piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 9 - Nie ufasz mi...

 Tym razem nie potrafiłam się rozluźnić w jego objęciach. Jednak to nie groźba Pitch'a to sprawiła, a fakt, że oni... że ja...
 - Coś się stało, Elsa? - wcześniej zaślepiona nie widziałam w nim tej sztuczności - Nie martw się o Annę, zajmiemy się nią. Będzie bezpieczna
 - Nie o to chodzi... - westchnęłam
 - Stało się coś jeszcze? - zapytał ostrożnie
 - Później ci powiem... - byliśmy już niemal w Arendell. Jack gwałtownie się zatrzymał
 - Powiedz teraz - rzekł twardo. Spojrzałam na niego. W jego oczach nie widziałam już łagodności.
 - Właśnie o to - bąknęłam - Wyląduj
 - Nie - sprzeciwił się
 - Ale przysięgnij, że mimo wszystko będziesz chronił Annę. Daj słowo strażnika - nalegałam
 - Przysięgam na księżyc, że będę chronić Annę - przyrzekł po chwili namysłu. Odetchnęłam z ulgą, nieważne jak Jack zareaguje, moja siostra będzie bezpieczna
 - Boli mnie to, że... - załamał mi się głos - Pierwszy raz uwierzyłam... ale... nie ufasz mi - zamknęłam oczy - Anna miała rację - powiedziałam cicho - Nic nie wiem o miłości
 Poczułam jak jego ramiona napinają się.
 Wcześniej uważałam, że stwierdzenie "złamane serce" to przenośnia, nie mająca żadnych podstaw. Dlatego ból w piersi mnie zaskoczył. Czułam jak moje serce rozpadało się na kawałki.
 Położyłam mu ręce na piersi i z całej siły go odepchnęłam. Po chwili zorientowałam się, że to było głupie, bo lecieliśmy dość wysoko, ale pod stopami poczułam grunt szybciej niż myślałam. Biegłam przed siebie. Ścieżka wiodła w dół. Wciąż nie otwierając oczu przedzierałam się przez las. Po policzkach spływały mi łzy.
 Gdzieś w tle słyszałam krzyki Jack'a, ale nie rozumiałam co mówił, w głowie mi huczało. Biegłam na oślep, byle dalej, byle gdzie...
***
 Chyba zemdlałam, bo następne co zobaczyłam to Anna, która okrywała mnie kocem.
 - Musisz odpocząć - powiedziała
 - On tu jest? - zapytałam
 - Kto? - zmarszczyła brwi
 - Jack...
 - A ma być? Nieważne. Co robiłaś sama w lesie? - zapytała lekko wkurzona
 - Nic - skłamałam
 - Nic - powtórzyła powoli - Od kiedy "nic" znaczy płacz i ciągłe powtarzanie "nie, nie, nie"?
 - Ja... innym razem ci wytłumaczę. - zmieniłam temat - Jack tu przybędzie i zabierze cię w bezpieczne miejsce. - rudowłosa już otwierała usta, by zaprotestować, ale nie dałam jej dojść do głosu - Żadnych dyskusji. I jakby pytał, to nie chcę z nim rozmawiać. - dodałam kategorycznie
 Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do pokoju. Od razu zamknęłam drzwi na klucz. Chciałam być sama.
 Usiadłam przy drzwiach, jak wtedy, gdy moi rodzice utonęli i zaczęłam łkać. Byłam kompletnie załamana. Kiedy zaczęłam wierzyć w miłość i zakochałam się w kimś... a ten ktoś uważał, że jestem w zmowie z wrogiem.
 Uniosłam głowę i zauważyłam za oknem Jack'a. Patrzył na mnie tak jakoś... inaczej. Z troską, smutkiem... pisnęłam ze strachu. Wyglądał jakby go to zraniło. Uchylił okno i wślizgnął się do środka. Zaczęłam krzyczeć. Chciał mnie uspokoić, ale strzelałam na oślep lodem. W końcu złapał mnie za nadgarstki, przycisnął do ściany i pocałował, przerywając moje krzyki. Skamieniałam zaskoczona. A potem zanim pomyślałam walnęłam go z całej siły na odlew w twarz.

3 komentarze:

  1. Awwww to takie romantyczne ale El musiała go walnych w twarz. Ale dlaczego to zrobiła? Z tego co wiem ona sie w nim zakochała więc dlaczego to zrobiła?
    Rozdział oszałamiajaco doskonały czekam na next ! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest trochę rozchwiana emocjonalnie i skołowana...
      Taki odruch bezwarunkowy XD

      Usuń