Czerń. Najpierw była tylko ona. Nic nie czułam, nic nie słyszałam, ani nie widziałam. Byłam tylko ja i moje myśli. Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się słowa Pitch'a:
" - Pamiętaj jedno, Elso. Twoja moc jest taka jaka wierzysz, że jest." - nie rozumiałam tego. Moja moc to lód, nie wyobraźnia.
Przypomniałam sobie lalkę Elisy. Była szmaciana, a mieczyk Jake'a był piankowy, jak niektóre od stroi karnawałowych. To nie był lód.
Mogę usłyszeć co się wokół mnie dzieje, pomyślałam. Przecież podczas pierwszej regeneracji słyszałam głos Ząbek.
Nagle usłyszałam dudnienie, raz głośniejsze, raz słabsze. I głos, spanikowany głos, który powtarzał raz po raz powtarzający te same słowa i łkający.
- Nie, Elsa, nie, nie znowu... - i zrozumiałam wtedy co było nie tak. Ten dziwny dźwięk, to moje serce, a ono nie pracuje podczas transu. Można powiedzieć, że wtedy żyje się energią księżyca. Trans nie nadchodził; umierałam.
"...taka jaka wierzysz, że jest."
Nie potrafiłam sie przekonać, że mogę nakłonić serce do bicia, ale dlaczego miałabym nie móc wywołać regeneracji? Skupiłam się.
Mogę to zrobić, w końcu czemu nie?
Dudnienie ustabilizowało się, a potem zaczęło zanikać. Pogratulowałam sobie w duchu. Wywołałam trans! Gdyby nie to, że w tym stanie nie panuję nad własnym ciałem, to chyba zaczęłabym piszczeć z ekscytacji. Wtedy też zrozumiałam inne słowa Mroka. "A ja powiedziałem.... powiedziałem ci, że uwolniłaś za dużo mocy i ona cię zniszczy. Uwierzyłaś i tak się stało". Innymi słowy za jego namową popełniłam samobójstwo. Mój dziadek jest kryminalistą.
Moment, dziadek?! Mój umysł jakby w odpowiedzi podsunął mi dwa wspomnienia. Słowa Księżyca i Pitch'a.
"Chciał chronić córkę [...] przez lata był przy niej"
"Asmodeusz powiedział, że dziewczyna, którą się opiekowałem przez lata jet ze mną spokrewniona. A ty jesteś jedną z jej dwóch córek."
Na Księżyc, co powie Anka jak się dowie... Jeśli kiedykolwiek się dowie... popatrzmy na to logicznie: omal nie umarłam uciekając przed jej strażnikami. Ciekawe czy jestem nadal w swoim pałacu, w końcu ktoś przyszedł.
Skoro mogłam przywrócić sobie słuch, gdy nie byłam w transie, to czemu nie miałabym zrobić tego i teraz? Byłam bardzo ciekawa gdzie jestem.
Coś ciepłego obejmowało moją dłoń. Usłyszałam szloch i moja ręka zatrzęsła się lekko.
- Elsa... dlaczego? Dlaczego znowu? - Annie załamał się głos. Nie rozumiałam jej. Dlaczego płacze? Przecież żyję...
Rozległ się dźwięk ciężkich butów.
- Anno... wiem, że ci trudno, bo straciłaś ją drugi raz, ale musisz wziąć się w garść. Elisa i Jake się martwią o ciebie. Nie byłem pewny czy moge ich tu przyprowadzić, ale nie dali mi wyboru. - usłyszałam stukot dwóch małych par bucików
- Mamo... - odezwała się Elisa. Trzymająca mnie ręka zniknęła i rozległ się tłumiony szloch Anny.
Łamało mi to serce, ale nie miałam władzy nad własnym ciałem. Dałoby się wybudzić z transu "na żądanie", ale to ma przykre skutki i mogłoby być śmiertelne. Zależało to od stopnia poranienia i tego jak długo już regenerowano. Wyłączyłam zmysły i pogrążyłam się w wspomnieniach. I przypomniało pewne wydarzenie.
Byłam ubrana w taką samą suknię jak w dniu wyjazdu rodziców. Stałam przed lustrem. Z wahanie dotknęłam go opuszkami palców i od razu zaczął pokrywać je szron. Skuliłam się na podłodze nieodrywając dłoni. I nagle poczułam jak ktoś splata swoje palce z moimi. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą Annę. Siedziała naprzeciw mnie. "Anna?" zapytałam "Och... co za piękny sen... Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę." powiedziałam przysuwając nasze splecione dłonie do twarzy. "Głupiutka Elsa" odparła wtedy dziewczyna "To nie sen. Naprawdę tu jestem" [kliknij tu] przytuliła mnie.
Było to niedługo po moim powrocie do królestwa. Wtedy nadal jeszcze nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Każdego wieczoru bałam się, że gdy tylko zamknę oczy, obudzę się i okaże się, że to był tylko sen. Nagle to wszystko zniknęło i zobaczyłam coś innego.
Pitch właśnie podszedł do Jack'a.
- Gdzie jest Elsa? - zapytał mężczyzna
- Mówiła, że dziś będzie latać i poznawać okolicę - odparł białowłosy
- Mogłem się domyślić, że dziś pójdzie. - Mrok zacisnął pięści - Ale dlaczego tobie nic nie powiedziała? Zależy jej na tobie... - nagle jakby coś sobie uświadomił - Co jej powiedziałeś?
- O co ci chodzi? - spytał nierozumiejący Jack
- Co powiedziałeś, gdy chciała pokazać się Annie?! - Pitch złapał go za ramiona i potrząsnął. Chłopak wyrwał mu się.
- Że nie powinna tego robić i tak tylko przysporzy jej cierpienia! O co ci chodzi?! - krzyknął wkurzony białowłosy
- Jeśli coś się stanie Annie, Elsa będzie cierpieć...
- O czym ty gadasz?! - Jack pchnął Mroka - Dlaczego Annie miałoby się coś stać?!
- Elsa jest w Arendell! Pokaże się Annie, jesli jeszcze tego nie zrobiła!
- Co?! - białowłosy złapał Pitch'a za koszulę i wycedził - Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś, że to planuje?!!
- Miałem nadzieję, że zabierze cię ze sobą - warknął jego rozmówca - Lepiej do niej leć nie się awanturujesz - i wszystko zniknęło.
Dudnienie powróciło. Nabrałam powietrza i otworzyłam oczy. Usiadłam lekko skołowana i jęknęłam cicho. Byłam zesztywniała, co zwykle nie zdarzało mi sie po regeneracji. Może to dlatego, że byłam na granicy śmierci... Wstałam i rozejrzałam się. Byłam w szpitaliku, w zamku. Czyli to Anna mnie znalazła? Przeciągnęłam się i podeszłam do drzwi. Zesztywnienie szybko mijało i po chwili czułam się już normalnie. Otworzyłam drzwi i zawahałam się. Gdzie pójść? Ruszyłam przed siebie. Dotarłam do kuchni. Przyłożyłam ucho do drzwi; w środku nikogo nie było, więc weszłam. Rozejrzałam się po szafkach, wyciągając kawę i czekoladowe ciastka. Nastawiłam wodę i zaczęłam jeść słodycze. Księżycu, jak mi brakowało tych Arendellskich ciastek. W żadnym supermarkecie nie mogłam ich znaleźć... w szklanej szafce kątem oka uchwyciłam swoje odbicie. Jack miał rację, ta sukienka jest strasznie sztywna, nie mówiąc już o tym, że z przodu miała szkarłatną plamę. Pstryknięciem zmieniłam ją w jej drugą wersję, tę, którą stworzyłam w lodowym pałacu.
Zestawiłam czajnik z gazu i zalałam kawę. Popijając kawę i wcinając ciastka, usiadłam na jednym z blatów kuchennych, machając nogami.
Ta suknia mi się bardziej podobała. Podkreślała sylwetkę, kobiece atuty i pasowała kolorem do moich oczu. Choć przyznaję, że to rozcięce poprawiłam nieco i teraz zaczyna się od połowy uda. Może Jack'owi się spodoba...
Moje rozmyślania przerwało czyjeś wejście. Uniosłam wzrok zaskoczona. Chwilę z Anną mierzyłyśmy się spojrzeniami. Przełknęłam ciastka i odezwałam się:
- Z tego co pamiętam królowej nie wypada wchodzić do kuchni - otarłam okruszki z twarzy, odstawiłam kawą i zeskoczyłam z blatu - Następnym razem nie nasyłajcie na mnie straży, dobra? - przytuliłam ją. Dziewczyna chwilę stała nieruchomo, po czym objęła mnie tak mocno, że dziękowałam księżycowi, że brak tlenu nie może mnie zabić.
- Jak? - zapytała, gdy już wypuściła mnie z uścisku - Umarłaś... znowu
- Było blisko, ale... nie. To był trans. Która jest godzina?
- Umarłaś, ożyłaś i pytasz o coś takiego?! - wykrzyknęła moja siostra, po czym dodała już spokojnie - Dwudziesta trzydzieści, a co?
- Dziewięć godzin?! Ale jak... po treningu z Pitch'em zdażało się, że straciłam dwie godziny, a tu niemalże śmiertelna rana i dziewięć godzin... Jakim cudem? - zdziwiłam się
- Kto to Pitch? - spytała
- Ty go znasz jako Mroka - machnęłam ręką. Anna złapała mnie za nadgarstki
- Trenujesz z nim?! Ten *pip* cię zabił!
- Wyrażaj się, to ojciec naszej matki. A poza tym, co wy się go tak wszyscy uczepiliście? Parę błędów popełnił i tyle. A wszystko i tak zaczęło się od tego, że Strażnicy go odrzucili. - zrobiłam minę naburmuszonego dziecka
- On... naszym dziadkiem?! - głos podskoczył jej o kilka oktaw
- Oj nie krzycz tak! Facet uratował mnie z więzienia Asmodeusza, gdzie wpakowała mnie siostra Jack'a. - przewróciłam oczami
- Jakiego Asmodeusza, jaka siostra Jack'a?!
- Długa historia. Emma to niezła ekhm... jeśli o to chodzi. Przyjaźniłyśmy sie kilka miesięcy, a potem porwała mnie jako kartę przetargową, by "odzyskać" - w powietrzu narysowałam łapki - brata. Nie wyszło jej, bo Pitch mnie uwolnił.
- Anno, co się stało? - do kuchni wpadł Kristoff i stanął jak wryty na progu. Wypiłam łyk kawy i odstawiłam z powrotem filiżankę
- Jest królowa, jest król tylko dzieci brak - powiedziałam. Do kuchni weszli Elisa i Jake - No to już cała królewska rodzinka - skwitowałam
- Jak... - zaczął Kristoff
- Innym razem opowiem, dobrze? Muszę wracać na biegun, zanim Jack się zorientuję, że tu byłam...
Nagle w powietrzu koło mnie przekicał lodowy zajączek. Ups...
- Cześć, Jack - odwróciłam się z uśmiechem
Skoro mogłam przywrócić sobie słuch, gdy nie byłam w transie, to czemu nie miałabym zrobić tego i teraz? Byłam bardzo ciekawa gdzie jestem.
Coś ciepłego obejmowało moją dłoń. Usłyszałam szloch i moja ręka zatrzęsła się lekko.
- Elsa... dlaczego? Dlaczego znowu? - Annie załamał się głos. Nie rozumiałam jej. Dlaczego płacze? Przecież żyję...
Rozległ się dźwięk ciężkich butów.
- Anno... wiem, że ci trudno, bo straciłaś ją drugi raz, ale musisz wziąć się w garść. Elisa i Jake się martwią o ciebie. Nie byłem pewny czy moge ich tu przyprowadzić, ale nie dali mi wyboru. - usłyszałam stukot dwóch małych par bucików
- Mamo... - odezwała się Elisa. Trzymająca mnie ręka zniknęła i rozległ się tłumiony szloch Anny.
Łamało mi to serce, ale nie miałam władzy nad własnym ciałem. Dałoby się wybudzić z transu "na żądanie", ale to ma przykre skutki i mogłoby być śmiertelne. Zależało to od stopnia poranienia i tego jak długo już regenerowano. Wyłączyłam zmysły i pogrążyłam się w wspomnieniach. I przypomniało pewne wydarzenie.
Byłam ubrana w taką samą suknię jak w dniu wyjazdu rodziców. Stałam przed lustrem. Z wahanie dotknęłam go opuszkami palców i od razu zaczął pokrywać je szron. Skuliłam się na podłodze nieodrywając dłoni. I nagle poczułam jak ktoś splata swoje palce z moimi. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą Annę. Siedziała naprzeciw mnie. "Anna?" zapytałam "Och... co za piękny sen... Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę." powiedziałam przysuwając nasze splecione dłonie do twarzy. "Głupiutka Elsa" odparła wtedy dziewczyna "To nie sen. Naprawdę tu jestem" [kliknij tu] przytuliła mnie.
Było to niedługo po moim powrocie do królestwa. Wtedy nadal jeszcze nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Każdego wieczoru bałam się, że gdy tylko zamknę oczy, obudzę się i okaże się, że to był tylko sen. Nagle to wszystko zniknęło i zobaczyłam coś innego.
Pitch właśnie podszedł do Jack'a.
- Gdzie jest Elsa? - zapytał mężczyzna
- Mówiła, że dziś będzie latać i poznawać okolicę - odparł białowłosy
- Mogłem się domyślić, że dziś pójdzie. - Mrok zacisnął pięści - Ale dlaczego tobie nic nie powiedziała? Zależy jej na tobie... - nagle jakby coś sobie uświadomił - Co jej powiedziałeś?
- O co ci chodzi? - spytał nierozumiejący Jack
- Co powiedziałeś, gdy chciała pokazać się Annie?! - Pitch złapał go za ramiona i potrząsnął. Chłopak wyrwał mu się.
- Że nie powinna tego robić i tak tylko przysporzy jej cierpienia! O co ci chodzi?! - krzyknął wkurzony białowłosy
- Jeśli coś się stanie Annie, Elsa będzie cierpieć...
- O czym ty gadasz?! - Jack pchnął Mroka - Dlaczego Annie miałoby się coś stać?!
- Elsa jest w Arendell! Pokaże się Annie, jesli jeszcze tego nie zrobiła!
- Co?! - białowłosy złapał Pitch'a za koszulę i wycedził - Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś, że to planuje?!!
- Miałem nadzieję, że zabierze cię ze sobą - warknął jego rozmówca - Lepiej do niej leć nie się awanturujesz - i wszystko zniknęło.
Dudnienie powróciło. Nabrałam powietrza i otworzyłam oczy. Usiadłam lekko skołowana i jęknęłam cicho. Byłam zesztywniała, co zwykle nie zdarzało mi sie po regeneracji. Może to dlatego, że byłam na granicy śmierci... Wstałam i rozejrzałam się. Byłam w szpitaliku, w zamku. Czyli to Anna mnie znalazła? Przeciągnęłam się i podeszłam do drzwi. Zesztywnienie szybko mijało i po chwili czułam się już normalnie. Otworzyłam drzwi i zawahałam się. Gdzie pójść? Ruszyłam przed siebie. Dotarłam do kuchni. Przyłożyłam ucho do drzwi; w środku nikogo nie było, więc weszłam. Rozejrzałam się po szafkach, wyciągając kawę i czekoladowe ciastka. Nastawiłam wodę i zaczęłam jeść słodycze. Księżycu, jak mi brakowało tych Arendellskich ciastek. W żadnym supermarkecie nie mogłam ich znaleźć... w szklanej szafce kątem oka uchwyciłam swoje odbicie. Jack miał rację, ta sukienka jest strasznie sztywna, nie mówiąc już o tym, że z przodu miała szkarłatną plamę. Pstryknięciem zmieniłam ją w jej drugą wersję, tę, którą stworzyłam w lodowym pałacu.
Zestawiłam czajnik z gazu i zalałam kawę. Popijając kawę i wcinając ciastka, usiadłam na jednym z blatów kuchennych, machając nogami.
Ta suknia mi się bardziej podobała. Podkreślała sylwetkę, kobiece atuty i pasowała kolorem do moich oczu. Choć przyznaję, że to rozcięce poprawiłam nieco i teraz zaczyna się od połowy uda. Może Jack'owi się spodoba...
Moje rozmyślania przerwało czyjeś wejście. Uniosłam wzrok zaskoczona. Chwilę z Anną mierzyłyśmy się spojrzeniami. Przełknęłam ciastka i odezwałam się:
- Z tego co pamiętam królowej nie wypada wchodzić do kuchni - otarłam okruszki z twarzy, odstawiłam kawą i zeskoczyłam z blatu - Następnym razem nie nasyłajcie na mnie straży, dobra? - przytuliłam ją. Dziewczyna chwilę stała nieruchomo, po czym objęła mnie tak mocno, że dziękowałam księżycowi, że brak tlenu nie może mnie zabić.
- Jak? - zapytała, gdy już wypuściła mnie z uścisku - Umarłaś... znowu
- Było blisko, ale... nie. To był trans. Która jest godzina?
- Umarłaś, ożyłaś i pytasz o coś takiego?! - wykrzyknęła moja siostra, po czym dodała już spokojnie - Dwudziesta trzydzieści, a co?
- Dziewięć godzin?! Ale jak... po treningu z Pitch'em zdażało się, że straciłam dwie godziny, a tu niemalże śmiertelna rana i dziewięć godzin... Jakim cudem? - zdziwiłam się
- Kto to Pitch? - spytała
- Ty go znasz jako Mroka - machnęłam ręką. Anna złapała mnie za nadgarstki
- Trenujesz z nim?! Ten *pip* cię zabił!
- Wyrażaj się, to ojciec naszej matki. A poza tym, co wy się go tak wszyscy uczepiliście? Parę błędów popełnił i tyle. A wszystko i tak zaczęło się od tego, że Strażnicy go odrzucili. - zrobiłam minę naburmuszonego dziecka
- On... naszym dziadkiem?! - głos podskoczył jej o kilka oktaw
- Oj nie krzycz tak! Facet uratował mnie z więzienia Asmodeusza, gdzie wpakowała mnie siostra Jack'a. - przewróciłam oczami
- Jakiego Asmodeusza, jaka siostra Jack'a?!
- Długa historia. Emma to niezła ekhm... jeśli o to chodzi. Przyjaźniłyśmy sie kilka miesięcy, a potem porwała mnie jako kartę przetargową, by "odzyskać" - w powietrzu narysowałam łapki - brata. Nie wyszło jej, bo Pitch mnie uwolnił.
- Anno, co się stało? - do kuchni wpadł Kristoff i stanął jak wryty na progu. Wypiłam łyk kawy i odstawiłam z powrotem filiżankę
- Jest królowa, jest król tylko dzieci brak - powiedziałam. Do kuchni weszli Elisa i Jake - No to już cała królewska rodzinka - skwitowałam
- Jak... - zaczął Kristoff
- Innym razem opowiem, dobrze? Muszę wracać na biegun, zanim Jack się zorientuję, że tu byłam...
Nagle w powietrzu koło mnie przekicał lodowy zajączek. Ups...
- Cześć, Jack - odwróciłam się z uśmiechem
OmG- >na więcej mnie nie stać xD
OdpowiedzUsuńBrak słów. Po proatu...Ja Nie Mogę.
OdpowiedzUsuńRycze ze śmiechu od momentu ,, jest królowa jest król...brakuje tylko dzieci" XDDDD Pozdro podłogi
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czemu w takim momencie! ? Ja już chcę nexta!
OdpowiedzUsuńCudowny!!
OdpowiedzUsuńRozdział!!!!
Jestem!!!
Zachwycona!!!
Czekam już na nexta i zamrażam- julika!