poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 38 - Elsa, co to miało być?!

 Miałam ochotę wydrzeć się na cały głos. W sumie nie wiem co chciałam wykrzyczeć, ale po prostu byłam wściekła. Skuliłam się na łóżku i zatkałam sobie usta poduszką. Z ust wyrwał mi się kolejny stłumiony krzyk złości.
 - Elsa! Otwórz te drzwi! - krzyczał Jack. Dobijał się od dłuższego czasu. Nie mógł wejść, bo zablokowałam mocą drzwi i okna.
Nie dopuszczałam do siebie nikogo. Potrzebowałam wyżyć się na czymś, a nie chciałam by owym "cosiem" byli Strażnicy. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić, ale to nic nie dało. Złość była zbyt wielka, by dało się ją od tak zignorować.
 Byłam tak zesztywniała od długiego leżenia w jednej pozycji, że gdy wstałam i zrobiłam pierwszy krok, to nogi się pode mną załamały. Upadłam ciężko na podłogę. Jeszcze bardziej zirytowana zerwałam z nóg baleriny i cisnęłam nimi w przeciwległą ścianę. Podniosłam się z trudem, walcząc ze sztywnością mięśni i podeszłam do biurka. Utworzyłam niewielki niezniszczalny kuferek, do którego wchodziło o wiele więcej niż można by się spodziewać i zaczęłam ze złością wrzucać tam ważne dla mnie rzeczy, ulubione książki, pierścień od Księżyca i bransoletkę od Jacka, komórkę i laptopa. Zapakowaną skrzynię postawiłam pod ścianą, a potem zaczęłam wyładowywać złość na otaczających mnie przedmiotach. We wnętrzu pokoju rozszalała się ogromna burza, sprawiając, że niemal nic nie było widać. Ciskałam lodem na prawo i lewo demolując pokój. Chciałam zniszczyć wszystko dookoła, zrównać z ziemią bazę i okoliczne góry, aż pozostałaby tylko śnieżna pustynia. Wiedziałam jednak, że muszę nieco się ograniczyć i jedyne co mogę zdemolować to mój pokój.
 Nie wiem ile czasu minęło, ale gniew już znikał. Teraz pojawiała się pustka.
 - Elsa! - krzyczał dalej Jack, tym razem próbując otworzyć okno - Co ty tam wyprawiasz?! - spojrzałam w stronę, z której dochodził głos. Podeszłam do okna, patrząc na chłopaka bez słowa i zamroziłam je - Elsa!!
 Na księżyca, czy to naprawdę tak trudno zrozumieć? Muszę pobyć sama. Wiatr szarpał mi włosy i ubrania, śnieg siekł policzki, a latające w powietrzu odłamki boleśnie raniły skórę. Ale przynajmniej czułam, że żyję. Ból zapełniał pustkę, z którą nie potrafiłam sobie sama poradzić, a jednocześnie bałam się podzielić swoimi myślami z innymi...
 Włóż pierścień...
 Podeszłam do kufra, wyciągnęłam z niego pierścień i nałożyłam go na palec. Gdzieś na granicy świadomości odnotowałam moment przemiany i okropne zimno, które mną trzęsło. Ale to było jak przez grube szkło, jakby to nie były moje odczucia.
 Pozwoliłam burzy dalej szaleć, a sama upadłam na posadzkę. Chłód wyciągał ze mnie siły, sprawiając, że coraz trudniej mi było się poruszać. Tak bardzo chciało mi się spać, choć gdzieś głęboko w pamięci coś wołało, że nie wolno mi tego robić... coś mi świtało w głowie, ale gdy byłam o krok od uchwycenia odpowiedzi ta wymykała mi się w rąk. To było chyba ważne... ale czy jest jeszcze coś ważnego? Jest zimno i ciemność, która majaczyła w oddali, szybko się przybliżając.
 Muszę wstać, uświadomiłam sobie. Pani od biologii mówiła kiedyś, że wychłodzenie organizmu może być szkodliwe dla ludzi, a w skrajnych przypadkach powodować śmierć. Tyle że ja nie jestem człowiekiem i zimno nie powinno na mnie robić wrażenia... Mój umysł był strasznie ociężały i chociaż wiedziałam, że odpowiedź jest oczywista za nic nie mogłam sobie przypomnieć czemu czuję chłód.
 Złapałam się biurka i usiłowałam wstać, jednak burza nie dawała za wygraną. Gwałtowne podmuchy wiatru zwalały mnie z nóg, włosy co chwilę wpadały na twarz. Jakimś cudem udało mi się podnieść i z trudem ruszyłam przed siebie. Próbowałam iść przed siebie i jakoś się stąd wydostać, ale wicher nie miał zamiaru mi pozwolić, szarpał mną to w jedną, to w drugą stronę.
 Coś mi mówiło, że mogę powstrzymać śnieżycę, jednak z powodu zimna nie byłam w stanie jasno myśleć. Jeszcze kawałek, przekonywałam siebie, tylko kilka kroków.
 Gdzieś przede mną mignęło coś bordowego. Wytężyła wzrok, ale śnieg zamazywał wszelkie kształty.
 - Jack... - zachrypiałam. Z ciemnoczerwonego czegoś ktoś wyszedł.
 Ale zaczajona gdzieś na granicy świadomości czerń wybrała sobie właśnie ten moment, by mną zawładnąć. Straciłam przytomność.
***
 Dziwnie się czułam. Z moim ciałem było wszystko dobrze, ale psychicznie czułam się strasznie obolała, jakbym przebiegła sprintem kilka kilometrów, wyturlała się w żwirze i udawała worek treningowy boksera. Bolało mnie wszystko, chociaż nie bolało mnie nic.
 Z trudem otworzyłam oczy, ale zaraz je zamknęłam, bo poraziło mnie światło. Z ust wydobył mi się cichy jęk.
 - Elsa, co to miało być?! Oryginalna próba samobójcza?! - usłyszałam czyjś pełen złości krzyk
 - Ciszej, głowa mi pęka... - mruknęłam, patrząc błagalnie na wściekłego Jacka
 - Biorąc pod uwagę, że całkiem niedawno omal nie umarłaś z wychłodzenia to nic dziwnego - odezwał się spokojnie Pitch
 - Że what? - zapytałam skołowana
 - Zrobiłaś śnieżycę w pokoju - powiedział gniewnie białowłosy - Nie chciałaś mnie wpuścić. Zaniepokoiłem się, bo zza drzwi słychać było huk i gwizd wiatru. Jako, że nie mogłem dostać się do środka, byłem zmuszony prosić o pomoc Pitcha. Gdy tylko się przenieśliśmy to nas zmiotło. Nie mogłem przejąć kontroli nad burzą, więc Mrok zrobił tarczę. Ale i ona okazała się za słaba i musiał zaczerpnąć mocy z Znaku. Jak już ciebie znaleźliśmy, to byłaś w ludzkiej postaci. Na najlepszej drodze do zamarznięcia. Nagle śnieżyca znieruchomiała i znikła, a ty leżałaś zemdlona. A właściwie umierałaś z wyziębienia! Czy ty w ogóle...
 - Też cię kocham - przerwałam mu - Która godzina? Mam lekcję z Northem, a nie wypada się spóźniać.
 - Dziewiąta, a i dziś masz geografię magicznych krain. Mikołaj cię zanudzi - Jack uśmiechnął się złośliwie. Wykrzywiłam usta w odpowiedzi i wstałam. Jednak zaraz zakręciło mi się w głowie i białowłosy musiał mnie złapać - Gdzie tak lecisz? - zaśmiał się. Dobrze, że szybko poprawił mu się humor. Cmoknęłam go w policzek i poszłam do Głównej Sali. Oczywiście North już czekał, ale nie miał się do czego przyczepić, bo weszłam punktualnie o ósmej trzydzieści. Przed zieloną tablicą było siedzenie dla Mikołaja oraz stolik z krzesłem dla mnie. Usiadłam z cichym westchnieniem i otworzyłam notatnik, w którego mniej więcej połowie miałam ołówek.
 - W naszym wymiarze jest wiele światów. - zaczął swój wywód North - Głównym z nich jest świat niemagiczny, który jest także największy. Jako Strażnicy opiekujemy się właśnie nim i w razie problemów wspomagamy tez światy magiczne, takie jak Północne Wyspy, w których skład wchodzi na przykład Arendell, Korona i Nasturia, Mityczna Szkocja, Smoczy Archipelag, Dawny Ląd... - z całych sił próbowałam skupić się na tym co mówi, ale to nie było proste, bo mówił strasznie monotonnie - Większość Strażników ma swoje małe światy. Na przykład moja baza, Zębowy Pałac, Nora... są różne sposoby dostania się do innych światów, w twoim i Jacka przypadku jest to latanie. Jeśli chcesz się dostać do niemagicznego świata to musisz lecieć na południe, natomiast żeby udać się do magicznego świata trzeba kierować się na północ i myśleć gdzie się chce dolecieć...
 Godzinę później miałam już dosyć, ale na szczęście to był już koniec lekcji. Podziękowałam grzecznie Northowi i poszłam do pokoju. Stanęłam zaskoczona w drzwiach, widząc Jacka wylegującego się na moim łóżku.
 - Jak tam lekcja? - wyszczerzył się do mnie chłopak
 - Nudy, nudy, nudy... - westchnęłam, kładąc notatnik na biurku - Ale przynajmniej wiem jak dolecieć do Arendell. Chciałam jeszcze poczytać trochę o tych światach - z regału wyciągnęłam opasły tom. Ważył dobry kilogram jak nie więcej.
 - Że ci się chce... - powiedział białowłosy, gdy położyłam się koło niego na łóżku i otworzyłam księgę. Chłopak przekręcił się na bok i przyciągnął mnie do siebie. Teraz opierałam się o jego pierś, a on głaskał mnie po ramieniu. Jego bluza była miękka jak śnieżny puch, więc było mi wygodnie. Zaczęłam czytać. Nie minęła jednak minuta, a poczułam jego pocałunki na włosach, co bardzo, ale to bardzo, mnie dekoncentrowało. Zresztą sama lektura nie była zbyt ciekawa.
 Po pięciu minutach się poddałam. Odsunęłam od siebie księgę i spojrzałam zrezygnowana na chłopaka. On w odróżnieniu ode mnie szczerzył się jak głupi.
 - Idiota - powiedziałam z kamienną twarzą. Jego uśmiech zrobił się nieco nerwowy. Wpiłam mu się w usta z nieznaną mi dotąd gwałtownością. Czułam, że się uśmiecha - Jesteś idiotą, wiesz? - wyszeptałam między pocałunkami. Jack zaśmiał się cicho w odpowiedzi i objął mnie.
 - Ale twoim idiotą - zamruczał mi do ucha. Wtuliłam się w niego.
 - Ale będziesz musiał mi udzielać korepetycji, Lodowy Móżdżku, bo nie dajesz mi się uczyć - odparłam
 - Myślisz, że coś pamiętam z tych lekcji? Wiatr wywiał mi je z głowy - zaśmiał się cicho
***
 Kolejne lekcje z Northem nie były ciekawsze. Znaczy to co mówił, owszem zaciekawiło mnie, ale sposób w jaki to robił pozostawiał wiele do życzenia. Nauczanie tak monotonnym tonem powinno być zakazane! Proszki nasenne przy tym to pikuś.
 - Największą wyspą Smoczego Archipelagu jest Berk. Świat ten zasiedlają Wikingowie. Przez wieki polowano tam na smoki, ale sześć lat temu niejaki Czkawka, syn Stoika Ważkiego, dawnego wodza Berk zmienił to. Oswoił pierwszego smoka, ostatnią Nocną Furię o imieniu Szczerbatek. Gdy smok ocalił mu życie, jego współplemieńcy zaufali smokom i teraz każdy tam ma własnego pupila. Rok temu Stoik zginął, ratując syna; aktualnym wodzem jest dwudziestojeden Czkawka. Ma dziewczynę, Astrid Hofferson. Razem z przyjaciółmi, Śledzikiem, Sączysmarkiem i Bliźniakami, czyli Mieczykiem i Szpadką, prowadzą Smoczą Akademię. Pomaga im także Valka, matka Czkawki. Była ona pierwszym Smoczym Jeźdźcem na całym Smoczym Archipelagu, oswoiła smoka imieniem Chmuroskok rasy Stormcutter. Tak samo jak Szczerbatek jest to jedyny znany smok tego gatunku. Ras smoków jest wiele, najczęstsze to: Koszmar Ponocnik, Śmiertnik Zębacz, Gronkiel, Zębiróg Zamkogłowy, Straszliwiec Straszliwy...
 - O Księżycu... - mruknęłam pod nosem. Za nic tego nie spamiętam.
 Wróć do Lodowego Pałacu...
 - Wróć do Lodowego Pałacu - powtórzyłam cicho i zmarszczyłam brwi. Skąd u mnie taka myśl? Ale tak właściwie to miałam odwiedzić Annę, więc może powinnam wyjechać? Oczywiście Jack też ze mną poleci, jakżeby inaczej.
 Sama... czy jesteś tak niesamodzielna, że nawet siostry nie możesz sama odwiedzić?
 - Nie jestem dzieckiem, nie potrzebują ciągłej opieki - mruknęłam. Źle ze mną, kłócę się sama ze sobą.
 Boisz się sama o czymś decydować... pokaż im, że jesteś silną, niezależną kobietą, a nie strachliwym bachorem.
 - Och, zamknij się! - warknęłam cicho. Nie wiem co to za część mnie, ale jest wyjątkowo złośliwa. Nazwała mnie bachorem! Menda jedna...
 Coraz gorzej ze mną, zaczęłam się wyzywać...
 Bachor, bachor, bachor - nucił głosik
 - Shut up, to polecę - burknęłam. Głos od razu się uciszył.
 Po lekcji od razu poszłam do pokoju. Tym razem Jacka nie było, a szkoda... no trudno. Szybko napisałam na kartce krótkie wytłumaczenie swojej nieobecności, że wyjechałam (wyleciałam?) na kilka dni do Arendell, odwiedzić siostrę. Przebrałam się w krystalicznie błękitną suknię z półprzezroczystymi rękawami i przezroczystą peleryną, pokrytą płatkami śniegu. Rozpuszczone włosy splotłam w francuski warkocz i teraz wyglądałam, jak to ujęła Anna, jak Królowa Śniegu. Nie musiałam się zbytnio skupiać, by przy używaniu mocy do prostych rzeczy, na przykład robienia śnieżynek w warkoczu. To było dla mnie równie naturalne co oddech.
 Otworzyłam szeroko staromodną okiennicę i stanęłam na parapecie. Przez chwilę rozkoszowałam się lodowatym powietrzem bieguna i skoczyłam. Skrzydła, które na marginesie nawet nie wiem kiedy stworzyłam, rozłożyłam dopiero kilka metrów nad ziemią. Spojrzałam w górę; baza z tej perspektywy wydawała się maleńka, bo byłam u podstawy klifu, na którym stała.
 Odetchnęłam głęboko mroźnym powietrzem i poleciałam na północ, do Arendell.

__________________________
Wybaczcie opóźnienie, ale borówka sama się nie oberwie. Do tego jeszcze niedawno była burza i musiałam załatać porwaną siatkę. Takie minusy mieszkania na wsi z sadem :\

8 komentarzy:

  1. Božanska i divno poglavlje !!! Veselim se sljedećoj! ^^ Za mene, u Hrvatskoj je na suncu za taj dan je kao visok kao 50 stupnjeva !!! -, - Srećom tu je more slano more .... XD Također želi živjeti na selu!



    Chorwacki jest... "cudny" XD weny czasu i checi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księżycu Najjaśniejszy... ;-;

      I dzięki :) Czasu to mi najbardziej brakuje, bo praca w polu sama się nie zrobi :/

      Usuń
    2. Ty wiesz ze jak byłam wczoraj w podróży to był pomarańczowy księżyc ^^

      Usuń
  2. O księżycu, ja tą Else normalnie ubóstwiam! A mówią ,,Elsa jest elegancka i sztywna,, ta, na pewno! Próba samobójcza? Elsa, nie przesadzaj! Przecież Jack to by się załamał! XDXDXDXDXDXD
    Ciekawa jestem co dalej. Czekam na next! Weny! <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marti, spokojnie, Elsa nie chciała się zabić, tylko nie myślała jasno przez złość i posłuchała głosu.
      I dzięx za komentarze :-D

      Usuń
  3. Elsa.... Źle z Tobą.... masz rozdwojenie jaźni.... jak tak dalej pójdzie będziesz jak Smeagol z Władcy Pierścieni.... I Ty też masz pierścień, więc uważaj....!

    Rozdział świetny... taki... na rozluźnienie, spokojny.... ale to nie znaczy, że zły...
    Ja mam się wziąć za swój, ale jakoś nikt nie chce żebym go napisała, więc się nie śpieszę...
    Podoba mi się zachowanie Jack'a.... Te jego mruki do ucha.... wrrrrr.....

    Już, już... już kończę.... Pozdrawiam cieplutko i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń