sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 42 - Nie...

 Ciepło stawało się już nieznośne. Płonęłam od środka, mimo że wokół mnie szalała śnieżyca. Spojrzałam błędnym wzrokiem na zamrożone ściany jaskini. A gdyby tak... Z całej siły spróbowałam się skupić, ignorując ból i nieznośny gorąc. Lód, szron i sople zaczęły znikać, a zawarte w nich zimno wracać do mnie. Pozwoliłam sobie na cichą nadzieję, że może mi się uda, gdy rozmroziłam już połowę jaskini.
 Ale właśnie wtedy wspomnienie uderzyło we mnie z siłą kuli do wyburzania, pochłaniając całą moją wolę.
 Cofnęłam się w czasie i znów była przerażona swoją mocą i faktem, że po raz kolejny poraziłam Annę. " Szczęście, że nie dostała w serce. Serce jest bardzo trudno odmienić". Tym razem prosto trafiłam ją prosto w pierś. Po raz kolejny skrzywdziłam ją, naraziłam na śmierć. Ściany mojego pałacu były czerwono-granatowe.
 - Weź się w garść - powiedziałam do siebie - Okiełznaj to! Nie czujesz nic, a nic. Nic nie czujesz, nie czuj nic! - ale nie potrafiłam zapanować nad moim lodowym demonem. Zaczął zwracać się przeciw mnie; ze ścian zaczęły wyrastać sople.
 Nagle upadłam i iluzja znikła, zostawiając mnie łkającą na ziemi. Zwinęłam się w kłębek na twardej skale. Przypomnienie czasu, gdy byłam potworem, bolało.
 Jednak wspomnienia nie miały zamiaru dać mi spokoju. Byłam na przyjęciu z okazji koronacji. Miałam na sobie suknie, zakrywającą mnie od szyi do stóp. Do tego korona i purpurowy płaszcz, oznaka pozycji społecznej i rękawiczki, by poskromić moc. Na głowie miałam misterny kok. Rozmawiałam z dygnitarzami sąsiednich państw. Ale te obrazy były inne. Widziała salę balową i jaskinię jednocześnie, a wszyscy wokół byli z lodu.
 - Elsa! Znaczy Wasza Wysokość, można na chwilę? - odwróciłam się do Anny, ciągnącej za rękę Hansa - Pozwól, że przedstawię. Jego Wysokość Hans, książę Nasturii.
 - Wasza miłość - skłonił się mężczyzna. Skinęłam mu uprzejmie głową. - Czy możesz... - zaczęli razem - pobłogosławić nasze... małżeństwo? - Anka położyła mu głowę na ramieniu, z uwielbieniem wpatrując się w jego oczy.
 - E, małżeństwo? - spytałam zaskoczona
 - Tak! - pisnęła podekscytowana dziewczyna
 - Nie rozumiem, jak to? - starałam się zachować spokój. Miałam cichą nadzieję, że się przesłyszałam.
 - No sami jeszcze nie wiemy wszystkiego. Potrzeba paru dniu, żeby wszystko obmyśleć. Na pewno będzie zupa, lody i szampan i goście... Ej, zamieszkamy tu? - złapała go za ręce
 - Tu? - zdziwiłam się
 - Ja bardzo chętnie! - odpowiedział mężczyzna
 - Anno... - próbowałam zatrzymać słowotok siostry, ale ona właśnie zaczęła się rozkręcać
 - I ściągniemy tu twoich dwunastu braci, co? Spokojnie, wszyscy się pomieszczą... - rzuciła w moją stronę. Jakby mi o to chodziło!
 - Co? Jak to? Momencik. Chwileczkę - udało mi się w końcu przykuć jej uwagę - Nikogo tu nie ściągniesz, ani nie wyjdziesz za mąż - powiedziałam
 - Zaraz, proszę? - spytała zaskoczona
 - Możemy porozmawiać same? Na osobności? - spytałam błagalnie
 - Nie! Jak chcesz nam coś powiedzieć, to słuchamy oboje - przysunęła się do niego
 - Proszę - westchnęłam - nie wychodzi się za nieznajomego.
 - Wychodzi się, jeśli się go kocha - zaprotestowała. Anka miała wielkie serce, ale była naiwna jak dziecko.
 - Anno, co ty wiesz o miłości - odparłam
 - Więcej niż ty! Ty zawsze tylko wszystkich odtrącasz! - te słowa zabolały mnie, jakby wbiła mi nóż w serce.
 - Chcecie błogosławieństwa, ale nie otrzymacie go. - z trudem panowałam nad emocjami - A teraz... przepraszam - zaczęłam się od nich oddalać, by ochłonąć.
 - Wasza wysokość, pozwolisz że... - zaczął Hans, ale mu przerwałam
 - Nie! Nie pozwolę! I... i czas na pana. Koniec przyjęcia, zamknąć wrota - poleciłam służbie
 - Co? Jak to? Elsa, nie, zaczekaj! - krzyknęła i złapała mnie za rękę, zrywając rękawicę. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, przerażona.
 - Oddaj rękawiczkę! - powiedziałam i spróbowałam odebrać jej moją własność, lecz dziewczyna się cofnęła o krok.
 - Elsa, proszę! Proszę, ja nie chcę żyć w ten sposób...
 - Więc odejdź - wyrwało mi się. Westchnęłam ciężko, spuszczając wzrok i odwróciłam się, zmierzając do drzwi
 - Co ja ci takiego zrobiłam?! - krzyknęła. To nie ty mi zrobiłaś, tylko ja tobie, chciałam powiedzieć, ale nie mogłam. Rodzice mówili, że ona nie może się dowiedzieć.
 - Przestań dobrze? - rzuciłam przez ramię zamiast tego
 - Nie, co?! Czemu się ode mnie odwracasz, czemu przed wszystkim uciekasz, czego się tak strasznie boisz?! - wyrzuciła mi. Ogarnęła mnie wściekłość. Odtrącałam ją, by jej nie skrzywdzić, uciekałam by nic nie zniszczyć, bałam się samej siebie... A ona zarzucała mi egoizm.
 - Mówię ci, PRZESTAŃ! - krzyknęłam, machnięciem tworząc mur z lodu. Słysząc okrzyki zaskoczenia i strachu, natychmiast otrząsnęłam się i gniew zmienił się w przerażenie. Najbardziej bolało mnie zszokowane, pełne strachu i niedowierzania spojrzenie Anny
 - Elsa... - wyszeptała wstrząśnięta dziewczyna
 I wszytko zniknęło. Znowu zostałam sama z bólem. Opadłam na kolana, szlochając. Byłam ubrana i uczesana jak wcześniej. Warkocz na bok, przetykany śnieżynkami i lodowa suknia.
 Nagle poczułam na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Uniosłam zapłakane oczy i ujrzałam zatroskanego Czkawkę oraz zaskoczoną Astrid.
 - Co to było? - spytała cicho
 - Moje wspomnienia - szepnęłam, nadal wstrząśnięta tym co widziałam. Dotknęłam mokrego policzka. Po czułam chłód na skórze i zamarznięte łzy pokruszyły się, spadając na ziemię - Ile zobaczyliście?
 - Od momentu, gdy przyszła do ciebie lodowa dziewczyna z mężczyzną u boku - odparł wiking
 - To była moja siostra, Anna z Hansem - powiedziałam głucho - W dniu koronacji - objęłam się rękami, wbijając paznokcie w skórę. Poczułam coś mokrego na palcach i dopiero wtedy zauważyłam, że rozdarłam rękawy, raniąc się do krwi. Astrid delikatnie, lecz stanowczo oderwała moje dłonie od ramion
 - Wypij - poleciła, wciskając mi drewnianą szklankę [Nie no, serio, jak to brzmi... pomóżcie ludzie, jak to inaczej nazwać?! dop. aut.]. Posłusznie wychyliłam zawartość. Nawet nie wiedziałam, że tak zaschło mi w gardle.
 - Czkawka... - wychrypiałam - Normalnie nigdy być cię o to nie prosiła, ale nie mam wyjścia... - urwałam, bo umysł przeszył mi straszny ból
 - O co chodzi? - spytał zaniepokojony wódz
 - Czy mógłbyś... polecieć do Northa. - miałam wrażenie, że ktoś wbija mi rozżarzone szpikulce w głowę - Do jego bazy... - zmusiłam się do utworzenia na dnie jaskini obrazu Mikołaja i jego domu, yeti i pozostałych Strażników. Zajęło mi to kilka minut, bo ból nie pozwalał mi wystarczająco się skoncentrować - To on, a to jego baza - wskazałam na odpowiednie szkice - Te stwory dla niego pracują... jeśli będą chciały cię zatrzymać... powiedz, że chodzi o mnie. Że potrzebuję pilnie... pomocy. Powinny cię zaprowadzić do Northa. To Jack... Piasek, Zając... Ząbek i Pitch. Reszta... Strażników - coraz trudniej było mi formułować słowa - Powiedz im co... się stało. Powinni... coś znaleźć.
 - A jeśli nie znajdą? - jego niepokój jeszcze bardziej się zwiększył
 - Coś... wymyślą - odparłam - Leć... na północ. Wiesz jak dotrzeć... do innych światów.
 - Zaopiekuj się Elsą  - Czkawka cmoknął Astrid w policzek, wskoczył na Szczerbatka, który nie wiadomo skąd się tu wziął, i poleciał. Tak oto zostałam sama z nie do końca przyjazną kobietą-wikingiem. Żyć nie umierać, nie?
 - Co cię łączy z Czkawką? - zapytała Astrid, niby przypadkiem gładząc palcami ostrze topora. Niemal rozbawiła mnie jej zaborczość. Niemal, bo przypuszczałam, że gdybym miała podejrzenia o zdradzie Jacka i przed sobą dziewczynę, z którą teoretycznie mnie zdradza, to zachowałabym się gorzej.
 - Dwudniowa znajomość? A może półtorejdniowa... - zamyśliłam się - W każdym razie, on cię nie zdradza. Nie ze mną - dziewczyna zmrużyła groźnie oczy - Czy ty nie widzisz jak on na ciebie patrzy? - spytałam - Głowę dla ciebie stracił, a ty usiłujesz zabić jego gościa tylko dlatego, że owy gość jest dziewczyną
 - Jak się poznaliście? - spytała, na pozór ignorując moją wypowiedź, ale dostrzegłam w jej oczach radosne ogniki
 - Śniłam sobie zadowolona, że udało mi się wywołać sen, bo Strażnicy nie śpią. I miałam taki piękny sen... - przez chwilę wspominałam go z błogą miną, ale przypomniałam sobie, że Astrid na mnie patrzy i lekko zarumieniona kontynuowałam - I przerwał mi go głos Czkawki. Trochę mnie zaskoczyło, że ktoś obcy jest w moim pałacu, no bo kto lazłby na najwyższy i najbardziej niedostępny szczyt gór? No dobra, moja siostra owszem, ale to bez związku. Uznał mnie za rzeźbę. Zmieniłam postać na normalną, bo wcześniej byłam z lodu, ponieważ nie śpieszyło mi się specjalnie do kolejnego oberwania ostrymi rzeczami i wstałam, by spytać się co on tu robi i kim właściwie jest, ale wtedy rzuciło się na mnie coś wielkiego i czarnego. Spanikowałam trochę i naprawdę przez przypadek stworzyłam Płatek, aby mnie obroniła. Smoki zaczęły walczyć, Czkawka próbował uspokoić Szczerbatka, tyle że moja smoczyca wykorzystała wahanie jego smoka i zamierzała właśnie go dobić, ale jej nie pozwoliłam. Facet chciał... nie wiem co zrobić, machając tym swoim płonącym mieczem, jednak Płatek się to nie spodobało i zamroziła go. Znaczy miecz, nie Czkawkęstawiłam się i próbowałam się dowiedzieć jakim cudem jest w Arendell, ale był mocną wstrząśnięty i nie miał pojęcia o co mi chodzi. Płatek i Szczerbatek zaczęli się bawić, demolując mi pokój, to kazałam im wyjść i za pomocą mocy uporządkowałam salę. Potem musiałam mu tłumaczyć jak to zrobiłam. W każdym razie poprosiłam go, by zabrał mnie na Berk, bo Płatek nie może tu zostać, a ja byłam ciekawa jak wygląda wasz świat. On mi trochę opowiedział o sobie, gdy lecieliśmy, a potem trafiliśmy na was i voilà, koniec historii. - potarłam skronie, bo ból zaczął powracać. Robiło mi się zbyt ciepło.
 Nagle wszystko stało się większe. Astrid wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. Spojrzałam po sobie; byłam ubrana w moją dziecięcą, błękitną piżamkę, przewiązaną fioletową tasiemką. Dookoła zaczęłam widzieć salę balową z zamku Arendell. Przede mną pojawiła się pięcioletnia Anna. Najpierw była z lodu, ale już po chwili zaczęło pojawiać się coraz więcej szczegółów i kolorów.
 - Nie... - wyszeptałam wstrząśnięta, uświadamiając sobie co zaraz się stanie, ale było już za późno. Straciłam władzę nad ciałem. Pomiędzy moimi dłoniami pojawiła się śnieżna kulka - Gotowa? - powiedziałam wbrew swojej woli. Miałam ochotę krzyczeć, by przestała, by odeszła, ale była uwięziona we własnym ciele.
 - Ychy, yhy, yhy - przytaknęła wpatrując się w moje ruchy. Rzuciłam kulkę pod sufit, a tam wybuchła i dookoła zaczął padać śnieg. Anka zaczęła biegać i śmiać się.
 - A patrz na to! - zawołałam, tupiąc nogą. Posadzka pokryła się lodem. Pięciolatka zachichotała. Gdy napadał śnieg, zaczęłyśmy lepić bałwana. Ustawiłam się za śnieżnym tworem i poruszając jego patykowatymi dłońmi powiedziałam - Cześć, jestem Olaf i trochę brakuje mi ciepła
 - Kocham cię, Olaf! - dziewczynka przytuliła bałwana, wpatrując się we mnie z radością. Potem zjechałyśmy ze zjeżdżalni. Anka wskoczyła na zaspę, a następnie dalej przed siebie. Tworzyłam pod jej stopami śnieżne górki, by nie spadła.
 - Łap mnie!
 - Ania, zaczekaj! - zawołałam. Nie nadążałam z robieniem górek, bo coraz szybciej skakała. Nagle poślizgnęłam się i straciłam równowagę - Anna! - krzyknęłam wyciągając w jej stronę dłoń, z której wystrzelił promień. Ugodził ją w głowę. Podbiegłam do niej przerażona; była lodowata - A-ania - wykrztusiłam zszokowana. W jej rudych włosach pojawiło się platynowe pasemko - Mamo, Tato! - wzywałam rodziców. Przycisnęłam do siebie zimną jak lód siostrę, łkając i powtarzając - Nie, nie...
 - Elsa, coś ty zrobiła? - usłyszałam głos ojca - Co za dużo to nie zdrowo!
 - To nie moja wina! Przepraszam Aniu...
 - Jest lodowata - powiedziała moja mama, zabierając Annę z moich rąk.
 Nagle wszystko znikło i znów byłam dorosła. Choć pamiętałam jak to się kończyło, że moja siostra żyje i nic jej nie jest, nie potrafiłam powstrzymać łez. Wspomnienie, które uczyniło mnie na powrót przerażoną dziewczynką, patrzącą jak jej siostra umiera na jej rękach, mocno mną wstrząsnęło.
 - Dlaczego wspominasz, skoro tak bardzo cię to boli? - spytała Astrid. Niemal zapomniałam o jej obecności.
 - Myślisz, że specjalnie odtwarzam najgorsze chwile mojego życia? - wychrypiałam - Gdybym mogła już dawno bym zapomniała, pogrzebała te wizje na dnie umysłu. Ale nie mogę - jęknęłam
 Coś szarpnęło mną w górę, wokół rozszalała się śnieżyca. Straciłam nad sobą kontrolę.
 - Elsa! Przed tym nie uciekniesz! - krzyczał Hans, przedzierając się przez burzę w moją stronę
 - Zaopiekuj się moją siostrą! - odwróciłam się w jego stronę, ale nadal się cofałam.
 - Twoją siostrą?! - jego słowa osadziły mnie w miejscu - Wróciła z gór zimna jak lód. Powiedziała, że zamroziłaś jej serce. Nie zdołałem jej już uratować! Skórę pokrył szron, włosy miała jak śnieg... Twoja siostra nie żyje! TY ją zabiłaś!
 - Nie... - wyszeptałam wstrząśnięta. Odwróciłam się, chwiejnie przechodząc dwa kroki i upadłam na kolana, płacząc. Śnieg opadł gwałtownie razem ze mną. Jak to możliwe, że Anna nie żyje... ale znałam odpowiedź. Promień, którym ugodziłam ja prosto w samo serce.
 Gdzieś z tyłu usłyszałam jak Hans wysuwa miecz z pochwy. Jego kroki. Ale nie chciałam walczyć, nie zasługiwałam na życie. Jestem morderczynią...
 - Nie! - krzyknęła Anna. Potem rozległ się dźwięk, jakby rozbitej klingi i ktoś upadł ciężko na podłoże. Niepewnie uniosłam głowę i zobaczyłam lód. Z strachem uświadomiłam sobie, że to moja siostra. Poświęciła się, by ratować mi życie, mimo że na to nie zasługiwałam.
 - Anna! - zawołałam, podrywając się z miejsca i stając na przeciw niej - Nie, nie, błagam... - jęknęłam. Objęłam Ankę, łkając - Nie, nie...
 Wszystko wokół rozpłynęło się, a ja uderzyłam boleśnie kolanami o ziemię.
 - To była twoja siostra? - spytała Astrid, przysiadając obok i podając mi materiałową chusteczkę
 - Tak - zachrypiałam, ocierając twarz
 - Zginęła żeby cię bronić. Musiała bardzo cię kochać - powiedziała blondynka
 - Anna jest wspaniałą osobą. Tak radosna i żywiołowa, a zarazem opiekuńcza i stanowcza... pewnie teraz się martwi, bo miałam ją odwiedzić. Znowu będzie wściekła, że poszłam bez słowa - uśmiechnęłam się lekko - Prawie mnie udusi przytulając i będzie mi zwymyślać, jak mogłam to zrobić. Kolejny raz.
 - Czyli ona żyje? - zapytała Astrid
 - Tak. Rozmarzła kilka minut po tym, jak się stało to co widziałaś. Teraz ma już męża, dwoje dzieci i włada całym Arendell
 - Jesteś zazdrosna? - blondyna uniosła brew
 - Nie - odparłam - Była królową przez dwa lata i wiem ile to pracy. Właściwie nie miałam własnego życia, ciągle tylko kontrolowanie papierów handlu, sprawy państwowe, spotkania z dygnitarzami... Nawet się człowiekowi wyspać nie dadzą.
 - Dobra, już nie marudź - roześmiała się dziewczyna. Lekko zaczynała mnie [znowu] boleć głowa, robiło mi się coraz cieplej.
 W pewnym momencie coś szarpnęło mnie i podniosło do góry. Natychmiast rozpoznałam scenerię wokół mnie. Machnęłam ręką i wzniosłam dookoła Astrid lodowe ściany
 - Ej! - krzyknęła kobieta, uderzając z całej siły pięścią w przeszkodę.
 - Tak będzie dla ciebie bez... - urwałam, bo straciłam kontrolę nad sobą
 - Oj, potrafisz, uwierz mi! - powiedziała Anna - Bo pierwszy raz jak sięga pamięć... - zaczęła śpiewać
 - Och, wolności sen omamił mnie! - odwróciłam się od niej
 - Niepotrzebnie boisz się...
 - Nie ucieknę od burz na serca dnie... - nasze głosy przeplatały się w piosence
 - Gdy staniemy ramię w ramię
 - Ta klątwa ofiar chce! - spojrzałam na swoje dłonie; dookoła coraz szybciej wirował śnieg
 - Naprawimy to co złe!
 - O, błagam cię już nie mów nic, już nie!
 - Spokojnie...
 - Tu wokół strach! - spojrzałam w lód przede mną. Miałam wrażenie, że moje odbicia są podpisane słowem "potwór"
 - Zobaczysz, zniknie mgła...
 - Tu śmierć we łzach! - odśpiewałam jej
 - Razem wszystko odmienimy - zaczęłam się obracać, wiatr szarpał mi włosami i peleryną; Anna miała problemy z utrzymaniem się na nogach - Już nie będzie wiecznej zimy! I staniesz w słońcu dnia jak ja!
 - Nieeeeee jaaaaaaa! - burza wchłonęła się do mojego serca, aby wystrzelić po chwili. Oddychałam ciężko. Wspomnienie wypuściło mnie ze swoich łap, a pode mną załamały się nogi. W oczach mi pociemniało, gdy uderzyłam głową o posadzkę.
 Kiedy rozchyliłam powieki, pochylały się nade mną trzy postacie: jedna szaro-czarna, druga biało-granatowa, a trzecia w odcieniach brązu i beżu. Zmusiłam się do otwarcia całkiem oczu, choć najchętniej odpłynęłabym w niebyt, i rozpoznałam ich.
 Jack, Pitch i Czkawka. Chwileczkę później zobaczyłam także Ząbek, Northa, Piaska i Zająca.
 - Więcej was Księżyc nie miał? - mruknęłam na wpółprzytomna

_________________________________
 Co sądzicie o nagłówku? I dlaczego waszym zdaniem wygląda właśnie tak?

1 komentarz:

  1. Ja się zastanawiałam czemu tak, ale nie mam zielonego pojęcia, naprawdę. Widziałam , że dokonałaś jeszcze paru zmian i 10.000 zmieniałaś kolor tytułu, ale ja tez tak miałam hihi.
    Nagłówek już mówiłam, że jest PRZEPIĘKNY!!!!! Rozdział super i bałam się, że będę się nudzić przerabiając wszytsko od nowa, ale ku mojemu zaskoczeniu nie, wspaniale to opisałaś. Miłej podróży Ci życzę. Weny i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń