poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 30 - TO jest nic?

 - Taka słaba... Jak niby chciałaś ocalić siostrę, skoro nawet siebie nie potrafisz uratować? Dlaczego w ogóle walczysz? Przecież nie masz szans, jesteś za słaba... Jesteś tylko płatkiem śniegu w letni dzień, nie dasz rady... - głos Pitch'a był jak trucizna - Ciągle tylko ranisz, niszczysz... Jesteś jak Emma, opętana rządzą zdobycia tego, co nie jest dla ciebie. Jesteś taka jak ona... - wściekłość, która wcześniej kryła się na granicach świadomości, teraz powoli wsączała mi się w umysł. W oczach trochę mi poczerwieniało. Zacisnęłam pięści. - Ona chciała odzyskać brata, a ty siostrę, więc czym się od niej różnisz? Też zrobisz wszystko by dopiąć swego...
 Teraz już nie wytrzymałam. Furia przysłoniła mi wszystko. Cisnęłam w niego lodem, ale był na to przygotowany i osłonił się swoją mocą. Rozpętałam burzę, która uderzała w Mroka z taką siłą, że ledwo stał na nogach. Zadałam kolejny cios, który pchnął go na ścianę.
 Z wściekłością uderzałam w niego raz po raz mocą. Mężczyzna próbował się bronić, ale nie dawał rady. Nagle coś się zmieniło w jego wyglądzie. Byłam zamroczona gniewem, więc dopiero po chwili zorientowałam się co.
 Jego oczy stały się czerwone, a ubranie nabrało szkarłatnego połysku. Posłał w moją stronę wiązkę ciemności, której z trudem uniknęłam. Utworzyłam pod jego stopami lód, przez który stracił równowagę i znowu uderzyłam nim o ścianę. Wyciągnęłam w jego stronę rękę i wielka lodowa dłoń schwyciła go, raz po raz uderzając nim o posadzkę czy mury. W końcu rzuciła Pitch'em w ścianę tuż koło drzwi...
 ... przez które właśnie ktoś wszedł.
 - Elsa, Ząbek... - Jack urwał rozglądając się po sali treningowej i widząc Mroka, który leżał tuż koło jego stóp. Mężczyzna był mocno poraniony, rękę miał do dziwnym kątem, a z rany na głowie sączyła się krew. Poczułam triumf, który jednak szybko stłumił strach. - Co tu, na Jasność Księżyca, się stało?!
 Powoli odzyskiwałam jasność umysłu, a czerwień znikała z przed oczu. Opadłam na posadzkę, stając na nogach. Nawet nie zauważyłam kiedy uniosłam się metr nad ziemię. Gdy tylko uświadomiłam sobie, co tu tak właściwie się stało, podbiegłam do Pitch'a.
 - Żyjesz? - zapytałam głupio, kucając przy nim
 - Nie - stęknął - Umarłem już dawno - mruknął
 - Przepraszam...
 - I tak poszło ci lepiej niż ostatnio. Dłużej wytrzymałaś. - powiedział, siadając. Dotknęłam jego ręki, tworząc mu z lodu temblak
 - Przepraszam! - pisnęłam, słysząc jego jęk. - Dasz radę dojść do pokoju?
 - Raczej tak - pomogłam mu wstać - Chociaż nieźle mnie poobijałaś
 - Moment, wyjaśni mi ktoś, co tu się stało? - zapytał skołowany Jack
 - Nic - uśmiechnęłam się niewinnie
 - Nic... - powtórzył chłopak, patrząc na mnie z powątpiewaniem - TO jest nic? - spytał patrząc na salę. Złapałam się za głowę, widząc jakie pobojowisko teraz tu było.
 - O Księżycu... Serio, aż tak było źle? - zapytałam drżącym głosem
 - Szczerze? Lepiej nad sobą panujesz, ale i stajesz się silniejsza... - odparł Pitch. Jęknęłam głośno.
 - Elsa, ty zrobiłaś ten bajzel? - Jack otworzył szeroko oczy - Myślałem, że trenujesz z Mrokiem walkę, ale byłaś... czerwona
 - Pomaga mi zapanować nad Znakiem - przyznałam - Chociaż zbyt przyjemne treningi to nie są.
 - Podczas następnego treningu będę tu - uparł się chłopak, zakładając ramię na ramię
 - Jack...
 - Nie wygonisz mnie stąd. Nie dasz rady - wyszczerzył się
 - Zdziwiłbyś się - mruknęłam pod nosem - A tak właściwie po co przyszedłeś?
 - Ząbek zaczęła się skarżyć na hałasy i na to, że posadzka się zaczęła trząść....
 - Cholera... jesteś pewny, że chcesz być na kolejnym moim treningu? To nie jest zbyt... bezpieczne.
 - Tak. - odparł twardo.
 - Nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu spowodowane moim atakiem. Trening będzie... - spojrzałam pytająco na Mroka.
 - Za jakieś 4 godziny, bo musisz odzyskać siły - odparł mężczyzna, po czym ruszył w stronę pokoju. Trochę kuśtykał.
 - Co ty mu zrobiłaś? - zapytał unosząc brwi, gdy Pitch już wyszedł
 - Straciłam kontrolę...
 - Aż tak jest wtedy źle?
 - Tak...
***
 - Jesteś złem, Elso. Niszczysz wszystko czego się dotkniesz...
 - Powtarzasz się, Pitch - wtrącił się Jack. Mrok rzucił mu mordercze spojrzenie.
 - Jack - skarciłam go - Siedź cicho, ja tu trenuję.
 - Ciekawe co - prychnął - Odporność na zranienie?
 - Panowanie nad sobą. A. Teraz. Siedź. Cicho. I. Daj. Mu. Kontynuować. - wycedziłam
 - Taka słaba jesteś, Elso - białowłosemu chłopakowi nie podobało się to, że Pitch wygadywał do mnie takie rzeczy. Zaciskał palce na lasce - Pamiętasz dni z Sebhastienem? Masz możliwości, ale jesteś zbyt głupia, naiwna, by je wykorzystać. Boisz się atakować, boisz się wszystkiego. Skąd wiesz, że możesz komukolwiek zaufać? Jesteś sama. Sama w tłumie, sama wśród przyjaciół. Ufałaś sobie i co? Zamroziłaś serce własnej siostry...
 Tu nie wytrzymałam. Wspominanie Anny to był cios poniżej pasa. Poczerwieniało mi w oczach, zawładnął mną gniew. Gdzieś na granicy świadomości odnotowałam zaskoczonego Jack'a. Ale już mnie to nie obchodziło. Chciałam tylko zniszczyć źródło głosu - Mroka. Z mojej dłoni wystrzelił czerwony promień. Pitch zablokował go, ale to mnie nie powstrzymało i atakowałam dalej. Cios po ciosie, strzał po strzale, Książe Koszmarów słabł, jednak starał się nie poddawać. Uniosłam ręce i dookoła mnie zawirował śnieg. Nieprzydatna peleryna zniknęła, zastąpiona czerwonymi skrzydłami z lodowych piór. Zatrzepotałam nimi, wznosząc się w górę. Machnięciem utworzyłam cztery ogromne bałwany wyglądające jak Puszek. Lodowe monstra rzuciły się na Pitch'a.
 Mężczyzna z całej siły starał się powstrzymać stwory, ale był zbyt słaby. Dookoła niego rozpętała się burza, chroniąca lodowe golemy. Nie było go widać zza śnieżnej zasłony, gdy nagle ciemność do dokoła nabrała ciemnoczerwonej barwy.
 - Co do...! - wyrwało się Jack'owi, który szybko wzleciał do góry, jak najdalej od naszego pojedynku.
 W moją stronę poleciała wiązka czerwonego mroku. Osłoniłam się lodem i wzleciałam wyżej. Gdy machnęłam skrzydłami, kilka piór wystrzeliło w mężczyznę, wciąż skrytego w czerwonej ciemności. Wnioskując po nieartykułowanym dźwięku, jaki wydał z siebie Pitch, trafiły w cel.
 - Może już wystarczy? - zaproponował niepewnie białowłosy. Machnęłam ręką, przymrażając go do ściany.
 - El...! - tylko tyle zdołał krzyknąć, zanim lód pokrył go od stóp do głów. Spojrzałam w jego stronę i z przerażeniem zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Rozchyliłam usta w szoku.
 Jak mogłam go skrzywdzić?
 Czerwień od razu znikła. Podleciałam do skutego lodem chłopaka. Byłam spanikowana.
 - Jack! - uderzyłam pięścią w lód - Jack! - po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Chłopak był w wielkiej bryle lodu, przymrożonej do rogu pomieszczenia. Zastygł nieruchomo, na jego twarzy nadal malował się szok, usta były otwarte, bo zamarzł wpół krzyku. - Jack!
 - Elso, uspokój się! Możesz roztopić lód, ale musisz pokonać panikę! - krzyknął z dołu Mrok
 Skup się!, nakazałam sobie
 Przymknęłam oczy i przyłożyłam dłoń do bryły lodu. Spomiędzy moich palców wydobyło się delikatne, białe światło. Blok eksplodował z hukiem, a siła wybuchu odrzuciłam mnie kilka metrów do tyłu.
 Zatrzepotałam skrzydłami, usiłując utrzymać się w powietrzu, ale nie zbyt mi to wychodziło. Zobaczyłam, że Jack spada nieprzytomny na ziemię, więc machnięciem ręki wytworzyłam pod nim górę śniegu, która złagodziła jego upadek. Sama nie miałam szczęścia, bo przestałam kontrolować moc i moje skrzydła zaczęły się rozpadać. Rozłożyłam je usiłując choć trochę osłabić uderzenie, jednak niewiele to dało. Całkowicie straciłam kontrolę nad lotem.
 Tuż nad posadzką oplotła mnie ciemność, hamując upadek i powoli opuszczając mnie na podłogę.
 - Żyjesz? - zapytał Pitch. Naburmuszyłam się lekko, słysząc, że mnie cytuje.
 - Nie - burknęłam - Umarłam już dawno - powtórzyłam jego słowa. Mężczyzna uśmiechnął się, widząc, że już mi lepiej, i pomógł mi wstać. Machnęłam skrzydłami, pozbywając się ich całkowicie.
 - Musisz nauczyć się jeszcze kontrolować moc mimo zmiany jej źródła. - powiedział, wyszarpując z ramienia czerwone pióro - Ale trzeba przyznać, że te skrzydła były naprawdę pomysłowe
 Mój wzrok powędrował na górę śniegu, która mgliście mi się z czymś kojarzyła.
 - Jack! - pisnęłam, przypominając sobie. Wyciągnęłam nieprzytomnego chłopaka z śniegu i poklepałam po policzku - Obudź się!
 - Ostatni raz przerywałem ci trening... - jęknął, otwierając oczy
 - Mówiłam ci, Lodowy Móżdżku, że to niebezpieczne! - krzyknęłam na niego, ocierając twarz
 - Miałem zwidy, czy ty naprawdę zrobiłaś się czerwona? - zapytał, siadając
 - Taa... chciałabym ci powiedzieć, że majaczysz, ale to prawda - skrzywiłam się
 - Chwila - skojarzył coś - Ty! - wskazał na Pitch'a - Ty też byłeś czerwony!
 Mrok jednak zignorował jego słowa.
 - Następny trening dopiero jutro, Elso - oznajmił i wyszedł.
 - On ma Znak. Znak. I ty z nim ćwiczysz. On ma Znak. - powtarzał skołowany chłopak - A jak ci coś zrobi? - zaniepokoił się - Trzeba powiedzieć Strażnikom.
 - Jack, uspokój się - nakazałam mu - Nie powiesz o tym nikomu.
 - Ale to cię nara...
 - Nie i koniec! - przerwałam mu - Gdyby tego chciał, to sam by to dawno zrobił. - dodałam spokojniej - On nie używa mocy Czerwonego Księżyca. No, normalnie jej nie używa - sprostowałam widząc jego piorunujące spojrzenie - Gdyby tego nie robił, to mogłabym go naprawdę poważnie skrzywdzić podczas Furii. - zgarbiłam się lekko
 - Z tego co widzę, to wasz trening jest bardzo bojowy - zmienił temat
 - Sam trening to jest wyprowadzanie mnie z równowagi. Reszta to usiłowanie powstrzymania mnie przed rozwaleniem całej bazy.
 - Jest aż tak ź... dobra, znam odpowiedź - uniósł ręce widząc moje ponure spojrzenie - Silna jesteś, trzeba ci przyznać. A z tymi skrzydłami i tą miną wyglądałaś tak, tak... tak pięknie i strasznie zarazem - przez chwilę patrzył przed siebie rozmarzonym wzrokiem, po czym nagle spojrzał na mnie - Nie powiedziałem tego głośno, prawda? - on zawsze wiedział jak mnie rozbawić.
 - Owszem, Lodowy Móżdżku - zachichotałam. Przysunął się do mnie i objął mnie
 - Mogę? - zamruczał mi do ucha
 - Jeszcze pytasz. Może tym razem Strażnicy nam nie będą przeszkadzać...

2 komentarze: