piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 31 - Co się tam dzieje?!

 Ktoś załomotał do drzwi.
 - Elsa! Jack! Co się tam dzieje?! - usłyszeliśmy głos North'a
 Z ust wyrwał mi się chichot zażenowania. Jack niemal na mnie leżał, jedną ręką opieral się o podłogę, a drugą obejmował mnie. Oderwałam się od niego, przerywając pocałunek.
 - Nie martw się, Śnieżynko. Nie wejdzie - zamruczał mi do ucha.
 Dłonią, którą się podpierał, chwycił drewnianą laskę i machnął nią w stronę drzwi, których skrzydła przymarzły do siebie. Spojrzałam na niego dziwnie.
 - Mam moc to korzystam - odparł z uśmiechem - Pokażesz mi ten numer ze skrzydłami?
 - Musiałbyś mnie najpierw wypuścić, a mi tu jest dobrze - powiedziałam i pocałowałam go, wplątując palce w jego włosy. Chłopak pogłębił pocałunek.
 Ale nie dało się długo utrzymać romantycznego nastroju, gdy ktoś wali w drzwi i pokrzykuje. Nagle coś wpadło mi do głowy.
 - Wiem co zrobimy - powiedziałam Jack'owi, który szykował się do wysadzenia lodem drzwi. Inna kwestia, że miał małe szanse na powodzenie, bo wraz z Pitch'em wzmocniłam ich ochronę, by zmniejszyć ryzyko, że podczas ataku rozwalę je i zacznę demolować bazę. - Wylecimy oknem i podejdziemy do niego korytarzem i zapytamy czemu wrzeszczy - dokończyłam z przebiegłym usmiechem. Chłopaka wmurowało.
 - Tego się po tobie nie spodziewałem... - opuścił laskę - No dobra, Królowo. To lecimy! - Chciał mnie objąć, ale wyplątałam się z jego rąk
 - Chciałeś zobaczyć numer ze skrzydłami, więc poroszę bardzo - odparłam. Z łopatek wyrosły mi białe skrzydła z lodu, lśniące tysiącami refleksów w zachodzącym słońcu.
 Coraz lepiej radziłam sobie z panowaniem nad mocą. Raz coś zrobiłam i potem wystarczała myśl. A przynajmniej jak byłam spokojna, w innych sytuacjach czegoś takiego jeszcze nie testowałam.
 Rozłożyłam skrzydła na pełną długość, sprawdzając czy się mnie słuchają. Chłopak patrzył na mnie oczarowany. Zamachałam skrzydłami, wznosząc się w powietrze i zatoczyłam koło. Jack podleciał do mnie i ujął moją dłoń. Razem wylecielismy przez okno, które znajdowało tuż pod sufitem. Wylądowaliśmy przy bocznych drzwiach. Jack zapukał, a po chwili otworzył nam yeti.
 - Abotueti? - zapytał
 - Cześć, Pit. My służbowo - przepchnął się koło niego, pociągając mnie za sobą. Na odchodne zasalutowałam yetiemu. W końcu doszliśmy do North'a, który dobijał się do drzwi sali treningowej.
 - Elsa! Jack! Co wy tam wyprawiacie?! - wrzeszczał
 - North, czego tak krzyczysz? - zapytałam. Mikołaj odwrócił się gwałtownie.
 - Jak wy... przecież tam... - wskazał salę
 - Latałam z Jack'iem po okolicy - odparłam, poruszając skrzydłami na dowód
 - Skąd... - mężczyzna był zszokowany
 - Podczas treningu z Pitch'em, stworzyłam je przez przypadek, a teraz Jack pokazywał mi jak najlepiej wykorzystywać wiatr. Choć tak właściwie nie są mi na razie potrzebne. - zatrzepotałam skrzydłami, a one rozsypały się na pióra i znikły. Zachichotałam widząc minę North'a.
 - Coś pomóc? - zapytał figlarnie Jack
 - Nie... - skołowany święty poszedł gdzieś. Gdy już znalazł sie w bezpiecznej odległości, parsknęliśmy śmiechem.
 Gdy już trochę się uspokoiliśmy, Jack podciał mi nogi. Pisnęłam zaskoczona, ale zanim upadłam, chłopak złapał mnie i wziął na ręce. Wtuliłam się w niego, a on poleciał do mojego pokoju i położył mnie na łóżku. Usiadł obok, położył sobie moją głowę na kolana i zaczął bawić włosami. Odwróciłam się tak, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
 - A teraz czas na rozmowę - powiedziałam uśmiechając się diabelnie
 - Mam się bać? - spytał chłopak z uśmiechem
 - Wyrywać i błagać o litość - przewróciłam oczami - Ja opowiedziałam ci właściwie całą historię mojego życia, teraz twoja kolej
 - Co tam opowiadać o moim ludzkim życiu? Byłem zwykłym wieśniakiem z biednej rodziny. Po śmierci trzysta lat byłem wolnym duchem i rozwijałem swoją moc. Potem Księżyc wybrał mnie na Strażnika. Mieliśmy dosyć poważne problemy z Pitch'em, który akurat wtedy postanowił wychylić się z mroku. Po załatwieniu gościa, North zaczął mnie szkolić. Na Księżyca, tak się wynudziłem na tych jego wykładach o innych światach... Raz mi sie oberwało za rzekome zrobienie zimy w Arde... Anede... jak to się nazywało... a, Arendell! North się wkurzył, że pięć lat temu zrobiłem tam zimę w lato... - spięłam się, słysząc to - Tłumaczyłem im, że przeciez bym się nie rozdwoił, a w tamtym czasie pomagałem im pokonać Pitch'a. Chwila... - spojrzał na mnie spod przymróżonych powiek - To ty wtedy tam szalałaś!
 - Po trzynastu latach wyrwałam się z domu, trochę wyrozumiałości. - mruknęłam
 - Czy ja coś mówię? - spytał figlarsko, po czym mnie pocałował.
 - Nie myśl, że ci się upiecze, Lodowy Móżdżku - odwzajemniłam pocałunek

3 komentarze:

  1. Awww so sweet! :3 XD boski rozdział po prostu miodzio! Deja vu! Jack ale z ciebie romantyk :3 ... co wyście chcieli robić tam w sali treningowej? =-O o_O

    OdpowiedzUsuń