niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 41 - Ty...

 Razem z Czkawką poszłam do kuźni, bo mężczyzna musiał znaleźć kogoś.
 - Oj, chłopcze, Astrid się to nie spodoba - powiedział niewysoki, grubszy wiking z blond wąsami związanymi w warkocze i zrośniętymi brwiami. Ubrany był w żółtą koszulę z krótkim rękawem, brązowe spodnie w pasy i futrzaną kamizelkę, a na głowie żelazny hełm z dwoma rogami. Zamiast prawej nogi miał metalową protezę, a na miejscu lewej ręki... kowalski młot. Okeeej...
 - Nie no, czemu wszyscy myślą, że zdradzam Astrid?! - Czkawka wyrzucił ręce w górę, a Szczerbatek wydał z siebie dźwięk podobny do śmiechu.
 - Wiesz, tak jakby wyleciałeś w podróż i wróciłeś z dziewczyną - zwróciłam mu uwagę - Swoją drogą macie tu sporo wypadków jak widzę... - zmierzyłam wzrokiem protezy starszego mężczyzny
 - To z czasów wojny ze smokami, już aż tylu nie ma. Czkawka, matka cię nie nauczyła, że należy zająć się gościem? Dziewczyna pewnie zamarza! A tak właściwie jak się nazywasz, ślicznotko? Ja jestem Pyskacz Gbur - skłonił się szarmancko. Księżycu, czy oni nie mogą dać dzieciom normalnych imion, jak Anna czy Jack tylko Czkawka, Pyskacz, Valka...
 - Jestem Elsa, Strażniczka Wiary, dziecię zimy, Pani z Arendell - dygnęłam po królewsku - I ja naprawdę nie marznę. - miałam ochotę dodać słowa "Czy to tak trudno zrozumieć?!", ale uznałam, że zabrzmiałoby to wybitnie niewłaściwie.
 - No nie wiem, ta twoja sukienka nie wygląda na ciepłą...
 - Bo jest z lodu... długo by tłumaczyć! - odparłam lekko zniecierpliwiona. Czy oni naprawdę muszą zadawać tyle pytań? Czkawka widząc, że chociaż się uśmiecham, to jednak lekko zaciskam usta, wtrącił szybko:
 - Nie uważasz, Pyskacz, że wypadałoby urządzić ucztę z okazji przybycia gościa?
 - Dobry pomysł, wodzu. - nie mogłam się powstrzymać i utworzyłam za jego plecami śnieżkę, a potem cisnęłam ją prosto w tył jego głowy - Ej, które to?! - krzyknął odwracając się do grupki dzieciaków. Zachichotałam, zakrywając dłonią usta, patrząc jak gania maluchy, które rozpierzchły się na wszystkie strony.
 - Ty to zrobiłaś - bardziej stwierdził niż zapytał. W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się szeroko - Dobra, Pyskacz wszystko zorganizuje. Jak tylko przestanie gonić dzieci...
 - Czepiasz się. - mruknęłam
***
 Przyznaję, że wikingowie umieją ucztować. Stoły były suto zastawione różnego rodzaju mięsem, serami, jaczym mlekiem, a także piwem i wybornym miodem pitnym. Przyznaję się bez bicia, spróbowałam trochę. Sączysmark pokazał mi jak zrobić pyszny napój z miodu i piwa z odrobiną mleka jaka. Smakowało to wspaniale, więc wypiłam ze trzy kufle, zagryzając chlebem z serem.
 Miałam już lekkie zawroty głowy i było mi trochę za ciepło, ale mimo to była zadowolona. Chociaż usiłujący ze mną flirtować Sączysmark nie był zbyt miłym towarzystwem.
 - Kotku, mam w piwnicy siłownie, może wpadniesz poćwiczyć? - powiedział lekko bełkocząc, kładąc mi rękę na ramieniu
 - Zabierz rękę jeśli ci na niej zależy, mam chłopaka i drugiego nie potrzebuję - odepchnęłam go lekko
 - Ostra jesteś, mała - przysunął się nieco zbyt blisko. Kopnęłam jego krzesło, sprawiając, że lód rozsadził jedną z nóg i mężczyzna zwalił się na podłogę z hukiem.
 - Ups - powiedziałam złośliwie - Mówiłam łapy przy sobie.
 - Elso, a kim są tak właściwie Strażnicy? - zapytała Valka, matka Czkawki.
 - Jest nas siedmioro. Chronimy dzieci w niemagicznym świecie przed Asmodeuszem i jego sługami. Pierwszymi Strażnikami byli Ząbek, North, Piasek i Zając. Kilka lat temu dołączył do nich Jack Frost, a kilkanaście dni temu Księżyc wybrał mnie i Pitcha...
 Jeszcze długo ciągnęłyśmy tą rozmowę. Co jakiś czas też wtrącał się Czkawka, Pyskacz, Astrid, która jednak okazała się miła i Śledzik, którego interesował głównie fakt, że na przykład w Arendell nie ma smoków. Byłam lekko podchmielona, więc odpowiadałam na wszystkie pytania bez wahania. Mówiłam nawet rzeczy, o których na trzeźwo nigdy bym nie powiedziała. Zbytnia szczerość to jedna z wad alkoholu, przynajmniej w tym wypadku. Ale udało mi się zatrzymać dla siebie instrukcje jak dostać się do innych światów. Gdyby wikingowie nauczyli się przekraczać granice, North nie byłby zbytnio zadowolony...
 Co jakiś czas przybywał kolejny smok i z każdym było mi coraz cieplej tak, że miałam problemy z logicznym myśleniem, choć to może była wina piwa, dlatego już przestałam popijać. Momentami miałam wrażenie, że widzę ogień drzemiący w ich cielskach.
 Na zakończenie Czkawka wygłosił jakąś mowę; wszyscy wstaliśmy. Szczerbatek zaryczał i wszystkie smoki odrzuciły łby w tył i wystrzeliły strumieniami ognia w niebo.
 Jęknęłam, dotykając skroni, gdy poczułam promieniujące od nich fale gorąca. To nie była wina ognia, który wybuchnął na tle gwiazd, ale płomieni, które rozgrzały się do białości w ich wnętrzach.  Załamały się pode mną nogi i upadłam na ziemię. Miałam wrażenie, że wszystko wewnątrz mnie się topi. Nie do końca rozumiałam co się wokół mnie dzieje, głowa mi pulsowała bólem, nie mogłam się na niczym skupić.
 - Elsa, co się stało, Elsa! Słyszysz mnie?! - Czkawka pochylał się nade mną i poklepywał mnie po twarzy.
 - Za gorąco... do zimna... wysoko... - zaczęłam mówić bez ładu i składu, nie zbyt przytomna. Zaczął padać śnieg - Źle... muszę z dala... płomienie w nich...
 - Co jej się stało? - zapytał Astrid, która stała najbliżej
 - Smoki wystrzeliły, a ona upadła - odparła blondyna szybko
 - Płatek! Szczerbatek! - mężczyzna wziął mnie na ręce - Gdzie są nosze?! - usłyszałam tupot stóp i ktoś położył mnie na kawałku płótna, zapinając pasami - Płatek, weź to! - smoczyca warknęła i coś szarpnęło mną w górę. Pasy były widocznie po to, bym nie zsunęła się z tych prowizorycznych noszy
 Zimne powietrze trochę mnie ocuciło i zniknęło uczucie topienia się. Jednak nadal czułam ten gorąc, jakby zagnieździł się w moim wnętrzu. Wyswobodziłam rękę z więzów, położyłam sobie na sercu, które wydawało się być najbardziej rozpalone i wytężyłam umysł, starając się wykrzesać z dłoni zimno. Owszem, czułam kojący chłód na skórze, ale pod nią nadal szalał ogień. Nie mogłam skupić się na tyle, by zrobić coś więcej.
 Po kilku minutach lotu wylądowaliśmy w jakiejś jaskini, w której wejściu zalegał śnieg. Czkawka rozpiął trzymające mnie pasy, a Płatek zaczęła trącać mnie nosem. Mężczyzna pomógł mi usiąść.
 - Elsa, co się stało? - zapytał zaniepokojony
 - Smoczy Płomień się stał - odparłam skrzywiona, masując skronie. - Nie myślałam, że ogień może mi tak dokopać.
 - Jaki Smoczy Płomień? - zmarszczył brwi. Mimo, że byliśmy we wnętrzu jaskini, padał śnieg i wiał zimny wiatr.
 - Jak smoki wystrzeliły w niebo, to ich wewnętrzne płomienie rozpaliły się do białości. Gdyby to był zwykły ognień, to nic by mi się nie stało. Jednak on jest magiczny i w sumie nie wiem jak, ale mnie trochę poraził. Mam wrażenie jakby zagnieździł w moim wnętrzu, co bynajmniej dla mnie nie jest przyjemne. - uniósł pytająco brwi - Jest mi za gorąco, nie mogę myśleć...
 - Przynieść ci coś? Wodę albo coś? - zapytał zatroskany
 - Wodę poproszę - odparłam, przymykając oczy i opierając się o ścianę. Słyszałam jak powoli się oddala. Gdy tylko usłyszałam łopot skrzydeł Szczerbatka, pozwoliłam mojej mocy szaleć. Śnieżyca rozpętała się z ogromną mocą, uderzając z furią o ściany, wszystko pokrył lód i szron. A ja siedziałam w moim własnym tornadzie z lodowatego powietrza. Skupiając się z całej siły, a nie było to takie łatwe w moim stanie, próbowałam zgasić płomień w moim wnętrzu, ale nie wierzyłam, że mogę to zrobić. To jakby próbować zgasić ogień za pomocą pipety. Niemożliwe.
 Kiedy usłyszałam drapanie pazurów na lodzie, siłą woli zaczęłam uspokajać swoją moc. Kosztowało mnie to wiele sił, ale wstrzymałam ją na tyle, by mężczyzna mógł przejść.
 - Przepraszam za tą śnieżycę, ale coraz trudniej utrzymać mi kontrolę nad mocą. Ona chce mnie chronić - powiedziałam - Bywa dosyć... samodzielna. Dziękuję - dodałam biorąc od niego drewnianą szklankę wody. Tak, wiem, że to głupio brzmi, ale to wyglądało jak szklanka, a było z drewna.
 - Coś jeszcze ci przynieść? Jak się czujesz? -położył mi dłoń na czole; była delikatnie chłodna - Gorączki nie masz.
 - Cholera... - jęknęłam. Dotknęłam twarzy, ale nie wyczułam różnicy temperatury
 - Co się stało? - spytał zaniepokojony
 - Mam gorączkę i to dużą - odparłam słabo - Normalnie mam temperaturę o wiele niższą niż ludzie. Pamiętam, że jak jeszcze byłam człowiekiem, to miałam wrażenia, że Jack jest z lodu, taki był zimny... Czkawka?
 - Tak?
 - Nie chcę, aby to zabrzmiało niegrzecznie, ale jakbyś mógł jutro nie przychodzić. Zamierzam spróbować poradzić sobie z tym za pomocą mocy. Może mi się to wymknąć z pod kontroli, a nie chcę nikogo narażać - spojrzałam na niego błagalnie.
 - Rozumiem. Jednak i tak przylecę, choć dopiero o zmierzchu. Jesteś chora, nie myślisz logicznie. Możesz zrobić sobie krzywdę - uparciuch. W normalnych warunkach wściekłabym się, że traktuje mnie jak dziecko, ale teraz nie byłam w stanie się nawet poważnie zezłościć. Naprawdę było ze mną bardzo źle.
 - Dobrze... - westchnęłam zmęczonym głosem. Kontrolowanie mocy w tym stanie było bardzo trudne - Ale lepiej już idź, proszę
 - Elso...
 - Proszę - jęknęłam, łapiąc się za głowę -  To mnie przerasta
 Moc powoli zaczęła uwalniać się z mentalnych więzów, którymi ją skrępowałam. Próbowałam z nią walczyć, ale to tylko przyprawiało mnie o ból głowy. Z sufitu już spadały pierwsze płatki śniegu, a ze ścian zaczęły wyrastać małe, ale ostre jak brzytwa sople. Przyciągnęłam do siebie nogi i oparłam czoło o kolana, by ukryć łzy spływające po policzkach. Znów stałam się tą małą dziewczynką, nie mogącą poradzić sobie z własnymi emocjami. Bojącą się własnego cienia.
 Gdy odważyłam się podnieść głowę, zobaczyłam Czkawkę, który odchodził zrezygnowany ze zwieszonymi ramionami. Śnieg tłumił jego kroki, nawet stukot metalowej protezy. Patrzyłam zasmucona jak odlatywał. Znowu zostałam sama. Sama z ogniem, który usiłował mnie zniszczyć i lodem, który go powstrzymywał. Sama ze strachem i bólem, które wywoływała we mnie ta walka.
 - W końcu polazł stąd ten dupek - usłyszałam głos. Natychmiast odwróciłam się w stronę, z której dobiegał. W cieniu, w głębi jaskini, zauważyłam znajomą sylwetkę - Myślałam, że nigdy się stąd nie ruszy, cholerny rycerzyk
 Wydawało mi się, że nie potrafię się w tym stanie wściec, ale się myliłam. Gdy zobaczyłam tą dziewczynę o czekoladowych włosach i brązowych oczach od razu wszystko wokół mnie stało się czerwone.
 - Ty... - warknęłam rozsierdzona i wystrzeliłam w jej stronę szkarłatny promień.
 Ona jednak nie uchyliła się przed atakiem. Stała z tym swoim zawadiackim uśmiechem, tak podobnym do uśmiechu jej brata... Jej ciało na ułamek sekundy stało czarną się piaskową figurą z pustą przestrzenią w miejscu serca, w które celowałam. Gdy mój cios przeleciał na drugą stronę, dziura zamknęła się, a Emma znów wyglądała jak dawniej.
 - Strzelaj ile chcesz, Śnieżynko. Drugi raz już ci się nie uda. - spojrzała na mnie z wyższością
 - Po co tu przyszłaś? - wysyczałam
 - Mam dla ciebie ofertę, Królewno - odparła - Podaj mi rękę i żyj ze swoim ukochanym, wolna, niezależna od nikogo... wystarczy, że podasz mi rękę - kusiła aksamitnym, perswazyjnym głosem
 Strasznie tu gorąco, Lodówo. Tym razem nawet twój lód nie da rady - odezwał się głosik. I nagle wszystko nabrało takiego sensu, że mimo mojego stanu, zrozumiałam. To Emma była tym głosem. Specjalnie mnie tu ściągnęła...
 - Odwal się ode mnie. Nie będę się z tobą układać - warknęłam. Dziewczyna zacisnęła usta.
 - Będzie coraz gorzej - powiedziała - Będziesz przeżywać swoje koszmary raz po raz, aż w końcu sama zapragniesz umrzeć - wysyczała - Spłoniesz patrząc mu w oczy, po raz kolejny zostawiając go ze złamanym sercem. Znowu go złamiesz. Będzie patrzył jak umierasz,  bo byłaś zbyt dumna by przyjąć pomoc... - odwróciła się i rozpłynęła w ciemnościach.

8 komentarzy:

  1. Jezu, ty piszerz za genielnie! Błagam naucz mnie tak! Ok, do rzeczy....rozdział mega, jedno wielkie WOOOOOOW, normalnie brak swów! Dajesz Elsa! Uda ci się! Jesteś twarda, pokonasz ten ogień! Czekam na next i pozdrowionka w trakcie burzy! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie, strasznie, strasznie, strasznie, strasznie mi się ten rozdział podoba!!! JEJ!!! Elsa jednak nie ma rozdwojenia jaźni!!!
    A więc zacznę od dość... dziwnej sytuacji:
    Czytam sobie czytam, czytam, czytam i nagle trafiam na moment " Dziękuję - dodałam biorąc od niego drewnianą szklankę wody"- zatrzymałam się na chwilę... Drewniana szklanka wody.... Myślałam tak kilkanaście sekund aż przeszłam do dalszej części "Tak, wiem, że to głupio brzmi, ale to wyglądało jak szklanka, a było z drewna."- Normalnie kobieto czytasz mi w myślach! Rozwiałaś moje wątpliwości! Aż się uśmiechnęłam widząc dalszą część.

    Oczywiście groźby to norma... tylko... boję się, że Elsa- stawiając na szali dobro Jack'a zgodzi się jej podać tą rękę. Nie wiem po co ma jej dać tą rękę, a może zapomniałam O.o' (jeśli tak to przepraszam!)

    No więc rozdział genialny, świetnie piszesz! Mnie też tak naucz! Odtwórz szkołę pisania! U mnie next (jak zwykle do kitu) więc zapraszam jak coś. Rozdział naprawdę genialny! Weny życzę i wstawiaj szybko next'a!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebym ja jeszcze umiała uczyć... jak ja nie potrafię nawet wytłumaczyć matmy koleżankom, a to jest przedmiot, z którego mam szóstki ;-; Wiem, jestem dziwna, bo lubię matmę, ale to jedyny przedmiot, w którym w dowolny sposób mogę dojść do jednego, jedynego prawidłowego rozwiązania (równania z dwoma niewiadomymi się nie liczą; one są okropne)
      A podanie ręki to gest sojuszu, czyli zgodziłaby się na przyłączenie się do niej i Asmodeusza

      Usuń
    2. Powiedziałam coś nie tak?

      Usuń
    3. Nie! Broń boże! po prostu dziękuję ze mi wytłumaczyłaś! ;)

      Usuń
  3. UDUSZE ZABIJE ROZSZARPIE ZABIJE UDUSZE EMME!!!!!!






    A teraz do wlasciecielki bloga: zrobię z toba to samo co emma jeśli el zginie !!! Ona ma być z jackiem i żyć!!!


    Do jacka:
    Juz mi do krainy smoków lec i pomóż el bo zrobię z toba to co z emma.....


    Pozdro i weny i czasu i checi ↖(^ω^)↗└(^o^)┘

    OdpowiedzUsuń