środa, 27 maja 2015

Rozdział 27 - Wiesz co on oznacza?

 Zatraciłam się w pocałunkach Jack'a. Wplotłam mu palce w włosy, a on w odpowiedzi przyciągnął mnie bliżej siebie.
 Szczerze? Nie mieliśmy najmniejszego zamiaru oddawać im dziś tej sali? Najpierw były nam dane tylko kilka dni, potem umarłam, ożyłam nie pamiętałam go. Zdecydowanie musieliśmy to nadrobić. Zresztą dali nam wolną  salę, to niech się liczą z konsekwencjami.
 Wsunęłam mu ręce pod bluzę, z zadowoleniem stwierdzając, że nic pod nią nie ma i nie przerywając całowania, zaczęłam muskać palcami jego nagi tors. Zaskoczyło go to.
 No tak, wcześniej byłam poważną królową, a teraz robię coś takiego. Ale nie pozostał mi dłużny i po chwili jego dłoń znalazłam się pod moją koszulką. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie.
 Nagle kątem oka zobaczyłam złoty błysk. I w tym samym momencie ktoś otworzył drzwi. Chciałam wstać z kanapy, na której nawiasem nawet nie wiem jak się znalazłam, ale Jack chciał zrobić to samo. W efekcie spadliśmy z sofy. Białowłosy wylądował na mnie, a mi wyrwał się z ust chichot zażenowania. Chłopak zreflektował się i pomógł mi wstać.
 Czerwieniąc się jak piwonia odsunęłam się od niego o krok i spojrzałam na nowo przybyłych zmieszana.
 Złotym błyskiem okazał się Piasek, a tak chamsko wpakował się tu Zając. Za grosz kultury...
 - Gołąbki, pogruchacie sobie później, musimy coś omówić - powiedział Futrzak. Kichnęłam.
 - Zając, daj im trochę spokoju! Trzy lata się nie widzieli! - krzyknęła Ząbek podlatując do drzwi, ale była na tyle taktowna, by nie wparować bezceremonialnie - Można? - zapytała wlatując niepewnie. Jeszcze  bardziej się zarumieniłam.
 Jack zaśmiał się cicho i pociągnął mnie do siebie tak, że stykaliśmy się biodrami. Też był zarumieniony, ale udawał, że wcale nic przed chwilą się nie działo.
 - Musimy porozmawiać - powiedział North wchodząc w rękach miał kilka ksiąg
 - A musieliście akurat w takim momencie? - zapytał Jack
 - Mówiłam im, żeby poczekali - odparła Ząbek - Ale mnie nie słuchali - w jej głosie było słychać troskę.
 Podleciał do nas Piasek, a nad jego głową zaczęły pojawiać się szybko obrazki. Nie miałam bladego pojęcia o co mu chodzi, ale Jack chyba zrozumiał
 - Weź, bo się zarumienisz - powiedział do niego śmiejąc się
 - A o czym to chcieliście tak pilnie porozmawiać? - zapytałam zmieniając temat
 - O tym znaku na twoim ramieniu - powiedział Zając
 - Wiesz co on oznacza? - zapytał ostrożnie North odstawiając książki na stół.
 - Nie... - powiedziałam skonfundowana - Wyleciało mi to z głowy - przyznałam
 - Osoby naznaczone nim mogą wpaść w Furię. Ich oczy, ubrania czy nawet włosy nabierają czerwonego odcieniu. Ich moc jest wtedy silniejsza, a oni sami nieobliczalni. W tym stanie nie istnieje przyjaciel. Nawet najlepsza osoba staje się w takim momencie po prostu zła. - wytłumaczył Zając
 Rozchyliłam usta zaskoczona. Że co?
 - Nic takiego m się nie przydarzyło... - odparłam zaskoczona
 Do "Wielkiej Sali" wszedł Pitch. Na widok naszych min zmarszczył brwi i jego wzrok padł na książki. W jego oczach zapłonął gniew.
 - Powiedzieliście jej? - zapytał z hamowaną furią
 - Tak, a co? - Zając spojrzał na Mroka wyzywająco. Pitch zacisnął powoli dłonie w pięści
 - Głupcy - warknął - Niewiedza to było jedyne co ją przed tym chroniło! Miałem nadzieję, że jej moc unieszkodliwi ten przeklęty znak, ale wszystko zniszczyliście! Było wszystko dobrze, tylko raz jej się zdarzyło na króciutką chwilkę wpaść w Furię, gdy dowiedziała się, że coś grozi jej siostrze... a teraz nie ma żadnej ochrony - uderzył pięścią w księgę ze złości. Wziął głęboki wdech, powiódł po Strażnikach gniewnym spojrzeniem i wyszedł.

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 26 - Opowiedz wszystko!

 Łzy spływały mi po policzkach.
 - Och, Elso... - szeptał chłopak
 Nagle poczułam futrzaste łapy obejmujące mnie, potem dołączyły do nich drobne opierzone ramiona i duże silne dłonie. Z ust wyrwał mi się szloch ulgi. Oni mnie akceptują...
 Wypuścili mnie z uścisku, ale chłopak dalej trzymał mnie za ręce.
 - Jak to możliwe? - zapytał z niedowierzaniem
 - Obiecałam. I błagałam Księżyc, aż pozwolił mi wrócić. Ceną była pamięć, ale odzyskałam ją.
 - Jak wpadłaś w łapy Emmy i Asmodeusza? Co właściwie się z tobą działo? - zapytała Ząbek - Opowiedz wszystko!
 - Obudziłam się na cmentarzu. Księżyc powiedział mi, że jestem Elsa Frozenchild. Zesłał mi wizje, a potem powiedział, że czas na mnie, więc poszłam. Szybko odnalazłam się w świecie, bo w tych wizjach od Księżyca była też instrukcja co robić, jak się zachowywać... zamieszkałam w Bursie i zaczęłam uczęszczać do liceum. W pokoju mieszkałam z Emmą. Cały czas miałam na palcu pierścień, żeby nie używać mocy przypadkiem. Często rysowałam i choć na początku o tym nie wiedziałam, to szkicowałam osoby, które kiedyś znałam. Annę, Kristoffa... Któregoś dnia w parku zobaczyłam Jack'a. Za pierwszym razem nie zdołałam z nim pogadać, bo odleciał, ale drugi raz mu nie pozwoliłam. Zatarasowałam mu drogę lodowym blokiem. Chwilkę porozmawialiśmy, ale Emma mnie zaczęła szukać. Wieczorem, gdy wyszłam z łazienki zobaczyłam, że moja współlokatorka przegląda mój szkicownik. Powiedziała, że jest siostrą Jack'a. Przedstawiła mi historię poprzedniej miłości swojego brata, ale jej opowieść była bardzo... - zabrakło mi słowa - subiektywna. Powiedziała, że najdalej za 3 dni dopadną mnie jego wrogowie, jeśli się od niego nie odczepię. Oczywiście dalej się spotykałam z Jack'iem...
 - Powiedziała ci, że cię dorwą? Nie dopytywałaś się kto? - przerwał mi Zając
 - Z nią się tak nie da - pokręciłam głową - Mówi tylko wtedy, gdy chce. Pytałam, ale mnie po prostu zignorowała. Później się pytałam czemu nie chce spotkać się z swoim bratem. Oparła, że są w nie najlepszych stosunkach. Zaproponowałam, że pójdę z nią i jakoś się wszystko poukłada, ale tylko przewróciła oczami i kazała oddać mi bransoletę, którą obracałam w dłoniach. Miała dziwny napis... "Jeśli nie nakłonię nieba, poruszę piekło". Następnego dnia rano zamknęła siebie i mnie w pokoju, złapała mnie za ramię, wypalając znak i pchnęła mnie w kąt, gdzie skrępowały mnie mroczne ręce. Powiedziała, że odkąd Jack znowu mnie pokochał, stałam się narzędziem. "Kto ma ciebie, ma i jego", tak to ujęła.
 - Jaki znak? - zapytał białowłosy. No tak, wiedzieli o nim tylko Emma i Mrok.
 - Pitch powiedział, że to znak Czerwonego Księżyca - powiedziałam zsuwając bluzkę z ramienia i ukazując szkarłatny półksiężyc. Zobaczyłam, że North i Ząbek wymieniają zaniepokojone spojrzenia. Mężczyzna zaczął mruczeć coś pod nosem, ale jak otworzyłam usta, by zapytać o co chodzi, powiedział:
 - Kontynuuj - uniosłam brwi, ale posłuchałam
 - Oddała mnie Asmodeuszowi, mówiąc, że zależy jej tylko na moim życiu. - Jack zaczął bluzgać pod nosem - A on polecił Sebhastienowi się mną zająć - objęłam się rękami i zadrżałam na wspomnienie tego co działo się później. - Bawiło go zadawanie mi bólu... - wyszeptałam
 - Co ci zrobił? - w głosie białowłosego dało się wyczuć furię
 - Pierwszego dnia związał mnie, bił i kopał - skuliłam się - Drugiego sprawdzał za pomocą rozżarzonego pręta ile bólu jestem w stanie znieść. Trzeciego dnia Asmodeusz okładał mnie batem - po policzku spłynęła mi łza na wspomnienie tych katuszy. Jack wyglądał jakby chciał ich odnaleźć i zamordować - Przerwał mu Pitch. Wszedł do komnaty wściekły i domagał się, aby mu mnie oddał, powołując się na ich umowę. Zabrał mnie do swojej komnaty, opatrzył mi rany, po czym przyniósł mi jedzenie i wyszedł. Tak było przez kilka dni. Przynosił mi jedzenie, zmieniał bandaże i wychodził. Za którymś razem odważyłam się zapytać czemu to robi. Odparł, że nie wie. Spytałam o co mu chodziło, gdy mówił Asmodeuszowi, że według ich umowy, osoby z jego rodu należą do niego. Powiedział, że jestem jedną z dwóch córek spokrewnionej z nim dziewczyny, którą się kiedyś opiekował. Tak dowiedziałam się, że mam siostrę. Spytałam co mogą dla niej zrobić. Odparł "przeżyj" i wyszedł. Następnego dnia też rozmawialiśmy, ale Asmodeusz poprosił go na słówko i oznajmił mu, że ma trzy wyjścia. Zabić mnie, oddać Emmie lub uwięzić. Wybrał to ostatnie. Odwiedził mnie po dwóch tygodniach. Powiedział, że w pełnie pomoże mi uciec. Miałam parę wizji, więc zapytałam o nie Mroka. Powiedział, że to moja przeszłość z przed śmierci. Zaskoczyło mnie to, bo wtedy nie wiedziałam, że się odrodziłam. Spytałam się go jak umarłam. Odwrócił wzrok i zobaczyłam na jego twarzy wyrzuty sumienia. Nalegałam, by odpowiedział, więc wyznał, że pierwszy raz ma poczucie winy, że kogoś zabił i powiedział mi jak zginęłam. Spytałam się go jeszcze jak to się stało, że nie jest z wami. Odparł, że go odrzuciliście, gdy zorientowaliście się jaką ma moc. Wtedy spotkał Asmodeusza i uległ jego namowom. Lord odesłał go w przeszłość, gdzie nie było dziewczynki, która go kochała. Jego serce powoli zmieniało się w kamień. Powiedział, że dlatego zależy mu na śmierci Anny i mojej. Te pół miesiąca do ucieczki wykorzystałam na naukę walki i kontroli mocy. W pełnię przyszedł tak jak obiecał. Korytarze były puste, powiedział, że to dlatego, że wszyscy słudzy Asmodeusza z nim na czele, są bardzo słabi tego dnia. Wszystko szło gładko, ale kłopoty zaczęły się, gdy wyszliśmy. Zaatakowały nas likantropy. Kazał mi uciekać, ale nie potrafiłam zostawić go na pastwę potworów. Zostałam ciężko ranna. Ocaliły nas inne, ogromne, srebrne wilki. Potem Pitch zabrał mnie do was. A dalej to już wiecie.
 - Elso... - w głosie Jack'a było coś czego nie potrafiłam nazwać. Gniew? Radość? Ból? Tkliwość? Moje rozważania przerwał pocałunek. - Och, Elso... - szeptał pomiędzy pocałunkami
 Gdzieś w tle usłyszałam głos Ząbek:
 - Chłopcy, dajmy im nieco prywatności.

________________________________________________________________
Sorry, że tak słabo, ale mam do nadrobienia cały tydzień szkoły i wena wyczerpała się chwilowo podczas pisania wypracowania na polski.

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 25 - Ty żyjesz...

 Stał jak skamieniały w moich objęciach, a ja nie mogłam nacieszyć się jego chłodem docierającym do mojej ludzkiej skóry. Lecz gdy tylko moje usta odszukały jego, ożywił się. Odrzucił laskę, jedną rękę wplótł w moje rozpuszczone włosy, a drugą przyciągnął bliżej. Nie pozostałam mu dłużna. Objęłam go mocniej, przylegając do niego całym ciałem i pocałunkami przekazując mu swoją ulgę, radość i bezwarunkową miłość.
 - Ekhm... - chrząknął Zając - Czy my wam przeszkadzamy?
 - A idź pobaw się jajkami - burknął na niego Jack, odsuwając się ode mnie lekko. Zaśmiał się cicho widząc moją naburmuszoną minę. Zaswędział mnie nos i kichnęłam. Nie no, na co ja mam uczulenie? Na Jack'a na pewno nie, bo nie kichałam podczas naszego pierwszego prawdziwego pocałunku. Ani na Mroka. Nie kichałam w cytadeli.
 Zerknęłam nieśmiało na Pitch'a. Patrzył na mnie z uśmiechem.
 Nie takim jaki widziałam na jego twarzy zanim zginęłam.
 Nie takim jaki widziałam, gdy przychodził do mojej celi.
 Ale prawdziwym uśmiechem. Radosnym, sięgającym oczu uśmiechem. Szczerym, wyrażającym uczucia, a nie nic nie znaczącym wykrzywieniem ust.
 Patrzył na mnie jak ojciec na córkę w ramionach wybranka serca. Zarumieniłam się lekko.
 - Pitch, a co z twoimi ranami? - zapytałam
 - Potrzebuję jakieś półgodziny na zapadnięcie w trans i wybudzenie się z niego. - odparł
 - North, macie jakieś pokoje gościnne? - zwróciłam się do Strażnika
 - Tak, ale... nie, no jak.... on... - dukał zaskoczony
 - Prowadź - rozkazałam pomagając Pitch'owi wstać. Sapnęłam cicho, bo był bardzo słaby, więc musiałam udźwignąć prawie cały jego ciężar. Jack patrzył na mnie chwilę niezdecydowany, po czym wziął niechętnie Mroka pod ramię i pomógł mi go prowadzić. Uśmiechnęłam się, widząc, że w końcu się przełamał.
 Oczywiście, aby dojść do pokoi gościnnych musieliśmy przejść przez Wielką Salę, jak ja ją określałam. Koło kanapy latała Ząbek. Widząc, że prowadzimy Pitch'a najpierw zawisnęła w powietrzu zaskoczona, a potem ruszyła w naszą stronę z wściekłym spojrzeniem utkwionym w Mroku.
 Pstryknęłam, a krawędź jej skrzydła pokryła się lodem i Strażniczka straciła kontrolę nad lotem. Wpadłaby w ścianę, gdyby nie złapał jej Zając.
 - Elsa! - zawołała z oburzeniem - Co to ma znaczyć?! - pierwszy raz widziałam ją tak rozeźloną. Chyba serio nienawidziła Mroka.
 - Czy wy możecie zaprzestać prób zamordowania go?! - warknęłam - On i Anna to moja jedyna rodzina. Moja siostra oddała za mnie życie. Pitch uwolnił mnie z więzienia Asmodeusza. Żadnego atakowania się nawzajem! Nie obchodzi mnie co sobie robiliście w przeszłości. To nie moja sprawa. Ale. Macie. Się. Wszyscy. Ogarnąć!!! - trudno wrzeszczeć, gdy dźwiga się kogoś, ale mi się udało.
 - Elsa, on zabił poprzednią dziewczynę Jack'a!
 - Myślisz, że nie wiem? - przewróciłam oczami - Jack, pomóż mi zaprowadzić Mroka do komnaty. Potem poważnie porozmawiamy.
 - Musisz nam sporo wyjaśnić - odparł North
 - Nie przeczę
 Jakoś udało mi się z Jack'iem dowlec Pitch'a do pokoju gościnnego, bo był coraz słabszy. Pomogłam położyć mu się na łóżku i razem z białowłosym chłopakiem poszłam do "Wielkiej Sali".
 Ręce zaczęły mi drżeć. Nie byłam pewna jak zareagują. W końcu sprowadziłam do ich bazy wroga... drgnęłam zaskoczona czując, że Jack wplótł swoje palce w moje. Ścisnęłam lekko jego dłoń, ale nadal miałam wątpliwości.
 Jak mam im wytłumaczyć, że jestem zmarłą 3 lata temu dziewczyną Jack'a?
 Dołączyliśmy do Strażników. Na mój gust zbyt szybko. Nie przygotowałam się do tej rozmowy.
 - Czekamy na wyjaśnienia, Elso - powiedział North
 - Jestem... uch, nie wiem jak to ująć. Byłam jedną Obdarzonych i wróciłam jako jedna z Wybranych.
 - Obdarzeni nie wracają - odparł Zając
 - Ale ja wróciłam. Tak jak obiecałam - dodałam unikając wzroku Jack'a, który zesztywniał słysząc te słowa. Przyjrzał mi się dokładnie. Potarłam nerwowo pierścień - Nie powiedziałam ci, Jack, bo dopiero podczas regeneracji odzyskałam pamięć. - nieświadomie kuliłam się. Odetchnęłam głęboko, wyprostowałam się i uniosłam dumnie głowę - Jestem Elsa Frozenchild, dziecię zimy, Pani z Arendell. Byłam Elsą, królową Arendell - zdjęłam pierścień i zamknęłam oczy. Ogarnął mnie chłód, na początku był nieprzyjemny, kłuł boleśnie, ale chwilę później ogarnął mnie całą i stał się przyjemny. Poczułam w sobie siłę lodu.
 Usłyszałam jak Strażnicy gwałtownie nabierają powietrza. Otworzyłam niebieskie oczy. Teraz nawet widziałam nieco inaczej, wyraźniej.
 - Elsa...? - wyszeptał Jack. Spojrzałam na nich niepewnie. Stali nieruchomo. Ten brak reakcji sprawiał, że powoli zaczynałam panikować. Podłoga zamarzała od miejsca, w którym stałam. Zaciśnięte w pięści dłoni włożyłam pod pachy i zamknęłam oczy.
 Uspokój się... możesz to kontrolować, to część ciebie... próbowałam opanować swoją moc, ale panika nie pozwalała mi się uspokoić.
 Nagle poczułam jak otaczają mnie czyjeś ramiona.
 - Ty żyjesz...

niedziela, 17 maja 2015

Ogłoszonka

 Po pierwsze:
Mamy wycieczkę szkolną do Muszyny, więc nie będzie mnie przez tydzień. To nie małe szanse, że uda mi się cokolwiek napisać do 24.05.
Sorry, taki mamy klimat.

 Po drugie:
Jeśli chcecie, aby powstała playlista na blogu, to podajcie parę piosenek. Nie wiem, czy w ogóle chcecie by coś takiego powstało. To Wasza decyzja.

Rozdział 24 - Dość!

 Teraz nie mogłam już wydać z siebie nawet głosu. Strasznie męczące było już bycie przytomną... na miarę możliwości.
 - Jest za słaba, by zapaść w trans. Musicie jej pomóc - powiedział Pitch
 - Dlaczego mamy ci ufać? - zapytał inny głos
 - Ona umiera - odparł po prostu - Jeśli jej nie pomożecie to zginie.
 Potem zaczęłam osuwać się w ciemność.
 - Szybko! - zawołał ktoś - Proszek księżycowy
 Poczułam jak coś delikatnego osiada mi na twarzy, a potem nagły przypływ energii. Otworzyłam gwałtownie oczy, nabierając głośno powietrza.
 Potem opadłam na poduszki. Nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się na sofie.
 Moje serce zaczęło zwalniać, tak samo jak oddech. Przez chwile się bałam, ale uświadomiłam sobie, że to jest ten trans.
 Przed oczami migały mi dziesiątki scen.
***
 - Ulepimy dziś bałwana? - powiedziała mała ruda dziewczynka, siedząc okrakiem na starszej, usiłującej spać, siostrze i rączką otwierając jej oko.
 Platynowłosa dziewczynka otworzyła oczy z uśmiechem.
 W wielkiej sali starsza zabawiała siostrę swoją mocą. Zaczęły grać w hopsanki na lodowych blokach. Ale rudowłosa nadużyła mocy siostry. Starsza poślizgnęła się na lodzie i kolejny promień zamiast utworzyć grunt pod stopy małej, ugodził ją w głowę. Padła nieprzytomna na ziemię.
 Przerażona siostra podbiegła do niej i wzięła ją w małe ramiona. Widząc platynowe pasemko w jej włosach zaczęła krzyczeć
 - Mamo, tato!
 Rodzice zabrali je do trolli, którzy usunęli magię ze wspomnień rudowłosej.
 Po tym zdarzeniu platynowowłosa została odizolowana od ludzi.
***
 Zobaczyłam starszą, bledszą i załamaną, platynowowłosą dziewczynę. Przez ułamek sekundy widziałam jak zasłaniają obraz jej rodziców czarnym materiałem. Płakała, bo jej rodzice zginęli na morzu.
***
 Potem widziałam jak ją koronują. Insygnia władzy prawie zamarzają w jej dłoniach. Podczas balu rozmawiała z siostrą.
 Później rudowłosa wróciła z mężczyzną u boku prosząc o błogosławieństwo. Starsza nie wyraziła zgody, więc doszło do kłótni. Młodsza zerwała jej rękawiczkę, a ta w przypływie złości, jednym machnięciem ręki odcięła się od innych lodowym murem.
 Przerażona tym co zrobiła, uciekła w góry.
 Nieświadoma zimy, którą sprowadziła na swoją ojczyznę, uwalnia beztrosko swoją moc, wyczarowując sobie pałac. Tam rozwijała swoją magię.
 Po kilku dniach przyszła do niej siostra. Prosiła ją, by wróciła i przywróciła lato, ale ta przerażona swoimi czynami, przypadkowo poraża ją mocą.
***
 Widziałam jak omal nie zabijają jej strażnicy. Ocalił ją, jeśli tak to można nazwać, chłopak z którym rudowłosa była na balu. Przekierował strzałę, która zamiast przebić jej serce, zrzuciła na nią żyrandol.
 Zaniesiono ją nieprzytomną do więzienia, z którego ucieka.
 Chłopak jej siostry udowadnia swoje zdolności mównicze, przekonując ją, że zabiła swoją siostrę. Od ciosu jego miecza w ostatniej chwili ratuje ją młodsza siostra, wślizgując się pomiędzy nich i przemieniając w posąg z lodu.
 Rudowłosa rozmarzła w objęciach zapłakanej siostry.
***
 Ilość scen oszałamiała mnie. Migały błyskawicznie, ale zanim zdążyłam się na którejś skupić, pojawiała się kolejna i rozpraszała mnie. W pewnym momencie zwolniły i zdołałam rozpoznać to co się działo. Zapiekły mnie policzki.
 Zobaczyłam jak platynowłosa całuje Jack'a.
 Gdzieś na granicy świadomości usłyszałam kobiecy głos:
 - Wszystko dobrze? Dlaczego ona się rumieni? Ma gorączkę?
 Obrazy zwolniły na tyle, bym mogła zobaczyć twarz dziewczyny. To byłam ja.
 Ale to nie zmieniało faktu, że poczułam się jak intruz. Oni (my) całowali(śmy) się bardzo gorliwie. Zganiłam się za to. Przecież to ja!
 Znowu zdarzenia przyśpieszyły.
 Następne, które udało mi się dokładnie obejrzeć, odbywało się w bazie North'a.
 Ogromny Zając cisnął mnie na barierkę. Podszedł do mnie. Chciałam powiedzieć coś Jack'owi, ale oberwałam w brzuch.
 Wszystko przyśpieszyło i po chwili leżałam bladziutka w objęciach Jack'a. Drżałam, a on składał na moich ustach pocałunek.
 - Dzię... kuję - szepnęłam
 - Nigdy nie będę kochał nikogo prócz ciebie. Przysięgam... - głos mu się załamał. Z wysiłkiem utworzyłam łańcuszek na jego szyi.
 - Wrócę... dla ciebie - mój oddech zmienił się w zawieszkę z lodu na srebrnej ozdóbce. Zmieniłam się w lód.
***
 Rozchyliłam oczy. Nade mną pochylała się... po chwili przypomniało mi się jej imię. Ząbek. Odetchnęła z ulgą.
 - Jak mi ulżyło. Myślałam, że się nie obudzisz. Jack się ucieszy. - usłyszałam krzyki białowłosego. Spojrzałam w tamtym kierunku.
 - Co się tam dzieje? - zapytałam zaniepokojona
 - Och... Jack, Zając i North są wściekli na Pitch'a za to co ci zrobił... - zbladłam słysząc te słowa
 - On nic mi nie zrobił! - zawołałam, zrywając się z łóżka - Kiedy poszli?
 - Dosłownie chwilkę temu, ale powinnaś jeszcze poleżeć, to twoja pierwsza regeneracja... - Ząbek usiłowała mnie zatrzymać, ale odepchnęłam ją lekko, tak, że odrzuciło ją parę metrów, lecz nic jej się nie stało.
 Pobiegłam za hałasami. Zbiegłam szybko po schodach i znalazłam się w kamiennym korytarz, na końcu którego były drzwi do więziennej celi.
 Słyszałam wściekłe krzyki Jack'a, basowy głos North'a i charakterystyczne słowa Zająca, który zwraca się do niemal wszystkich per "koleś". Coś błysnęło pod drzwiami i usłyszałam odgłos uderzania o ścianę.
 Z rozmachem otworzyłam drzwi. Po mojej lewej stali rozwścieczeni Strażnicy, a po prawej leżał, podpierając się rękami o posadzkę, Pitch. Z rozcięcia na policzku sączyła mu się krew, tak samo jak z kącika ust. Miał paskudnego siniaka na policzku i sporo ran ciętych.
 Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Zając rzucał właśnie idealnie wycelowany bumerang w serce Mroka. Machnięciem ręki utworzyłam lodowy mur, blokując pocisk.
 - Dość! - krzyknęłam wściekła
 - Elsa? - zapytał zaskoczony North
 Zaniepokojona podbiegłam do Pitch'a.
 - To tylko tak strasznie wygląda - uspokoił mnie, ale i tak sprawdziłam czy jego rany nie są zbyt głębokie i pomogłam mu usiąść na podłodze. Potem odwróciłam się w stronę Strażników.
 - Czy wy nie macie za grosz wstydu? - zapytałam powściągając nerwy, ale gniew nadal był słyszalny w moim głosie - On wyciągnął mnie z lochów Asmodeusza, uratował mi życie, a wy chcecie go zabić?!
 - A skąd się tam wzięłaś, co? - zapytał Zając, patrząc oskarżycielsko na Mroka
 - Porwała mnie Emma - niemal wyplułam to imię
 Strażników wmurowało, a ja ochłonęłam. Spojrzałam na Jack'a. Podniósł na mnie na chwilkę pełen poczucia winy wzrok, po czym znowu go spuścił. Zmiękło mi serce. Podbiegłam do niego i zamknęłam w uścisku.
 - O Księżycu, jak ja za tobą tęskniłam!

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 23 - Wytrzymaj

 Machnięciem ręki utworzyłam kolejnego lodowego manekina do ćwiczeń walki. Poruszał się i atakował jak żywy. Nieraz się zdarzyło, że mnie zwyciężył, szczególnie na początku.
 Ale stawałam się coraz lepsza. Reagowałam szybciej, atakowałam mocniej. Już nie tylko mocą. Korzystając z tego co się nauczyłam podczas bójek w liceum, doskonaliłam także umiejętności walki wręcz.
 Za każdym razem, gdy się zmęczyłam, przypominałam sobie słowa Pitch'a: "I dlatego tak mu zależy na usunięciu ciebie i Anny". To sprawiało, że ogarniała mnie furia.
 Poza tym za nim wyszedł prosił, bym dalej ćwiczyła moc. I robiłam to, dopóki nie mdlałam ze zmęczenia. Miałam tylko dwa tygodnie, by nauczyć się walki. To niewiele.
 Och, dlaczego nic nie robiłam przez tamten czas?!
***
 Wyjrzałam przez zakratowane okno. Słońce już chyliło się ku zachodowi.
 Już niedługo, pocieszałam się. Gdy zajdzie słońce, królować będzie Księżyc, tej nocy w pełni. Asmodeusz będzie bardzo słaby, a to zwiększa nasze szanse na ucieczkę.
 Od kilku dni odkładałam po trochu jedzenia, a teraz wszystko wrzuciłam do płóciennej torby. Nie miałam jednak picia, bo kubków z czekoladą nie można schować do torebki.
 Specjalnie tuż po wschodzie słońca poszłam spać, żeby być zaspana w nocy.
 Ostatnie godziny poświęciłam na trening. Dziesiątki powtórzeń tych samych ruchów i ciosów. Lodowe manekiny były łudząco podobne do Asmodeusza.
 Usiadłam, by chwilę odpocząć. Słońce było coraz niżej, ale miałam wrażenie, jakby coraz wolniej płynął czas. Stresowałam się coraz bardziej. Przyzwyczaiłam się do celi i niemal denerwowałam się ucieczką z niej.
 W końcu zaczęłam nucić, próbując się uspokoić.
 - "Now realise, the stars they die. Darkness has Fallen in paradise. But we'll be strong and we will fight, against the creatures of the night"*
 W końcu zapadł zmrok. Jednym ruchem zmodyfikowałam swój strój. Teraz miałam na sobie przylegającą, czerwoną bluzkę i czarne, obcisłe dżinsy. Przyrzuciłam jeszcze na siebie czarny płaszcz, ukrywający torbę, którego kaptur nasunęłam na głowę, skrywając w cieniu twarz.
 Drzwi celi otworzyły się. Stał w nich Pitch. Wyglądał na zmęczonego.
 - Jesteś - uśmiechnęłam się
 - Chodź, nie mamy czasu do stracenia - powiedział
 Ruszyliśmy. Było nadzwyczaj cicho i pusto.
 - Pitch, czemu tu jest tak... inaczej? - zadrżałam lekko. Coś było nie tak.
 - Dziś jest pełnia. Wszyscy słudzy Asmodeusza i on sam są dziś najsłabsi.
 - Ty też - odparłam. Pokręcił głową.
 - Nie do końca. Moja moc nie pochodzi tylko od niego, ale i od Księżyca. - odparł cicho - Dlatego do niedawna byłem ulubionym jego sługą. Bo zawsze miałem moc.
 - Więc...
 - Koniec tematu Elso. - powiedział stanowczo
 Szliśmy dalej w ciszy. Nikogo nie spotkaliśmy po drodze. Już się cieszyłam, że to będzie takie proste. Ale kłopoty zaczęły się jak wyszliśmy.
 Usłyszałam okropny dźwięk. Coś pośredniego między krzykiem triumfu, a wyciem. Z lasu wyłoniły się cztery wilkopodobne postacie. Miały dwa metry, skłębione czerwone futro, a ich pazury ociekały krwią.
 - Mówiłeś, że słudzy Asmodeusza są dziś bardzo słabi! - pisnęłam
 - To likantropy! Dzieci Księżyca! Uciekaj! - popchnął mnie ku tej części lasu, w której nie było bestii. Zrobił to z taką siłę, że dopiero wyhamowałam po  kilku metrach. Odwróciłam się przerażona.
 Pitch powalił dwa wilki, ale z lasu wyszło ich więcej.
 Nie da rady, uświadomiłam sobie. One są zbyt silne.
 - Biegnij! - krzyknął w moją stronę
 - Nie!!
 Zawróciłam. Lodowymi pociskami zaczęłam rozgramiać likantropy. Jednym ciosem powaliłam kilkanaście z nich. Ale to nie wystarczało. Ich było coraz więcej i więcej... Pitch jakoś odganiał je od siebie, ale długo nie wytrzyma. Kątem oka zobaczyłam, że jeden z likanów rzuca się na Mroka od tyłu.
 - Nie! - krzyknęłam wślizgując się między Pitch, a bestię. Potwór zamachnął się.
 Pamiętam błysk pazurów i ból przeszywający mnie od prawego ramienia do lewego biodra. Z ust wyrwał mi się krzyk.
 Potem wszystko się rozmywało. Widziałam wielkie białe wilk. Rzuciły się na likantropy.
 - Elsa... - usłyszałam pełen niedowierzania, bólu i strachu szept. Czyjeś, zakładałam, że Pitch'a, ramiona mnie uniosły. Rozchyliłam z trudem powieki. Pitch patrzył się na coś, więc i ja spojrzałam w tamtym kierunku.
 Ogromny, srebrny wilczur patrzył się intensywnie na nas, swoimi lśniącymi brązowymi oczami.
Musicie się śpieszyć. Musi zapaść w trans, ale jest za słaba. Strażnicy jej pomogą.
 - Nie pomogą mi - odparł Pitch
Nie skazuj przez dumę swoich bliskich na śmierć. Idź.
 Potem odwrócił się i razem ze swoimi pobratymcami zniknął w lesie.
 - Pitch... - szepnęłam
 - Spróbuj tylko zginąć, a powiem Jack'owi co myślałaś o Hansie jak go pierwszy raz zobaczyłaś - zagroził mi
 - To moja... sprawa - burknęłam słabo
 - Wytrzymaj - odparł tylko
 Mimo wszystko starałam się być przytomna. Ale i tak co chwilę ogarniała mnie ciemność. Rozchyliłam z trudem oczy.
 Byliśmy u drzwi bazy North'a. Otworzył nam Phil, jeden z yeti.
 - Etornajabo - powiedział niezbyt przyjaźnie, ale Pitch po prostu przepchnął się koło niego.
 Ciemność. Potem krzyk złości. I jeden okrzyk, który rozpoznałam
 - Elsa! - to był głos Jack'a


_____________________________
* - piosenka wykonawcy Alex C. - "Angel of Darkness"

czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 22 - Nie okłamuj mnie

 Ocknęłam się na posadzce, ciężko oddychając.
 Co to było? Nie kojarzyłam żadnej z tych scen, chociaż byłam miałam przeczucie, że są prawdziwe. Skąd one się wzięły?
 Podniosłam się powoli i usiadłam na łóżku. Co to miało być? Nie, no ja się uczciwie pytam, co to do jasnej anielki było?!
 Usłyszałam skrzypienie drzwi do celi. Nie za wcześnie? Zerknęłam na lód w przeciwległej ścianie. Byłam w ludzkiej postaci, ale pod opalenizną okropnie zbladłam. Poprawiłam włosy i głęboko odetchnęłam.
 Ale zamiast ciemnoskórego chłopaka, do celi wszedł Pitch. Przez chwilę siedziałam oszołomiona. Potem podbiegłam do Mroka i wtuliłam się w niego. Wcześniej nawet nie zauważyłam, że to co mnie tak przytłacza to nie tylko samotność. Stęskniłam się za nim.
 - Nauczyłaś się już panować nad pierścieniem? - zapytał.
 - Tak - szepnęłam. Odetchnął z ulgą i odwzajemnił uścisk.
 - Pomogę ci uciec. Za dwa tygodnie, w pełnię, gdy Asmodeusz będzie najsłabszy. - wyplątał się z moich ramion i odsunął mnie lekko od siebie - Czego się nauczyłaś?
 - Umiem opanować pierścień i odmieniać przedmioty. Lepiej panuję nad mocą, która stała się silniejsza. - odpowiedziałam - Pitch?
 - Tak?
 - Czy moja siostra... kiedyś zamarzła? - zapytałam wspominając wizję
 - Tak, ale odmroziła ją twoja siostrzana miłość. Coś ci się przypomniało?
 - Miałam taką dziwną wizję... widziałam jak uciekam przed Jack'iem i jak przerażona lecę z nim, drąc się cały czas. No i jeszcze ten fragment z Anną, tuż przed tym jak rozmarza.
 - To twoja przeszłość. Ta, z przed śmierci. - zmarszczyłam brwi
 - Sugerujesz, że umarłam? - zapytałam zaskoczona
 - Tak. I odrodziłaś się jako Wybrana. - patrzyła na mnie uważnie, niemal z obawą
 - Jak umarłam?
 Nie odpowiedział. Odwrócił wzrok, ale i tak zauważyłam łzy w jego oczach.
 - Coś się stało? - spytałam przysuwając się do niego. W jego oczach zobaczyłam coś na kształt poczucia winy
 - Nic - powiedział
 - Nie okłamuj mnie - odparłam wpatrując się w niego intensywnie
 - Mam wyrzuty sumienia - spuścił głowę
 - Bo?
 - Bo cię zabiłem - zszokowało mnie to wyznanie. On doprowadził do mojej śmierci?
 - Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, siląc się na spokojny ton
 - Byłem zazdrosny. Zazdrosny o Jack'a. Byłem przy tobie od początku... i mnie nienawidziłaś. On był od jednego dnia, a jego kochałaś... gniew mnie zaślepił. Zaatakowałem was... broniłaś siostry. Poraziłaś mnie mocą z ogromną siłą, omal nie zabijając. Byłaś wyczerpana tym pokazem magii. A ja powiedziałem.... powiedziałem ci, że uwolniłaś za dużo mocy i ona cię zniszczy - głos mu się załamał - Uwierzyłaś i tak się stało. Zamieniłaś się w lód z mojej winy. - po jego policzku spłynęła łza. Otarłam ją delikatnie.
 - Mógłbyś mi powiedzieć czemu nie zostałeś ze Strażnikami, tylko zwróciłeś się ku Asmodeuszowi? Nie zawsze byłeś po tej stronie - nie wiedziałam skąd, ale wiedziałam, że moje słowa to prawda. I jej oczekiwałam od Mroka
 - Odrzucili mnie, gdy zorientowali się, że moją mocą jest mrok. Wygnali mnie. Wtedy spotkałem Asmodeusza. Był taki przekonywujący... byłem samotny, ale on mnie akceptował, rozumiał. Kilka dni później zobaczyłem jego okrucieństwo. Znęcał się nad jakimś człowiekiem. Spojrzał na mnie z drapieżnym uśmiechem i zapytał: "Czemu odwracasz się od swojej natury? Mrok to zło, więc ty jesteś zły. Jesteś taki jak ja". Potem zabrał mnie do swojego zamku, obdarzył nową mocą i wysłał w przeszłość, czasy jeszcze przed Księżycem. Z dala od dziewczyny, która jak twierdził, niszczyła mnie...
 - Twoje serce powoli zmieniało się w kamień - dokończyłam
 - I tylko ona i jej potomkowie są wstanie to cofnąć. - uzupełnił z westchnieniem - On to wie, dlatego kazał mi od ciebie się odczepić.
 - Traci nad tobą kontrolę - bardziej stwierdziłam niż zapytałam
 - Tak. I dlatego tak mu zależy na usunięciu ciebie i Anny. - słysząc, że moja siostra jest w niebezpieczeństwie, krew we mnie zawrzała.
 - Choćbym miała rozwalić tą cytadelę własnymi rękami, nie pozwolę by coś się stało Annie - poczułam ogromną furię. Wokół mnie rozpętała się ogromna śnieżyca. Miałam wrażenie, że wszystko poczerwieniało.
 - Elsa, uspokój się - podszedł do mnie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że stanęłam na środku celi.
 Zamrugałam i wszystko wokół odzyskało normalne kolory.

środa, 13 maja 2015

Rozdział 21 - Decyduj

 - Potrzebuję czasu na decyzję - burknął Mrok
 - Ale go nie masz. Decyduj albo ja to zrobię
 Pitch coś wywarczał w odpowiedzi, ale szybko wróciłam na miejsce i nie dosłyszałam co. Wzięłam kubek z gorącą czekoladą i zaczęłam ją popijać.
 Do komnaty wszedł Mrok. Był sam.
 - Elso... Asmodeusz... muszę zamknąć cię w lochach - zacisnął usta
 - Ale odwiedź mnie czasem - poprosiłam - I nie zakuwaj w kajdany. Nienawidzę ich.
 - Biorąc pod uwagę to, że za pierwszym razem jak cię zakuto miałaś wyrok śmierci, a za drugim razem torturowano cię, to się nie dziwię - niemal się uśmiechnął - Chciałbym ci obiecać, że przyjdę, ale nie mogę. On uważa, że osłabiasz mnie. Jego zdaniem kochać to niszczyć. A być kochanym, to być zniszczonym. - spojrzałam na niego smutno - Postaram się - obiecał
 Uśmiechnęłam się z nadzieją. Odwrócił wzrok.
 - Chodź
 Wyszliśmy z komnaty. Nawet się nie obejrzał, by sprawdzić, czy za nim idę. Ale szłam. Gdybym tego nie zrobiła, miałby problemy. A ja nie chciałam mu robić kłopotów.
 Zaprowadził mnie do lochów. Weszłam do sporej celi i rozejrzałam się. Była surowa, ale przyzwyczaiłam się do prostego życia. Odwróciłam się do Pitch'a.
 - Pamiętaj jedno, Elso. Twoja moc jest taka, jaka wierzysz, że jest. - powiedział. Zrobiłam rzecz, której najmniej się po mnie spodziewał. Przytuliłam go.
 Był bardzo zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił uścisk. Chciałam, by wiedział, że mu ufam, że na nim polegam, a nie potrafiłam tego ubrać w słowa.
 Nagle, jakby coś sobie uświadomił, wyplątał się z moich ramion i zostawił mnie samą w więziennej celi.
***
 Zamrażałam i odmrażałam zakratowane okno. Siedziałam tu już tydzień, samotna. Dwa razy dziennie pojawiał się jakiś ciemnoskóry chłopak z jedzeniem. Kilka razy próbowałam z nim rozmawiać, ale nie reagował. Miał puste spojrzenie.
 Odwróciłam się. Za którymś razem odkryłam, że mogę przekształcać przedmioty i zmieniłam twardą pryczę na wygodne, choć niewielkie łóżko.
 Z nudów wywołałam w celi śnieżycę, a ze śniegu, który spadł, robiłam śnieżki i obrzucałam nimi ściany.
 Wiem, to bezsensu, ale co mogłam zrobić? Nudziło mi się...
***
 Kolejny tydzień poświęciłam na walkę z moim pierścieniem, który znalazł się jakimś zadziwiającym przypadkiem w moim kubku z czekoladą. Nauczyłam się już pokonywać go niemal bez trudu. Oszczędziłam tylko resztki jego mocy, żeby w ludzkiej postaci nie używać przepadkiem mocy. Dosyć głupio by wyglądało jakbym gestykulując pokryła soplami i lodem całe pomieszczenie.
 Gdzieś pod koniec tego tygodnia, leżałam sobie na podłodze, rozmyślając o Jack'u i Annie. Czy białowłosy martwi się? Czy moja siostra nadal jest smutna? Jaka ona właściwie jest?
 W myślach wyraźnie widziałam ich twarze. Przesunęłam nieobecny wzrok na ścianę, na której widziałam ich portrety.
 Zaraz, przecież ja tu nie miałam żadnych portretów!
 To był kolejny wybryk mojej mocy. Tyle o nich myślałam, że przypadkowo odtworzyłam ich wygląd na ścianie.
 Zaczęłam myśleć znowu o Jack'u. On pomagał mi zrozumieć te dziwne efekty deja vu. I ogólnie o chodziło z tymi rysunkami.
 Przypomniał mi się lot z nim. Gdzieś pomiędzy naszym pierwszym pocałunkiem, a drugim spotkaniem, poprosiłam go, aby ze mną polatał. Miałam wtedy wrażenie, jakbym już kiedyś z nim latała, ale wtedy byłam... przestraszona? Szczęśliwa? Chyba jedno i drugie... A może za pierwszym razem jedno, a za drugim drugie?
 Skupiłam się na tym, skąd mógł się wziąć strach. Niby czego miałam się z nim bać?
 Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
***
 Zobaczyłam Jack'a, który leciał z dziewczyną w ramionach, zaśmiewając się. Z zaskoczeniem rozpoznałam w niej siebie. Była(m) ubrana w krystalicznie błękitną suknię z lekko przezroczystymi rękawami i przezroczystą pelerynę pokrytą płatkami śniegu.
 - Puszczaj! - krzyczała(m)
 - Wedle życzenia - zasalutował z łobuzerskim uśmiechem i puścił ją (mnie).
 Wydarła(m) się na cały głos. Złapał ją (mnie) tuż nad dachem zamku.
 - Wiesz jak pięknie wygląda zorza z bliska?
 - Nie! Nie próbuj!!! - wrzeszczała(m) i szarpała(m) się, ale nie zwracał na to uwagi.
***
 Zobaczyłam siebie ubraną w ta samą suknię co tamtego dnia, gdy Księżyc mnie wyciągnął. Sukienka była ciemnogranatowa, tak samo jak gorset. Na to miałam przyrzuconą granatową pelerynę z kapturem nasuniętym na głowę, a przez ramie miałam przewieszoną płócienna torbę.
 Biegła(m) przez las przestraszona. Gdy zerwał się wiatr, wbiegła do jaskini. Ze strachu zamroziła(m) grotę.
 Jack chwilę później wylądował przy jej wejściu.
 - Elsa! - nawoływał - Ona musi gdzieś tu być - powtarzał bardzo zaniepokojony - Elsa!
***
 Widziałam siebie uwieszoną na lodowym posągu Anny. Płakała(m).
 Obok stał blondyn, Kristoff, renifer i bałwanek, Olaf. Byli smutni. Scena rozgrywała się na środku zatoki, na lodzie.
 Nagle dziewczyna lód zaczął znikać, a zamiast niego ukazała się rudowłosa dziewczyna. Miała na sobie bunad, tradycyjny norweski strój zimowy, średniej długości, czarno-granatowy.
 Kiedy rozmarzła do końca, wpadły(śmy) sobie w ramiona.

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 20 - Czemu to robisz?

 Do komnaty moich tortur wkroczył wysoki, smukły mężczyzna. Miał szarą skórę i czarne włosy. To był jednak zimny, okrutny odcień czerni, jeśli można tak określić kolor. Miał szarozłote oczy. Skądś znałam tą twarz.
 - Lordzie Asmodeuszu, czy nasza umowa nie była jasna? - jego głęboki, basowy głos był przesiąknięty gniewem.
 - O którą jej część ci chodzi, drogi Mroku? - zapytał lekko sarkastycznym tonem ciemnoskóry mężczyzna, wycierając bat z krwi
 - Osoby z mojego rodu należą do mnie - odparł głosem, od którego przeszedł mnie dreszcz
 Asmodeusz wyciągnął zza pasa nóż i cisnął nim w moją stronę, przecinając łańcuchy. Mrok złapał je w locie, co jednak nie uchroniło mnie od upadku.
 - Wstawaj - warknął na mnie. Z trudem uniosłam się z posadzki pokrytej krwią, co sprawiało, że się ślizgałam.
 Wlókł mnie przez korytarze, ale czym dalej byliśmy od tamtej komnaty, tym delikatniej się za mną obchodził. No chyba, że było słychać kroki, wtedy wlókł mnie równie brutalnie jak na początku.
 Zaprowadził mnie do jakiejś komnaty. Tam łagodnie posadził mnie na łóżku, rozpiął kajdany i podszedł do komody, odwracając się do mnie plecami.
 Zaskoczyło mnie to. Przecież wystarczyłby jeden lodowy promień, by go powalić. Mogłabym uciec. Już chciałam cisnąć w niego, ale nie mogłam się na to zdobyć. Nie byłam w stanie strzelić mu w plecy. Opuściłam dłoń, wyrzucając sobie słabość.
 Podszedł do mnie z bandażami i jakąś maścią w rękach. Spojrzałam na niego zaskoczona. Na jego twarzy gniew mieszał się z tkliwością. Patrzył na mnie jak ojciec patrzy na córkę, która zrobi coś złego.
 - Mogłabyś dostosować swój strój tak, abym mógł opatrzyć ci plecy i ramiona? - spytał cicho i niepewnie, siadając obok mnie. Skinęłam lekko głową i machnięciem ręki zmodyfikowałam swój ubiór.
 Czerwona koszulka na ramiączka miała teraz jeszcze cieńsze ramiączka, była sztywniejsza i nie miała pleców.
 Delikatnie zaczął smarować mi plecy tą maścią. Gdzie tylko krem zetknął się z raną, ból natychmiast ustępował. Odetchnęłam z ulgą.
 Już miał wetrzeć mi smarowidło w ramiona, kiedy nagle cofnął rękę. Obejrzałam się zaskoczona. Wpatrywał się w mój bark, więc wykręciłam głowę tak, by zobaczyć w co się tak gapi.
 Miałam tam wypalony kontur półksiężyca, we wnętrzu którego moja skóra była czerwona.
 - Znak Czerwonego Księżyca - powiedział Mrok
 - Że co? - spytałam zdziwiona
 - Skąd go masz?
 - Emma mi go chyba zrobiła - odparłam przypominając sobie nagły ból, gdy zacisnęła palce na moim ramieniu. Mrok zacisnął usta i wtarł mi krem, starannie omijając Znak. Potem zabandażował rany.
 Chwilę później wyszedł. Nie rozumiałam tego. Przecież jego szef, Asmodeusz był dla mnie okrutny, a on zostawiał mnie samą, nie zakuwając w kajdany, w komnacie. Trochę bez sensu. Mogłam od tak sobie wyjść, zanim by wrócił, może zdążyłabym uciec. Możliwe, że uważał, że z takimi ranami nie jestem wstanie szybko się poruszać...
 Za jakiś czas przyszedł z kubkiem gorącej czekolady oraz naleśnikami z nutellą na tacy i podał mi je. Patrzyłam na niego chwilę zaskoczona (skąd on wiedział co lubię?), po czym wzięłam się za jedzenie. To, że nie mogłam umrzeć z głodu czy pragnienia, nie oznaczało, że ich nie odczuwałam. Zresztą po tych trzech dniach byłam już porządnie wygłodzona i nie miało dla mnie znaczenia co jadłam.
 Popatrzył się na mnie chwilę i wyszedł.
***
 Tak minęły kolejne kilka dni. Przynosił mi jedzenie, po czym wychodził. Czasem tez zmieniał mi bandaże. Ale nigdy nie był w komnacie dłużej niż dziesięć minut.
 W końcu zebrałam się na odwagę. Kiedy wychodził, po raz pierwszy od dnia, gdy odebrał mnie Asmodeuszowi, odezwałam się.
 - Czemu to robisz? - spytałam cicho
 - Czemu co robię?
 - Opatrzyłeś mnie, dałeś mi jedzenie. Nie traktujesz mnie tak jak oni.
 - Nie wiem... - powiedział cicho
 Zamyśliłam się. Bardziej od motywu interesowała mnie jedna rzecz. Mówił, że osoby z jego rodu należą do niego. Co miał na myśli?
 Musiałam powiedzieć to na głos, bo odezwał się.
 - To co powiedziałem - odparł uważnie śledząc moją reakcję. Wytrzeszczyłam oczy. - Nie wiem dokładnie jakim członkiem rodziny dla mnie jesteś, ale wiem to.
 - Dlaczego nie wiesz? - zapytałam zaciekawiona. To by tłumaczyło jego zachowanie.
 - Asmodeusz powiedział, że dziewczyna, którą się opiekowałem przez lata jet ze mną spokrewniona. A ty jesteś jedną z jej dwóch córek.
 - To ja mam siostrę? - zdziwiłam się. Coś mi zaczęło świtać. Ta dziewczyna na moich szkicach... - Nazywa się Anna?
 - Tak - Mrok lekko się uśmiechnął. Widać nie takiej reakcji się po mnie spodziewał. - Bardzo przeżyła twoją śmierć. Naprawdę cię kochała, a teraz myśli, że nie żyjesz.
 - To musi ją boleć... Mogę coś dla niej zrobić? - spytałam
 - Przeżyj - uśmiechnął się ponuro i wyszedł.
***
 Następnego dnia, od razu gdy przyniósł mi jedzenie, zapytałam:
 - Co z...
 - Jack'iem? Jest zaniepokojony, ale oprócz tego wszystko z nim dobrze. - rozdziawiłam lekko usta. Skąd wiedział? - Zawsze na pierwszym miejscu stawiałaś innych, potem dopiero myślałaś o innych - wyjaśnił
 - Co go niepokoi?
 - Emma podrzuciła wiadomość, że wyjechałaś na kilka dni. Niepokoi go to, że nic mu wcześniej nie wspomniałaś, a w pokoju wyczuł obecność siostry.
 Do pokoju wkroczył Asmodeusz.
 - Pitch, pozwól na słówko - powiedział chłodno. Mrok wyszedł z nim z komnaty. Podeszłam do drzwi i przyłożyłam do nich ucho.
 - Oddaj ją - usłyszałam melodyjny głos
 - Nie - warknął w odpowiedzi Pitch - Ona. Należy. Do. Mnie.
 - Masz wybór. Zwróć ją Emmie, uwięź ją albo zabij. Twoja decyzja - odparł Asmodeusz

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 19 - Emma...

 Rano byłam cała w skowronkach. Jack coś do mnie czuł, tego byłam pewna. W końcu to nie ja go pocałowałam, tylko on mnie. Pierwszy sukces. Może uda mi się mu pomóc? Nie zasłużył na tyle smutku, może mogłabym go pocieszyć.
 Poszłam do łazienki się ogarnąć. Przebrałam się, po czym zaczęłam rozczesywać włosy, zastanawiając się nad słowami Emmy.
 Dlaczego radziła mi zostawić Jack'a? O co chodziło z nią i jej bratem? Te słowa na bransolecie na pewno nie poprawiały humoru. Ona była zdesperowana, ale ludzie w desperacji robili różne rzeczy... "Jeśli nie nakłonię nieba, poruszę piekło"... wspominała, że jej nie zaakceptował.
 Zamyślona poszłam do pokoju. Odwróciłam się powoli słysząc skrzypienie drzwi. Skryta wcześniej za drzwiami Emma je zamknęła. Coś było nie tak...
 - Emma? - zapytałam niepewnie. W pokoju panował półmrok z racji wczesnej godziny. Nie widziałam dokładnie jej twarzy.
 Potem stanęła w miejscu, na które padały pierwsze promienie słońca z okna.
 Była ubrana w czarny kombinezon, pokrywający ją od kostek po szyję. Ciemne włosy miała związane w kocyka, a twarz lodowato spokojną.
 Najbardziej zaskoczyła mnie to, że była uzbrojona. W talii miała pas z kilkoma pochewkami na noże, dwie dodatkowe na udach i łuk, kołczan oraz miecz na plecach.
 - Emma? - powtórzyłam
 - Sprawy zaszły za daleko - odparła. Podeszła i brutalnie złapała za rękę.
 - Emma... - zacisnęła dłoń na moim ramieniu. Poczułam jakby ktoś przyłożył mi rozżarzony pręt do ramienia. Krzyknęłam z bólu i zaskoczenia. Pchnęła mnie w kąt pokoju.
 Tam pochwyciły mnie mroczne ręce i zaczęły krępować.
 - Emma! Dlaczego to robisz? Przecież jesteśmy przyjaciółkami! - krzyknęłam przerażona. Obca ręka zacisnęła mi się na nadgarstku sprawiając, że nie mogłam zdjąć pierścienia, by się bronić.
 - Byłyśmy - poprawiła mnie - Mówiłam zostaw Jack'a, bo za 3 dni cię dorwą? Nie posłuchałaś - stanęła nade mną, patrząc z góry jak usiłują się wyrwać - Odkąd zaczęło mu na tobie znowu zależeć, zostałaś narzędziem. Kto ma ciebie, ma i jego. - cichy triumf w jej głosie sprawił, że zadrżałam.
 "Jeśli nie nakłonię nieba, poruszę piekło"
 Nie zaakceptował jej, bo zbratała się w ciemnością.
 Dłonie wciągnęły mnie w najgłębszy cień i zapadłam się w mrok.
***
 Nie wiem ile trwała podróż. W czerni nie było czasu.  Mogłam spadać zarówno dzień jak i minutę. W końcu, z rękami zakutymi w kajdany krępujące całe dłonie, wylądowałam na kolanach w ogromnej, bogato zdobionej złotem i czarno-złotym onyksem, czerwonej sali. Ręce zniknęły w chwili, gdy obok wylądowała zgrabnie na piętach Emma. W ręku trzymała dwa łańcuchy od moich kajdan.
 Wstałam i spróbowałam się wyrwać, ale jednym szarpnięciem powaliła mnie z powrotem na kolana.
 Na tronie z kości siedział młody mężczyzna. Jego ciemna i błyszcząca skóra miała barwę tekowego drewna, a oczy miały kolor mrożonej kawy. Był smukły i muskularny, promieniował godnością króla, z czarnymi włosami do ramion. Z pleców wyrastały mu ogromne skrzydła, mieniące się błękitem, fioletem i czerwienią.
 Był cudowny jak anioł - ponadczasowy, doskonały, niedostępny. Siedział leniwie rozparty na swoim tronie.
 - Panie - skłoniła się Emma
 - Więc jednak ściągnęłaś tu jego ukochaną? - zapytał. Jego melodyjny głos sprawiał, że chciałam położyć się u jego stóp i zasnąć. Walczyłam jednak z tym uczuciem, bo jak ktoś piękny siedzi na tronie z kości, to najczęściej jest psychopatą. - Ciekaw jestem jak się z nią zaprzyjaźniłaś... czyż nie ty odebrałaś jej życie?
 - Odebranie jej Jack'owi było złym pomysłem, załamał się. Więc tym razem zatrzymam ją jako kartę przetargową. Należy do ciebie, Lordzie Asmodeuszu. Zależy mi tylko na jej życiu. - odparła beznamiętnie Emma
 - Wezwij Sebhastiena, niech zajmie się tą tu - machnął na mnie z pogardą ręką - Jak zamierzasz to rozegrać?
 - Zrobi dla niej wszystko. A ja to wykorzystam - uśmiechnęła się okrutnie
***
 Usłyszałam świst bata i moje plecy przeszył kolejny spazm bólu. Z ust wyrwał mi się krzyk. Łzy spływały mi po policzkach.
 Na palcu nie miałam pierścionka, więc teoretycznie mogłam się bronić, ale ból sprawił, że nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nawet płatka śniegu.
 To był już trzeci dzień tutaj. Przez dwa dni "zajmował się" mną Sebhastien, ale dziś zamiast niego pojawił się sam Lord Asmodeusz.
 Kolejne uderzenie. W nocy leczyli moje rany, ale ból pozostawał, jakby nadal tam były. Z moich ust wyrwał się kolejny cienki wrzask.
 - Proszę... - szlochałam, błagałam i krzyczałam, ale on tylko się śmiał i dalej okładał mnie biczem.
 Poranione ramiona bolały bardziej niż plecy, bo przyczepiony do sufitu łańcuch sprawiał, że na nich wisiałam.
 Drzwi od komnaty otworzyły się gwałtownie.

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 18 - Ostatni dar od Elsy

 Następnego dnia wstałam rano. Ruszyłam zaspana do łazienki.
 - Cześć, Emma - mruknęłam na widok brązowowłosej dziewczyny
 - Królewna w końcu wstała? - zapytała z uśmiechem
 Bąknęłam coś w odpowiedzi i weszłam do łazienki. Ubrałam się w czerwoną koszulkę i ciemne jeansy. Rozczesałam platynowe włosy i zaplotłam w warkocz. Potem jednak go rozplotłam, bo stwierdziła, że tak będzie lepiej.
 Chwila, platynowe włosy?!
 Momentalnie oprzytomniałam. Byłam w drugiej postaci. Włosy w kolorze platyny, niebieskie oczy i jaśniuteńka cera.
 Po prostu O.M.G.
 Z sufitu zaczęły padać płatki śniegu, a podłoga zamarzła.
 - Elsa?! - zawołała Emma
 - Tak?! - odkrzyknęłam usiłując zamaskować rosnące podenerwowanie
 - Możesz się ogarnąć?! Chciałam założyć moją ulubioną bluzkę, ale ją zamroziłaś! - zamurowało mnie. Skąd ona to wie?
 Wyszłam z łazienki.
 - Skąd...
 - Po prostu wiem - przerwała mi - Orient! - zawołała i rzuciła we mnie czymś małym. Był to mój pierścionek. - Byłam ciekawa kiedy się zorientujesz - wyszczerzyła się - I nie pokazuj się w tej postaci Jack'owi. Nie zaakceptuje tego.
 - Jesteś jego siostrą, więc dlaczego nie chcesz by wiedział, że tu jesteś? - zapytałam wsuwając pierścionek na palec. Zestresowana wzięłam pierwszą z brzegu rzecz i zaczęłam się ją obracać w dłoniach.
 - Nie jesteśmy w najlepszych stosunkach. Ale zrobię wszystko, by go odzyskać - powiedziała z determinacją - Oddaj to - wyciągnęła do mnie rękę
 Spojrzałam na przedmiot w dłoniach. Okazał się onyksową bransoletą z dziwnym, pochyłem napisem. Przez chwilę te słowa nie miały sensu, ale potem je zrozumiałam.
 "Jeśli nie nakłonię nieba, poruszę piekło"
 Aż mnie ciarki przeszły. Odrzuciłam ją Emmie.
 - Dzięki - mruknęła
 - Dlaczego po prostu z nim nie porozmawiasz?
 - To skomplikowane - odparła - Za pierwszym razem chciałam rozmawiać, ale on mnie nie zaakceptował.
 - Chodź ze mną i może jakoś go przekonam - zaproponowałam, ale zignorowała mnie i znów zaczęła podśpiewywać
 - "There's a room where the light won't find you. Holding hands while the walls come tumbling down..."*
 Znowu to samo... Przewróciłam oczami i poszłam do parku. Jeden dzień szkoły sobie odpuszczę. Może dwa.
 No, góra trzy. I tak było mi trudno wyczekać całą noc bez niego.
 Był tam i czekał na mnie. Jego reakcja dzisiaj była inna. Za pierwszym razem był zszokowany, za drugim niepewny. Teraz jego oczy się śmiały na mój widok, a na ustach po raz pierwszy gościł prawdziwy uśmiech.
 Rozpromieniłam się na jego widok. Najchętniej rzuciłabym mu się w ramiona, ale nie byłam pewna jak zareaguje.
 Tak jak poprzedniego dnia, rozmawialiśmy o tym skąd mogłam go znać. Podczas rozmowy szkicowałam, a potem pokazywałam mu moje prace. Rozpoznawał każdą.
 - Kristoff. Olaf. Bałwan na sterydach - na to ostatnie parsknęłam śmiechem
 - Bałwan na sterydach? - zapytałam krztusząc się do śmiechu
 - Ona nazywała go jakoś inaczej... chyba Puszek. - na wspomnienie o tej drugiej Elsie oczy zaszły mu mgłą. Ścisnęłam jego dłoń na znak wsparcia. Spojrzał na mnie z wdzięcznością.
 Zobaczyłam, że na ziemi leży mój ołówek. Zrobiłam duży krok, by go podnieść, ale zachwiałam się. Jack złapał mnie chroniąc przed upadkiem. Odwróciłam się, chcąc mu podziękować i nagle znalazłam się w jego ramionach.
 W pierwszej chwili sprawiał wrażenie, jakby wcale nie chciał mnie pocałować. Jego usta spoczywały nieruchomo na moich. Potem objął mnie mocniej i przyciągnął do siebie, jego wargi zmiękły. Poczułam jego charakterystyczny zapach, lekko cytrynowy.
 Wplotłam palce w jego jedwabiste włosy, chciałam to zrobić od pierwszej naszej rozmowy. W uszach mi szumiało, byłam oszołomiona. Gdzieś na granicy świadomości odnotowałam, że pod jego bluzą coś zaczęło świecić błękitnym światłem.
 Nagle Jack odsunął się ode mnie, ale nie wypuścił z uścisku. Jedną ręko wyciągnął zza bluzy łańcuszek z zawieszką w kształcie lodowego serduszka. Gdy zamknął je w dłoni, światło przez nią nadal się przebijało.
 - Co to? - zapytałam cicho
 - Ostatni dar od Elsy. Resztkami sił utworzyła łańcuszek, a jej ostatni oddech, ostatnie słowa, przemieniły się w zawieszkę - powiedziała z dziwną nutą w głosie
 - Jakie?
 - Wrócę. Dla ciebie. - odparł melancholijnie. Wtuliłam się w niego, z on po chwili wahania odwzajemnił uścisk.

____________________
*- piosenki wykonawcy Lorde -  "Everybody wants to rule the world"

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 17 - Pamiętasz coś jeszcze?

 Ona sobie ze mnie żarty stroi...
 - Tak. Jesteśmy rodzeństwem - potwierdziła, patrząc wyzywająco w moją stronę - I nie podoba mi się, że kręcisz się przy moim bracie. - zarumieniłam się
 - Pierwszy raz z nim rozmawiałam! - zaoponowałam
 - Zależy ci na nim - odparła
 - Ja...
 - Wiem, że się w nim bujasz. Ty może jeszcze tego nie wiesz. - wzruszyła ramionami - Nie powinnaś się z nim zadawać.
 - Czemu? - spytałam nadal czerwona na twarzy
 - Jedną laskę poznał ponad 2, prawie 3 lata temu.
 - Jaki to ma ze mną związek? - przewróciłam oczami
 - Pierwszego dnia ją śledził i porwał, omal nie zabijając. Potem była przez dzień nieprzytomna, jego wróg zaczął polować na jej siostrę. W trakcie zabierania Anny, bo tak na imię miała jej siostra,w bezpieczne miejsce, dziewczyna została ciężko ranna. Gdy dotarli na biegun, Zając Wielkanocny ją zamordował. - odpowiedziała, śledząc moją reakcję. Stałam zszokowana. - Polubiłam cię i nie chciałabym, by i tobie coś się stało.
 Musiało nim to bardzo wstrząsnąć. Pewnie dlatego jest taki załamany...
 - Potrafię o siebie zadbać - powiedziałam
 - Ma silnych wrogów. Trzymaj się z dala od niego. Jeśli będziesz tak blisko niego, to za najdalej 3 dni... - zacisnęła usta
 - Z 3 dni co? - zapytałam niepewnie
 - Dorwą cię. Nie chciałabym być wtedy w twojej skórze. - otrząsnęła się. W jej głosie słyszałam dziwną nutę, ale nie wiedziałam co oznacza. - Ale jak sobie chcesz, twoja sprawa. Tylko nie mów mu, że tu jestem, ok?
 - Czemu? - zapytałam, ale zignorowała mnie i zaczęła podśpiewywać
 - "I'm an Albatraoz. Ram pam pam pa ram, ram pam pam pa ram..."*
 Dyskusja z nią rzadko miała sens. Mówiła coś tylko wtedy, gdy chciała.
 Wzruszyłam ramionami i poszłam spać
***
 Jack, tak jak obiecał, był w parku. Tak, wiem, że Emma mówiła, że nie powinna itd., ale jakoś mało mnie to obchodziło. W jednym miała rację. Zabujałam się w nim.
 Ale nie o tym chciałam z nim rozmawiać. Chyba znał mnie wcześniej, bo tak dziwnie na mnie patrzył...
 - Cześć - uśmiechnęłam się do niego
 - Hej - odparł nieśmiało - Jak tak właściwie się nazywasz? - walnęłam się dłonią w czoło
 - Zapomniałam się przedstawić. Jestem Elsa Frozenchild. - przeszłam do sedna sprawy - Jak się nazywała twoja zmarła dziewczyna? - chłopak zbaraniał słysząc to pytanie
 - Też Elsa, ale skąd ty... - otworzyłam już usta, by powiedzieć mu, że jego siostra mi to powiedziała, ale przypomniałam sobie jej słowa.
 "Tylko nie mów mu, że tu jestem, ok?"
 - Koleżanka - odpowiedziałam po chwili
 - Jaka? - drążył
 - Nie ważne - machnęłam ręką - Naprawdę się nie spotkaliśmy? - zapytałam
 - Nie kojarzę ciebie. Znaczy nie do końca, bo jesteś uderzająco podobna do tamtej Elsy. Podobnie się zachowujesz, ale bez jej oporów i skrytego bólu. No i ona nigdy, by się tak nie ubrała - na jego ustach zagościła karykatura uśmiechu, zniekształconego przez smutek.
 - A co jest nie tak z moimi ciuchami? - zapytałam oburzona
 - Nie to miałem na myśli! Mi się podobają! - niemal się uśmiechnął - Tam, skąd ona pochodzi, ubierają się staromodnie i dziewczęta nigdy nie noszą spodni. Taka kultura. - wzruszył ramionami
 - Suknie nie są złe, ale jak można cały czas w nich chodzić - przewróciłam oczami - Znasz może ją? - zapytałam wyciągając z torebki szkicownik
 - Ja tu widzę swój portret, a nie jakąś dziewczynę - powiedział z cieniem uśmiechu na ustach
 - Nie ten rysunek - wyrwałam mu go z rąk, rumieniąc się i otworzyłam na odpowiedniej kartce.
 - To Anna, siostra Elsy - odparł bez wahania - Skąd wiesz jak wygląda?
 - Nie wiem - rozłożyłam ręce - Jej obraz, tak samo jak twój, po prostu do mnie przyszedł i tak jakoś odruchowo go naszkicowałam...
 - Masz jeszcze jakieś szkice? - zapytał
 - Jasne - odparłam. Pokazałam mu szkic pałacu, jakiejś wioski na półwyspie i góry.
 - Lodowy pałac Elsy, Arendell i Lodowy Wierch - powiedział - Pamiętasz coś jeszcze?
 - No właśnie nic...

_____________________
*- piosenka wykonawcy AronChupa - I'm an Albatraoz

środa, 6 maja 2015

Rozdział 16 - Stój!

Dodałam jeszcze kawałek do rozdziału,  bo jak zaczynałam pisać kolejny to tak jakoś stwierdziłam,  że lepiej by tu pasowało. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


 Gdy przyszłam zamyślona do Bursy, nie było tam Emmy. Wzięłam szkicownik i zaczęłam rysować. Kim był ten chłopak? Miałam dziwne wrażenie, że powinnam go znać.
 Zerknęłam na szkic, który nieświadomie namalowałam.
 Był na nim ten chłopak. Udało mi się idealnie odtworzyć jego rysy. W oczach widać było smutek, na widok którego chciało mi się płakać. 
 Zacisnęłam usta i spróbowałam namalować go szczęśliwego. Zwykle potrafiłam na podstawie jednej miny odtworzyć wszystkie, ale tym razem coś mi nie wychodziło. Jego oczy miały ten sam kształt co Emmy, a usta wyginały się w identyczny sposób. Wyrwałam kartkę i rzuciłam do kosza. Musiałam coś schrzanić.
 Zacisnęłam oczy, powstrzymując łzy. Nie potrafiłam znieść myśli, że jest smutny, choć go nie znałam. Gdy je otworzyłam, jego oczy na szkicu były niebieskie. Pod wpływem silnych emocji musiałam je zamrozić. Cóż, gdybym była w drugiej postaci, cały pokój byłby w lodzie.
 Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wróciła moja współlokatorka...
 - Jak tam w szkole? - zapytała
 - Czy ty musisz zawsze to robić? - warknęłam zirytowana
 - Nie mogłam sobie tego odmówić - obdarzyła mnie łajdackim uśmiechem. Właśnie w taki, jaki naszkicowałam, usiłując namalować tamtego chłopaka radosnego.
 - Emma!
 - Elsa! - przedrzeźniła mnie - Przewietrzyłaś się przynajmniej. Trochę sportu ci nie zaszkodzi - przewróciła oczami. Spojrzałam na nią wilkiem - No dobra, to był ostatni raz - obiecała i włączyła muzykę
 Czasami była nie do wytrzymania... ale była jednym z tych ludzi, na których nie dało się długo gniewać. Westchnęłam, usiadłam na łóżku i wróciłam do szkicowania.
 Nadal mnie nurtowało, kim on jest. I skąd to dziwne uczucie...
 Zerknęłam na kartkę. To znowu była ta dziewczyna. Była do mnie podobna, te same oczy i usta, ale twarz miała nieco okrąglejszą. Włosy miała upięte w kok.
 Miałam już kilka jej portretów, ale nadal nie miałam pojęcia kim ona jest. Ubierała się w stylu norweskim i była do mnie podobna. Tyle że wciągu swego kilkumiesięcznego życia jej nie spotkałam...
 Przewróciłam kartkę i spróbowałam się skupić, ale myślami znowu gdzieś odleciałam. Znowu narysowałam tego chłopaka z parku.
 Wkurzona rzuciłam szkicownik na podłogę i mijając zdziwioną Emmę, wyszłam. Nogi same poniosły mnie do parku. Miałam nadzieję, że spotkam go i w końcu dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi.
 Nie pomyliłam się. Opierał się o drzewo i tak jak ostatnio szukał kogoś wzrokiem w tłumie. Pokręcił głową zrezygnowany i ruszył w stronę jeziora.
 Nawet lepiej, że szedł w odludne miejsce. Chciałam z nim poważnie porozmawiać. Ludzie zdawali się go nie zauważać, co było dziwnie. Jak można się nie gapić na kogoś tak ubranego? Szedł coraz szybciej, aż w końcu przestałam za nim nadążać.
 - Hej! Zaczekaj! - zawołałam. Odwrócił się na dźwięk mojego głosu. Chwilę błądził oczami, jakby kogoś szukał. Po policzku spłynęła mu łza i ruszył dalej - Do ciebie mówię! Ty w niebieskiej bluzie z białymi włosami! - drugi raz już się nie zatrzymał
 Szedł w jezioro, jakby go nie zauważył. Przyśpieszyłam. Gdy jego stopy dotknęły wody, zamieniła się w lód... no właśnie lód!
 Gdy miałam na palcu pierścień, wchłaniał moją moc. Dlatego wyglądałam jak człowiek i po prostu byłam człowiekiem. Ale mogłam używać magii, tyle że to bardzo wyczerpujące. Ona już nie krążyła po moim ciele czekając na rozkaz. Teraz była poza mną.
 Skupiłam się i przyzwałam ją do siebie. Pierścień był silny, ale ja byłam silniejsza. Z mojej ręki wystrzelił promień i uderzył w wodę przed chłopakiem. Wyrósł z niego blok lodu.
 Oparłam się zmęczona o drzewo. Włosy opadły mi na twarz. Mogłam używać mocy, ale walka z pierścieniem była wyczerpująca.
 - Ile można powtarzać? - wydyszałam - Stój! Czy to tak trudno zrozumieć? - odgarnęłam włosy z twarzy
 Chłopak drgnął na mój widok. Podszedł niepewnie.
 - Do mnie mówisz? - zapytał cicho
 - A widzisz tu jeszcze kogoś? - burknęłam
 - No nie... - odparł ostrożnie. Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się, odrzucając włosy do tyłu. W oczach chłopaka zobaczyłam ból, który zwiększył się, gdy spojrzał na moją twarz. Jednak lustrował ją uważnie, jakby czegoś szukał
 - Czy my się znamy? - zapytałam prosto z mostu
 - Znałem dziewczynę, która wyglądała podobnie do ciebie. Miała taki sam głos... - zacisnął powieki
 - Jak się nazywasz?
 - Jack Frost - odparł
 - Mam wrażenie, że powinnam znać twoje imię, ale nie wiem skąd! - jęknęłam - Nie spotkałam cię w ciągu tych kilku miesięcy życia, ale czuję, że znam cię - spojrzałam na niego błagalnie
 - Kilku miesięcy? - zapytał neutralnie
 - Od tamtej nocy na cmentarzu. Księżyc mnie z czegoś wyciągnął, no i jestem - rozłożyłam ręce - Ale ty jesteś taki jak ja.
 - Elsa! Elsa!! - usłyszałam wołanie
 - To Emma. Muszę iść. - powiedziałam - Będziesz tu jutro? - poprosiłam
 - Jasne... - powiedział wpatrując się we mnie uporczywie
 Pobiegłam w stronę głosu. Musiałam jeszcze dużo jej tłumaczyć, czemu tak nagle wyszłam.
***
 Zawinęłam włosy w ręcznik, robiąc sobie na głowie turban i wyszłam z łazienki. Dopiero co myłam głowę.
 Emma siedziała na łóżku z moim szkicownikiem w ręku. Zaciskała usta, przeglądając go.
 - Prosiłam cię... - zaczęłam, ale mi przerwała
 - Znasz go? - zapytała ostro, pokazując mój szkic Jack'a
 - Tak, to z nim wczoraj rozmawiałam - odparłam - A co? Też go znasz?
 - Jackson Overland Frost - powiedziała powoli - Owszem. To mój brat

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 15 - Jesteś Elsa Frozenchild

 Było ciemno i wilgotno. Potem zobaczyłam księżyc. Był piękny... jego promienie delikatnie wyciągnęły mnie z... czegoś. Uniosły mnie nad ziemię, a w mojej głowie rozbrzmiał głos:
 - Jesteś Elsa Frozenchild, Pani z Arendell, dziecię zimy - potem przed oczami przebiegły mi dziesiątki obrazów.
 Gdy wizje zniknęły, wylądowałam na ziemi. Zerknęłam na dłonie. Na palcu lśnił srebrny pierścionek z cienkiego metalu, z dziwnym oczkiem.
 W lśniącym kamieniu, stojącym przede mną, widziałam swoje odbicie. Opalona skóra, ciemnobrązowe, niemal czarne włosy, opadały falami do połowy pleców, złote oczy okolone gęstymi rzęsami... Na sobie miałam dziwną suknię, zupełnie do mnie nie pasującą. Machnięciem ręki poprawiłam go. Ubrana byłam teraz w cienką białą koszulę w kropki, czarne spodnie i szpilki tego samego koloru.
 Ku swojemu zdziwieniu zauważyłam, że na kamieniu są runy.
 - Tu spoczywa Elsa, królowa Arendell, która umarła w obronie swojej siostry Anny i księżniczki Korony, Roszpunki. - odczytałam na głos. Niżej zobaczyłam inne symbole - Spoczywaj w pokoju pani mego serca. - zniknęły, gdy księżyc schował się za chmurami, ale powróciły kiedy tylko się z nich wynurzył - To musiała być wielka królowa - mruknęłam. Musnęłam palcami nagrobek tworząc na nim lodowy wieniec.
 Gdzieś na granicy mojej świadomości rozległ się głosik:
 - Czas na ciebie, dziecko
 Więc ruszyłam przed siebie.
***
 Od tamtych wydarzeń minęło kilka miesięcy. Szybko odnalazłam się w nowym życiu.
 - Elsa! Nie jesteś tu sama! - usłyszałam głos. Znowu się zasiedziałam w łazience
 - Już wychodzę! - odkrzyknęłam i zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Była już 7:45, więc musiałam zbierać się do szkoły. Rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki, po drodze mijając zirytowaną Emmę.
 - Co ty tam tyle robisz? - zapytała. Emma była brązowowłosą dziewczyną o oczach w tym samym odcieniu i śniadej cerze
 - Sorry - mruknęłam wymijając ją. Zastąpiła mi drogę
 - Miałaś pomóc Kalinie dziś rano w lekcjach, ale znowu siedziałaś w łazience. - mimo delikatnych rysów twarzy, wyglądała groźnie z powodu umięśnionej sylwetki
 - Pomogę jej jutro - odparłam - Ale muszę już lecieć, Sorka mnie zabije za spóźnienie - dziewczyna przewróciła oczami z tajemniczym uśmiechem, ale zeszła mi z drogi.
 Złapałam kartonik soku, wskoczyłam na rower i popędziłam do szkoły. Na miejscu zorientowałam się, skąd u Emmy ten uśmieszek...
 Była SOBOTA. A ja jak ostatnia idiotka pędziłam na rowerze do szkoły, omal nie wywalając się na lodzie.
 Puszczając pod nosem wiązanki, zawróciłam do Bursy, gdzie mieszkałam w pokoju z Emmą.
 Gdzieś w połowie drogi stwierdziłam, że bez sensu jest siedzenie w pokoju, no bo co tam będę robić? Lekcje odrobiłam wczoraj.
 Chociaż powinnam się pouczyć z geografii, bo Sorka ciśnie i sypią się jedynki. Miałam to szczęście, że szybko się uczyłam, więc nie mogła mnie zagiąć, ale lepiej nie ryzykować.
 Stwierdziłam, że jednak posiedzę sobie w parku, a dopiero potem się pouczę. I ochrzanię Emmę. No jak tak można nie wyprowadzać biednego ucznia drugiej liceum z błędu?! Się teraz pewnie ze mnie śmieje... już chyba 8 raz tak zrobiła.
 Usiadłam na ławce, ścierając uprzednio z niej warstwę śniegu. Uwielbiałam zimę. Jednak w ludzkiej postaci szybko marzłam. Ale nie chciałam zdejmować pierścionka, bo w drugiej postaci... w sumie nie wiem czemu. Nikomu nie mówiłam o swojej mocy. Z wizji, które zobaczyłam tamtego dnia, wynikało, że nie powinnam.
 W sumie bez różnicy. Po prostu tego nie robiłam. Zdarzało mi się użyć mocy, ale rzadko.
 W parku było sporo ludzi. Przysiadłam w pewnej odległości od głównej ścieżki na ławce. Było tam zacisznie, chociaż obok przechodziły tłumy.
 Niedaleko pod drzewem siedział chłopak. Przykuł moją uwagę wyglądem. Wysoki, blady chudy, to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Na głowie miał białą czuprynę. Niebieskie oczy lustrowały twarze przechodzących osób z bólem. Widać było, że coś go dręczy. Tak się na nie zapatrzyłam, że dopiero po chwili zrozumiałam co mi się wydawało nieodpowiednie w jego wyglądzie. Był ubrany w granatową bluzę i brązowe spodnie, związane na dole rzemykami. Czy jemu nie jest zimno? Ja marzłam w grubej kurtce!
 W pewnym momencie jego spojrzenie spoczęło na mnie. Przez chwilę widać było w jego oczach nadzieję, ale potem wróciła rozpacz. Pokręcił głową, chwycił haczykowaty kij i wzbił się w powietrze.

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 14 - Zostawiłam Jack'a samego

 Mimo tego, że umierałam, poczułam się bezpiecznie. Jego ciepłe usta muskały delikatnie moje zamarznięte wargi. Ogarnął mnie jego lodowy zapach... poczułam jak się odsuwa. Chciałam więcej, ale byłam zbyt słaba, by przyciągnąć go do siebie.
 Miałam wrażenie, że coś mnie ciągnie w górę.
 - Dzię... kuję - szepnęłam. Mój oddech zmienił się w parę.
 - Nigdy nie będę kochał nikogo prócz ciebie. Przysięgam... - głos mu się załamał
 Z wysiłkiem uniosłam dłoń, wytężając resztki sił, by utworzyć srebrny łańcuszek na jego szyi. Ręka opadła mi bezwładnie, a on zaskoczony ujął w ozdóbkę. Uniósł brwi.
 - Wrócę... dla ciebie... - para z mojego oddechu przemieniła się w zawieszkę-serduszko z lodu na jego naszyjniku.
 Coś wyszarpnęło mnie z ciała. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Jack'a, już unosząc się nad nim.
 Moja głowa spoczywała na jego kolanach. Moje ciało zmieniło się w lód. Z twarzy chłopaka spływały łzy i kapały na posąg w jego ramionach.
 Nagle znalazłam się na zewnątrz. Unosiłam się w stronę księżyca w pełni. Jego promienie otulały mnie delikatnie i przyzywały. Byłam coraz bliżej niego, aż nagle wchłonął mnie.
 Oślepiło mnie światło. Znalazłam się w dziwnym miejscu.
 Było tam pięknie... srebrzyste kolumny podtrzymywały białe sklepienie, wokół kwitły połyskujące kwiaty...
 Nagle za plecami usłyszałam głos. Obcy, ale zarazem znajomy...
 - Jeden z najczystszy z duchów Obdarzonych nareszcie przybył do nas - odwróciłam się gwałtownie
 Stał tam srebrzysty mężczyzna. Jego blask, a także fakt, że cały czas zmieniał postać, nie pozwalał mi skupić na nim wzroku.
 - Kim jesteś? - zapytałam, chociaż już znałam odpowiedź
 - Jestem Księżyc - odparł - A ty w końcu odnalazłaś drogę do nas
 - Nas?
 - To miejsce, gdzie spotykają się wszyscy. Zaświaty.
 - Ja muszę wrócić - powiedziałam - Jack... nie mogę go zostawić. Zrobię wszystko! - zawołałam z rozpaczą
 - Obdarzeni nie wracają - powiedział nie patrząc mi w oczy
 - Kiedy ja muszę! - krzyknęłam. Księżyc westchnął
 - Umarłaś w obronie Strażnika, Obdarzonej i siostry. Czy to ci nie wystarcza?
 - Zostawiłam Jack'a samego - spojrzałam na niego twardo
 - Będziesz mogła wrócić pod dwoma warunkami. - westchnął
 - Jakiekolwiek by nie były - stwierdziłam od razu
 - Po pierwsze, jeśli wrócisz, nie będziesz nic pamiętać - skinęłam głową - Drugie to raczej prośba.
 - Jaka? - zapytałam rzeczowo
 - Pomóż Pitchowi
 - Słucham?! - z zaskoczenia mój głos podwyższył się o dwie oktawy - Dlaczego?! On spowodował moją śmierć!
 - On też wrócił jak ty - powiedział cicho - Chciał chronić córkę, ale pozbawiony pamięci... przez lata był przy niej, aż któregoś dnia spotkał Strażników. Oni nie są nieomylni. Odrzucili go. Ale ciemność nie zawsze oznacza zło, mrok nie jest sam z siebie ani dobry, ani zły. Jednak to co zrobili pchnęło go w złą ścieżkę. Zajął się nim jeden z Lordów i podporządkował sobie Starożytną Magią. Potem wysłał w przeszłość. Ale nadal możesz mu pomóc - dodał z mocą
 - Kim są Lordowie? - zapytałam unosząc brwi
 - Siedem postaci. Rada. Jeden zawsze jest w tym wymiarze, inni pojawiają się tu tylko w Zaćmienia. Tylko tyle powinnaś wiedzieć.
 - Opowiesz mi historię Pitch'a? - poprosiłam
 - Niektóre opowieści muszą poczekać na swój czas. - odparł enigmatycznie.
 Po jego policzku potoczyła się jedna, srebrzysta łza. Nie mogłam na to patrzeć, więc starłam ją. Ujął moją dłoń i zamknął ją. Gdy ją otworzyłam w środku był pierścionek z połyskującym oczkiem, które wyglądało jakby kłębiła się w nim księżycowa mgła.
 - Noś go na palcu, a wszyscy będą cię widzieć. Będziesz wyglądać tak, jakbyś wyglądała gdybyś nie miała mocy. Będziesz na początku żyć jak inni ludzie. A i będziesz młodsza.
 - W jakim będę wieku? - spytałam zaciekawiona
 - Będziesz 17-latką jak Jack - uśmiechnął się i musnął dłonią moje czoło.
 Ogarnęła mnie ciemność.

Rozdział 13 - Pocałuj mnie

 Drżałam lekko w objęciach Jack'a. Okropne zimno powoli rozchodziło się po moim ciele, wzrok mi się mglił, a słuch słabł. Nie słyszałam już wiatru ani głosu chłopaka. On sam był nieco rozmazany.
 Nagle coś złotego owinęło mi się wokół nadgarstka i zaczęło świecić. W moim wnętrzu obudziło się ciepło. Z powrotem widziałam wyraźnie Jack'a, a do moich uszu dotarł głos Roszpunki.
 - ...dawny skarb. Kwiatku światło zbudź...
 - Elsa, nie poddawaj się - mówił chłopak
 Ich głosy nakładały się na siebie i mieszały
 - ...ulecz każdą z ran...
 - Nawet nie próbuj mnie zostawiać
 - ...odwróć czasu bieg...
 Zimno coraz bardziej mi dokuczało, mimo magii Roszpunki. Co prawda wolniej się rozchodziło, ale nie znikało.
 Po jakimś czasie dolecieliśmy na miejsce. Chłopak wyplątał się z włosów blondyny i położył mnie delikatnie na kanapie, okrywając kocem. Dziewczyna cały czas śpiewała.
 - Elsa... - głos Jack'a się łamał - Nie możesz umrzeć... od 300 lat żyłem w ciemności, robiąc ciągle to samo... Dopiero ty uświadomiłaś mi, że czegoś mi brak. - po jego twarzy spływały łzy. Wyciągnęłam rękę i otarłam jego policzki
 - Kocham cię - szepnęłam - Będę kochać. Jeśli po śmierci będzie jakieś życie, nadal będę cię kochać.
 Do pomieszczenia wszedł Zając.
 - Gdzie jest North? - zerwał się od razu chłopak
 - Nie ma go tu. Jest z Zębuszką. - powiedział sucho - Odsuń się od niej. - Jack zawahał się - Teraz!
 - Zając o co chodzi? Elsa zamarza, trzeba jej pomóc - podszedł do niego
 - Kłamie - odpowiedział futrzak - Lód nie może zamarznąć. Od kiedy Roszpunka ma na drugie Anna?
 - Anna musiała zostać w Koronie, zaatakował nas Pitch, a Elsa nas obroniła. Ale on coś jej zrobił i ona umiera! Punzie spowalnia to!
 Zając w trzech susach doskoczył do miejsca, gdzie stała blondyna i jednym ciosem odrzucił ją pod ścianę. Dziewczyna legła nieprzytomna na podłodze.
 - Zając! - krzyknął zaskoczony Jack - Co ty wyprawiasz?! - podbiegł do nieprzytomnej Roszpunki
 Zając złapał mnie brutalnie za ramię i zmusił do wstania. Ledwo trzymałam się na nogach. Coś mi się jednak nie zgadzało w jego wyglądzie.
 - Zostaw ją! - zawołał białowłosy chłopak, ale zaraz potem Zając machnięciem łapy posłał i jego na ścianę. Chciałam mu pomóc, ale futrzak pchnął mnie brutalnie na drewnianą barierkę.
 Spojrzałam przerażona na niego i zorientowałam się co mi się nie zgadzało.
 On powinien mieć zielone oczy nie czarne!
 - Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie - powiedział Jack. Stał z rękami zaciśniętymi na lasce za Zającem.
 - Jack - jęknęłam - To nie on... oczy, jego... - urwałam, bo "Kangur" Wielkanocny uderzył mnie z ogromną siłą w brzuch, pozbawiając tchu i powalając na podłogę.
 Białowłosy posłał w niego lodowy promień, ale ten go uniknął. Skrępowało go coś złotego.
 Spojrzałam słabo tamtą stronę. Roszpunka odzyskała przytomność.
 Zając szarpnął się, przyciągając ją do siebie i przyłożył ostrą krawędź bumeranga do jej gardła. Zmusił ją do ustawienia się przodem do Jack'a. Chyba stwierdził, że nie stanowię zagrożenia, bo zaraz umrę i odwrócił się do mnie plecami. Gorzej, że raczej miał rację, gdyż zimno już ogarnęło mnie całkowicie.
 - A teraz nie rzuć laskę, bo inaczej ją zabiję - zagroził
 Roszpunka nie może zginąć przeze mnie, pomyślałam. Resztkami sił dźwignęłam się na kolana i cisnęłam lodem w Zająca. Upadł uwalniając dziewczynę, która szybko odsunęła się poza zasięg jego łap.
 - To nie koniec - wycharczał i rozsypał się w czarny piach
 Jack odrzucił laskę i złapał mnie w ramiona.
 - Elsa, nie! - krzyknął zrozpaczony
 - Tylko... tyle... mog...łam... dla ciebie... zrobić... - wyszeptałam skostniałymi z zimna wargami
 - Uratowałaś mi życie - powiedziała Roszpunka stając przy nas ze spuszczoną głową. - A ja nie mogę ci pomóc - zapłakała
 - Możesz... zrobić... dla mnie... ostatnią rzecz... Jack...
 - Co zechcesz - obiecał
 - Pocałuj mnie - odparłam z trudem
 Chłopak spojrzał na mnie z uczuciem. Odgarnął delikatnie z mojego czoła grzywkę i złożył na moich ustach pocałunek.