Pitch zastanawiał się czemu jest akurat tu. Na małej łódeczce na środku oceanu. Gdy wytężał wzrok, mógł dostrzec mglisty zarys wyspy. Łupina, na której płynął, powoli się do niej zbliżała.
Ląd nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Dodatkowo chroniły go poszarpane turnie, które z łatwością mogłyby przemielić łódeczkę Mroka w drzazgi.
Był już bardzo blisko pierwszych skał. Z mgły wyłoniły się w całej okazałości ostre skały, wokół których unosiły się kawałki drewna i syntetycznej żywicy, szczątki starych łodzi z przed wojny, ba nawet kamizelki ratunkowe z samolotu.
Nagle usłyszał cichą pieśń bez słów. Zdawała się wpełzać do umysły i oplatać go. Zaintrygowany spojrzał w kierunku jej źródła. Z jego ust wyrwał się mimowolny okrzyk, gdy zobaczył kto jest na brzegu.
Na piaszczystej plaży siedziały cztery kobiety w różnym wieku. Pierwsza, a zarazem najstarsza z nich miała może z trzydzieści lat, ciemnobrązowe włosy i, jak niemal wszystkie pozostałe, niebieskie oczy. Miała na sobie białą suknię z czarnymi zdobieniami. Seraphina. Druga była osiemnastoletnią wersją poprzedniej tylko jej oczy miały bledszy kolor, a ubrania były typowo arendelskie w kolorystyce fioletowo-liliowej. Idun. Zaraz obok niej... Elsa, cała i zdrowa w swojej lodowej sukni z niemal przezroczystą peleryną w śnieżynki.
Lekko skryta za nimi była najmłodsza z dziewcząt, miała może z dwanaście lat, złote oczy i włosach o kolorze pomiędzy rudym, a miodowym. Ubrana była w prostą, jasnoorzechową sukienkę, którą sama uszyła i ozdobiła oraz zwykłe brązowe buciki. We włosach miała jasnoniebieski kwiatek. Elisa.
Dziewczyna ta umarła już kilka stuleci temu. Pitch znalazł ją, gdy miała trzy latka i zaopiekował się nią. Była dla niego jak córka...
A teraz siedziały tu razem, śmiejąc się radośnie, machając do niego i wołając jego imię.
- Pitchinerze! - niósł się głos Seraphiny
- Tato! - wołała Idun
- Pitch! - krzyczała Elsa
- Mrok! - uzupełniała Elisa
Chwycił wiosło i szybko zaczął zbliżać się do nich. Patrzenie na nie z daleka było dla niego niemal bolesne. Jednak nie zauważył jednej ze skał i zarył w nią dnem, przewracając łódkę. Strażnik Odwagi wpadł do wody.
A tam oprzytomniał. Przecież Seraphina, Idun i Elisa dawno nie żyły, a Elsa aktualnie była bibelotem! Pitch zatkał uszy i wypłynął na powierzchnię, by nabrać powietrza. Tak jak myślał, Asmodeusz wysłał go na Wyspę Syren.
Na brzegu plaży przycupnęło kilka mieszkanek owego lądu. Miały wygląd sępów z ludzkimi twarzami, które cały czas się zmieniały. Seraphina, Idun, Elsa, Elisa, Idun, Seraphina, Elisa, Elsa...
Mężczyzna zacisnął powieki, nie chcą ulec ich podstępom. Przyzwał do siebie cienie i przeniósł na pierwszy stały ląd w okolicy. Nie myślał o żadnym konkretnym miejscu, co okazało się błędem. Wylądował tuż przed grupą uzbrojonych w łuki i miecze nastolatków, od których było czuć magię.
Zaniepokojona szelestem dziewczyna rzuciła w jego stronę sztyletem. Mrok był na tyle rozkojarzony tą całą sytuacją z Syrenami, że zdołał tylko się osłonić ręką.
No tak, Lord zawsze ma plan awaryjny. Wysłał go do innego wymiaru, tego, który był we władaniu istot obdarzonych wielką mocą, ale też bardzo płytkich i cóż... w większości głupszych od ludzi.
Szybko przeniósł się cieniami, tym razem skupiając się na jednym ze Strażników, a mianowicie Piasku - jego całkowitym przeciwieństwu.
Znowu wylądował w wodzie, tym razem na szczęście tylko do kolan. Za to jego piaskowy towarzysz unosił się tuż pod sufitem, patrząc z wyraźnym niepokojem na ciecz. Żółty ludek pomachał przybyszowi na po witanie.
- Czyli nie tylko na mnie uwziął się Asmodeusz - westchnął Pitch - Trzeba szybko zebrać pozostałych, bo jeśli i ich Lord wysłał jak nas, to mogą mieć spore kłopoty.
Złapał Piaska za ramię i przenieśli się do Ząbek. Strażniczkę zastali w opłakanym stanie, wyziębioną i wyczerpaną, powoli zasypywaną przez śnieg. Cóż, była po części ptakiem, a te nie znoszą zbyt dobrze zimna. Złoty ludek przestraszył się i szybko zaczął ją odkopywać. Mrok też się nie obijał i razem szybko wyciągnęli zębową wróżkę. Piasek szybko stworzył swoją chmurę i przy pomocy Pitcha przeniósł na nią Ząbek, by okryć ją świecącym kocem.
- Dopilnuj, by się porządnie wygrzała - powiedział Czarny Pan, po czym wysłał ich cieniami do Bazy.
Tym razem przeniósł się do Zając. I zaraz zatoczył się do tyłu, bo tuż koło niego przemknął Szarak goniony przez stado chartopodobnych stworów, będących coraz bliżej ofiary.
Mrok westchnął i jednym machnięciem podporządkował sobie jednego potwora, a ten rzucił się na pozostałe, rozpraszając pościg. Zaskoczony Strażnik obrócił się, chcąc dowiedzieć się co się stało i zobaczył Pitcha.
- Czemu masz w ręku sztylet? - spytał zdziwiony Szarak. Czarnowłosy natychmiast wyciągnął przedmiot z przedramienia i wrzucił w ciemność. Gdyby go zbadali, mogliby odkryć, że nie jest stąd. A niespecjalnie mu się śpieszyło do powiedzenia pozostałym, że odwiedził (niepierwszy raz) inny wymiar.
- Nie tylko ty miałeś problemy - odparł - Lepiej pomóż Piaskowi, bo Ząbek jest w nie najlepszej formie. - dodał i odesłał go - Następny przystanek: North - mruknął do siebie, zirytowany faktem, że musi ratować tych, którzy nie chcieli mu nigdy pomóc. Którzy uznali go za potwora za coś na co nie miał wpływu.
Ale Elsa ich potrzebowała. Mimo, że to właśnie przez nich stało się to co się stało... I dlatego musiał z nimi współpracować.
Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył kiedy się przeniósł. Do rzeczywistości przywróciły go dopiero głosy Zwodników, pobrzmiewające wokół.
- Chodź, zbóju, tędy wiedzie droga... - szeptały stwory skryte w ciemnościach. A Mikołaj poddał się już ich głosom, idąc prosto nad urwisko. I dalej.
- Won stąd! - warknął Pitch, przepędzając mrokiem Zwodniki - North, idziemy - powiedział do postawnego mężczyzny, ale ten z błędnym wzrokiem dalej szedł. - North, nie mamy na to czasu!
- Muszę tam iść - odparł tamten, jak w transie - Tam jest droga...
Mrok przyłożył dłoń do twarzy, mrucząc "Za jakie grzechy...", po czym najzwyczajniej w świecie odesłał Strażnika do Bazy.
I został ostatni. Jack Frost. Gdyby Elsa go nie poznała, wszystko było by prostsze. Byłaby sama, owszem, ale bezpieczna w Arendell, z siostrą, jej mężem i dwójką dzieci. Zresztą nie do końca sama, prędzej czy później Rada zmusiłaby ją do ożenku. Gdyby tylko wcześniej pomyślał o tym, że jego mała Elsa może się zakochać właśnie w tym chłopaku...
Tym razem cienie wyprowadziły go na pustynię. Rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł charakterystycznej srebrnobiałej czupryny. Zmarszczył brwi. Duch zimy powinien gdzieś tu być, przecież cienie nigdy się nie mylą... Przyjrzał się dokładnie piaskom pustyni i kilka metrów w prawo dojrzał czubek pozytywki z Elsą. Natychmiast podbiegł podbiegł do niej i wydobył z piachu bibelot. Otrzepał go dokładnie, czyszcząc z nawet najmniejszych drobinek i zajrzał do środka.
Platynowowłosa baletnica ukryta za szkłem trwała, nie zważając na nic poza swym maleńkim światkiem pod kloszem. Niewzruszona stała z skrzypcami gotowymi do gry i pustym spojrzeniem przeszywająca otoczenie. Nie widziała rozpaczy krążącej w prawdziwym świecie, bólu chłopaka, którego kochała, szoku i rezygnacji Strażników. Dla niej nie było już nic.
Mrok dopiero po chwili zauważył skrawek granatowego materiału, widoczny w miejscu, z którego wziął bibelot. Odgarnął jeszcze trochę piasku i zobaczył już nieco roztopiony szron na bluzie.
- Mogłem się domyślić, że idiota postanowi się zabić. Miejmy nadzieję, że jeszcze żyje... - wyciągnął Strażnika Zabawy i pobieżnie otrzepał z piachu.
Ląd nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Dodatkowo chroniły go poszarpane turnie, które z łatwością mogłyby przemielić łódeczkę Mroka w drzazgi.
Był już bardzo blisko pierwszych skał. Z mgły wyłoniły się w całej okazałości ostre skały, wokół których unosiły się kawałki drewna i syntetycznej żywicy, szczątki starych łodzi z przed wojny, ba nawet kamizelki ratunkowe z samolotu.
Nagle usłyszał cichą pieśń bez słów. Zdawała się wpełzać do umysły i oplatać go. Zaintrygowany spojrzał w kierunku jej źródła. Z jego ust wyrwał się mimowolny okrzyk, gdy zobaczył kto jest na brzegu.
(Tja, wiem, że w tle nie ma plaży, ale nie było :/ )
Lekko skryta za nimi była najmłodsza z dziewcząt, miała może z dwanaście lat, złote oczy i włosach o kolorze pomiędzy rudym, a miodowym. Ubrana była w prostą, jasnoorzechową sukienkę, którą sama uszyła i ozdobiła oraz zwykłe brązowe buciki. We włosach miała jasnoniebieski kwiatek. Elisa.
Dziewczyna ta umarła już kilka stuleci temu. Pitch znalazł ją, gdy miała trzy latka i zaopiekował się nią. Była dla niego jak córka...
A teraz siedziały tu razem, śmiejąc się radośnie, machając do niego i wołając jego imię.
- Pitchinerze! - niósł się głos Seraphiny
- Tato! - wołała Idun
- Pitch! - krzyczała Elsa
- Mrok! - uzupełniała Elisa
Chwycił wiosło i szybko zaczął zbliżać się do nich. Patrzenie na nie z daleka było dla niego niemal bolesne. Jednak nie zauważył jednej ze skał i zarył w nią dnem, przewracając łódkę. Strażnik Odwagi wpadł do wody.
A tam oprzytomniał. Przecież Seraphina, Idun i Elisa dawno nie żyły, a Elsa aktualnie była bibelotem! Pitch zatkał uszy i wypłynął na powierzchnię, by nabrać powietrza. Tak jak myślał, Asmodeusz wysłał go na Wyspę Syren.
Na brzegu plaży przycupnęło kilka mieszkanek owego lądu. Miały wygląd sępów z ludzkimi twarzami, które cały czas się zmieniały. Seraphina, Idun, Elsa, Elisa, Idun, Seraphina, Elisa, Elsa...
Mężczyzna zacisnął powieki, nie chcą ulec ich podstępom. Przyzwał do siebie cienie i przeniósł na pierwszy stały ląd w okolicy. Nie myślał o żadnym konkretnym miejscu, co okazało się błędem. Wylądował tuż przed grupą uzbrojonych w łuki i miecze nastolatków, od których było czuć magię.
Zaniepokojona szelestem dziewczyna rzuciła w jego stronę sztyletem. Mrok był na tyle rozkojarzony tą całą sytuacją z Syrenami, że zdołał tylko się osłonić ręką.
No tak, Lord zawsze ma plan awaryjny. Wysłał go do innego wymiaru, tego, który był we władaniu istot obdarzonych wielką mocą, ale też bardzo płytkich i cóż... w większości głupszych od ludzi.
Szybko przeniósł się cieniami, tym razem skupiając się na jednym ze Strażników, a mianowicie Piasku - jego całkowitym przeciwieństwu.
Znowu wylądował w wodzie, tym razem na szczęście tylko do kolan. Za to jego piaskowy towarzysz unosił się tuż pod sufitem, patrząc z wyraźnym niepokojem na ciecz. Żółty ludek pomachał przybyszowi na po witanie.
- Czyli nie tylko na mnie uwziął się Asmodeusz - westchnął Pitch - Trzeba szybko zebrać pozostałych, bo jeśli i ich Lord wysłał jak nas, to mogą mieć spore kłopoty.
Złapał Piaska za ramię i przenieśli się do Ząbek. Strażniczkę zastali w opłakanym stanie, wyziębioną i wyczerpaną, powoli zasypywaną przez śnieg. Cóż, była po części ptakiem, a te nie znoszą zbyt dobrze zimna. Złoty ludek przestraszył się i szybko zaczął ją odkopywać. Mrok też się nie obijał i razem szybko wyciągnęli zębową wróżkę. Piasek szybko stworzył swoją chmurę i przy pomocy Pitcha przeniósł na nią Ząbek, by okryć ją świecącym kocem.
- Dopilnuj, by się porządnie wygrzała - powiedział Czarny Pan, po czym wysłał ich cieniami do Bazy.
Tym razem przeniósł się do Zając. I zaraz zatoczył się do tyłu, bo tuż koło niego przemknął Szarak goniony przez stado chartopodobnych stworów, będących coraz bliżej ofiary.
Mrok westchnął i jednym machnięciem podporządkował sobie jednego potwora, a ten rzucił się na pozostałe, rozpraszając pościg. Zaskoczony Strażnik obrócił się, chcąc dowiedzieć się co się stało i zobaczył Pitcha.
- Czemu masz w ręku sztylet? - spytał zdziwiony Szarak. Czarnowłosy natychmiast wyciągnął przedmiot z przedramienia i wrzucił w ciemność. Gdyby go zbadali, mogliby odkryć, że nie jest stąd. A niespecjalnie mu się śpieszyło do powiedzenia pozostałym, że odwiedził (niepierwszy raz) inny wymiar.
- Nie tylko ty miałeś problemy - odparł - Lepiej pomóż Piaskowi, bo Ząbek jest w nie najlepszej formie. - dodał i odesłał go - Następny przystanek: North - mruknął do siebie, zirytowany faktem, że musi ratować tych, którzy nie chcieli mu nigdy pomóc. Którzy uznali go za potwora za coś na co nie miał wpływu.
Ale Elsa ich potrzebowała. Mimo, że to właśnie przez nich stało się to co się stało... I dlatego musiał z nimi współpracować.
Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył kiedy się przeniósł. Do rzeczywistości przywróciły go dopiero głosy Zwodników, pobrzmiewające wokół.
- Chodź, zbóju, tędy wiedzie droga... - szeptały stwory skryte w ciemnościach. A Mikołaj poddał się już ich głosom, idąc prosto nad urwisko. I dalej.
- Won stąd! - warknął Pitch, przepędzając mrokiem Zwodniki - North, idziemy - powiedział do postawnego mężczyzny, ale ten z błędnym wzrokiem dalej szedł. - North, nie mamy na to czasu!
- Muszę tam iść - odparł tamten, jak w transie - Tam jest droga...
Mrok przyłożył dłoń do twarzy, mrucząc "Za jakie grzechy...", po czym najzwyczajniej w świecie odesłał Strażnika do Bazy.
I został ostatni. Jack Frost. Gdyby Elsa go nie poznała, wszystko było by prostsze. Byłaby sama, owszem, ale bezpieczna w Arendell, z siostrą, jej mężem i dwójką dzieci. Zresztą nie do końca sama, prędzej czy później Rada zmusiłaby ją do ożenku. Gdyby tylko wcześniej pomyślał o tym, że jego mała Elsa może się zakochać właśnie w tym chłopaku...
Tym razem cienie wyprowadziły go na pustynię. Rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł charakterystycznej srebrnobiałej czupryny. Zmarszczył brwi. Duch zimy powinien gdzieś tu być, przecież cienie nigdy się nie mylą... Przyjrzał się dokładnie piaskom pustyni i kilka metrów w prawo dojrzał czubek pozytywki z Elsą. Natychmiast podbiegł podbiegł do niej i wydobył z piachu bibelot. Otrzepał go dokładnie, czyszcząc z nawet najmniejszych drobinek i zajrzał do środka.
Platynowowłosa baletnica ukryta za szkłem trwała, nie zważając na nic poza swym maleńkim światkiem pod kloszem. Niewzruszona stała z skrzypcami gotowymi do gry i pustym spojrzeniem przeszywająca otoczenie. Nie widziała rozpaczy krążącej w prawdziwym świecie, bólu chłopaka, którego kochała, szoku i rezygnacji Strażników. Dla niej nie było już nic.
Mrok dopiero po chwili zauważył skrawek granatowego materiału, widoczny w miejscu, z którego wziął bibelot. Odgarnął jeszcze trochę piasku i zobaczył już nieco roztopiony szron na bluzie.
- Mogłem się domyślić, że idiota postanowi się zabić. Miejmy nadzieję, że jeszcze żyje... - wyciągnął Strażnika Zabawy i pobieżnie otrzepał z piachu.
Duch zimy prezentował się tragicznie. Jego włosy pociemniały, wysuszona skóra popękała od upału, a usta miał pokryte warstwą krwi zmieszanej z pustynnym pyłem.
Najgorsze jednak były jego oczy. Niegdyś niebieskie i pełne życia - teraz ciemne i puste jak u lalki.
Pitch przyłożył dwa palce do wgłębienia między obojczykami chłopaka, ale nie wyczuł pulsu. Mężczyzna wykrzywił usta z niesmakiem i stworzył z ciemności konia (nie koszmara, tylko konia), po czym wrzucił na niego nieruchomego Strażnika. Chwycił za lejce i razem rozpłynęli się w cieniu wydmy.
W Bazie, jak to codziennie, panował rozgardiasz. Może nie wesoły, ale jednak.
Ząbek siedziała na kanapie otulona ciepłym kocem, popijając herbatę, zaś pozostali (w tym nadal niezbyt przytomny North) dopytywali się czy na pewno wszystko dobrze, kręcąc się z kąta w kąt. Jednak to Strażniczka pierwsza dostrzegła przybyszy.
- Pitch! - zachrypiała - Wszystko w porządku? Gdzie Jack? - kobieta-koliber zaczynała panikować. Mrok ściągnął Ducha zimy z konia, który uwolniony od ciężaru rozpłynął się, i położył na sofie naprzeciw Ząbek.
- Nie ma pulsu, ani nie oddycha - poinformował obecnych. Nastała długa cisza. Pitch nie odzywał się, by Strażnicy mieli czas przetrawić jego słowa. Mijała minuta, dwie, trzy, pięć...
Milczenie przerwał dopiero szloch Ząbek.
Czy ciebie do reszty pogięło? Zabić mi mojego Jacka?! O, nie. To nie fajne. Masz mi go zaraz uzdrowić. Ja nie proszę. To jest rozkaz, jasne?
OdpowiedzUsuńPoza tym, rozdział oczywiście genialny.
I pytanie: czytałaś Dary Anioła, prawda? Bo ostatnio czytałam rozdziały od początku i zauważyłam nawiązania. Hmm, za pierwszym razem też je widziałam, ale jakoś zapomniałam o to zapytać.
Życzę weny, pozdrawiam, czekam na nexta i MASZ MI TU ZARAZ OŻYWIĆ JACKA!!!
Wera ;*
W mojej twórczości możesz znaleźć wiele nawiązań do różnych książek, które robię nieświadomie. Po prostu to co piszę to suma tego co przeczytam z odrobiną mojej (chorej) wyobraźni :)
UsuńKolejny świetny rozdział. Nie ma to jak dobry post na zakończenie dnia (chociaż czeka mnie jeszcze nauka na chemię, ale gdy zobaczyłam że dodałaś rozdział laptop szybko wygrał bitwę). Piszesz naprawdę świetnie. No! I ja tu oświadczam! W zasadzie nie wiem co... ale chciałam powiedzieć, że mi tak mówisz, że masz nadzieję, że posty będą częściej, a Twojego koma jak nie było tak nie ma.
OdpowiedzUsuńTymczasem ja wypruwam sobie żyły, żeby moje wszystkie komu u ciebie pod KAŻDYM rozdziałem nie były takie same... No wiesz...
Wracając do tematu to o Jack'a nawet się nie martwię, bo bez niego by nie było historii xd Jestem ciekawa za to co zrobią z Elsą. No i jaki będą mieli plan, który swoją srogą nosi chyba nazwę "Z"
No nic, weny, czasu i cierpliwości xd
Pozdrawiam cieplutko! ♥♥♥
Tak rzadko dodajesz rozdziały, że zapomniałam zajrzeć, sorry...
UsuńCo do Jacka, to właśnie sobie uświadomiłam, że zabiłam głównego bohatera, a jego dziewczynę zmieniłam w zabawkę... ups. Zapomniałam sprawdzić rozdział przed dodaniem :/
A ten był pisany na żywca podczas "tych dni"...
W sumie to da się to naprawić, w końcu Jack to nie jedyny facet w światach, no nie? Tak się właśnie zastanawiałam, czy nie zmienić Elsie chłopaka... dylemat sam się rozwiązał :)
Nie! ona ma być z Jack'iem!
UsuńTak jak mówiłam, Aniasam, ciebie do reszty pogięło. Jelsa nie może istnieć bez Jacka, hello! Masz mi go tu ożywić i to zaraz! Wiesz, jakaś siła miłości czy coś... XD
UsuńW.
Z tą "siłą miłości" to by było ciężko, bo strasznie trudno opisywać coś w co się nie wierzy :/
UsuńNo to uwierz! Kochasz rodziców, prawda? Przyjaciół? (Oczywiście jak rodzeństwo) Jakiś brat czy siostra? To też zalicza się pod miłość! Nie do końca taką, jak trzeba opisać tu, ale to też ona
UsuńNominowałam Cię do LA!!!
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie: frost-snow.blogspot.com