poniedziałek, 26 października 2015

Rozdział 5 - Jaką iskrę?

 Pitch był zażenowany, a gdzieś w głębi jego kamieniejącego serca tliło się współczucie dla Ducha zimy. Jednak skrywał to pod zwyczajową maską obojętności.
Nie był przyzwyczajony do rozpaczy, smutku, bólu... same wspomnienia były dla niego potężnym wstrząsem emocjonalnym. Jednak to była tylko projekcja dawnych wydarzeń. Teraz musiał się z tym zmierzyć naprawdę.
 A widok załamanych Strażników nie pomagał mu się pozbierać.
 Wróżka-zębuszka trzęsła się spazmatycznie pod wpływem szlochu,  wtulona w Zająca, którego oczy także były wilgotne, North klęczał przy sofie, z twarzą ukrytą w ogromnych dłoniach. Piasek unosił się nad Jackiem i po prostu na niego patrzył.
 Nagle zmarszczył czoło. Miał zaskoczoną, a zarazem zafrapowaną minę. Położył ostrożnie dłoń na sercu białowłosego chłopaka. Zmarszczka nad brwiami złotego ludka pogłębiła się. Podleciał do Northa, potrząsnął nim, by zwrócić jego uwagę, po czym pokazał nad głową serię obrazków zakończoną ozdobnym znakiem zapytania.
 - Jak to nadal czujesz jego moc? - spytał zaskoczony Mikołaj - To niemożliwe. On odszedł. - jego słowa przykuły uwagę Zająca i Ząbek
 - Co powiedział Piasek? - spytała kobieta, pociągając nosem
 - Że wciąż czuje magię Księżyca od Jacka. Ale to niemożliwe... - pokręcił głową jej rozmówca.
 Zaintrygowany Pitch wyjął z kieszeni pozytywkę i przyjrzał się jej dokładnie. Przesunął nad nią dłonią, a wtedy czarny pył pokrył kawałek niewidzialnej linki. Mężczyzna machnął ręką, ukazując w ten sposób połączenie między bibelotem, a Strażnikiem Zabawy.
 - A jednak możliwe - mruknął do siebie Mrok, ale pozostali i tak to usłyszeli. Spojrzeli na niego, czekając na dalszą wypowiedź - Asmodeusz widocznie zdołał połączyć jego iskrę z tym - wskazał na Elsę-zabawkę - To by miało sens. Gdyby zabił Frosta, Emma wypowiedziałaby mu służbę.
 - Jaką iskrę? Co ma śmierć Jacka do jego siostry? - spytał Zając
 - Księżycowa Iskra to coś, co czyni nas nieśmiertelnymi. Ona odmienia nasze ciała i pozwala połączyć się z Księżycem podczas regeneracji. A co do Emmy, to tylko Frost trzyma ją przy Asmodeuszu. Gdyby nie on już dawno zwyczajnie umarłaby ze starości. Ona tylko chce być z bratem, ale Lord uczynił z jej miłości obsesję. Zrobi wszystko, by odzyskać Jacka. W każdym razie Frost nie może zginąć dopóki więzienie Elsy jest całe.
 - Czyli co mamy zrobić? - spytał North
 - Róbcie co chcecie, ja idę szukać odpowiedzi - wzruszył ramionami Strażnik Odwagi
 - Dokąd? - zapytała Zębowa Wróżka - Lecę z tobą!
 - Nie - sprzeciwił się czarnowłosy mężczyzna - To nie miejsce dla grzecznych Strażników - dodał, po czym rozpłynął się w cieniu z pozytywką w dłoni.
 - On coś ukrywa - powiedział Mikołaj
 - Racja, koleś. - przytaknął Zając - Nie wiem gdzie go wysłał Lord, ale gdy go zobaczyłem, miał sztylet w przedramieniu. Podejrzanie szybko się go pozbył, gdy go o to zapytałem.
 - Myślisz, że wybiera się TAM? - spytała Ząbek
 - Tak. Co innego miałby na myśli mówiąc "To nie miejsce dla grzecznych Strażników"? - prychnął Szarak - Łamie zasady. Może nadal jest sługą Asmodeusza?
***
 - Znasz właścicielkę tego? - spytał Pitch przypadkowo spotkanego w lesie chłopaka. Czarnowłosy nastolatek o zielonych jak morze oczach zmarszczył brwi na widok broni w dłoni mężczyzny.
 - Skąd masz sztylet mojej dziewczyny? Przecież rzuciła nim w jakiegoś gościa... - urwał, widocznie zaczynając łączyć fakty - Po co chcesz znaleźć dziewczynę, która rzuciła cię nożem? - zapytał podejrzliwie. W jego ręku pojawił się długopis.
 - Jest córką Ateny, nieprawdaż? Potrzebuję jej pomocy - odparł
 - W czym? - dociekał chłopak
 - Zaprowadź mnie do niej to się dowiesz - warknął zniecierpliwiony. Długopis w dłoni nastolatka stał się mieczem. Ale to tylko zwiększyło irytację Strażnika Odwagi - Zaprowadzisz mnie, czy mam latać po tym całym cholernym wymiarze?!
 - Glonomóżdżku, z kim tam się kłócisz? - dobiegł ich głos dziewczyny, która właśnie wyszła spomiędzy drzew. Blondynkę o stalowoszarych oczach zaskoczył widok jej chłopaka z mieczem w ręku, naprzeciw dosyć charakterystycznego mężczyzny, którego zresztą już spotkała - Percy, kto to jest?
 - To twoje, córko Ateny - powiedział Pitch, rzucając sztylet rękojeścią w jej stronę. Dziewczyna zwinnie go złapała, spoglądając z zaskoczeniem na mężczyznę - Potrzebuję twojej pomocy
 - Czy my się znamy? - zmarszczyła brwi dziewczyna
 - Nie i nie powinniśmy się znać - odpowiedział chłodno Mrok - Ale potrzebuję wiedzy, a ty jesteś córką Ateny.
 - Percy, opuść miecz. Chodźmy w takim razie do Chejrona, może on będzie w stanie ci pomóc. Ja nazywam się Annabeth Chase, a to mój chłopak Percy Jackson, syn Posejdona. - oznajmiła blondynka.
 Następnie poprowadziła Strażnika przez polanę obstawioną dwudziestoma domkami, każdym innym, z różnymi emblematami na drzwiach, zapewne oznaczającymi komu ten domek jest poświęcony, do Wielkiego Domu, czyli przytulnego piętrowego budynku o niebieskich ścianach. W środku wpadli na starszego pana na wózku inwalidzkim i latynoskiego chłopaka o elfickich rysach, który sprawiał wrażenie jakby przedawkował kofeinę.
 - Chejronie... - zaczęła, ale Latynos jej przerwał.
 - Stary, masz facjatę jak Pitch Black ze "Strażników Marzeń"! - wykrzyknął nastolatek zamiast powitania
 - Zabawny zbieg okoliczności - Mrok wykrzywił drwiąco usta - synu Hefajstosa...
 - Dzieci, zostawcie nas na chwilę samych - powiedział zaniepokojony mężczyzna na wózku.
 - Panna Chase zostaje - te słowa osadziły całą trójkę w miejscu. Żadne nie chciało zostawiać pozostałych samych - A chłopcy widać nie chcą opuścić jej.
 - A więc dobrze. Czego zatem chcesz, sługo Lorda? - spytał ze spokojem Chejron
 - Zmieniły się fronty, zmieniły się drużyny... teraz jestem Strażnikiem, centaurze - odparł Pitch - Jednakże najmłodsza, a zarazem najsilniejsza członkini naszej grupy została uprowadzona, a następnie uwięziona w pozytywce. Przybyłem tu mimo zakazu, gdyż mam nadzieję, że zdołacie nam pomóc. - wydobył z kieszeni bibelot, który niemal natychmiast porwał w dłonie Latynos.
 - Śliczna jest... - mruknął cicho - Ma chłopaka? - dodał głośniej, uśmiechając się szelmowsko
 - Tak i to takiego, który zamrozi ci culo za podrywanie jego Śnieżynki - warknął Mrok, zabierając mu zabawkę i kładąc ją na stole - Lepiej do niej nie zarywaj, bo ogień i lód niezbyt się lubią.
 - Przeciwieństwa się przyciągają - wyszczerzył się w odpowiedzi chłopak
 - Leo, skup się - upomniała go córka Ateny
 - Jasne, jasne jak sol. Najprościej by było to rozbić, w Bunkrze dziewiątym jest parę młotków, można by spróbować...
 - Zabiłbyś dziewczynę w środku - ostudził jego zapały Chejron - Zakładam, że nie ukończyła jeszcze stu lat w swym nowym wcieleniu?
 - Odrodziła się niecałe cztery lata temu - odparł Strażnik sucho
 - Zakładam, że... - zaczęła Annabeth, ale przerwały jej delikatne dźwięki skrzypiec i gitary, połączone z delikatnym głosem Elsy:
 Now and then I think of when we were together
 Like when you said you felt so happy you could die
 Told myself that you were right for me
 But felt so lonely in your company
 But that was love and it's an ache I still remember

 Zgromadzeni jak jeden mąż odwrócili się w stronę głosu, dostrzegając Latynosa, który przygryzając koniuszek języka, majstrował przy małym pokrętle. Nagle zdał sobie sprawę, że jest obserwowany. Spojrzał na resztę z głupawym uśmieszkiem.
 - Ja nic nie zrobiłem... - Percy spojrzał na niego ciężko - Bogowie, przecież jestem synem Hefajstosa! Mam słabość do czerwonych guzików i pokręteł w pozytywkach z pięknymi dziewczętami!
 Jednak Pitcha bardziej zainteresował bibelot, z którego płynął głos jego wnuczki. Baletnica obracała się powoli na platformie wokół własnej osi, mechanicznie poruszając ustami i grając na skrzypcach. Wykonywała absolutne minimum ruchów, ale i tak wydawała się niezwykle żywa.
 A im dłużej śpiewała, im dłużej utwór trwał, tym silniejsza stawała się aura Elsy. Herosi odczuwali to jako mrowienie, a Mrok... on to po prostu czuł.
 Now and then I think of all the times you screwed me over
 But had me believing it was always something that I'd done
 But I don't want to live that way
 Reading into every word you say
 You said that you could let it go*
 - Jesteś pewny, że to nie bomba? - zapytał Leo
 - To moja wnuczka - warknął zirytowany Pitch
 - Serio? - zdziwił się Latynos - Nie podobni jesteście. Może charakterek ma po tobie?
 - Zamknij się, Valdez - burknęła córka Ateny. Była niezadowolona, bo przerwał jej wypowiedź - Tak jak już mówiłam, a raczej próbowałam, wydaje mi się, że jeśliby połączyć dwie przeciwne sobie moce, dałoby się uzyskać energię zdolną rozbić to więzienie. Można by poprosić dzieci Hekate, jestem pewna, że któreś z nich włada jasną i ciemną magią...
 - Nie - zaprzeczył Strażnik - Jeśli Elsa teraz zostanie uwolniona, to Frost spotka się z Panem Księżycem. Dziękuję za pomoc. - powiedział i zniknął w cieniu.
***
 Gdy Pitch znalazł się w na powrót w Bazie, zastał zaskoczonych Strażników, wpatrzonych w nieruchomego Jacka. Chłopak wyglądał zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Jego włosy pojaśniały, choć nadal daleko im było do naturalnej bieli, a skóra częściowo się naprawiła. Ktoś zapewne umył mu twarz, bo nie nosiła już śladów piasku i krwi.
 - Jak to się stało? - spytał zaintrygowany Mrok
 - Jego moc... była przez chwilę tak silna... - wykrztusiła Ząbek
 - Ale teraz jest jak wcześniej - burknął Zając
 Zaciekawiony Pitch nakręcił pozytywkę, z której rozległ się utwór, tym razem bez słów, ale z samymi skrzypcami**.
 Ciało [niegdyś] białowłosego Strażnika uniosło się lekko, jaśniejąc. Blask po chwili stał się nieznośny; zgromadzeni musieli zasłonić oczy. Fala energii rzuciła ich na ziemię i światło zniknęło.
 Oszołomiony Szarak jeszcze chwilę stał w miejscu, mrugając by pozbyć się plamek sprzed oczu. Dopiero wtedy zauważył Ząbek, klęczącą przy wyglądającym jak wcześniej Jacku. Na jej twarzy malowało się niedowierzanie, kąciki jej ust uniosły się delikatnie. Drobne dłonie Zębowej Wróżki dotykały jego twarzy, włosów... aż nagle spoczęły na szyi.
 Usta Strażniczki rozchyliły się w niemym zaskoczeniu. Położyła głowę na piersi ducha zimy, nasłuchując, ale zaraz przestała, po prostu leżąc przy nim.

_____________________________________
* - pozycja 8 na liście utworów
** - pozycja 9 na liście utworów

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 4 - Pitch!

 Pitch zastanawiał się czemu jest akurat tu. Na małej łódeczce na środku oceanu. Gdy wytężał wzrok, mógł dostrzec mglisty zarys wyspy. Łupina, na której płynął, powoli się do niej zbliżała.
 Ląd nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Dodatkowo chroniły go poszarpane turnie, które z łatwością mogłyby przemielić łódeczkę Mroka w drzazgi.
 Był już bardzo blisko pierwszych skał. Z mgły wyłoniły się w całej okazałości ostre skały, wokół których unosiły się kawałki drewna i syntetycznej żywicy, szczątki starych łodzi z przed wojny, ba nawet kamizelki ratunkowe z samolotu.
 Nagle usłyszał cichą pieśń bez słów. Zdawała się wpełzać do umysły i oplatać go. Zaintrygowany spojrzał w kierunku jej źródła. Z jego ust wyrwał się mimowolny okrzyk, gdy zobaczył kto jest na brzegu.
(Tja, wiem, że w tle nie ma plaży, ale nie było :/ )

 Na piaszczystej plaży siedziały cztery kobiety w różnym wieku. Pierwsza, a zarazem najstarsza z nich miała może z trzydzieści lat, ciemnobrązowe włosy i, jak niemal wszystkie pozostałe, niebieskie oczy. Miała na sobie białą suknię z czarnymi zdobieniami. Seraphina. Druga była osiemnastoletnią wersją poprzedniej tylko jej oczy miały bledszy kolor, a ubrania były typowo arendelskie w kolorystyce fioletowo-liliowej. Idun. Zaraz obok niej... Elsa, cała i zdrowa w swojej lodowej sukni z niemal przezroczystą peleryną w śnieżynki.
 Lekko skryta za nimi była najmłodsza z dziewcząt, miała może z dwanaście lat, złote oczy i włosach o kolorze pomiędzy rudym, a miodowym. Ubrana była w prostą, jasnoorzechową sukienkę, którą sama uszyła i ozdobiła oraz zwykłe brązowe buciki. We włosach miała jasnoniebieski kwiatek. Elisa.
 Dziewczyna ta umarła już kilka stuleci temu. Pitch znalazł ją, gdy miała trzy latka i zaopiekował się nią. Była dla niego jak córka...
 A teraz siedziały tu razem, śmiejąc się radośnie, machając do niego i wołając jego imię.
 - Pitchinerze! - niósł się głos Seraphiny
 - Tato! - wołała Idun
 - Pitch! - krzyczała Elsa
 - Mrok! - uzupełniała Elisa
 Chwycił wiosło i szybko zaczął zbliżać się do nich. Patrzenie na nie z daleka było dla niego niemal bolesne. Jednak nie zauważył jednej ze skał i zarył w nią dnem, przewracając łódkę. Strażnik Odwagi wpadł do wody.
 A tam oprzytomniał. Przecież Seraphina, Idun i Elisa dawno nie żyły, a Elsa aktualnie była bibelotem! Pitch zatkał uszy i wypłynął na powierzchnię, by nabrać powietrza. Tak jak myślał, Asmodeusz wysłał go na Wyspę Syren.
 Na brzegu plaży przycupnęło kilka mieszkanek owego lądu. Miały wygląd sępów z ludzkimi twarzami, które cały czas się zmieniały. Seraphina, Idun, Elsa, Elisa, Idun, Seraphina, Elisa, Elsa...
 Mężczyzna zacisnął powieki, nie chcą ulec ich podstępom. Przyzwał do siebie cienie i przeniósł na pierwszy stały ląd w okolicy. Nie myślał o żadnym konkretnym miejscu, co okazało się błędem. Wylądował tuż przed grupą uzbrojonych w łuki i miecze nastolatków, od których było czuć magię.
 Zaniepokojona szelestem dziewczyna rzuciła w jego stronę sztyletem. Mrok był na tyle rozkojarzony tą całą sytuacją z Syrenami, że zdołał tylko się osłonić ręką.
 No tak, Lord zawsze ma plan awaryjny. Wysłał go do innego wymiaru, tego, który był we władaniu istot obdarzonych wielką mocą, ale też bardzo płytkich i cóż... w większości głupszych od ludzi.
 Szybko przeniósł się cieniami, tym razem skupiając się na jednym ze Strażników, a mianowicie Piasku - jego całkowitym przeciwieństwu.
 Znowu wylądował w wodzie, tym razem na szczęście tylko do kolan. Za to jego piaskowy towarzysz unosił się tuż pod sufitem, patrząc z wyraźnym niepokojem na ciecz. Żółty ludek pomachał przybyszowi na po witanie.
 - Czyli nie tylko na mnie uwziął się Asmodeusz - westchnął Pitch - Trzeba szybko zebrać pozostałych, bo jeśli i ich Lord wysłał jak nas, to mogą mieć spore kłopoty.
 Złapał Piaska za ramię i przenieśli się do Ząbek. Strażniczkę zastali w opłakanym stanie, wyziębioną i wyczerpaną, powoli zasypywaną przez śnieg. Cóż, była po części ptakiem, a te nie znoszą zbyt dobrze zimna. Złoty ludek przestraszył się i szybko zaczął ją odkopywać. Mrok też się nie obijał i razem szybko wyciągnęli zębową wróżkę. Piasek szybko stworzył swoją chmurę i przy pomocy Pitcha przeniósł na nią Ząbek, by okryć ją świecącym kocem.
 - Dopilnuj, by się porządnie wygrzała - powiedział Czarny Pan, po czym wysłał ich cieniami do Bazy.
 Tym razem przeniósł się do Zając. I zaraz zatoczył się do tyłu, bo tuż koło niego przemknął Szarak goniony przez stado chartopodobnych stworów, będących coraz bliżej ofiary.
 Mrok westchnął i jednym machnięciem podporządkował sobie jednego potwora, a ten rzucił się na pozostałe, rozpraszając pościg. Zaskoczony Strażnik obrócił się, chcąc dowiedzieć się co się stało i zobaczył Pitcha.
 - Czemu masz w ręku sztylet? - spytał zdziwiony Szarak. Czarnowłosy natychmiast wyciągnął przedmiot z przedramienia i wrzucił w ciemność. Gdyby go zbadali, mogliby odkryć, że nie jest stąd. A niespecjalnie mu się śpieszyło do powiedzenia pozostałym, że odwiedził (niepierwszy raz) inny wymiar.
 - Nie tylko ty miałeś problemy - odparł - Lepiej pomóż Piaskowi, bo Ząbek jest w nie najlepszej formie. - dodał i odesłał go - Następny przystanek: North - mruknął do siebie, zirytowany faktem, że musi ratować tych, którzy nie chcieli mu nigdy pomóc. Którzy uznali go za potwora za coś na co nie miał wpływu.
 Ale Elsa ich potrzebowała. Mimo, że to właśnie przez nich stało się to co się stało... I dlatego  musiał z nimi współpracować.
 Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył kiedy się przeniósł. Do rzeczywistości przywróciły go dopiero głosy Zwodników, pobrzmiewające wokół.
 - Chodź, zbóju, tędy wiedzie droga... - szeptały stwory skryte w ciemnościach. A Mikołaj poddał się już ich głosom, idąc prosto nad urwisko. I dalej.
 - Won stąd! - warknął Pitch, przepędzając mrokiem Zwodniki - North, idziemy - powiedział do postawnego mężczyzny, ale ten z błędnym wzrokiem dalej szedł. - North, nie mamy na to czasu!
 - Muszę tam iść - odparł tamten, jak w transie - Tam jest droga...
 Mrok przyłożył dłoń do twarzy, mrucząc "Za jakie grzechy...", po czym najzwyczajniej w świecie odesłał Strażnika do Bazy.
 I został ostatni. Jack Frost. Gdyby Elsa go nie poznała, wszystko było by prostsze. Byłaby sama, owszem, ale bezpieczna w Arendell, z siostrą, jej mężem i dwójką dzieci. Zresztą nie do końca sama, prędzej czy później Rada zmusiłaby ją do ożenku. Gdyby tylko wcześniej pomyślał o tym, że jego mała Elsa może się zakochać właśnie w tym chłopaku...
 Tym razem cienie wyprowadziły go na pustynię. Rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł charakterystycznej srebrnobiałej czupryny. Zmarszczył brwi. Duch zimy powinien gdzieś tu być, przecież cienie nigdy się nie mylą... Przyjrzał się dokładnie piaskom pustyni i kilka metrów w prawo dojrzał czubek pozytywki z Elsą. Natychmiast podbiegł podbiegł do niej i wydobył z piachu bibelot. Otrzepał go dokładnie, czyszcząc z nawet najmniejszych drobinek i zajrzał do środka.
 Platynowowłosa baletnica ukryta za szkłem trwała, nie zważając na nic poza swym maleńkim światkiem pod kloszem. Niewzruszona stała z skrzypcami gotowymi do gry i pustym spojrzeniem przeszywająca otoczenie. Nie widziała rozpaczy krążącej w prawdziwym świecie, bólu chłopaka, którego kochała, szoku i rezygnacji Strażników. Dla niej nie było już nic.
 Mrok dopiero po chwili zauważył skrawek granatowego materiału, widoczny w miejscu, z którego wziął bibelot. Odgarnął jeszcze trochę piasku i zobaczył już nieco roztopiony szron na bluzie.
 - Mogłem się domyślić, że idiota postanowi się zabić. Miejmy nadzieję, że jeszcze żyje... - wyciągnął Strażnika Zabawy i pobieżnie otrzepał z piachu.
 Duch zimy prezentował się tragicznie. Jego włosy pociemniały, wysuszona skóra popękała od upału, a usta miał pokryte warstwą krwi zmieszanej z pustynnym pyłem.
 Najgorsze jednak były jego oczy. Niegdyś niebieskie i pełne życia - teraz ciemne i puste jak u lalki.
 Pitch przyłożył dwa palce do wgłębienia między obojczykami chłopaka, ale nie wyczuł pulsu. Mężczyzna wykrzywił usta z niesmakiem i stworzył z ciemności konia (nie koszmara, tylko konia), po czym wrzucił na niego nieruchomego Strażnika. Chwycił za lejce i razem rozpłynęli się w cieniu wydmy.
 W Bazie, jak to codziennie, panował rozgardiasz. Może nie wesoły, ale jednak.
 Ząbek siedziała na kanapie otulona ciepłym kocem, popijając herbatę, zaś pozostali (w tym nadal niezbyt przytomny North) dopytywali się czy na pewno wszystko dobrze, kręcąc się z kąta w kąt. Jednak to Strażniczka pierwsza dostrzegła przybyszy.
 - Pitch! - zachrypiała - Wszystko w porządku? Gdzie Jack? - kobieta-koliber zaczynała panikować. Mrok ściągnął Ducha zimy z konia, który uwolniony od ciężaru rozpłynął się, i położył na sofie naprzeciw Ząbek.
 - Nie ma pulsu, ani nie oddycha - poinformował obecnych. Nastała długa cisza. Pitch nie odzywał się, by Strażnicy mieli czas przetrawić jego słowa. Mijała minuta, dwie, trzy, pięć...
 Milczenie przerwał dopiero szloch Ząbek.

środa, 14 października 2015

Rozdział 3 - To koniec

 Magiczny zmysł Pitcha, który wykrywał moc jego wnuczki, zwariował. Czuł jej moc z dwóch miejsc - od Asmodeusza i ledwie wyczuwalną z małego bibelotu w jego dłoniach. Chociaż to mogłoby być spowodowane faktem, że Anioł to stworzył przy pomocy magii Elsy... Jedno wiedział na pewno - Lord pochłonął Energię Strażniczki Wiary, a to dawało niemal stuprocentową pewność, że dziewczyna nie żyje.
 - Tak, Panie - powiedziała jasnowłosa, wbijając wzrok w czubki butów. Od niej Mrok nie czuł lodowej mocy, co oznaczało, że to była tak naprawdę Emma, która dzięki swej zmiennokształtności przemieniła się w Elsę. To by tłumaczyło też, czemu nie patrzy nikomu w oczy - zdradziły by ją czarne jak otchłań tęczówki. Na tą zmianę nie miała wpływu. A ten lód... pewnie sztuczka Lorda z użyciem mocy Strażniczki Wiary.
 Już raz użyła tego numeru, dopilnowując, by królowa Arendell zginęła. Jeszcze tydzień narzekała na zimno po ciosie ofiary...
 Wzrok Pitcha skupił się na małym przedmiocie w rękach Asmodeusza. Książe Koszmarów zatoczył się na stół, jakby ktoś go popchnął; na jego twarzy malował się strach, większy nawet niż gdy Strażnicy go pokonali i zaatakowały go własne koszmarne konie.
 - Nie zrobiłeś tego - wykrztusił przerażony
 - Zapewniam cię, że nie mam nawet najbardziej, najmniejszego pojęcia, o co ci właściwie chodzi - Lord rozłożył ręce
 - Nie ona, nie ona, to nie może być ona! - Strażnicy po raz pierwszy widzieli żeby Mrok okazywał tyle emocji - Na otchłań między wymiarami, nie zrobiłeś TEGO! - krzyknął z bólem, wskazując drżącym palcem na bibelot w dłoniach jego rozmówcy
 - Nie podoba ci się? A ja tak bardzo się starałem... - zasmucił się sztucznie Anioł - No, trudno... z resztą to i tak bardziej prezent dla Jacka - na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Jego towarzyszka niczym na znak uniosła głowę z okrutnym uśmiechem ukazując czarne oczy.
 - Naprawdę myślałeś, Jack, że oddam cię tak po prostu tej jasnowłosej suce? - zaśmiała się złośliwie.
 Duch Zimy spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, bo przecież nie licząc tęczówek wyglądała identycznie jak Elsa, a wtedy jej włosy z platynowych fal stały się proste jak drut w odcieniu mlecznej czekolady. Oczy dziewczyny rozjaśniły się delikatnie, odzyskując brązową barwę, a skóra nabrała śniadego odcienia - Ona ciągle mi przeszkadzała, choć trzeba przyznać, niezła była z niej kumpela. No, ale już mi w drogę nie wejdzie - uśmiech Emmy się poszerzył - Naiwna z niej lalunia - jej wzrok się rozmazał, jakby wspominała coś miłego
 - Wesołych świąt, Strażnicy - powiedział Asmodeusz, rzucając bibelotem w zszokowanego Jacka, by potem ruchem ręki posłać Wybrańców Księżyca w podróż cieniami.
***
 Zębuszka potarła ramiona, próbując uzyskać chociażby odrobinkę ciepła. Jednak mroźny wiatr nie miał zamiaru na to pozwolić, chłoszcząc jej zziębnięte ciało i rzucając ją na ziemię, gdy tylko próbowała wzlecieć.
 "Przydałby się Jack", pomyślała, "Poprosiłby wiatr, żeby się uspokoił"
 Drobne stopy Strażniczki z trudem utrzymywały ciężar ciała. Kolejny raz spróbowała wznieść się nad grunt, jednak i tym razem żywioł był jej przeciwny. Uderzyła boleśnie opierzonymi kolanami o zamarznięte jezioro.
 Jeszcze nigdy nie czuła się tak beznadziejnie. Nie płakała, kiedy zniszczono jej pałac, porywając jej wróżki, które były przecież dla niej jak dzieci, ani gdy zginął Piasek.
 Jednak teraz, przytłoczona losem Elsy i swym pozostawiającym wiele do życzenia położeniem, nie potrafiła powstrzymać łez. To było dla niej zbyt wiele, by poradziła sobie sama...
***
 Zając nie mógł się uspokoić. Może i często zgrywał luzackiego chojraka, ale jednak charty go przerażały.
 Tesem. Kto by pomyślał, że właśnie na Wyżynie Tybetańskiej ostoi się kilka przedstawicieli tej wymarłej rasy? Wielkie, szybkie i sprytne bestie ganiały Wielkanocnego od dłuższego czasu.
 Strażnik próbował je wykiwać albo uciec przez jeden ze swoich tuneli, ale szaleńczy bieg, by nie dostać się w pazury psowatych, skutecznie mu to uniemożliwiał. Futrzak był zbyt zajęty unikaniem ich zębisk, żeby stworzyć drogę ewakuacyjną.
 Zając biegł coraz wolniej, znużony kilkugodzinnym pościgiem, co nie umknęło uwadze jego prześladowców. 
 Znajdujący się zaledwie dwa metry od ofiary Tesem zawył, wyczuwając zmęczenie ofiary. Jeszcze tylko metr...
***
 North jako dawny rosyjski zbój był przygotowany na różne okoliczności. Ale miejsce, w którym wylądował nie figurowało na jego liście ulubionych.
 - O w dziób choinkę! - zaklął po swojemu. Dlaczego akurat tu? Czemu nie Syberia, biegun czy jakieś miasto?! Tylko jakieś tropiki...
 - Jaki niegrzeczny! - zasyczał głos
 - Nieładnie! - zaskrzeczał inny
 I to jeszcze zamieszkane przez Zwodniki, zdziczałe duchy powołane przez Asmodeusza, uwielbiające mieszać w głowach podróżnych. Swymi głosikami potrafiły doprowadzić do szaleństwa lub na pewną śmierć
 - Milczeć! - zawołał Mikołaj
 - Dlaczego krzyczy?
 - Powiedziałom coś nie tak? - Zwodniki zawsze mówiły o sobie jako "to" co jeszcze bardziej denerwowało Northa
 - Ty mi kazałoś! - krzyknął głos
 - Nie, bo ty!
 - Ono!
 - Zamknijcie się wreszcie! - warknął Święty. Wziął głęboki oddech, by się uspokoić i spytał: - Gdzie jest wyjście z lasu?
 - Ścieżką w prawo! - odparł burkliwy głosik
 - Cicho!
 - Pan zły!
 - Nie wolno!
 Strażnik nigdy nie spotkał Zwodników i nie wiedział nawet co to jest, dlatego też wdał się w rozmowę w nadziei, że uda mu się odnaleźć towarzyszy.
 - Dlaczego on jest sam?
 - Porzucili go?
 - Może to zbój! - zaskrzeczał któryś, na co pozostałe zgodnie zasyczały
 - Jestem Strażnikiem! - oburzył się Mikołaj
 - Strażnik!
 - Czego pilnujesz?!
 - Cisza! - krzyknął u kresu wytrzymałości - Pokażcie mi po prostu drogę!
 - W prawo! - zaskrzeczał głos
 - Prawo! - zawtórował mu któryś
 - Potem w górę na drzewa, bo się na piaski ruchome zbiera! - pisnął inny
***
 Mokro.
 "To zdecydowanie złe miejsce dla mnie", pomyślał Piaskowy Ludek, rozglądając się.
 Tkwił w jaskini pod powierzchnią oceanu, która powoli wypełniała się wodą. Kolejny raz spróbował zatrzymać ją zaporą ze swojej mocy, ale złoty piasek w zetknięciu z cieczą stawał się ciężki i tonął, pozostawiając Piaska bez żadnej ochrony.
 Strażnik wzleciał pod sklepienie jaskini, szukając jakiegoś wyjścia, jednak znowu nic. Sufit był z litej skały.
 Piaskowy Ludek martwił się o swoich towarzyszy. Nie miał bladego pojęcia czy wszystko z nimi dobrze czy może też są w równie beznadziejnej sytuacji co on?
***
 Nie chciał już walczyć. W sumie po co? Nie miał nic przez tą głupią nadzieję na odnalezienie jej.
 Jego palce odruchowo zacisnęły się mocniej na pozytywce. Skulił się, przyciskając bibelot do serca. Mały przedmiot, w którym została uwięziona jego ukochana. Dziewczyna, która zginęła, bo go poznała. Która podniosła głos na samego Pana Księżyca, by do niego powrócić. A potem została porwana i zmieniona w zabawkę tylko dlatego, że chłopak nieuważnie porwał się na walkę ze swoją siostrą. Ten jeden mały błąd sprawił, że najmłodsza Strażniczka już nie wróci...
 - Elsa, Elsa, Elsa... - powtarzał jak mantrę
 Gorąc pustyni wyciągał z ciała Jacka życiodajny chłód. Ciepło powoli rozchodziło się we wnętrzu Strażnika Zabawy pozbawiając go sił. Chłopak czuł się taki... pusty.
 Przypomniały mu się słowa jednej z piosenek, których słuchała Elsa
 "To koniec, zabiliśmy w sobie wszystko... To koniec, mogliśmy więcej, przykro..."*

____________________
*Happysad - Koniec

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 2 - Obym tego potem nie żałował...

 Ząbek patrzyła z niepokojem na Jacka. Białowłosy chłopak zaciskał palce na swym drewnianym kiju, a w jego oczach płonęła wściekłość. Strażniczka czuła, że duch zimy jest na skraju wytrzymałości nerwowej. Wiedziała, że jeśli teraz się nie uda, Jack straci wolę przetrwania. Ta odrobinka nadziei, słabnąca z każdym dniem, była jedyną rzeczą, która trzymała Strażnika Zabawy przy życiu. Chłopak nie miał już nic poza nią.
 Za to Pitch wyglądał wręcz na zrelaksowanego. Tylko gdzieś na dnie jego oczy była odrobina niepokoju pomieszanego z lękiem.
 Książę Koszmarów obawiał się co zastaną w cytadeli Asmodeusza. Wcześniej Elsa była pod "opieką" Anioła Zła tylko trzy dni, a jej stan był straszny. Teraz tkwiła tam kilka tygodni. Martwił się, że może być już za późno, bo widział na własne oczy jak Lord traktuje jeńców.
 Nadal pamiętał tamtą ciemnowłosą dziewczynkę o różowych oczach zalewającą się krwią. Z plecami, które wyglądały jak krwawy ochłap mięsa, rękami, których skóra gdzieniegdzie była wręcz zwęglona, twarzą i szyją posiniaczonymi od uderzeń tak mocnych, że jej cera pękała pod ich wpływem, nogami pociętymi do tego stopnia, że patrząc na nie nawet nie byłeś pewny czy to są nogi.
 Asmodeusz nie znał litości. Dopiero, gdy ofiary błagały o śmierć łaskawie je zabijał, chłonąc ich Energię. Czasem, kiedy ta była wystarczająco potężna, przejmował ułamek mocy zmordowanego. A moc tamtej dziewczynki była na tyle potężna, że Lord jeszcze przez tydzień był pijany jej magią i w pewnym stopni opanował ogień.
 Pitch obawiał się siły Anioła. Jego potęga była ogromna, jeszcze zanim zaczął chłonąc Energię innych. A teraz Strażnicy zdecydowali się uderzyć. Nie miało to zbytniego sensu, bo byli o wiele słabsi od Lorda, ale jedna rzecz im sprzyjała.
 Asmodeusz uwielbiał dramaturgię i teatralne oprawy. Chciał budzić strach, ale i podziw. Słudzy Księżycowego Pana mieli nadzieję, że uda im się to wykorzystać i uwolnić Elsę. Bez niej to będzie koniec.
 - Możemy ruszać - powiedział North - W tym roku Gwiazdką zajmą się yeti. Obym tego potem nie żałował...- ostatnie zdanie wymruczał pod nosem
 - Nie pokazujcie od razu na ile was stać - pouczył ich Pitch - Asmodeusz uwielbia teatralną oprawę, a i skromność nie leży w jego naturze. Nie jestem w stanie wam powiedzieć jak się zachowa, ale prawdopodobnie będzie chwalił się swym zwycięstwem - po tych słowach uniósł dłonie i Strażników spowiły cienie.
 Zając słyszał wiele o Aniele Zła. Ale nic nie było wstanie przygotować go na to, co teraz  zobaczył.
 Asmodeusz siedział u szczytu stołu na rzeźbionym tronie, po prawicy mając jasnowłosą dziewczynę, której twarzy nie było widać, gdyż siedziała tyłem do przybyłych, a z lewej strony chłopak o miodowych włosach i zielonych oczach, w których błyskały złośliwe ogniki.
 Lord sączył powoli wino, gdy jego słudzy spożywali spokojnie kolację. Gdy tylko zobaczył przybyszy, jego wargi rozciągnęły się w leniwym uśmiechu.
 - Strażnicy! Jak miło was widzieć w ten jakże wyjątkowy wieczór! - rozłożył szeroko ręce
 Dziewczyna, ubrana w suknię barwy ciemnego turkusu, drgnęła słysząc te słowa. Kielich w jej smukłej dłoni pokrył się szronem.
 - Panie, gdybyś mnie uprzedził, naszykowałabym więcej nakryć - odezwała się cicho. Jackowi zabiło mocniej serce, gdy usłyszał jej głos.
 Elsa, jego kochana Elsa żyje i jest cała.
 - Ależ skarbie, nie masz co się stresować - odparł pobłażliwie Anioł - Sebhastien z radością zrobi to za ciebie - chłopak posłusznie rozstawił naczynia dla przybyłych - Czujcie się jak u siebie, ale nie zapominajcie, że jesteście gośćmi - powiedział z olśniewającym uśmiechem, wstając - Siadajcie! - wskazał dłonią wolne nakrycia - Możesz odejść, Sebhastienie - machnął ręką na sługę
 - Tak, Panie - skłonił się chłopak i wyszedł, obrzucając po drodze Strażników pełnym pogardy spojrzeniem. Wybrańcy Księżyca byli tak zszokowani, że bez słowa wykonali jego polecenie.
 Jack usiadł koło Elsy, z trudem panując nad chęcią porwania jej w objęcia. Dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, wypatrując się w swój talerz, oddzielona od chłopaka kurtyną platynowych włosów, jakby zawstydzona.
 - Częstujcie się! - powiedział rozbawiony ich zachowaniem gospodarz - Skarbie, polej naszym drogim gościom wina, pewnie są spragnieni po podróży.
 Elsa podniosła się szybko, unikając dotyku Jacka i z głową pochyloną tak, by nikt nie mógł spojrzeć w jej oczy, wzięła butlę wypełnioną trunkiem, po czym wypełniła rozkaz Lorda. Asmodeusz poczekał cierpliwie, aż dziewczyna wróci na swe miejsce, a następnie uniósł swój kielich.
 - Wznieśmy toast za Strażników i tę oto uroczą damę - puścił oczko do jasnowłosej - Wasze zdrowie! - oznajmił i wypił zawartość szklanego naczynia. Goście mechanicznie powtórzyli jego ruchy. Wszyscy, tylko nie Pitch, który zaciskał palce na krawędzi stołu. Jako jedyny nie uległ melodii głosu Anioła, bo znał jego sztuczki. Zirytowało go to, że pozostali tak łatwo się mu poddali.
 Jednak bardziej pochłaniały jego uwagę relacje Elsy i Asmodeusza. Co takiego powiedział jej Lord, że zgodziła się mu służyć?
 Jack musnął palcami ramię jasnowłosej dziewczyny.
 - Elsa, dobrze się czujesz? - wyszeptał. Nie interesowało go, że ona służy Aniołowi. Martwił się o nią.
 - Tak - jej słowa były ledwo słyszalna zza włosów - Źle ci z tym?
 - Dlaczego miałoby być mi z tym źle? - zdziwił się - Wiesz jak się o ciebie martwiłem przez te tygodnie?
 - To miłe - odparła - Ale nie przyszedłeś do mnie. Nie było cię tu przez ten czas. Tęskniłam za tobą, Jack - głos jasnowłosej się załamał
 - Robiliśmy wszystko, ale nie mogliśmy cię znaleźć - powiedział błagalnie - Tu nie mieliśmy możliwości dostania się!
 - No dobrze! - Asmodeusz klasnął w dłonie - A teraz czas na prezenty! W końcu mamy Gwiazdkę, no nie? - uśmiechnął się szeroko - Wy nic dla mnie nie macie, ale ja owszem! Skarbie, byłabyś tak miła? - zwrócił się do swej towarzyszki
 - Oczywiście, Panie - poderwała się z miejsca i zniknęła w mrocznym korytarzu, aby zaraz wrócić z małym przedmiotem w rękach. Skłoniła się Lordowi i podała mu ową rzecz. Spuściła szybko głowę, jakby nie chciała, by na nią patrzono.
 - Elsa już nie wróci na służbę do Srebrzystego Oblicza, ale nie chciałaby przecież byście o niej zapomnieli, prawda skarbie? - rzekł dumni Lord
 - Tak, Panie - odparła z wzrokiem wbitym w czubki pantofli

piątek, 9 października 2015

Rozdział 1 - Co się z tobą stało?!

Jack był przerażony. Elsa zniknęła i choć robili wszystko nie mogli wpaść nawet na najmniejszy jej ślad. Ostatni raz ją widział jak ocaliła mu życie, gdy otoczyły go koszmary. Kiedy dłonie Emmy obejmowały jego ciało, uniemożliwiając poruszanie rękami, a jej usta szeptały: "Teraz jesteś mój". Fala lodowej mocy uwolniła go.
 A potem w ułamku sekundy Anioł rzucił się na zemdloną Strażniczkę Wiary i razem rozpłynęli się w ciemnościach.
 Chłopak latał z miejsca na miejsce, bez żadnego, nawet najmniejszego odpoczynku, bez jedzenia, bez picia od tygodni. Pozostali Strażnicy martwili się o niego, mówili, że to koniec, bo nie ma już nadziei na odnalezienie jego jasnowłosej ukochanej.
 Tylko jeden z nich, Pitch, nie odpuszczał. Zniknął na kilka dni zaraz po zaginięciu Elsy, więc pozostali uważali na początku, że to jego sprawka. Ale kiedy wrócił, gdy zobaczyli w jego oczach prawdziwe szaleństwo, zrozumieli, że szukał jej na własną rękę. Tam gdzie nie wolno było przebywać Strażnikom.
 Zrozpaczonemu Jackowi nawet nie przeszło przez myśl okazać nieposłuszeństwo Panu Księżycowi, nawet w takim momencie. Tyle, że Książe Koszmarów nie podzielał jego sentymentu do Srebrzystego Oblicza. Wieki temu odrzucił jego słowa, podążył inną drogą i tylko Strażniczka Wiary sprawiała, że zaczynał go szanować. A teraz jej nie było.
 Powoli odbijało się to na jego zachowaniu. Robił się coraz gwałtowniejszy, coraz mniej krył się z tym, że oskarża Strażników o losy Elsy. Jednak i ich podejście do niego się zmieniało. Ząbek zaczynała go rozumieć, po rozmowie z drugą Strażniczką, którą przeprowadziły niedługo po tym, jak Pitch odzyskał wspomnienia. Jeszcze zanim córka zimy zniknęła, wróżka-zębuszka nawiązała jakieś szczątkowe porozumienie z Mrokiem, niepolegające na kłótni. Jako Strażniczka Wspomnień rozumiała, jak duży wpływ na osobę ma to co przeżyła.
 Ale to nie wystarczało. Wszystko powoli zaczynało się sypać. Grono wybrańców Księżyca rozpadało się, wcześniej przyjacielskie sprzeczki Zająca i Northa stały się kłótniami, niemal wszystkie rozmowy z Jackiem czy Pitchem kończyły się agresywnymi awanturami. Ząbek zrobiła się strasznie nerwowa, a Piasek dosłownie przygasł.
***
 Anna co noc stawała na balkonie, wpatrując się w tarczę księżyca i wołając Elsę i Jacka. Martwiła się, bo nikt jej nie odpowiadał. Czuła, że stało się coś strasznego, jednak nie miała osoby, która by zaprzeczyła jej obawom. Albo potwierdziła je...
 - Mamo... - mała dziewczynka o jasnorudych włosach przytuliła się do nogi Anny - Dlaczego nie wiesz co się stało z ciocią? - spytała swym wysokim, dziecięcym głosikiem
 - Nie wiem jak porozumieć się ze Strażnikami - kobieta schowała twarz w dłoniach, opierając się łokciami o barierkę - A oni na pewno wiedzą co się sta... - urwała nagle, spoglądając na córkę, jakby dopiero sobie uświadomiła, co ta powiedziała - Kochanie, ale skąd ty wiesz, że coś się stało?
 - Słyszę - odparła zdziwiona pytaniem
 Podsłuchała jak rozmawiałam z Kristoffem? pomyślała zaskoczona królowa Arendell
 - Nie podsłuchiwałam - naburmuszyła się trzylatka
***
 Złote włosy oplotły kostkę białowłosego chłopaka, szarpnięciem ściągając go na spotkanie z gruntem.
 - Zostaw mnie! - warknął rozwścieczony
 - Nie! - wrzasnęła blondynka z nie mniejszą złością - Masz mnie zabrać na biegun! Nie pozwolę ci inaczej stąd odlecieć!
 Białowłosy mierzył ją chwilę wzrokiem, po czym nagle wzleciał. Niestety jego podstęp się nie udał, gdyż przygotowana na to działanie Roszpunka posłużyła się włosami niczym lassem. Tym razem chłopak nie miał tyle szczęścia przy lądowaniu, bo jego ręce również zostały skrępowane, przez co upadł na twarz. Zaczął się rzucać, klnąc pod nosem, ale w tym starciu jego szanse były zerowe.
 - Co się z tobą stało?! - krzyczała rozjuszona blondi - Tylko mi nie mów, że to przez śmierć Elsy, bo to było kilka lat temu! A ty teraz zachowujesz się jakbyś był poplecznikiem Mroka! Zmieniłeś się! Jesteś aroganckim dupkiem, który zachowuje się, jakby był pępkiem świata! - przysunęła się tak blisko niego, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów - Co takiego się stało?
 - Elsa się stała. Pitch się stał. Emma się stała, wszystko się stało! - wrzasnął wściekły - Elsa odwróciła, ale tak odmieniona, że nie poznałem jej twarzy. Spotkałem ją przypadkiem, ale i ona mnie nie rozpoznała, bo straciła pamięć. Wszystko się zaczęło układać, zakochaliśmy się w sobie na nowo, ale wtedy wtrąciła się ta franca i ją porwała. A po paru tygodniach zgadnij kto nas odwiedził! Do Bazy wparował Mrok z Elsą na rękach, której klatka piersiowa została wręcz rozpruta od prawego ramienia do biodra. I jeszcze śmiał nam rozkazywać! North wywlekł sukinsyna gdzieś do dolnych komnat, a reszta czuwała przy rannej, na wypadek, gdyby rany były zbyt ciężkie i potrzebowałaby znowu pomocy. Gdy tylko się uleczyła poszliśmy sprać Cienistego, ale kiedy już byliśmy o krok od załatwienia go, wpadła Elsa żeby nas powstrzymać i na dodatek zaczęła nas ochrzaniać! Cisnęła lodem w Ząbek! A potem powiedziała, że jest TĄ Elsą i zdjęła pierścionek, który czynił ją człowiekiem. Opowiedziała jak wróciła i stwierdziła, że jednak pamięta swoje dawne życie. Później się okazało, że została naznaczona jakimś cholernym znakiem, który zmieniał ją w potwora, gdy się złościła! Zaczęła trenować z Pitchem, a gdy raz uparłem się być na tym treningu to w jednym ze swych napadów szału uwięziła mnie w lodowej bryle. Za jakiś czas uciekła do Arendell, żeby pokazać się Annie, co prawie skończyło się jej śmiercią! Ogarnęła ten Znak, więc przynajmniej nie próbowała mnie zabić jak tylko ją wkurzyłem i zwróciła jakimś cudem Mrokowi wspomnienia. Później Pan Księżyc wybrał ją i Cienistego na Strażników. Ona się zmieniła i to strasznie... kiedyś była niepewna i w niemal każdym jej ruchu widać było ból, a teraz zrobiła się pyskata i nierozsądna... Gdy sprowadziła dwie koleżanki do Bazy, a Strażnicy chcieli im wymazać pamięć, bo jako osoby niemal dorosłe, nie miały prawa tam być, wściekła się. Oślepiła nas na moment, odesłała psiapsióły i zdemolowała swój pokój, prawie popełniając samobójstwo - białowłosy westchnął ciężko; był załamany - Wybrała się do Anny i co? Dzień później przyleciał do nas jakiś niezorientowany chłopak na smoku i mówi, że przysłała go Elsa, bo właśnie odwala kitę na jego wyspie. Uratowaliśmy ją, a kiedy spokojnie sobie rozmawialiśmy z Wikingami wpadł Pit i powiedział, że Asmodeusz rozniósł Zębowy Pałac i Norę, a teraz zabiera się za Bazę. North dostał białej furii. Szybko przenieśliśmy się tam, żeby wspomóc yeti. Podczas walki znalazłem się w dosyć nieciekawej sytuacji, bo Emma się na mnie uwzięła. Elsa mnie uratowała, ale uwolniła ogrom mocy i straciła przytomność. Ostatni raz ją widziałem, gdy Asmodeusz okrył ją skrzydłami. Elsa została porwana - powiedział głucho - Przeze mnie.
 - Jack, to nie twoja wina... - zaczęła Roszpunka, machnięciem wyswobadzając go z więzów
 - Właśnie, że moja! Gdybym bardziej uważał, nie musiałaby mnie ratować! - krzyknął wściekle Jack - A teraz... - głos mu się załamał - A teraz jej nie ma! - jego słowa były przesiąknięte bólem i poczuciem winy
 - Przecież ona żyje, znajdziemy ją - pocieszała go blondynka - Pewnie jest w cytadeli Asmodeusza, więc trzeba się tam dostać...
 - Ale jak? - wyszeptał głosem niewiele głośniejszym od szeptu - Tylko jego podwładni mogą się tam dostać bez jego zgody, a Pitch składając Przysięgę Strażnika ostatecznie wypowiedział mu służbę. Niemożliwe jest się tam dostać. Mrok próbował, ale nic z tego... - chłopak schował twarz w dłoniach. Punzie nie była pewna co robić, ale po chwili położyła mu dłoń na ramieniu i powiedziała:
 - Asmodeusz to zadufany w sobie dupek ze skłonnościami do dramatyzmu. Spróbujcie jutro się tam dostać.
***
 - Jutro Gwiazdka - powiedziała głucho Ząbek
 - Ta... - mruknął North. Jeden z yeti próbował podtykał mu pod nos jakieś papiery, ale Mikołaj nie zwracał na to uwagi. Martwił się o Jacka, który znów zniknął na kilka dni - Miałaś jakieś wieści o nim?
 - Nie - westchnęła Strażniczka, domyślając się o kogo chodzi. Mleczuszka przytuliła się do jej policzka.
 Wróżki odnalazły się całe i zdrowe, bo widocznie zorientowały się, że ktoś ich zaatakuje i ukryły się razem z zębami w domu Jamiego.
 Nagle do Bazy wleciał białowłosy duch zimy. W jego oczach płonął niezdrowy płomień.
 - Jutro spróbujemy odbić Elsę z cytadeli Asmodeusza - oznajmił z zimną determinacją.

niedziela, 4 października 2015

Epilog

 Samotność to dziwna rzecz.
 Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok ciebie w ciemności. Głaszcze cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje ci tchu, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej. Dotyka ustami miękkich włosków na twoim karku. Zostawia kłamstwa w twoim sercu, kładzie się w nocy w twoim łóżku, wysysa światło z każdego kąta. Nie odstępuje cię na krok, kurczowo trzyma cię za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć cię w dół, kiedy usiłujesz się podnieść.
 Budzisz się nie wiedząc, kim jesteś. Zasypiasz drżąc na całym ciele. Wątpisz wątpisz wątpisz
 czy jestem
 czy nie jestem
 czy mogę
 czy mi wolno
 A kiedy sądzisz, że jesteś gotów odejść, że jesteś gotów się uwolnić, zacząć od nowa, samotność jak stary znajomy staje obok twojego odbicia w lustrze i patrząc ci prosto w oczy mówi: no dalej, spróbuj przeżyć życie beze mnie. Nie znajdujesz słów, żeby bronić się przed samym sobą, przed głosem, który powtarza, że nie jesteś wystarczająco dobry nigdy nigdy nigdy nie będziesz wystarczająco dobry.
 Samotność to zgorzkniały, żałosny towarzysz.
 Zdarza się, że po prostu nie odpuści.
~Dziennik Julii, Tahereh Mafi

 Jej serce zostało strzaskane wiele razy.
 Prawie zabiła swoją siostrę.
 Straciła rodziców.
 Została sama.
 Zamieniła siostrę w lodowy posąg.
 Umarła, patrząc jak ginie cząstka jej ukochanego.
 A gdy wróciła, dowiedziała się, że tak naprawdę nigdy jej nie kochał.
 On kochał jej siostrę.

 Ale to już jej nie dotyczy. Już nie uroni łzy.
 Oddzielona od świata, ukryta pod szklaną kopułą.
 Podjęła decyzję, od której nie ma powrotu. Odeszła tam, gdzie nikt jej nie odnajdzie.
 Na zawsze samotna.

 Jednak ona tego już nie czuje.
 Odtąd nieznane jej jest uczucie smutku
 radości
 bólu
 szczęścia
 cierpienia.
























 Mężczyzna o skórze barwy tekowego drewna, włosach czarnych niczym najgłębsza otchłań i skrzydłach mieniących się błękitem i czerwienią, spojrzał na zabawkę w jego dłoniach. Kolejny raz postawił ją na półce, zaglądając do środka z uśmiechem.
 Wewnątrz pozytywki, na podeście z gramofonu stała na czubkach balerinek młoda kobieta, ubrana w bladoniebieską suknię, ze skrzypcami w znieruchomiałych dłoniach. Na jej twarzy nie było emocji, w oczach miała tylko pustkę.
 - Mówiłam, panie, że jest krucha jak lód - odezwała się stojąca obok dziewczyna - Wystarczyło odpowiednio nią pokierować, by ją unieszkodliwić
 - Miałaś rację, moja droga - odparł Anioł - Przypadek Elsy - wypowiedział to imię, jakby je smakował - to przykład, że miłość można wykorzystać przeciwko komuś. A ty byłaś wyjątkowo pomysłowa w tym zakresie, skarbie. Ten bibelocik złamie serce twojego drogiego braciszka i wtedy będzie na wieki należał do ciebie. I nic nas już nie powstrzyma...

Rozdział 44 - Zaczekaj!

 Już chyba piąty raz opowiadałam tą samą historię, bo Strażnicy przybywali pojedynczo i każdy chciał wiedzieć co się stało. Księżycu...
 - ...okazało się, że tym głosem była Emma, zresztą to ona za tym wszystkim stała. - skończyłam starannie ukrywając rozdrażnienie - Nie wiem co chciała przez to osiągnąć, ale jej nie wyszło.
 - Mało oryginalny sposób - skwitował zniesmaczony Pitch - Niemal zawsze korzysta z czyichś pomysłów.
 - A ten był niby czyj, twój, koleś? - sarknął Zając
 - Owszem, ja go pierwszy użyłem. Z tą różnicą, że mi się powiodło. - odparł Mrok z niezmąconym spokojem. Jack się zjeżył słysząc to. Temat mojej śmierci nadal był dla niego drażliwy.
 - Nie do końca, koleś. Elsa nadal żyje - wytknął mu "Kangur" Wielkanocny
 - Do końca. Umarła. - powiedział Pitch
 - Moment! - Czkawka uniósł nieco ręce - Wyjaśni mi ktoś o co teraz chodzi? Pogubiłem się.
 - Mrok wcześniej był naszym wrogiem. Troszkę to pogmatwane... Ukrył mnie przed Strażnikami na wiele lat. Jacka spotkałam przypadkowo, gdy opuszczałam pałac. Zabrał mnie do bazy bez mojej zgody - spojrzałam na niego ciężko. Chłopak wyszczerzył się tylko - W ten sposób Strażnicy w ogóle zdali sobie sprawę z mojego istnienia. Pitch zrobił się nieco... no dobra, bardzo zazdrosny i doszło do walki. Pokonałam go, ale wmówił mi, że umieram. No i zginęłam. Po jakichś dwóch latach się odrodziłam i zamieszkałam w niemagicznym świecie, pozbawiona pamięci. Porwała mnie Emma, potem uratował mnie Mrok.
 - Zabił cię, a następnie uratował? - zdziwił się wiking - A ja myślałem, że to kobiety są niezdecydowane...
 - Zmienił się - odparłam, a w mój ton wkradła się nutka irytacji. Ale mówiłam jak było. Jego kolory się zmieniły. Niegdyś szara cera nabrała zdrowszego odcienia, a czerń, którą kiedyś określałam mianem "zimnej i okrutnej", teraz miała "ciepły" odcień [wiem, że czarny nie ma odcieni, no ale chyba wiecie o co mi chodzi? dop. aut]. Nawet mrok, którym się posługiwał, stał się inny. Taki... przyjazny. Nie podejrzewałam, że użyję takiego określenia względem ciemności...
 Ciszę przerwał portal, który znikąd pojawił się w środku pomieszczenia.
 - Co na Thora... - wykrztusił Czkawka. Nie wiedział co to jest, bo North przyleciał saniami na Berk. Swoim zaprzęgiem wywołał niemałe zamieszanie wśród mieszkańców. Do sali wpadł zdyszany yeti. Nie byłam pewna co po wiedział, bo dla mnie to brzmiało jak mieszanina warknięć, chrząknięć i losowych sylab.
 Ale North rozumiał. I raczej nie były to dobre wieści.
 - Sprawdziliście na pewno?! Żadnego kontaktu?!! - krzyknął Mikołaj. Yeti coś odpowiedział. Wściekły North uderzył ogromną pięścią w stół, podrywając się - Strażnicy natychmiast do Bazy!!
 - North, co jest? Coś się stało? - spytałam zaniepokojona
 - Asmodeusz zaatakował Zębowy Pałac, Norę i Bazę. Nora jest spustoszona, pałac Zębuszki w kawałkach, ale nie wiadomo co z mleczuszką i pozostałymi. Phil nie mógł ich znaleźć - z ust Ząbek wyrwał się cichy okrzyk, za to oczy Zająca ciskały błyskawice - Yeti jakoś bronią Bazy, ale nie wytrzymają długo. Sam Asmodeusz tam jest.
 Zmroziło mnie na te słowa. Asmodeusz, okrutny anioł-psychopata, w którego cytadeli byłam więziona i torturowana.
 - Będzie dobrze, Elsa - Jack położył mi dłoń na ramieniu. Uśmiecham się w odpowiedzi, ale to nie jest prawdziwy uśmiech. Miałam przeczucie, że coś złego się stanie.
 - Elsa, odnajdź Pitcha i sprowadź na biegun. Reszta za mną! - skinęłam głową i wybiegłam, tworząc sobie po drodze skrzydła i wypatrując Mroka. Ludzie patrzyli w moją stronę i wytykali mnie palcami, ale to się nie liczyło. Teraz była wojna - Pitch! - zawołałam z rozpaczą, nie wiedząc jak go znaleźć.
 - Elso, czy coś się stało? - usłyszałam jego głos, gdy wyłonił się z jednego z cieni pode mną. Wylądowałam obok niego tak gwałtownie, że musiał mnie złapać za nadgarstki, abym nie upadła - Nora i Zębowy Pałac zniszczone, mleczuszka i reszta wróżek zniknęły. Baza zaatakowana, Asmodeusz tam jest - moje ostatnie słowa przeszły w ledwie słyszalny szept
 - Elso, musisz być silna - powiedział Mrok, patrząc mi w oczy - Teraz nie możesz się poddać. Chodźmy, maleńka, jesteś im potrzebna. - wtuliłam się w niego, gdy objęły nas cienie i przeniosły na biegun.
 A tam już nie było czasu na wątpliwości. Oderwałam się od Pitcha i rzuciłam w wir walki, tnąc lodowym mieczem likantropy i wilki utkane z samego zła. Gdzieś na lewo ode mnie Zębuszka cięła przeciwników skrzydłami i sztyletem, po prawo Zając dzielnie stawiał opór najeźdźcom, ale ci przygniatali go masą, jednak już po chwili zauważyłam, że z pomocą nadchodzi mu Mrok. Piasek akurat wyleciał przez okno.
 Szybko dobiłam swoich wrogów i skoczyłam za nim. Na zewnątrz toczyła się jeszcze większa bitwa. Wszystkie yeti były na dachu, ochraniając Northa, który siekł swymi mieczami. Piasek wzlatywał gdzieś w górę. Uniosła wzrok i zobaczyłam Jacka.
 Leciał prosto na samego Asmodeusza, niszcząc każdego mrocznego konia na swojej drodze. A Anioł Zła tylko się uśmiechał drwiąco. Nagle stało się coś co sprawiło, że moje serce niemal stanęło.
 Jeden z likantropów, mogłabym przysiąc, że przez chwilę widziałam w jego wnętrzu Emmę, rzucił się na niego od tyłu i wyszarpnął mu laskę z dłoni. Białowłosy zniknął w kotłowaninie czerni, do której co chwila dołączał nowy wróg.
 Z moich ust wyrwał się przeraźliwy krzyk i połowa koszmarów rozpłynęła się w powietrzu. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Dławiąc się powietrzem, leciałam do Jacka. Nie wiedziałam co robię. Gdzieś na granicy świadomości odnotowałam, że moje ciało świeci. Ale nie mogłam się dostać do ukochanego.
 Wrzasnęłam z bólu, uwalniając ogromną ilość mocy.
 Ostatnie co zobaczyłam to zszokowanego Jacka, już z laską w ręku. Potem była ciemność.
***
 Obudziłam się w swoim pokoju. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się, wstając. Mój brzuch zaburczał, dopominając się o swoje prawa, a uśmiechnęłam się pod nosem. Czas na śniadanie.
 Ruszyłam do kuchni, gdy nagle tknęło mnie przeczucie. Wiedziona instynktem ruszyłam do pokoju Jacka. Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy zobaczyłam jego dodającą otuchy postać. Już chciałam wejść do środka, gdy usłyszałam głos
 - A co jeśli ona się dowie? - Anna była zaniepokojona, białowłosy uśmiechnął się czule i przytulił ją do siebie - Jeśli zauważy jak Elisa i Jake są do ciebie podobni? Jak... - chłopak zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem
 Z ust wyrwał mi się cichy okrzyk. Jack natychmiast oderwał się od rudowłosej królowej i obejrzał w moją stronę. Zasłoniłam usta dłońmi, ale to nie wiele dało; wydałam z siebie zduszony szloch.
 - Elsa... - białowłosy zrobił krok w moją stronę, jednak ja odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Podłoga zamarzała pod moimi bosymi stopami, bo nawet nie zauważyłam kiedy zgubiłam buty, a po policzkach lały mi się łzy. Jak on mógł mi to zrobić? I to z Anną?! - Zaczekaj! - krzyczał za mną duch zimy. Dogonił mnie i przyszpilił do ściany - Elsa, proszę...
 - Zostaw mnie - wyjęczałam
 - Daj mi wytłumaczyć, Śnieżynko...
 - Nie nazywaj mnie tak - zachrypiałam, wykręcając głowę, by nie musieć patrzeć na jego twarz - Myślałam, że mnie kochasz... - szepnęłam - Dlaczego pozwoliłeś mi wierzyć w to?
 - Elso... wydawało mi się, że cię kocham - odparł, kręcąc głową - Ale gdy umarłaś, zrozumiałem, że tak naprawdę kochałem twoją siostrę... ty mnie zauroczyłaś swoją mocą i twarzą łudząco podobną do jej... ale jesteś zbyt podobna do mnie, Elso. Nie mogę kochać kogoś takiego jak ja...
 Dalej nie słuchałam jego wymówek, tylko odepchnęłam go i z pomocą magi przeniosłam się do mrocznego lasu, tuż koło cytadeli Asmodeusza. Łzy rozmazywały mi obraz, ale jakimś cudem nie wpadłam na drzewo, przedzierając się przez gęstwinę. Na polanie zobaczyłam Anioła Zła, zapatrzonego w nocne niebo podczas nowiu. Na ustach miał leniwy uśmieszek, który zmienił się w grymas zaskoczenia, gdy zobaczył mnie.
 Upadłam przed nim na kolana i załkałam:
 - Zabierz mnie stąd, proszę... niech przestanie boleć... - schowałam twarz w dłoniach. A on zaskakująco delikatnie wziął mnie za ręce i podniósł na nogi.
 - Jeśli naprawdę tego pragniesz... - rozszlochałam się jeszcze głośniej i wtuliłam w niego. Potrzebowałam czyjejś bliskości, a na Jacka nie mogłam liczyć. Na Strażników też nie, bo przecież wiedzieli, musieli wiedzieć, że Jack kocha Annę...
 - Więc chodź - wyszeptał w moje włosy; czułam jego oddech na skórze. Objął mnie ramionami i zakrył skrzydłami, jakby chciał odgrodzić nas od świata.
 I świat zniknął.