poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rozdział 31 - To jest głupi pomysł

 - Sprzeciw! - zaprotestował Zając. Pomysł, jaki przedstawił im Mrok, zdecydowanie nie przypadł mu do gustu - Księżyc zabronił nam odwiedzać tamten wymiar!
 - A kogo obchodzi co ma do powiedzenia Pan Srebrna Tarcza?! - krzyknął Pitch - Jakoś nie obeszło go, że z Elsą coś się dzieje! Nie powstrzymał jej przed odejściem!
 - Ale to nie zmienia faktu, że to łamanie zasad. Zasad starszych niż my czy nawet ty! - pieklił się dalej Szarak - Nie możemy ich tak po prostu złamać!
 Pozostali Strażnicy, którzy nie brali udziału w tej kłótni, siedzieli cicho, mierząc się niepewnymi spojrzeniami. Nie byli pewni jaką decyzję podjąć.
 Zaledwie kwadrans wcześniej Jack i Mrok wrócili do Bazy. Duch zimy zwołał zebranie, bo nie wiedział co robić. Strażnik Odwagi zaproponował mu rozwiązanie - wysłałby go cieniami do Obozu, gdzie ten mógłby nakłonić Elsę do powrotu. Jednak mimo to się wahał. Chciał odzyskać ukochaną, ale... szczerze martwił się co by się stało, gdyby złamał reguły ustalone przez Księżyc. W końcu wypowiadając przysięgę Strażnika, zobowiązywał się do przestrzegania ich.
 Jednak Mrok widocznie nie miał takich oporów. Ale jednocześnie wiedział, że jeśli nie uda mu się przekonać pozostałych, istnieje możliwość, że Jack się wycofa z ich umowy. A potrzebował go do ściągnięcia swojej wnuczki. Za nim przecież by nie poszła, nie miała do tego żadnych powodów, zaś co innego za swoim ukochanym.
 Musiał tylko ostrożniej dobierać słowa, by przedstawić swoje racje w lepszym świetle. Szybko ocenił swoje możliwości. Rozgniewany Strażnik Nadziei nie stanowił dla niego praktycznie żadnej konkurencji. Nie myślał jasno i poza tym nie był zbyt bystry. Wystarczyło popchnąć ich we właściwym kierunku...
 - Księżyc nie zatrzymał Elsy, gdy odchodziła - powiedział spokojniejszym głosem, przyciągając uwagę zebranych - A teraz zesłał mi i Jackowi sen, w którym zdradził miejsce jej pobytu. Pokazał ją w dniu przybycia i w późniejszym czasie. Czy to nie wystarczający argument, Aster? Pozwolił jej odejść, by mogła odpocząć, a teraz, kiedy już się jej poprawiło, daje nam możliwość sprowadzenia naszej najmłodszej członkini. Po uwięzieniu przez samego Lorda zasługiwała na rekonwalescencję. - po tych słowach zapadła cisza. Sam Pitch musiał przyznać, że brzmiało to logicznie i było nawet całkiem prawdopodobne, iż to była prawda.
 - Muszę ją chociaż zobaczyć... - wyszeptał Frost łamiącym się głosem. Ząbek spojrzała na niego z troską. Duch zimy od tygodni przesiadywał samotnie w pokoju Frozenchild, zamrażając wszystkie możliwe wejścia, tak by nikt nie mógł się tam dostać. Izolował się od wszystkich, by w pojedynkę opłakiwać odejście platynowowłosej. Kolibrzyca westchnęła cicho i spojrzała prosząco na Northa. Może i Strażnicy nie mieli swojej wewnętrznej hierarchii oficjalnie ustanowionej, jednakże to właśnie Mikołaj miał najwięcej do powiedzenia w takich kwestiach.
 - Ale zgarnij ją jak najszybciej - powiedział w końcu brodaty mężczyzna.
 - Kiedy zawołasz, cienie zgarną cię z powrotem - oznajmił Jackowi Pitch - Ale najpierw doprowadź się do porządku, bo nie chcemy by Elsa zemdlała na twój widok.
 Chociaż Mrok mówił to złośliwie, kąciki ust Frosta uniosły się, a Zębuszka poczuła jak robi się jej ciepło na sercu. Ten uśmieszek, choć maleńki był szczery. I był pierwszym, jaki kobieta zobaczyła na jego twarzy od miesięcy.
***
 - To jest głupi pomysł. Bardzo głupi. Bardzo głupi nawet jak na mnie. I właśnie dlatego jest taki zarąbisty! - wykrzyknęła Anka, wyrzucając ręce w górę. Obok niej stała Lucy, dziś jako hinduska, czarnowłosa piękność z kryształowym headpiece, do którego była przymocowany półprzezroczysty materiał i wzorowany na sari komplet granatowego topu i spódnicy do ziemi w tej samej barwie, obowiązkowo z ogromną ilością złotych krążków i biżuterią, która dźwięczała przy każdym jej ruchu. Natomiast na przeciwko nich stała oniemiała Elsa.
 - Chyba żartujesz... - wykrztusiła córa zimy. Polka pokręciła głową z szerokim uśmiechem, ale nie odezwała się. Zamiast niej zabrała głos Lucy.
 - No weź, Nic... Lorenzo potrzebuje pomocy przy piosence! - mieszkanka domu Afrodyty dostrzegła coś ponad ramieniem Strażniczki Wiary - Lorenzo! Lorenzo! Chodź tu na chwilę! - czarnowłosa zaczęła machać ręka na kogoś za plecami Arendellki. Nikola odwróciła się i zobaczyła jak w ich kierunku zmierza jakiś chłopak, który wyglądał, jakby urwał się z jakiejś plaży na Karaibach.
 Lorenzo, a przynajmniej tak go nazwała Lucy, był mniej więcej wzrostu Elsy. Miał ten typ urody, który z łatwością otworzyłby mu drzwi do kariery w modelingu. Wilk wątpiła, by którakolwiek wolna dziewczyna byłaby w stanie mu się oprzeć. Na nią nie oddziaływał jego urok - gustowała raczej w bardziej chłodnych klimatach. On miał owszem, wspaniałą sylwetkę, wyraźnie, ale bez przesady zarysowane mięśnie, opaloną, oliwkową skórę, ciemne, lśniące włosy, długawe, ale nie sięgające ramion, soczysto zielone oczy i pociągłą twarz z zarysowaną szczęką i łagodnymi, choć nieujmującymi mu nic z jego męskości rysami. Był przystojny, i to bardzo, ale nie w typie Frozenchild.
 A poza tym w jej sercu wciąż miał miejsce kto inny.
 - Witam drogie panie, a ciebie to chyba nie znam - podszedł do nich z szerokim uśmiechem, machając ręką. Ostatnie słowa wypowiedział, spoglądając zaciekawiony na nieznaną mu dziewczynę. Wrócił do Obozu dopiero niedawno, więc ominęło go przedstawienie ze Strażniczką w roli głównej - Lorenzo Mori, syn Apolla - chłopak wyciągnął do niej rękę. Córa zimy zawahała się na chwilę, nie będąc pewna co zrobić. Którego imienia miała użyć? Prawdziwego, czy tego pod którym tu się skryła?
 W końcu zdecydowała się na kompromis.
 - Elsa Frozenchild, ale tu jestem jako Nikola Wilk - powiedziała, ujmując jego dłoń. Miał ciepłą skórę, zbyt delikatną jak na wojownika - Nie-heroska - dodała po krótkiej chwilce namysłu, w lekkim podenerwowaniu nawijając kosmyk brązowych włosów na palec. Anka tak jak obiecała, oddała jej pierścień wieczorem jeszcze tego samego dnia w nienaruszonym stanie, dlatego złotooka mogła przyjąć ludzką postać.
 - Nimfa czy boginka? A może muza? - spytał ciekawsko chłopak
 - Żadne - mruknęła nieco zażenowana dziewczyna - Nietutejsza jestem...
 - Pogaduszki i flirty odłóżcie na później - przerwała im Lucy. Oboje spojrzeli na nią jak na idiotkę - Lorenzo, Nic może zaśpiewać z tobą w duecie. Anka twierdzi, że ma niezły głos i powinniście dobrze razem wypaść. To kiedy próba? - Elsa "przypadkiem" uderzyła ją lekko łokciem, z miną wyraźnie mówiącą "ty chyba nie mówisz serio". Czarnowłosa odpowiedziała jej słodkim uśmieszkiem. Złotooka zacisnęła usta. Samula chichotała cichutko z tyłu, widząc ich niemą kłótnię.
 - Jak dla mnie, to możemy to sprawdzić nawet teraz - odparł chłopak, taktownie udając, że tego nie zauważył.
 - Koli też to pasuje - tym razem odezwała się Anka. Wraz z córką Afrodyty złapały Strażniczkę za ręce, żeby nie uciekła - Nie mamy na razie żadnych zajęć
 Nie-heroska spojrzała na nie morderczym wzrokiem, jednak nie opierała się. I tak to nie miałoby sensu.
***
 - A teraz spokojnie, przed sobą masz tekst piosenki. Najpierw puszczę ją raz, żebyś zapoznała się z melodią, a potem zaśpiewasz sama, dobrze? - Elsa kiwnęła głową, przygryzając wargę i nerwowo poprawiając słuchawki. Znajdowała się w czymś, co wyglądało jak studio nagraniowe. Z tego co powiedział Lorenzo, zrobiły to dzieci Hefajstosa i tylko one poza domkiem Apolla wiedziały o istnieniu tego miejsca.
 Widać każdy domek lubi mieć swoje sekrety.
 W słuchawkach rozbrzmiały pierwsze nuty utworu. Był on żywiołowy, ale nie zbyt szybki. Tekst też się dziewczynie spodobał. Owszem, miała obiekcje, w końcu to było praktycznie wyznanie miłosne, jednak... spodobał się jej.
 Musiała zapomnieć o tych niebieskich jak lód oczach. A czy był lepszy na to sposób niż wpatrywanie się w inne, aż wyryje je sobie w pamięci mocniej niż tamte?
 - Pierwszy pocałunek jak narkotyk - zaczęła śpiewać swój fragment utworu, który miała zaznaczony na kartce, przymykając oczy, by lepiej się skupić - Pod twoim wpływem, zabierz mnie, ty jesteś magią w moich żyłach. To musi być miłość!*
 Jeśli istniało dla niej coś, co sprawiało, iż czuła się wolna nawet gdy była zamknięta w odosobnieniu i ikryta przed ludźmi, to był to śpiew. Kiedy rodzice odcięli ją od świata to właśnie śpiewanie zajmowało jej większość czasu. Bardzo pomagało jej to w wyrażaniu emocji. Dlatego to właśnie śpiew był pierwszą rzeczą, którą uczyniła, gdy dotarła na Lodowy Wierch.
 Z tego niemal transu wyrwał ją dotyk na ramieniu. Otworzyła oczy i od razu napotkała spojrzenie chłopaka, który wpatrywał się w nią w niemałym szoku. Pierwsze co przyszło jej na myśl to to, że oczy chłopaka jednak nie były tak jednolite jak się jej zdawało. Z bliska było widać, iż są ciemniejsze, ale żółte plamki z odległości nadają im jasności.
 Lorenzo zsunął z jej uszu słuchawki.
 - Masz przepiękny głos - powiedział zaskoczony. Podziw w jego oczach sprawił, że Elsa delikatnie się zarumieniła. Mimo wszystko jednak była kobietą i lubiła komplementy.
 - Dziękuję - mruknęła, poprawiając niesforny kosmyk włosów. Ten nieco dziwny moment przerwała Anka, wbiegając do pokoiku nagrań i klaszcząc radośnie.
 - Loo! - Polka miała swoją niezbyt zrozumiałą dla innych metodę zdrabniania imion - To kiedy jest ten występ?! Nie mogę się doczekać! - nie dała mu jednak dojść do słowa i pociągnęła go do drugiego mikrofonu i niemal rzuciła mu w twarz słuchawkami - Teraz lecicie z duecikiem. Nagram to i zobaczycie sami jak wspaniale brzmicie! - zaszczebiotała radośnie, wybiegając z pokoju z trzaśnięciem drzwi. Usiadła za szklaną taflą, kliknęła coś na pulpicie i pokazała im uniesionego kciuka.
 Mori i Frozenchild spojrzeli po sobie z uśmiechami rozbawienia. Samula była naprawdę zabawna, kiedy była czymś podekscytowana. W słuchawkach owej dwójki rozbrzmiały pierwsze nuty utworu, a dziewczyna uświadomiła sobie, że życie w tym miejscu mogło być naprawdę wspaniałe. Z takimi ludźmi mogła naprawdę zapomnieć o tamtym świecie i stać się kimś nowym.
 Elsa ze szczerą radością w głosie zaczęła śpiewać swoją część, w końcu mając prawdziwą nadzieję na lepsze jutro.

_____________________________
* - Lennon and Maisy "Boom Clap"