Dziś jest TEN dzień.
Od Pitch'a dowiedziałam się, że dziś odbędzie się bal w Arendell. Musiałam sama zorganizować sobie transport, więc wykradłam North'owi dwie kule do tworzenia portali. Wolałabym polecieć tam z Jack'iem, ale on nie wiedział. Twierdził, że lepiej byłoby, gdybym nie pokazała się Annie. Uważał, że tak tylko przysporzę jej cierpienia. Ale ja musiałam się z nią zobaczyć. Niby mówił, że Anna zebrała się już do kupy, jednak nawet to, że ten jeden dzień w roku była załamana, raniło mnie. Trzynaście lat odpychałam ją od siebie, chciałam to teraz naprawić.
Spokojnie, pomyślałam. Nie ma co się denerwować...
Otworzyłam oczy, wybudzając się całkiem z transu. Spowrotem zaczęłam oddychać, a moje serce bić. Jęknęłam cicho. Cały pokój już zdążył zamarznąć. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do lodowej toaletki. Szybko wyciągnęłam z szuflady pierścien od Księżyca i nałożyłam na palec.
Po ciele rozlało mi się ciepło i po chwili znowu wyglądałam jak człowiek. Ciemnobrązowe włosy, opalona skóra, złote oczy. Czy Anna mnie rozpozna? Zerknęłam na zegarek. Zostało mi półgodziny.
Ubrałam się w suknię z dnia koronacji i zaplotłam włosy w luźny warkocz. Spojrzałam z wahaniem na purpurową pelerynę, leżącą na krześle. Na moją prośbę Jack odnalazł ją, a w bonusie przyniósł mi jeszcze koronę. Coś mi mówi, że jak wrócę do lodowego pałacu to zastanę Puszka w ścianie...
Zamyśliłam się, poprawiając makijaż. Czy wolno mi nosić purpurę? Królową już nie jestem... Po namyśle zapięłam pod szyją pelerynę i nałożyłam koronę. Większe szanse, że Anna mnie pozna,

Spojrzałam jeszcze raz na zegarek. Zostało pięć minut do rozpoczęcia balu! Chwyciłam jedną z kul North'a i cisnęłam na podłogę. Przez chwilę widziałam wnętrze mojego pałacu, po czym obraz zaczął wirować. Weszłam do wiru i po chwili stałam już na posadzce z lodu. Tak jak podejrzewałam Puszek był znowu wkomponowany w ścianę.
- Jack... - westchnęłam. Machnięciem wyciągnęłam śnieżnego olbrzyma. "Bałwan na sterydach" popatrzył na mnie zdziwiony i poszedł. Nigdy go nie zrozumiałam... chyba coś schrzaniłam tworzac go. No nic, czas na bal.
I nagle coś sobie uświadomiłam. Wzięłam jedną kulę, druga została na biegunie. Innymi słowy - idę na piechotę. Dobrze, że założyłam buty na niskim obcasem, bo bym nie wytrzymała...
Ruszyłam w stronę zamku. Buty co prawda mi się nie zapadały, ale szybko znudził mnie marsz. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że od czegoś mam moc. Stworzyłam sobie skrzydła i poleciałam. Zaczęło mi się robić chłodno. Minusy letniej sukienki w chłodną wiosnę... Wylądowałam przed bramą na rynek. Strażnik patrzył się na mnie z otwartymi ustami.
- Witaj, Carter - uśmiechnęłam się do członka Rady - Mogę się wkręcić na imprezę? - spytałam
- Pani, jak cię zwą? - zapytał zszokowany
- Elsa Frozenchild, dziecię zimy, Pani z Arendell. Przepraszam, że nie pogawędzę z tobą, ale i tak się już spóźniłam. - prześlizgnęłam sie koło mężczyzny. Nawet nie zauważyłam kiedy moje skrzydła rozpadły się i znikły - Przepraszam, przepraszam... mogę przejść? - przeciskałam sie pomiędzy ludźmi. Nie ma mowy, żeby przed zobaczeniem siostry powstrzymał mnie tłok, a szczególnie gdy już byłam w Arendell.
Nareszcie! Dostałam się na salę. Szybko odnalazłam wzrokiem Annę. Rozmawiała z Kristoffem, który miał coś na rękach. Na głowie miała koronę należącą kiedyś do naszej mamy. Podeszłam do nich, przywołując z pamięci wszystkie zasady etykiety dworskiej. Opanowałam rozszalałe emocje i już miałam się odezwać, gdy zobaczyłam co trzymał mąż mojej siostry... a raczej kogo. No i całą etykietę szlag trafił. Dziewczynka o włosach o pare tonów jasniejszych od Anny, trzymała się koszuli mężczyzny i patrzła złotymi oczkami na mamusię. Jej ojciec w tym czasie usiłował ściągnąc sobie z głowy blondwłosego synka o niebieskich oczach.
- Och, Anno... - dziewczyna odwróciła się w moją stronę - Znaczy, Królowo - skłoniłam się - Jack nie mówił, że masz dzieci!

Nie mogąc się powstrzymać podeszłam Kristoffa, który usiłował zdjąć synka z ramienia i wzięłam dziewczynkę na ręce.
- Jak ci na imię, maleńka? - zapytałam, wyczarowując nad nią trochę śniegu
- Elisa - powiedziała, śmiejąc się i łapiąc śnieżynki w locie. Oddałam ją ojcu, który już zdołał ściągnąć chłopczyka z siebie i patrzył się na mnie zaskoczony. W powietrzu narysowałam kontur lalki podobnej do tych, którymi Anna bawiła się w dzieciństwie. Zabawka zalśniła i nabrała kształtu.
- A patrz co ma dla ciebie ciocia - podałam jej laleczkę. Zadbałam też o to, by nie była zimna. Dziewczynka złapała i przytuliła ją.
Wyjęłam chłopczyka z rak zaskoczonego Kristoffa.
- A tobie jak na imię? - w teki sam sposób jak lalkę Elisy zrobiłam dla niego mieczyk.
- Jake - powiedział i schwycił zabawkę w powietrzu. Mąż mojej siostry zabrał mi chłopczyka z rąk
- Jacy oni są słodcy! Dlaczego Jack mi nie powiedział, że zostałam ciocią? - Anna patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zdjęłam koronę z włosów i podałam siostrze - Ja chyba nie mam już do niej prawa. W końcu teraz to ty jesteś królową. - uśmiechnęłam się
- Kim jesteś? - wykrztusiła Anna. Zabolało.
- To ja, Anno, twoja siostra - powiedziałam łagodnie
- Elsa nie żyje! - zaprotestowała dziewczyna - Ona... ona wyglądała inaczej! - głos miała wyższy o kilka oktaw
- Anno... - chciałam złapać ją za rękę, ale rudowłosa cofnęła się - Aniu, proszę... ten pierścionek sprawia, że wyglądam jak człowiek - pokazałam jej dłoń - Gdybym go nie miala, to byś nawet mnie nie zobaczyła. Anno, pamiętasz Jack'a? Jestem teraz taka jak on. Umarłam, to prawda, ale wróciłam. Anno, to ja! - pod wpływem impulsu pstryknęłam palcami i przed oczami wszystkich zgromadzonych pojawiły się białe błyski, po czym zdjęłam pierścionek, ujawniając swoją prawdziwą postać.
- Elsa? - zapytała zszokowana królowa
- Wiedźma! - usłyszałam znajomy głos - Rzuciła urok na nas wszystkich!
- Arcyksiąże von Szwądękaunt? - spytałam zaskoczona
- Królowo, nie wierz jej! To demon! Ludzie nie moga tak po prostu wrócić do życia - krew we mnie zawrzała. Jego głos budził we mnie najgorsze wspomnienia. On pierwszy nazwał mnie potworem i nasłał swoich ludzi, by mnie zabili. - Oszukała śmierć, Królowo. To już nie jest twoja siostra...
- Zamknij się! - krzyknęłam, a z mojej dłoni wystrzelił czerwony promień. Arcyksiąże odskoczył, gdy tuż przed nim pojawił się sopel. Gdyby tego nie zrobił, lód przebiłby go. Przycisnęłam dłoń do piersi, patrząc ze strachem na jego rozerwany garnitur
- Morderczyni! Straże, brać ją!
Znikąd pojali się strażnicy. Cofałam się, rozglądając przestraszona na boki. Wojownicy mieli naszykowane kusze i miecze. Oparłam się o drzwi, wymacałam klamkę i wybiegłam. Słyszałam jednak, że ruszyli w pogoń. Przedzierałam się między ludźmi. To dziwne błyski, które zrobiłam wtedy, miały jakieś dziwne działanie, bo oni nie przenikali przeze mnie. Co chwilę spoglądałam przez ramię na pogoń. Za bardzo się bałam, by użyc mocy.
Nagle przede mną pojawiła się ściana. Chciałam zawrócić, ale drogę odcięli mi już strażnicy. Byłam w pułapce. Teraz już wiedziałam jak czuje się zaszczute zwierzę. Rozglądałam się gorączkowo, ale na ich twarzach była tylko determinacja. Wszystko, aby chronić władców. Nie wahaliby się oddać za nich życia. Wszystko zaczął pokrywać szron; przywarłam plecami do muru. Wpadłam na pomysł, jak uciec. Przyłożyłam dłoń do ściany i skupiłam się na zamrażaniu jej.
Do tego stopnia, że nie zauważyłam wycelowanej w moją stronę kuszy.
Lód rozsadził mur, a jeden z odlamków zmienił trajektorię lotu strzały, choć nie na tyle, by ominął mnie cios. Wrzasnęłam czując rozrywający ból w brzuchu i upadłam. Spojrzałam w dół i zabrakło mi tchu. Na przodzie sukni pojawiała się coraz większa szkarłatna plama, z której wystawały tylko lotki. Adrenalina buzująca mi w żyłach szybko zdusiła ból do znośnego stanu.
- Nie, przestańcie! - usłyszałam krzyk, ale byłam tak przerażona i oszołomiona bólem, że go nie rozpoznawałam. Strażnicy opuścili broń, a przez nich przedarła się znajoma mi rudowłosa postać. Jednak opanował mnie strach i nie rozumiałam nawet co się teraz stało - Elsa!
Ale ja w odpowiedzi tylko krzyknęłam ze strachu, zrywając się z miejsca mimo straszliwego bólu, który mnie przeszył. Postać nabrała gwałtownie powietrza widząc mnie. Wyskoczyłam przez wyłom w murze i pobiegłam, brocząc krwią. Usiłowałam stworzyć sobie skrzydła, jednak te po kilkunastu metrach lotu rozpadały się, bo nie potrafiłam się skoncentrować.
Jakimś cudem dotarłam do lodowego pałacu, gdzie padłam na podłogę. Adrenalina już się wyczerpała, a ból powracał. Powoli zwalniało mi serce, zanikał oddech. Złapałam strzałę za lotki i szarpnęłam z całej siły. Z ust wyrwał mi się przenikliwy wrzask, od którego lodowe ściany pokryła siateczka pęknięć. Z rany jeszcze obficiej zaczęła wypływać krew.
Moje serce to przyśpieszało, to zwalniało. To był wyścig, który mógł dla mnie okazać sie ostatnim. Walczyłam, by pozostać przytomna do zapadnięcia w trans, ale powoli ogarniała mnie ciemność. Zakaszlałam krwią. Słabłam, a tak być nie powinno.
Gdzieś na granicy świadomości usłyszałam głos:
- Elsa... - więcej nie usłyszałam. Ogarnął mnie mrok.
________________________________
Przepraszam za jakość ty dwóch pierwszych obrazków, ale mistrzem gimp'a to ja nie jestem. Jak Wam się podoba rozdział? Kto Waszym zdaniem odnalazł Elsę w jej pałacu?
Ubrałam się w suknię z dnia koronacji i zaplotłam włosy w luźny warkocz. Spojrzałam z wahaniem na purpurową pelerynę, leżącą na krześle. Na moją prośbę Jack odnalazł ją, a w bonusie przyniósł mi jeszcze koronę. Coś mi mówi, że jak wrócę do lodowego pałacu to zastanę Puszka w ścianie...
Zamyśliłam się, poprawiając makijaż. Czy wolno mi nosić purpurę? Królową już nie jestem... Po namyśle zapięłam pod szyją pelerynę i nałożyłam koronę. Większe szanse, że Anna mnie pozna,


Spojrzałam jeszcze raz na zegarek. Zostało pięć minut do rozpoczęcia balu! Chwyciłam jedną z kul North'a i cisnęłam na podłogę. Przez chwilę widziałam wnętrze mojego pałacu, po czym obraz zaczął wirować. Weszłam do wiru i po chwili stałam już na posadzce z lodu. Tak jak podejrzewałam Puszek był znowu wkomponowany w ścianę.
- Jack... - westchnęłam. Machnięciem wyciągnęłam śnieżnego olbrzyma. "Bałwan na sterydach" popatrzył na mnie zdziwiony i poszedł. Nigdy go nie zrozumiałam... chyba coś schrzaniłam tworzac go. No nic, czas na bal.
I nagle coś sobie uświadomiłam. Wzięłam jedną kulę, druga została na biegunie. Innymi słowy - idę na piechotę. Dobrze, że założyłam buty na niskim obcasem, bo bym nie wytrzymała...
Ruszyłam w stronę zamku. Buty co prawda mi się nie zapadały, ale szybko znudził mnie marsz. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że od czegoś mam moc. Stworzyłam sobie skrzydła i poleciałam. Zaczęło mi się robić chłodno. Minusy letniej sukienki w chłodną wiosnę... Wylądowałam przed bramą na rynek. Strażnik patrzył się na mnie z otwartymi ustami.
- Witaj, Carter - uśmiechnęłam się do członka Rady - Mogę się wkręcić na imprezę? - spytałam
- Pani, jak cię zwą? - zapytał zszokowany
- Elsa Frozenchild, dziecię zimy, Pani z Arendell. Przepraszam, że nie pogawędzę z tobą, ale i tak się już spóźniłam. - prześlizgnęłam sie koło mężczyzny. Nawet nie zauważyłam kiedy moje skrzydła rozpadły się i znikły - Przepraszam, przepraszam... mogę przejść? - przeciskałam sie pomiędzy ludźmi. Nie ma mowy, żeby przed zobaczeniem siostry powstrzymał mnie tłok, a szczególnie gdy już byłam w Arendell.
Nareszcie! Dostałam się na salę. Szybko odnalazłam wzrokiem Annę. Rozmawiała z Kristoffem, który miał coś na rękach. Na głowie miała koronę należącą kiedyś do naszej mamy. Podeszłam do nich, przywołując z pamięci wszystkie zasady etykiety dworskiej. Opanowałam rozszalałe emocje i już miałam się odezwać, gdy zobaczyłam co trzymał mąż mojej siostry... a raczej kogo. No i całą etykietę szlag trafił. Dziewczynka o włosach o pare tonów jasniejszych od Anny, trzymała się koszuli mężczyzny i patrzła złotymi oczkami na mamusię. Jej ojciec w tym czasie usiłował ściągnąc sobie z głowy blondwłosego synka o niebieskich oczach.
- Och, Anno... - dziewczyna odwróciła się w moją stronę - Znaczy, Królowo - skłoniłam się - Jack nie mówił, że masz dzieci!

Nie mogąc się powstrzymać podeszłam Kristoffa, który usiłował zdjąć synka z ramienia i wzięłam dziewczynkę na ręce.
- Jak ci na imię, maleńka? - zapytałam, wyczarowując nad nią trochę śniegu
- Elisa - powiedziała, śmiejąc się i łapiąc śnieżynki w locie. Oddałam ją ojcu, który już zdołał ściągnąć chłopczyka z siebie i patrzył się na mnie zaskoczony. W powietrzu narysowałam kontur lalki podobnej do tych, którymi Anna bawiła się w dzieciństwie. Zabawka zalśniła i nabrała kształtu.
- A patrz co ma dla ciebie ciocia - podałam jej laleczkę. Zadbałam też o to, by nie była zimna. Dziewczynka złapała i przytuliła ją.
Wyjęłam chłopczyka z rak zaskoczonego Kristoffa.
- A tobie jak na imię? - w teki sam sposób jak lalkę Elisy zrobiłam dla niego mieczyk.
- Jake - powiedział i schwycił zabawkę w powietrzu. Mąż mojej siostry zabrał mi chłopczyka z rąk
- Jacy oni są słodcy! Dlaczego Jack mi nie powiedział, że zostałam ciocią? - Anna patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zdjęłam koronę z włosów i podałam siostrze - Ja chyba nie mam już do niej prawa. W końcu teraz to ty jesteś królową. - uśmiechnęłam się
- Kim jesteś? - wykrztusiła Anna. Zabolało.
- To ja, Anno, twoja siostra - powiedziałam łagodnie
- Elsa nie żyje! - zaprotestowała dziewczyna - Ona... ona wyglądała inaczej! - głos miała wyższy o kilka oktaw
- Anno... - chciałam złapać ją za rękę, ale rudowłosa cofnęła się - Aniu, proszę... ten pierścionek sprawia, że wyglądam jak człowiek - pokazałam jej dłoń - Gdybym go nie miala, to byś nawet mnie nie zobaczyła. Anno, pamiętasz Jack'a? Jestem teraz taka jak on. Umarłam, to prawda, ale wróciłam. Anno, to ja! - pod wpływem impulsu pstryknęłam palcami i przed oczami wszystkich zgromadzonych pojawiły się białe błyski, po czym zdjęłam pierścionek, ujawniając swoją prawdziwą postać.
- Elsa? - zapytała zszokowana królowa
- Wiedźma! - usłyszałam znajomy głos - Rzuciła urok na nas wszystkich!
- Arcyksiąże von Szwądękaunt? - spytałam zaskoczona
- Królowo, nie wierz jej! To demon! Ludzie nie moga tak po prostu wrócić do życia - krew we mnie zawrzała. Jego głos budził we mnie najgorsze wspomnienia. On pierwszy nazwał mnie potworem i nasłał swoich ludzi, by mnie zabili. - Oszukała śmierć, Królowo. To już nie jest twoja siostra...
- Zamknij się! - krzyknęłam, a z mojej dłoni wystrzelił czerwony promień. Arcyksiąże odskoczył, gdy tuż przed nim pojawił się sopel. Gdyby tego nie zrobił, lód przebiłby go. Przycisnęłam dłoń do piersi, patrząc ze strachem na jego rozerwany garnitur
- Morderczyni! Straże, brać ją!
Znikąd pojali się strażnicy. Cofałam się, rozglądając przestraszona na boki. Wojownicy mieli naszykowane kusze i miecze. Oparłam się o drzwi, wymacałam klamkę i wybiegłam. Słyszałam jednak, że ruszyli w pogoń. Przedzierałam się między ludźmi. To dziwne błyski, które zrobiłam wtedy, miały jakieś dziwne działanie, bo oni nie przenikali przeze mnie. Co chwilę spoglądałam przez ramię na pogoń. Za bardzo się bałam, by użyc mocy.
Nagle przede mną pojawiła się ściana. Chciałam zawrócić, ale drogę odcięli mi już strażnicy. Byłam w pułapce. Teraz już wiedziałam jak czuje się zaszczute zwierzę. Rozglądałam się gorączkowo, ale na ich twarzach była tylko determinacja. Wszystko, aby chronić władców. Nie wahaliby się oddać za nich życia. Wszystko zaczął pokrywać szron; przywarłam plecami do muru. Wpadłam na pomysł, jak uciec. Przyłożyłam dłoń do ściany i skupiłam się na zamrażaniu jej.
Do tego stopnia, że nie zauważyłam wycelowanej w moją stronę kuszy.
Lód rozsadził mur, a jeden z odlamków zmienił trajektorię lotu strzały, choć nie na tyle, by ominął mnie cios. Wrzasnęłam czując rozrywający ból w brzuchu i upadłam. Spojrzałam w dół i zabrakło mi tchu. Na przodzie sukni pojawiała się coraz większa szkarłatna plama, z której wystawały tylko lotki. Adrenalina buzująca mi w żyłach szybko zdusiła ból do znośnego stanu.
- Nie, przestańcie! - usłyszałam krzyk, ale byłam tak przerażona i oszołomiona bólem, że go nie rozpoznawałam. Strażnicy opuścili broń, a przez nich przedarła się znajoma mi rudowłosa postać. Jednak opanował mnie strach i nie rozumiałam nawet co się teraz stało - Elsa!
Ale ja w odpowiedzi tylko krzyknęłam ze strachu, zrywając się z miejsca mimo straszliwego bólu, który mnie przeszył. Postać nabrała gwałtownie powietrza widząc mnie. Wyskoczyłam przez wyłom w murze i pobiegłam, brocząc krwią. Usiłowałam stworzyć sobie skrzydła, jednak te po kilkunastu metrach lotu rozpadały się, bo nie potrafiłam się skoncentrować.
Jakimś cudem dotarłam do lodowego pałacu, gdzie padłam na podłogę. Adrenalina już się wyczerpała, a ból powracał. Powoli zwalniało mi serce, zanikał oddech. Złapałam strzałę za lotki i szarpnęłam z całej siły. Z ust wyrwał mi się przenikliwy wrzask, od którego lodowe ściany pokryła siateczka pęknięć. Z rany jeszcze obficiej zaczęła wypływać krew.
Moje serce to przyśpieszało, to zwalniało. To był wyścig, który mógł dla mnie okazać sie ostatnim. Walczyłam, by pozostać przytomna do zapadnięcia w trans, ale powoli ogarniała mnie ciemność. Zakaszlałam krwią. Słabłam, a tak być nie powinno.
Gdzieś na granicy świadomości usłyszałam głos:
- Elsa... - więcej nie usłyszałam. Ogarnął mnie mrok.
________________________________
Przepraszam za jakość ty dwóch pierwszych obrazków, ale mistrzem gimp'a to ja nie jestem. Jak Wam się podoba rozdział? Kto Waszym zdaniem odnalazł Elsę w jej pałacu?
O boshe xS czego w tym momencie ?!?!;--; Pisaj szybciutko nexta !! Co będzie z Elsą ???!!? 0-0
OdpowiedzUsuńNajlepszy roździał EVER (ps. Czy to Anna ??)Weny!
OdpowiedzUsuńSzczerze? Jeszcze nie wiem XD
UsuńZadałam te pytania, bo nie mogę się zdecydować kto ją znajdzie :D
To był Jack! Ewentualnie Mrok. Wiem Ząbek! :3 boski rozdział :3
Usuń