzą - oznajmiła dziewczyna, dumna z siebie, iż głos jej nie zadrżał - Chciałam tylko znaleźć się tak daleko, jak tylko się da od miejsca, z którego pochodzę
 - Miewaliśmy wizyty już takich jak ty, ale żadne z nich nie było na tyle nieroztropne, by podnosić rękę na nasze dzieci - odezwała się Atena.
 - Nie przybyłam tutaj, by walczyć - powiedziała Frozenchild. Dłonie zaczynały się jej powoli trząść, dlatego przycisnęła je do serca - Zazwyczaj to kontroluję, ale wtedy, na granicy śmierci, straciłam panowanie nad mocą...
 - Jesteś zagrożeniem - stwierdziła bogini mądrości - Trzeba cię usunąć - z twarzy centaura na te słowa odpłynęła cała krew. Podszedł do Elsy
 - Ateno z całym szacunkiem, ale obiecałem twojej córce... - więcej nie zdołał powiedzieć. Sylwetka kobiety zaczęła rosnąć i promieniować energią, będącą w stanie spalić setki potworów, gdyby znalazły się za blisko.
 Pierwsze uderzenie tej moc powaliło Chejrona i Nikolę na ziemię. Strażniczka skuliła się, czując, jak skóra zaczyna ją palić. Ale potem nagle przyszła ulga. Frozenchild nieśmiało uchyliła oczy. Atena dalej promieniała niczym supernowa, jej sylwetka miała kilka metrów, jednak na platynowowłosą już to nie działało. Jakby się uodporniła na ten ogrom energii.
 Nagle koło siebie usłyszała przepełniony cierpieniem jęk. Odwróciła głowę w stronę odgłosu i zamarła. Wicedyrektor Obozu leżał na podłodze, drżąc. Jego skóra miała dziwny, nienaturalny jaskrawo czerwony kolor. Gdzieniegdzie zaczynały już tworzyć się krwawiące rany.
 Energia, którą uwalniała bogini, powoli go spalała.
 Strażniczka pod wpływem impulsu złapała go za rękę. Nie była pewna co chciała zrobić - podnieść go na duchu, wesprzeć? - ale wiedziała co potem się stało. Ciało centaura pokryło... coś. Jakby lód, ale płynny, oblepiający dokładnie ciało i poruszający się z nim. Chejron nadal był obolały - co do tego nie miała wątpliwości, jednak już był bezpieczny.
 Człowiek, a raczej półczłowiek, który stanął w jej obronie. Szczerze mówiąc, ona sama nigdy by go o to nie podejrzewała. Przecież już jak pierwszy raz się spotkali, dziwnie na nią spoglądał. Wiedział już wtedy, że coś jest nie tak. A jednak teraz usiłował powstrzymać boginię i mimo że to nic nie dało, Elsa była mu naprawdę wdzięczna.
 Rany mężczyzny powoli zaczęły się zamykać. Oszołomiony mężczyzna uniósł wzrok, spoglądając w twarz Frozenchild ze zdumieniem. Dziewczyna posłała mu delikatny, zmęczony uśmiech.
 Nikola nie wiedziała ile czasu minęło, zanim to wszystko się skończyło. Pamiętała tylko szok bogini, kiedy wstała z podłogi bez nawet najmniejszego znaku, że ją to ruszyła. Nawet włosy się jej nie rozsypały. Tylko ten płynny lód, który ją pokrywał, był jedyną widzialną zmianą.
 No i może większa pewność siebie w jej postawie. Stała wyprostowana, z godnością, ale nie przesadną. Prezentowała się tak, jak powinna wyglądać królowa w odwiedzinach na obcym dworze. Tak jak ją uczono w Arendell. Ta wczorajsza walka i ten lód, przypomniały jej dlaczego nie powinna się ich bać. Przecież nie mogli jej zabić. Cokolwiek by nie wymyślili, jej moc jest w stanie temu zapobiec i ją ocalić.
 - Bogowie - skłoniła się z szacunkiem - Nie przybyłam tu walczyć. Chciałabym raczej zawrzeć z wami rozejm - Atena przyjrzała się jej uważnie - Jestem dla was zagrożeniem, to prawda. Ale mogę przysiąc na moją moc, iż nie będę usiłowała was obalić, jeśli wy przysięgniecie na Styks, że nie będziecie mnie atakować. W ten sposób obie strony będą zadowolone - Elsa rozłożyła lekko ręce, obracając dłonie wewnętrzną stroną do góry.
 - Chcesz pozostać wśród naszych dzieci - bardziej stwierdziła niż zapytała bogini mądrości
 - Zaiste, pani. To herosi ocalili mnie od szaleństwa, pomogli mi, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Mam wśród nich przyjaciół. Czy to dziwne, że chcę z nimi zostać?
 - Mnie taki układ satysfakcjonuje - stwierdził Zeus, gładząc dłonią swoją brodę - W imieniu wszystkich bogów przyrzekam na Styks, iż nie będziemy atakować ciebie... - popatrzył na nią pytająco
 - Elsa Frozenchild - powiedziała szybko Strażniczka
 - ... Elso Frozenchild, o ile ty nie zrobisz tego pierwsza.
 - Ja, Elsa Frozenchild, przysięgam na moją moc, że nie zaatakuję was, bogów, o ile wy nie zrobicie tego pierwsi
***
 Nieśmiertelni nie musieli jeść, pić czy spać. Byli niczym zamrożeni w czasie.
 Jednak ich wygląd mógł się zmieniać w niewielkim zakresie. Mogli też się zmęczyć, mogli potrzebować odpoczynku.
 Jack był tego dobrym przykładem. Przez ostatnie pół roku nie miał nic w ustach, a nawet jak już Strażnicy zmusili go, by coś przełknął, wymiotował. Po prostu nie potrafił nic zjeść. Nawet nie pił. Policzki miał zapadnięte, wszystkie kości w jego ciele rysowały się pod skórą wystarczająco, żeby je zobaczyć. Oczy już dawno straciły swój blask. Był zaledwie cieniem siebie samego.
 Leżał skulony na pokrytej warstwą śniegu podłodze. Dłonie miał tak mocno zaciśnięte na drewnianym kiju, że kostki mu zbielały, a skóra opinała jeszcze mocniej każdy staw i kość. Trzymał się jej, jakby to była ostatnia jego nadzieja, jakby to byłą ostatnia deska jego ratunku.
 Leżał tak, będąc zbyt otępiałym by się poruszać, zbyt zmęczonym, żeby cokolwiek zrobić. Nie spał, nie był nieprzytomny, ale jednocześnie nie myślał o niczym. Jego niemal martwe oczy wpatrywały się w lodowy posąg, u którego stóp leżał.
 Figura przedstawiała dziewczynę o smukłej sylwetce ze szczupłą talią i niewielkimi krągłościami. Ubrana była w suknię z błyszczącym gorsetem oraz rozcięciem z boku, mniej więcej od kolana w dół. Ręce miała opuszczone luźno po bokach. Włosy splecione w luźny warkocz, zarzucony na ramię, przetykany śnieżynkami.
 Jej twarz była jakby zamyślona. Delikatny uśmiech igrał na jej wąskich wargach, a odrobinkę zmrużone oczy patrzyły przed siebie z radością. Z wiarą. Z ufnością.
 Dokładnie tak jak ją zapamiętał.
 Tyle mu zostało po miłości jego życia. Lodowy posąg o jej twarzy, o jej oczach i uśmiechu i ta pustka w sercu, której nic nie potrafiło zapełnić, i ten ból, którego nic nie mogło powstrzymać.
 Był na tym świecie. Żył. Ale nic więcej. Nie miał już w sobie tej dawnej radości. Zniknęła wraz z Nią. Kiedy już zrozumiał, że jej nie znajdzie, kiedy po czterech miesiącach odkąd została wyciągnięta z pozytywki i trzech odkąd uciekła od Wiktorii, nie trafił na żaden jej ślad, poddał się. Po prostu zamknął się w jej pokoju, ignorując wszystko wokół. Stworzył tylko figurę, żeby złagodzić ten ból. Jednak odniósł całkowicie odwrotny efekt. Statua przypominała mu, że jej nie ma. Że nie wróci. Że ją stracił.
 Zaczęło mu się robić ciemno przed oczami, ale nie bał się. Jako duch nie mógł spać, więc z ulgą witał każdą utratę przytomności. Żeby chociaż na chwilę wyrwać się z tego świata i uciec od bólu i pustki, której nic nie mogło zapełnić.
 Jednak tym razem coś było inaczej.
 Tym razem w tej ciemności pojawiło się światełko.

wtorek, 25 października 2016

Rozdział 27 - Pogrzebem?

 Elsa otworzyła powoli oczy. Czuła się, jakby spała przez wieki. Nie wiedzieć czemu była w obozowych ubraniach, a nie swojej sukni. Czyżby to wszystko było snem?
 Strażniczka spróbowała usiąść, ale coś ją przed tym powstrzymało. Jakiś dziwny, luźny materiał wbił się jej w twarz, zmuszając do opadnięcia z powrotem na łóżko. Dziewczyna zrozumiała, że nie może się zbytnio poruszać. Czyżby wiedzieli, iż była w transie i dla swojego bezpieczeństwa ją unieruchomili?
 Nikola naparła rękami na metal, chcąc się uwolnić, ale nic to nie dało. A musiała stąd odejść. Tylko w ten sposób mogła zapewnić bezpieczeństwo ludziom, którzy ją ukryli. Mogła ochronić ich przed sobą i jej własną mocą.
 Z cichym westchnieniem zaczęła pokrywać więzy lodem. Już miała je strzaskać, kiedy nagle trafiła ręką w jakiś haczyk, który się odczepił i materiał opadł, uwalniając ją.
 Frozenchild usiadła na łóżku, rozglądając się. Była w szpitaliku. Na krześle obok niej siedziała, a właściwie spała Anka. Wyglądała jakby przepłakała dobre kilka godzin. Zaś łóżko obok leżała... Kayla.
 Córka Apolla nie wyglądała zbyt dobrze. Kilka kosmyków z jej rudych włosów było białych jak śnieg. Dziewczyna kuliła się na łóżku, przykryta kilkoma kocami. Jej usta drżały delikatnie.
 Elsa wstała i podeszła do niej. Kiedy tak na nią patrzyła, czuła się winna. Może i ta heroska usiłowała ją zabić, jednak i tak nie potrafiła odegnać tego uczucia. Chociaż ona, Annabeth i Leo wydawali się być tylko marionetkami w czyichś rękach...
 Na stoliku obok łóżka stała szklanka, wypełniona zapewne nektarem. A koło niej leżała karteczka. Nikola podniosła ją i przeczytała.
 "Przyczyna stanu nieznana. Szklanka nektaru co 3h"
 
Strażniczka się wzdrygnęła. "Przyczyna stanu nieznana". Cóż, sama przyczyna raczej znana, raczej problem z wyleczeniem tego. Była pewna, że nawet ich boski pokarm nie potrafi tego wyleczyć. Tylko prawdziwa miłość może rozpuścić lód w sercu...
 Albo ona. W końcu to jej magia, prawda? A to oznacza, iż ona musi móc cofnąć to zaklęcie. Może uleczyć ją i wtedy nie zostawi za sobą trupa po ucieczce. Nigdy nie chciała nikogo zranić... Samej Kayli nie znała zbyt dobrze, jedynie z widzenia, jednak była ona przyrodnią siostrą Lisabelli, dziewczyny, która ją uratowała i opatrzyła.
 Frozenchild nie wiedziała za bardzo jak jej pomóc. Z lekkim wahaniem położyła dłoń na policzku córki Apolla, tak jak lata temu Baltazar położył rękę na czole Anny. Nagle na ciele heroski pojawiła się czerwona siateczka. Wilk dopiero po chwili się zorientowała, że to jej lodowa magia, która płynęła w żyłach półbogini, odpowiada na wezwanie pierwotnej właścicielki. Moc nie była kompatybilna z tutejszym światem i jego mieszkańcami, dlatego pewnie obozowiczka nie stała się jeszcze rzeźbą z lodu, i chciała do niej wrócić.
 Elsa zawsze uważała, że jej magia jest częściowo odrębną istotą, że ma własną świadomość. Teraz miała na to kolejne potwierdzenie. Niemal czuła jej radość, kiedy odebrała ją z powrotem, uleczając heroskę.
 - Ni-nikola? - za Strażniczką rozległ się cichy szept. Odwróciła się zaskoczona i ujrzała Ankę, która się obudziła. Polka z szokiem wymalowanym na twarzy powoli wstawała z krzesła. Kąciki jej rozchylonych ust z wolna się uniosły - Nikola - Samula wskoczyła na łóżko, które je rozdzielało - Nikola! - pisnęła radośnie. Jedna z jej nóg zaplątała się w metalowy materiał. Przed upadkiem na podłogę uratowała ją tylko Elsa. Heroska przyciągnęła ją do siebie i zamknęła w żelaznym uścisku - Bogowie, Nikola, ty żyjesz! - Polka rozpłakała się ze szczęścia
 - Hej, spokojnie - Frozenchild poklepała ją delikatnie po plecach - No już... myślałam, że wiecie, że żyję...
 - Spokojnie?! Kobieto, widziałam jak spadasz z klifu, a potem wykrwawiasz się na moich rękach i mam być spokojna?! - Samula puściła Strażniczkę i usiadła na łóżku - I niby skąd mieliśmy wiedzieć?! Kobieto, zmartwychwstałaś na kilka godzin przed swoim pogrzebem!
 - Pogrzebem? - zdziwiła się Wilk - To po co był ten metal, jeśli nie po to, by nie powstrzymać?
 - Powstrzymać? - córka Ateny uniosła brew - Kola, to całun pogrzebowy! W Obozie mamy tradycję, że zawijamy ciała zmarłych w całuny i spalamy. Te zwykle robi rodzeństwo zmarłego, bądź w przypadku nieuznanych Jedenastka lub ich przyjaciele. Ten zrobił Leo. Mnie niestety po ataku histerii nafaszerowali lekami i obudziłam się kilka godzin temu.
 - Leo? - spytała cicho Elsa. Polka skrzywiła się lekko
 - Ma straszne wyrzuty sumienia po tym co się stało - westchnęła - A przecież to nie jego wina! To wszystko przez moją matkę, która postanowiła wyeliminować zagrożenie ergo ciebie - Samula zamachała rękami, usiłując wyrazić gestami, jak bardzo ją to wścieka
 - Szkoda, że się jej nie udało... - mruknęła Strażniczka. Jednak heroska dosłyszała te słowa i zachłysnęła się powietrzem
 - Że co?! - zawołała oburzona - Pozwól, że zapytam wprost: czy ty do cholery chcesz zginąć?!
 - Ania, zrozum, że tak by było lepiej dla wszystkich... - córa zimy nie wiedziała jak jej to wytłumaczyć, żeby zrozumiała - Jestem zagrożeniem...
 - Nie. Koniec. Stop. Koniec - wcięła się jej w słowo Samula - Żadnego umierania czy uciekania. Nawet sobie nie myśl, że zwiejesz. Pójdę za tobą, będę cię szukać i najpewniej zeżrą mnie jakieś potwory po drodze i to będzie twoja wina! Chcesz mnie mieć na sumieniu?! - obozowiczka zaczęła się awanturować
 - Ania, ale...
 - Żadnych "ale"! - uciszyła ją córka Ateny - Pójdziemy do Chejrona i to on zadecyduje co zrobić.
 - Anka, ja muszę zniknąć! - krzyknęła Strażniczka - Wasi bogowie mnie szukają, a przy kolejnym napadzie furii mogę tym razem kogoś zabić. Omal nie zabiłam ich, pamiętasz?! Wbiłam Kayli lodowy grot w serce. Gdyby nie fakt, że teraz to cofnęłam, zamarzłaby na śmierć! A Leo? Dusiłam go! Jego też chciałam zmienić w lodowy posąg! Jestem niebezpieczna i temu nie zaprzeczysz!
 Samula popatrzyła na nią ze skrzywioną miną. Nie potrafiła podważyć jej słów, mimo swoich najszczerszych chęci.
 - A my, herosi, niby nie? Mamy gostka, który potrafi wezwać armię zombie, facia który jak się wkurza to wysadza kanalizacje i może spowodować sztormy oraz trzęsienia ziemi, mamy bandę dzieciaków, które są w stanie podbić stan albo i całe państwo, gdyby tylko je odpowiednio pokierować, gości od Hefajstosa, którym jak dasz puszkę i gumę do żucia to zrobią ci z tego miotacz ognia... - wyliczała na palcach - Tu każdy jest niebezpieczny. Ale my, tak jak i ty, nie chcemy być źli, dlatego tacy nie jesteśmy. Jesteś taka jak my, zrozum to

~*~
Tak jak obiecałam, jeden komentarz i rozdział praktycznie od ręki ^^
Przepraszam, że tak to wymuszam, ale serio tracę motywację, kiedy nie widzę żadnego odzewu :/
Kolejny rozdział jutro, bo mam go już napisanego ;)

sobota, 22 października 2016

Is anyone here?

Tytuł mówi wszystko. Czy jest tu kto?
 Napisałam już dwa rozdziały, ale czy jest sens je publikować? Tu już nie ma nikogo...
  A jeśli nawet jest, to nie pozostawia po sobie nic.
   Jeden komentarz. Czy o tak dużo proszę? Jeśli ktokolwiek jeszcze tu jest, niech wstawi jakiś komentarz. Żebym wiedziała, że jest po co tu publikować cokolwiek.
    Do tego czasu nie ukaże się żaden rozdział, ale będę je pisać dalej. Tylko nic nie opublikuję, jeśli nie będzie tu nikogo.
     Bo po co mam zajmować miejsce, skoro nikogo to nie interesuje?

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 26 - Czy Nikola by nam wybaczyła?

 Anka niemal czuła, jak wszelki ruch na klifie zamiera. Nikt nie uderzał o lód, nikt nie krzyczał; nastała śmiertelna cisza.
 - Proszę... - wyszeptała ledwo słyszalnie Polka. Kilka łez, które czaiło się w kącika jej oczu, znalazło ujście i spłynęło po jej policzkach.
 W oczach Elsy pojawił się dziwny błysk. Strażniczka przeniosła powoli wzrok na syna Hefajstosa, którego wciąż trzymała w górze.
 Potem kilka rzeczy stało się jednocześnie. Skrzydła Frozenchild rozpadły się na pojedyncze pióra, jej suknia, włosy i tęczówki zmieniły kolor na błękit i blond. Przerażona Strażniczka puściła Valdeza, odskakując. Chłopak upadł ciężko na trawę, charcząc i dławiąc się powietrzem. Elsa odwróciła się do Anki, przyciskając dłonie do serca; miała wzrok zaszczutego zwierzęcia.
 Herosi jakby wyczuwając jej słabość, zdołali przebić się przez ścianę lodu. Nikola krzyknęła ze strachu. Pobiegła, potykając się o własne nogi w stronę krawędzi klifu; trawa pod jej butami z kryształu pokrywała się śniegiem i szronem.
 Samula nie była pewna co dokładnie stało się później. Pamiętała świst, wrzask, a potem Wilk spadającą, a właściwie sturliwującą* się z klifu po lodowej zjeżdżalni. Zostawiała za sobą ścieżkę rozmazanej krwi.
 - Nikola! - krzyknęła po raz kolejny tego dnia Polka. Wskoczyła na lód, zjeżdżając z takim rozpędem, że omal nie ześlizgnęła się do morza.
 Strażniczka leżała na małej patforemce zamarzniętej wody, w z wolna powiększającej się kałuży szkarłatu. Obok niej był nóż, który widocznie wysunął się z jej rany, kiedy się turlała.
 Anka zadrżała od zimna, które promieniało od lodu i przewróciła Elsę na brzuch, żeby zobaczyć co się stało. Niemal cały tył jej sukni był w krwi, która sączyła się z głębokiego dźgnięcia w jej plecach. Ktoś musiał rzucić w nią sztyletem, kiedy usiłowała uciec. Samula poczuła jak robi się jej gorąco. Nie była medykiem - jej zdolności w tym zakresie nie były zbyt duże, znała zaledwie podstawy pierwszej pomocy.
 Jedną ręką zaczęła uciskać ranę. Gdzieś czytała, że to właśnie należało robić w przypadku krwotoków. Zaś drugą zaczęła szukać pulsu na szyi Strażniczki. Ręce trzęsły się jej tak bardzo, że potrzebowała dobrej minuty, żeby znaleźć odpowiednie miejsce. Nie pamiętała ile powinno być uderzeń na minutę, czy nawet ile czasu to sprawdzała, ale wiedziała jedno - serce Frozenchild zwalniało.
 A to oznaczało jedno - dziewczyna umierała.
 - Trzymaj się - jęknęła Polka - Nie umieraj, zaraz coś wymyślę... - powieki Wilk uniosły się minimalnie.
 - A... nia? - wyszeptała córa zimy z trudem. Chwilę później jej ciało zwiotczało.
 - Nikola! Nikola! - wołała ją przerażona heroska - Nikola, obudź się! Nikola... - głos się jej załamał.  Puls Strażniczki już zanikł. Niby mogła zacząć ją resuscytować, ale jaki był tego sens, skoro Frozenchild straciła już za dużo krwi? Było już za późno na pomoc.
 Anka wtuliła twarz w plecy Elsy, szlochając i wyklinając bogów i Mojry. Jak mogli być tak okrutni i kazać patrzeć jej na śmierć przyjaciółki dwukrotnie tego samego dnia? Nie obchodziło ją nawet to, że Olimpijczycy mogli się odegrać na niej za te zniewagi. W sumie nie miałaby im za złe, gdyby ją za to zabili na miejscu. Patrzenie jak ktoś umiera, dwa razy, i dodatkowo świadomość, że się tą osobę zawiodło... to był o wiele gorsze.
 Nie pamiętała, co się działo później. Widziała znajome twarze, słyszała głosy, które o coś pytały, czuła dłonie, które ostrożnie jej dotykały, rozginały jej palce, zaciśnięte na ręku Nikoli... Rozpoznała tylko Lisabelle, która nie będąc w stanie zmusić jej do połknięcia tabletek, wbiła jej w ramię igłę z jakimś środkiem.
 Potem była tylko ciemność.
***
 Blondynka nie spała zbyt długo. Zaledwie dwie czy trzy godziny. Kiedy się obudziła, zobaczyła Valdeza, który stał nad łóżkiem, na którym leżała martwa Nikola. Majstrował coś przy czymś metalowym, bo Polka słyszała ciche brzęczenie.
 - Co robisz? - spytała zachrypniętym od krzyków i płaczu głosem. Leo odwrócił się gwałtownie, jakby myślał, że był tu sam. Odwrócił się do Samuli.
 - Hej, Loca - mruknął przygaszony. To już samo w sobie było dziwne, bo był najbardziej rozrywkową i pełną energii osobą w całym Obozie - Zrobiłem całun dla niej. Jutro rano będzie jej pogrzeb.
 Do oczu Polki napłynęły łzy. Pogrzeb... to brzmiało tak ostatecznie. Wiedziała, że jej przyjaciółka jest martwa, ale to... to dopiero uświadomiło jej, iż nigdy z nią nie porozmawia. Że to koniec. Pożegnanie na zawsze.
 Blondynka powoli usiadła, a potem wstała. Otępiała podeszła do łóżka, gdzie leżała Frozenchild. Była otulona cieniutkim materiałem, utkanym z metalowych nitek w zimowe wzory. Syn Hefajstosa wcześniej majstrował przy zapięciu, żeby całun się trzymał.
 Anka słyszała o tradycji Obozu Herosów, jaką było spalanie zmarłych. Podobno po wojnie z Gają płonęło wiele ciał. Wcześniej jednak nie wyobrażała sobie, co musieli czuć bliscy zmarłych, ich znajomi.
 Ale na swoje nieszczęście tego ranka się dowie. Bo tym razem w ogniu stanie jej przyjaciółka.
 - Loca, jak myślisz... czy Nikola by nam wybaczyła? - spytał cicho Valdez - Mi, Kayli i Ann?
 - Nikola była dobrą osobą - powiedziała pustym głosem córka Ateny - Na pewno by wam wybaczyła. Ale to nie wy ją zabiliście. To żaden heros. Bogowie chcieli jej śmierci
 - Ale dlaczego? Przecież nikomu nic wcześniej nie zrobiła...
 - Nie była taka jak my... - wyszeptała Samula - Bogowie bali się jej. Uważali ją za zagrożenie. A oni zagrożenia eliminują...

----------
* - nie wiem czy to jest dobrze napisane, ale chodzi o to, że się sturlała. Polska język trudna język :<

sobota, 8 października 2016

Rozdział 25 - O, herosi...

 Nienawiść wypisana na twarzy Nikoli przerażała herosów. Ta niepozorna dziewczynka nagle okazała się kimś silnym. Kimś silniejszym niż oni wszyscy razem wzięci. Moc promieniała od niej mocniej niż od któregokolwiek boga, jakiego kiedykolwiek spotkali.
 Nagle Strażniczka złożyła skrzydła, nurkując w dół. Wylądowała na jednym kolanie, całą siłę upadku wkładając w uderzenie pięścią w ziemię. Grunt zatrząsł się i nagle pomiędzy ową trójką herosów, a pozostałymi wyrosła ogromna ściana lodu.
 - Każdy, kto podnosi rękę na Królową Śniegu, by ją zabić, ponosi karę - po całym klifie, a może i nawet Obozie rozniósł się władczy, lecz przesiąknięty nutką gniewu głos Elsy
 Obozowicze jakby wybudzili się z jakiegoś transu. Spanikowani rozbiegli się, część, z Chejronem na czele, usiłowała rozbić tarczę, niektórzy biegli po broń, a jeszcze inni po prostu uciekali.
 Ale Frozenchild miała to gdzieś. Nienawidziła, kiedy ktoś usiłował ją zabić i to na dodatek już kolejny raz. I tym razem pozwoliła się ponieść gniewowi i postanowiła się za to odegrać. Nie musi być ofiarą przez wieki.
 W końcu ma tę moc.
 Anka na ten widok cofnęła się o kilka kroków, zszokowana. To nie była Nikola, którą znała. To była jakaś jej mroczna wersja. Czy to był powód, dla którego uciekała? Ten potwór w jej wnętrzu?
 Elsa wstała, wyprostowała się z godnością, odgarniając z twarzy kosmyk jaśniutko czerwonych włosów. Uniosła dumnie podbródek i ze skrzydłami złożonymi na plecach podeszła do lodowego bloku, w którym wciąż tkwiła strzała. Strażniczka przesunęła palcem po drzewcu, pokrywając go warstwą lodu i szronu.
 - O, herosi... nie wiecie kiedy przerwać zabawę. Pozwólcie, że dokończę ją za was - uśmiechnęła się, ale nie wyglądało to przyjemnie, raczej strasznie. Nagle uniosła dłoń z rozcapierzonymi palcami i gwałtownie zacisnęła ją. Strzała roztrzaskała się na miliony kawałeczków. Frozenchild zachichotała, zasłaniając dłonią usta. W jej ręku pojawiła się kopia owego przedmiotu, ale zrobiona z lodu barwy krwi - Kto strzałami wojuje, od strzał ginie
 Strażniczka ze śmiechem machnęła dłonią, posyłając grot w stronę Kayli. Lód, który utrzymywał nogi półbogini w jednym miejscu, zniknął nagle, ale dziewczyna i tak nie zdołała uchylić się przed ciosem. Strzała trafiła ją prosto w serce, jednak zamiast wbić się w jej pierś, wniknęła w nią, z błyskiem krwawego światła. Rudowłosa otworzyła usta jak do krzyku, chwytając się za miejsce, w które oberwała. Upadła na ziemię, zwijając się w kulkę i drżąc.
 Elsa podeszła do niej z uśmiechem.
 - Och, biedna heroska, czyżby było ci zimno? - zaśmiała się, spoglądając na nią z góry. Nagle uniosła rękę, na której zatrzymała się kula ognia i jednym ruchem nadgarstka ją zgasiła - Oj, synu Hefajstosa, naprawdę myślałeś, że twój ogień może mnie skrzywdzić? - spojrzała na uwięzionego Valdeza z politowaniem. Ni z tego ni z owego klasnęła w dłonie - Zagrajmy w grę! Uwielbiam się bawić! - zanuciła, tanecznym krokiem oddalając się od córki Apolla i stając naprzeciw Annabeth i Leo - Ja was wypuszczę, a wy zapewnicie mi rozrywkę! - roześmiała się, klaszcząc w podekscytowanie jak małe dziecko - Tylko coś lepszego niż ten numer z mieczem i ogniem, to jest słabe - dodała i machnięciem ręki uwolniła dwójkę półbogów.
 Anka z przerażeniem przypatrywała się poczynaniom dziewczyny, która niegdyś była jej przyjaciółką. Miała wątpliwości, czy to w ogóle jest ta sama osoba. Przecież Nikola taka nie była! Ona nie skrzywdziłaby nikogo!
 Polka wbiła się w tłum, który usiłował rozbić ścianę i wyciągnęła z niego Travisa.
 - Anka, co ty wyrabiasz?! Trzeba im pomóc! Ona ich zabije! - krzyknął na nią syn Hermesa
 - Ściągnij Connora i spotkamy się przy krawędzi klifu. Mam pomysł jak to skończyć - stwierdziła z mocą blondynka. Chłopak nie miał innego wyjścia, tylko pobiec po brata.
 Samula podbiegła do końca ściany, z rozpędu omal nie spadając. Przejechała dłonią po lodzie, w myślach szacując, czy jej plan w ogóle ma jakieś szanse powodzenia. Zamarznięta woda wybiegała trochę za krawędź klifu, więc przekroczenie jej tak po prostu nie było możliwe. Dodatkowo jej powierzchnia była idealnie gładka i nie dająca się zarysować, co jeszcze bardziej utrudniało sprawę.
 Dlatego właśnie Polka potrzebowała pomocy bliźniaków od Hermesa. Sama w żaden sposób nie dałaby rady się tam dostać, zaś z pomocą miała jakieś szanse.
 Jej rozmyślania przerwało przybycie dwójki chłopaków.
 - Co wymyśliłaś? - zapytał bez wstępów Connor. Nie znał tej blondynki jakoś świetnie, ale byli przez kilka miesięcy w jednym domku, więc zdążył się zorientować, że jej pomysły albo były niemożliwie głupie, albo bardzo dobre, mimo swej prostoty.
 - Będziecie czymś w rodzaj obciążnika. Ja będę trzymać się jednego z was, drugi będzie nas ubezpieczał, a przeskoczę na drugą stronę ściany - stwierdziła dziewczyna, przygładzając sterczące włosy w nerwowym odruchu. Palce jej drugiej dłoni powędrowały do zawieszki łańcuszka, który miała schowany pod bluzką. Do jej jedynej nadziei przemówienia Wilk do rozumu.
 - Jak ty masz zamiar tam doskoczyć? - zdziwił się Travis.
 - Zobaczycie - warknęła nieco przestraszona i zestresowana Polka - Nie mamy czasu! Connor, trzymaj Travis, byle mocno. Stoicie tu - zakomenderowała, ustawiając ich w odpowiednich miejscach. Złapała tego, który stał bliżej krawędzi za nadgarstek - Waszym zadaniem jest nie spaść, jasne?
 Chłopcy skinęli głowami. Anka nie przedłużając już cofnęła się i ustawiła tak, że w linii prostej miała przed sobą morze przed lodem. Odetchnęła głęboko, skupiając się. Wystarczyłby jeden zły krok albo, żeby hermesiątka poleciały za bardzo do przodu i spadłaby na ostre kamienie w dole. Pobiegła na przód, wybijając się w górę w ostatniej chwili. Wzięła nieco zbyt duży rozbieg, co boleśnie odczuła, kiedy jej wewnętrzna strona łokcia spotkała się z krawędzią lodu, sprawiając, że dziewczyna niekontrolowanie puściła rękę Travisa. Na swoje szczęście udało się jej dolecieć na drugą stronę. Stęknęła z bólu, podnosząc się z trawy. Nie była przygotowana na tak mocny upadek i nieco źle wylądowała.
 Polka potrząsnęła głową i szybko spojrzała co się dzieje. To co zobaczyła, wstrząsnęło nią do głębi.
 Annabeth była uwięziona po samą szyję w lodzie, Kayla kuliła się na trawie, zmarznięta, zaś Leo... jego nogi dyndały kilka centymetrów nad ziemią, ale dziewczyna nie do końca rozumiała dlaczego, bo Elsa zasłaniała jej widok. Dopiero kiedy Valdez kolejny raz rzucił się w bok, Samula zobaczyła co się działo.
 Frozenchild trzymała go za gardło, a dłoń, którą to robiła była pokryta lodem. Od jej palców po szyi syna Hefajstosa rozchodził się szron, zaś sam chłopak zaciskał coraz słabiej tlące się ręce na jej nadgarstku, usiłując się uwolnić.
 - Nikola! - krzyknęła przerażona Anka. Strażniczka niemal z warknięciem zwróciła ku niej rozwścieczone oczy. Córka Ateny prawie czuła, jak krew jej zamarza od tego spojrzenia.
 Polka nie potrafiła wydać z siebie głosu, dlatego wyciągnęła naszyjnik spod bluzki, wyciągając lekko dłoń z zawieszką w stronę Elsy.
 - Kazałaś mi to wyrzucić, pamiętasz? - wyszeptała, ale jej poprzedni krzyk, sprawił, że wszyscy zamilkli a zaskoczenia, więc dawna królowa Arendell bez trudu to usłyszała - Nikola, proszę... - głos się jej załamał

~*~
Jest tu kto? Jeśli ktoś tu jest, to niech zostawi jakiś znak w komentarzu, bo nie wiem czy dalej to tu publikować....

niedziela, 2 października 2016

Rozdział 24 - NIE!

 - NIKOLA!!! - krzyczała zapłakana Anka, wciąż klęcząc nad przepaścią. Wbijała paznokcie w krawędź klifu z całej siły i uparcie wpatrywała się w ostre skały poniżej. Nadal miała nadzieję, że to jeden wielki żart i jej przyjaciółka zaraz się pokaże i będą się śmiały...
 Ale wiedziała, że to stało się naprawdę. W końcu Wilk była inna niż wszyscy i na dodatek bogowie uważali ją za zagrożenie, więc niemożliwe było ukrywanie tego faktu w nieskończoność. Chociaż dalej nie potrafiła zrozumieć, co się stało z Nikolą, kiedy padło na nią światło tego drugiego księżyca, który się pojawił znikąd na niebie.
 "Włosy nie mogą być ani platynowe, ani ciemnobrązowe, a oczy niebieskie czy złote"
 To zdarzenie nadawało więcej sensu tym słowom. Ciemnobrązowe włosy i złote oczy, to był wygląd, który prezentowała na początku. A platynowa fryzura i niebieskie tęczówki, to to czym się stała, kiedy padło na nią to światło.
 To był zapewne jej prawdziwy wygląd. W końcu kiedy zorientowała się, co się dzieje, załamała się.
 Anka widziała przerażenie w jej oczach. Nieme błaganie o pomoc, na które nikt, włącznie z jej przyjaciółką, nie odpowiedział.
 Samula nie miała pojęcia kim Nikola była w przeszłości. Nie wiedziała co ta robiła, czy z kim się zadawała. Ale widziała cały ten żal i ból, który dziewczyna tak desperacko starała się ukryć. Jeśli Wilk zrobiła coś złego, z pewnością tego żałowała.
 I na pewno nie zasłużyła na taki los.
 Gdzieś z tyłu rozległ się chrzęst rozbijanego lodu; to Chejron uwolnił Kaylę z zimnych kajdan. Rudowłosa z ulgą roztarła zmarznięte dłonie, wymieniając zszokowane i nieco przestraszone spojrzenia z Valdezem i Annabeth. Byli wstrząśnięci tym co przed chwilą zostało uczynione ich rękami.
 Kimkolwiek nie była ta dziewczyna, oni ją zabili. Zabili. Ona nie żyje. Mieli na rękach jej krew.
 Najgorsze dla córki Apolla było to, że pamiętała to. Aż zbyt dobrze. Każdą sekundę, każde przerażone spojrzenie, które rzuciła im Nikola. Dosłownie każde. Nie miała pojęcia jak to się stało, ale wtedy widziała wszystko także oczami Annabeth i Valdeza.
 Dodatkowo Anka sprawiała, że owa trójka czuła się jeszcze gorzej. Blondynka klęczała na krawędzi klifu, obejmując się ramionami i wciąż krzyczała, błagając swoją przyjaciółkę, by wróciła. Inni obawiali się do niej podejść, widząc ogrom jej bólu i smutku.
 Dopiero kiedy zgięła się wpół, wbijając paznokcie w ciało tak mocno, że po skórze zaczęły spływać jej pojedyncze kropelki krwi, Lisabelle zdołała wykrzesać z siebie wystarczająco siły i podejść do niej. Córka Apolla pogłaskała ją lekko po plecach.
 - Ona nie jest martwa - załkała Anka - Nie może. Nie może być martwa!
 - Ania...
 - NIE! - wrzasnęła Polka, ale głos się jej załamał i przeszedł z powrotem w szloch - Ona nie jest taka jak my, może, może wcale tam nie spadła, może się uratowała, może wciąż żyje, może nic jej nie jest...
- Aniu, spójrz tam w dół - powiedziała na tyle spokojnym głosem, na ile ją było stać, Lisa. Blondynka pociągnęła nosem i przetarła oczy, po czym po krótkiej chwili wahania wykonała jej polecenie - Widzisz te skały? - córka Ateny pokiwała powoli głową - Wiesz czym grozi spadnięcie na nie z takiej wysokości?
 - Ale Nikola... - oczy Polki znowu zaszły łzami
 - Nikt nie jest w stanie tego przeżyć - w głosie Belle było słychać wielki smutek.
 Twarz Samuli wykrzywiła się, kiedy ta walczyła z łzami. Ale w końcu się poddała, zwijając się w kulkę na ziemi, tuż obok krawędzi klifu. Lisabelle z niepokojem spojrzała na wodę rozbryzgującą się na ostrych kamieniach u jego podnóża. Bała się, że załamana Polka przez przypadek albo i rozmyślnie spadnie na nie. Nigdy nie wiadomo co jej strzeli do głowy.
 - Ania, może odsunęłabyś się od krawędzi, proszę? - zapytała nieco zaniepokojonym tonem.
 Córka Ateny podniosła się na rękach, wciąż szlochając. Kolejny raz spojrzała na spienione morze, pociągając nosem. Tak bardzo chciała zobaczyć coś, co potwierdziłoby, iż Nikola żyje. Albo chociaż, że jest martwa! Cokolwiek!
 Nagle coś szkarłatnego mignęło się jej pomiędzy grzbietami spienionych fal. Blondynka wychyliła się gwałtownie do przodu, tracąc równowagę. W ostatniej chwili od spadnięcia uratowała ją spanikowana Lisabella, która chwyciła ją za rękę.
 - Anka, co ty robisz?! Oszalałaś?! - pisnęła przerażona córka Apolla - Tak ci śpieszno do spotkania się z bogiem śmierci?!
 - J-ja... widziałam coś! - zawołała Polka. Wyszarpała ramię z uścisku heroski i znowu wychyliła się za krawędź, chociaż tym razem nieco ostrożniej - Tam, w dole! - jedną ręką podpierała się, drugą zaś wskazywała jakieś miejsce nieco oddalone od skał - Coś tam było!
 - Anka, uważaj, bo spadniesz! - panikowała Lisa, łapiąc ją za tył koszulki
 - Tam coś było! Widziałam to!
 - Ania, rozumiem, że jesteś w szoku, to normalne, właśnie straciłaś przyjaciółkę. Ale musisz zrozumieć, że to niemożliwe, żeby ona wciąż żyła... - Belle starała się użyć najłagodniejszego i najbardziej przekonywującego głosu, jaki tylko mogła. Po chwili wstała, otrzepując się z trawy - Chodź, zrobię ci ciepłego picia, pośpisz sobie troszkę...
 Nagle rozległ się głośny plusk i wszyscy poczuli ogromne uderzenie niezwykle silnej magii. Coś szkarłatnego wystrzeliło z morza z wielką prędkością.
 Pierwszy podmuch powietrza powalił wszystkich na ziemię. Zszokowani herosi poprzewracali się na siebie jak kostki domino.
 Drugi odrzucił ich kilkanaście metrów w tył, jedynie trójka pozostała na swoich miejscach. Annabeth, Kayla i Leo. Oni wciąż byli w jednym miejscu i nawet stali. Ich nogi do kolan pokrywał krwawoczerwony lód.
 Anka potrząsnęła głową i spojrzała w górę, na postać osoby, która to zrobiła.
 Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to czerwień. Cała postać była w odcieniach tej barwy. Pąsowe włosy, karmazynowe, ogromne skrzydła, szkarłatna suknia, która w zestawieniu z niemal białą skórą, wyglądała jak świeża krew. I oczy. Te burgundowe oczy, pełne gniewu i nienawiści.
 Polka z przerażeniem zdała sobie sprawę, że mimo tak ogromnych zmian, rozpoznaje tą osobę.
 To była Nikola. Nikola z czerwonymi oczami, w sukni, która zdawała się być stworzona lśniącego w świetle Artemidowego księżyca lodu, który ostro kontrastował z jej skórą, włosami zebranymi w warkocz, z którego kilka kosmyków się wymknęło i skrzydłami, które rozpiętością chyba były od niej ze dwa razy większe.
 Samula nigdy jeszcze nie widziała kogokolwiek tak bardzo wściekłego jak ta dziewczyna. A już szczególnie jej. Smutnej, nieco podłamanej i zranionej nie-heroski. Osoby dla której zerwanie kwiatu wydawało się być zbyt brutalne.
 Ale chyba jednak się pomyliła.
~*~
*wcale nie skacze ze szczęścia, że ktoś tu jeszcze został XD*