Lisabelle była dosyć ładną dziewczyną o złocistych włosach, wyważonej sylwetce, radosnych szarych oczach i olśniewającym uśmiechu. Zdecydowanie odziedziczyła wygląd po swoim ojcu, Apollinie. Apollo był greckim bogiem piękna, sztuki, łucznictwa i medycyny. Ostatnie z tych dwóch Lisa również posiadała. Była bardzo dobrą łuczniczką, a do leczenia miała niezwykły dar. Jej dotyk potrafił zneutralizować większość trucizn, co czyniło ją jedną z lepszych uzdrowicielek w Obozie Herosów, czyli jedynej bezpiecznej przystani dla w połowie ludzkich potomków bogów greckich.
Zdecydowanie nie był to letni biwak. Tu uczono dzieciaki walki i sztuki przetrwania w świecie, gdzie nadal można napotkać różne stwory z mitologii. Wielu z obozowiczów było tak zwanymi "całorocznymi". Określenie to zawdzięczali faktowi, iż praktycznie nie opuszczali tego miejsca. Niektórzy zaczynali naukę bardzo wcześnie, mając zaledwie kilka lat, zaś inni, ci którzy mieli sporo szczęścia, dożywali poza Obozem nawet piętnastki. Nikt starszy tam dotąd nie trafił.
Właśnie. Dotąd. Zaledwie kilka godzin temu Lisabelle wracając z treningu trafiła na ciemnowłosą dziewczynę, którą właśnie usiłowała zamordować jedna z Łaskawych. Zdecydowanie nie był to jej najlepszy dzień. Lisa miała na szczęście przy sobie jeszcze łuk, więc zdołała zabić potwora, ale stan tej nastolatki... cóż pozostawiał wiele do życzenia. Przy pomocy chłopaków, którzy akurat przechodzili udało się jej dotransportować ją do szpitalika i zabrać się za jej rany.
Blondynka przeciągnęła się na swoim łóżku, po czym lekko zaspana poszła do rannej. Co kilka godzin musiała sprawdzać jej stan, na wypadek gdyby coś się pogorszyło. Niby ją opatrzyła, ale zawsze wolała dmuchać na zimne, dlatego też zaglądała do niej co godzinę.
Ziewając otworzyła drzwi do szpitalika i z latarką w ręku podeszła do ciemnowłosej. Tak jak podejrzewała, opatrunek na boku, w który Łaskawa widocznie wbiła pazury, przemiękł trochę. Zdjęła bandaż, ostrożnie przemyła ranę nektarem, czyli jednym z najlepszych uzdrawiających środków jakie istnieją, a także pokarmem bogów, i nie omieszkując przy okazji podpić troszkę, zakryła ją z powrotem.
- A ty znowu podprowadzasz nektar? - Lisa prawie zakrztusiła się, słysząc czyjś głos. Obróciła się i zobaczyła opalonego blondyna o niebieskich jak niebo po burzy oczach.
- Weź mnie nie strasz, Will - zganiła go. Chłopak był jej przyrodnim bratem ze strony ojca oraz kimś w rodzaju ordynatora. Jako lider ich domku [w każdym domku mieszkają dzieci jednego z bogów i mają swojego przedstawiciela czyli grupowego. dop. aut.] zajmował się całym szpitalikiem.
- Co jej się stało? - zapytał, wskazując na wciąż nieprzytomną ciemnowłosą. Lisa skrzywiła się lekko.
- Atak Łaskawej - odparła - Ślady po pazurach na twarzy już pozszywałam, bok i poszarpane plecy też jakoś się opatrzyło - zrelacjonowała, pokazując odpowiednie miejsca - Zaraz po ataku straciła przytomność, nadal się nie obudziła. Dodatkowo ma szramy na nadgarstkach i mocno podrapaną rękę, ale to wygląda na robotę człowieka. Nie wiem, może te dwa ostatnie to autoagresja? - zamilkła na chwilę, zamyślona, ale zaraz kontynuowała - Sądząc po wyglądzie nie jadła co najmniej tydzień, ogólne jest w złym stanie. - podsumowała
- A jak się nazywa?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała - Nie zdążyłam się jej spytać, a nadal nie odzyskała przytomności.
- Dobra, zmieniaj jej na razie bandaże, a gdy się obudzi to podaj jej miksturę przeciwbólową. Tą co Kay od Hekate zrobił. I dwa razy dziennie ambrozja. Zalecenie lekarza - powiedział, zapisując coś na kartce, którą zaraz położył na szafeczce koło nieprzytomnej, a Lisa zachichotała cicho na te ostatnie słowa. Will zdecydowanie lubił to wyrażenie i dodawał je do prawie każdej wypowiedzi o medycynie.
- A ty nie miałeś dziś wpaść do Katie? - zapytała blondynka, mając na myśli [jeszcze nie] dziewczynę chłopaka.
- Odwołałem, bo dziś mój dyżur - odmruknął. Widać było, że nie jest z tego powodu uradowany, ale jako grupowy musiał dawać dobry przykład.
- Zajmę się nimi - uśmiechnęła się szarooka - Przecież niebo się nie zwali jak na chwilę pójdziesz
- Powiedział Herkules do Atlasa* - zaśmiał się syn Apollina - Kochana jesteś! - dodał, dając jej krótkiego całusa w policzek i wybiegając z szpitalika.
Lisa nucąc pod nosem zaczęła sprawdzać zawartość szafek, robiąc spis potrzebnych rzeczy do kupienia. Znowu brakowało bandaży i plastrów, a nektaru oraz ambrozji też przydałoby się skombinować więcej. Lepiej dobrze się przygotować, bo po ostatniej Bitwie o Sztandar [gra zespołowa herosów] poszło całkiem sporo środków, gdyż jakiś żartowniś wpuścił kilka piekielnych ogarów do lasu, a zaskoczeni obozowicze trochę oberwali.
Blondynka zerknęła ostatni raz na swoją pacjentkę i poszła do Jedenastki, czyli domku Hermesa. Jako że był to bóg wieeeelu rzeczy w tym podróżników, posłańców, złodziejów i handlarzy, drzwi tego przybytku prawie cały czas były otwarte. Chmurnooka weszła do środka, po czym zagwizdała donośnie.
- Kto skombinowałby trochę rzeczy do szpitalika?! - zawołała - Chętny dostanie całodniową przepustkę na zewnątrz, ale w tym czasie musi zrobić też te zakupy - zastrzegła. Zaraz słyszeć się dało okrzyki entuzjazmu. Niby Hermesiątka radziły sobie i bez tych przepustek, jednak legalnie opuścić obóz jest miło, a nie stresować się, czy ktoś cię nie złapie. Herosi zaczęli się przekrzykiwać.
Czarnowłosy chłopak z niebieskim oczami i urokiem Supermana, podbiegł do niej i wyrwał jej kartkę.
- Zaklepane! - krzyknął - Jutro dostawa, Belle - dodał z słodkim uśmiechem. Lisa przygryzła wargę, starając się nie zacząć szczerzyć jak głupia. Lubiła Erika i to jak zdrabniał jej imię.
- Dzięki - cmoknęła go w policzek. Niebieskooki mrugnął do niej, po czym zaczął się zbierać do wyjścia.
To nie tak, że nie podobało im się w Obozie Herosów. Po prostu każdy lubi czasem uciec od ciągłych treningów i nauki. No bo ile można?
Lisabelle z ogromnym uśmiechem wróciła do szpitalika. Jednak kiedy weszła, w środku czekała ją niespodzianka.
Ciemnowłosa siedziała po turecku na szpitalnej pryczy i zawzięcie coś rysowała. Widać było, że każdy ruch sprawia jej ból, jednak nie przerywała pracy. Blondynka podeszła do niej i położyła jej dłoń na ramieniu. Dziewczyna ledwo zauważalnie wzdrygnęła się.
- Hej, jestem Lisa, a ty? - spytała. Ale pacjentka zdawała się jej nie zauważać. Jak gdyby nigdy nic dalej szkicowała - Może chociaż powiesz mi jak się tu znalazłaś? Pamiętasz coś? - próbowała dalej. Jednak i to nie przyniosło pożądanego efektu, dlatego w końcu zabrała jej ten notes. Ciemnowłosa zacisnęła palce na ołówku i przymknęła oczy. Belle spojrzała na rysunek, który tak bardzo zaabsorbował jej towarzyszkę.
Było to kilka scen. Najpierw ciemnowłosa z zagubioną miną przechodząca przez jakieś drzwi, potem ta sama dziewczyna w lesie, to jak idzie... następny był szkic Łaskawej. Wspaniale oddawał nawet najmniejszy szczegół tego potwora. A później... Lisa potrzebowała chwilki, żeby zrozumieć ten obrazek. W samym centrum były oczy. Reszta twarzy była jakby zamazana, a brzegi kartki zaczernione. Na twarzy postaci odbijała się troska. To była ona sama, córka Apollina.
Zaskoczona blondynka oddała szkicownik właścicielce, a ta zaraz otworzyła szarozłote oczy i zaczęła dalej rysować. Miała nieobecny wzrok.
Lisa była naprawdę zdziwiona jej zachowaniem. Może atak Łaskawej spowodował traumę, na skutek której tak się zachowuje? A może zawsze tak miała? Istnieje także możliwość, że powodem jest bycie herosem. Niektórzy półbogowie z łatwością mogą przejrzeć Mgłę, czyli magiczną zasłonę, która oddziela świat śmiertelników od boskiego i ukrywa potwory przed wzrokiem ludzi, sprawiając iż wydają się być czymś normalnym na przykład bezdomnym psem, a to może odbijać się na ich psychice. Jeśli ktoś przez lata wmawia ci, że oszalałeś, jest możliwość, iż po jakimś czasie rzeczywiście pomiesza ci się w głowie. A może ona po prostu jest niemową i tak jakoś wyszło, że odcięła się od świata? Zdecydowanie będzie musiała zrobić jej dodatkowe badania.
Lisa zatrzymała się na chwilę i popatrzyła na nią. Po policzkach dziewczyny spływały łzy, jednak nie przerywała szkicowania. Trzęsła się pod wpływem szlochów. Ale córka Apolla nie podeszła do niej. Wcześniej próbowała nie raz ją pocieszyć, lecz Bezimienna albo jeszcze bardziej zaczynała płakać, albo uciekała, zanim chmurnooka zdążyła choćby do niej podejść. Nikomu nie pozwalała się do siebie zbliżać.
No, prawie nikomu.
Codziennie siadła przy domku podobnym do wiejskiego, krytego strzechą budynku. Dookoła niego rosło wiele maków. Czuła, że gdyby weszła tam, mogłaby przestać cierpieć. Że mieszkańcy tego przybytku byliby w stanie jej pomóc.
Ale wtedy straciłaby wszystko. Pamięć o Nim bolała, jednak... jednak ona nie potrafiłaby sobie bez niej poradzić.
Kątem załzawionego oka Elsa zobaczyła ruch. Przetarła twarz i spojrzała w bok. Obok niej usiadła czarnowłosa dziewczyna o obsydianowych oczach. Ona niemal od samego początku była niedaleko i Strażniczka w końcu przyzwyczaiła się do jej obecności. Nigdy się do siebie nie odzywały, nie uśmiechały, po prostu były obok i tyle.
Aż tyle. To było właśnie to, czego Frozenchild potrzebowała. By ktoś był obok. Nie potrafiła rozmawiać z kimkolwiek, słowa grzęzły jej w gardle, dławiły ją, a ta cisza była ratunkiem, lekarstwem.
Czarnooka podała Elsie chusteczkę. Ciemnowłosa przyjęła ją bez wahania i otarła łzy. Kiedy znowu spojrzała na swoją towarzyszkę, zobaczyła, że ta wyciąga ku niej dłoń z prośbą w oczach. Córka zimy od razu zrozumiała o co jej chodzi. Przycisnęła prawą rękę do piersi, pochylając głowę i niepewnie podała jej szkicownik. Jej pamiętnik złożony z obrazów. Słyszała jak ta przewraca kartki, ale nie podniosła wzroku.
Po chwili dostała swoją własność z powrotem. Otwarty był na szkicu Elsy. Twarz miała skrytą w dłoniach, usta otwarte wpół szlochu. Za jej plecami były uchylone drzwi, a w powstałej szparze... Jack i Anna. Ta dwójka trwała w miłosnym uścisku, szczęśliwi, a ona samotna, zapłakana.
W tym obrazie zmieniła się tylko jedna rzecz - u dołu był cytaty.
"Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy"
Po policzkach Strażniczki potoczyły się świeże łzy.
Blondynka zerknęła ostatni raz na swoją pacjentkę i poszła do Jedenastki, czyli domku Hermesa. Jako że był to bóg wieeeelu rzeczy w tym podróżników, posłańców, złodziejów i handlarzy, drzwi tego przybytku prawie cały czas były otwarte. Chmurnooka weszła do środka, po czym zagwizdała donośnie.
- Kto skombinowałby trochę rzeczy do szpitalika?! - zawołała - Chętny dostanie całodniową przepustkę na zewnątrz, ale w tym czasie musi zrobić też te zakupy - zastrzegła. Zaraz słyszeć się dało okrzyki entuzjazmu. Niby Hermesiątka radziły sobie i bez tych przepustek, jednak legalnie opuścić obóz jest miło, a nie stresować się, czy ktoś cię nie złapie. Herosi zaczęli się przekrzykiwać.
Czarnowłosy chłopak z niebieskim oczami i urokiem Supermana, podbiegł do niej i wyrwał jej kartkę.
- Zaklepane! - krzyknął - Jutro dostawa, Belle - dodał z słodkim uśmiechem. Lisa przygryzła wargę, starając się nie zacząć szczerzyć jak głupia. Lubiła Erika i to jak zdrabniał jej imię.
- Dzięki - cmoknęła go w policzek. Niebieskooki mrugnął do niej, po czym zaczął się zbierać do wyjścia.
To nie tak, że nie podobało im się w Obozie Herosów. Po prostu każdy lubi czasem uciec od ciągłych treningów i nauki. No bo ile można?
Lisabelle z ogromnym uśmiechem wróciła do szpitalika. Jednak kiedy weszła, w środku czekała ją niespodzianka.
Ciemnowłosa siedziała po turecku na szpitalnej pryczy i zawzięcie coś rysowała. Widać było, że każdy ruch sprawia jej ból, jednak nie przerywała pracy. Blondynka podeszła do niej i położyła jej dłoń na ramieniu. Dziewczyna ledwo zauważalnie wzdrygnęła się.
- Hej, jestem Lisa, a ty? - spytała. Ale pacjentka zdawała się jej nie zauważać. Jak gdyby nigdy nic dalej szkicowała - Może chociaż powiesz mi jak się tu znalazłaś? Pamiętasz coś? - próbowała dalej. Jednak i to nie przyniosło pożądanego efektu, dlatego w końcu zabrała jej ten notes. Ciemnowłosa zacisnęła palce na ołówku i przymknęła oczy. Belle spojrzała na rysunek, który tak bardzo zaabsorbował jej towarzyszkę.
Było to kilka scen. Najpierw ciemnowłosa z zagubioną miną przechodząca przez jakieś drzwi, potem ta sama dziewczyna w lesie, to jak idzie... następny był szkic Łaskawej. Wspaniale oddawał nawet najmniejszy szczegół tego potwora. A później... Lisa potrzebowała chwilki, żeby zrozumieć ten obrazek. W samym centrum były oczy. Reszta twarzy była jakby zamazana, a brzegi kartki zaczernione. Na twarzy postaci odbijała się troska. To była ona sama, córka Apollina.
Zaskoczona blondynka oddała szkicownik właścicielce, a ta zaraz otworzyła szarozłote oczy i zaczęła dalej rysować. Miała nieobecny wzrok.
Lisa była naprawdę zdziwiona jej zachowaniem. Może atak Łaskawej spowodował traumę, na skutek której tak się zachowuje? A może zawsze tak miała? Istnieje także możliwość, że powodem jest bycie herosem. Niektórzy półbogowie z łatwością mogą przejrzeć Mgłę, czyli magiczną zasłonę, która oddziela świat śmiertelników od boskiego i ukrywa potwory przed wzrokiem ludzi, sprawiając iż wydają się być czymś normalnym na przykład bezdomnym psem, a to może odbijać się na ich psychice. Jeśli ktoś przez lata wmawia ci, że oszalałeś, jest możliwość, iż po jakimś czasie rzeczywiście pomiesza ci się w głowie. A może ona po prostu jest niemową i tak jakoś wyszło, że odcięła się od świata? Zdecydowanie będzie musiała zrobić jej dodatkowe badania.
***
Bezimienna, jak ją określała Lisa, bo nie udało się jej dotąd poznać jej imienia, była w obozie chyba już drugi tydzień. Trudno było to stwierdzić, gdyż przemykała niezauważana przez niemal nikogo. Tego dnia znowu siedziała pod domkiem boga snu, Hypnosa, tradycyjnie rysując coś w swoim nieodłącznym szkicowniku. Przez chwilę Belle zastanawiała się, czy dziewczyna nie jest córką tego bóstwa, ale zaraz odrzuciła tę myśl. Ciemnowłosa nie zachowywała się jak mieszkańcy tego przybytku, ona zdawała się w ogóle nie spać, podczas gdy oni robili to niemal cały czas.Lisa zatrzymała się na chwilę i popatrzyła na nią. Po policzkach dziewczyny spływały łzy, jednak nie przerywała szkicowania. Trzęsła się pod wpływem szlochów. Ale córka Apolla nie podeszła do niej. Wcześniej próbowała nie raz ją pocieszyć, lecz Bezimienna albo jeszcze bardziej zaczynała płakać, albo uciekała, zanim chmurnooka zdążyła choćby do niej podejść. Nikomu nie pozwalała się do siebie zbliżać.
No, prawie nikomu.
***
Elsa już dawno straciła rachubę czasu. Dzień czy tydzień, sekunda czy minuta... nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Był tylko ten ból w sercu.Codziennie siadła przy domku podobnym do wiejskiego, krytego strzechą budynku. Dookoła niego rosło wiele maków. Czuła, że gdyby weszła tam, mogłaby przestać cierpieć. Że mieszkańcy tego przybytku byliby w stanie jej pomóc.
Ale wtedy straciłaby wszystko. Pamięć o Nim bolała, jednak... jednak ona nie potrafiłaby sobie bez niej poradzić.
Kątem załzawionego oka Elsa zobaczyła ruch. Przetarła twarz i spojrzała w bok. Obok niej usiadła czarnowłosa dziewczyna o obsydianowych oczach. Ona niemal od samego początku była niedaleko i Strażniczka w końcu przyzwyczaiła się do jej obecności. Nigdy się do siebie nie odzywały, nie uśmiechały, po prostu były obok i tyle.
Aż tyle. To było właśnie to, czego Frozenchild potrzebowała. By ktoś był obok. Nie potrafiła rozmawiać z kimkolwiek, słowa grzęzły jej w gardle, dławiły ją, a ta cisza była ratunkiem, lekarstwem.
Czarnooka podała Elsie chusteczkę. Ciemnowłosa przyjęła ją bez wahania i otarła łzy. Kiedy znowu spojrzała na swoją towarzyszkę, zobaczyła, że ta wyciąga ku niej dłoń z prośbą w oczach. Córka zimy od razu zrozumiała o co jej chodzi. Przycisnęła prawą rękę do piersi, pochylając głowę i niepewnie podała jej szkicownik. Jej pamiętnik złożony z obrazów. Słyszała jak ta przewraca kartki, ale nie podniosła wzroku.
Po chwili dostała swoją własność z powrotem. Otwarty był na szkicu Elsy. Twarz miała skrytą w dłoniach, usta otwarte wpół szlochu. Za jej plecami były uchylone drzwi, a w powstałej szparze... Jack i Anna. Ta dwójka trwała w miłosnym uścisku, szczęśliwi, a ona samotna, zapłakana.
W tym obrazie zmieniła się tylko jedna rzecz - u dołu był cytaty.
"Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy"
Po policzkach Strażniczki potoczyły się świeże łzy.
____________
* - nawiązanie do greckiej mitologii. Herkules był jednym z ważniejszych herosów, który podczas jednej z misji musiał zdobyć złote jabłka z Ogrodu Hesperyd, córek Atlasa. Sam nie mógł tego zrobić, dlatego był zmuszony prosić o pomoc Atlasa, tytana, który za bunt przeciwko bogom został skazany na podtrzymywanie nieba właśnie.
Mówiłam (pisałam) ci już kiedyś, że wspaniale piszesz? Tak? To się powtarzam. Nadrabiam ostatnie rozdziały i są tak wspaniałe, że zalałam klawiaturę łzami. No i moja koleżanka (która nie ma konta i nie chce jej się komentować z anonimowego) też. Nie mogę się doczekać nastepnych rozdziałów. Powodzenia w pisaniu!
OdpowiedzUsuń~Daria
Jakoś chwilowo średnio mi to idzie... ale zapraszam na Wattpad.com (albo na apkę na androida o tej samej nazwie) mam tam konto jako PercieJackson. Jest tam to opowiadanie, a także dwa inne, które miło by było, gdybyś skomentowała :)
Usuń