sobota, 23 maja 2015

Rozdział 25 - Ty żyjesz...

 Stał jak skamieniały w moich objęciach, a ja nie mogłam nacieszyć się jego chłodem docierającym do mojej ludzkiej skóry. Lecz gdy tylko moje usta odszukały jego, ożywił się. Odrzucił laskę, jedną rękę wplótł w moje rozpuszczone włosy, a drugą przyciągnął bliżej. Nie pozostałam mu dłużna. Objęłam go mocniej, przylegając do niego całym ciałem i pocałunkami przekazując mu swoją ulgę, radość i bezwarunkową miłość.
 - Ekhm... - chrząknął Zając - Czy my wam przeszkadzamy?
 - A idź pobaw się jajkami - burknął na niego Jack, odsuwając się ode mnie lekko. Zaśmiał się cicho widząc moją naburmuszoną minę. Zaswędział mnie nos i kichnęłam. Nie no, na co ja mam uczulenie? Na Jack'a na pewno nie, bo nie kichałam podczas naszego pierwszego prawdziwego pocałunku. Ani na Mroka. Nie kichałam w cytadeli.
 Zerknęłam nieśmiało na Pitch'a. Patrzył na mnie z uśmiechem.
 Nie takim jaki widziałam na jego twarzy zanim zginęłam.
 Nie takim jaki widziałam, gdy przychodził do mojej celi.
 Ale prawdziwym uśmiechem. Radosnym, sięgającym oczu uśmiechem. Szczerym, wyrażającym uczucia, a nie nic nie znaczącym wykrzywieniem ust.
 Patrzył na mnie jak ojciec na córkę w ramionach wybranka serca. Zarumieniłam się lekko.
 - Pitch, a co z twoimi ranami? - zapytałam
 - Potrzebuję jakieś półgodziny na zapadnięcie w trans i wybudzenie się z niego. - odparł
 - North, macie jakieś pokoje gościnne? - zwróciłam się do Strażnika
 - Tak, ale... nie, no jak.... on... - dukał zaskoczony
 - Prowadź - rozkazałam pomagając Pitch'owi wstać. Sapnęłam cicho, bo był bardzo słaby, więc musiałam udźwignąć prawie cały jego ciężar. Jack patrzył na mnie chwilę niezdecydowany, po czym wziął niechętnie Mroka pod ramię i pomógł mi go prowadzić. Uśmiechnęłam się, widząc, że w końcu się przełamał.
 Oczywiście, aby dojść do pokoi gościnnych musieliśmy przejść przez Wielką Salę, jak ja ją określałam. Koło kanapy latała Ząbek. Widząc, że prowadzimy Pitch'a najpierw zawisnęła w powietrzu zaskoczona, a potem ruszyła w naszą stronę z wściekłym spojrzeniem utkwionym w Mroku.
 Pstryknęłam, a krawędź jej skrzydła pokryła się lodem i Strażniczka straciła kontrolę nad lotem. Wpadłaby w ścianę, gdyby nie złapał jej Zając.
 - Elsa! - zawołała z oburzeniem - Co to ma znaczyć?! - pierwszy raz widziałam ją tak rozeźloną. Chyba serio nienawidziła Mroka.
 - Czy wy możecie zaprzestać prób zamordowania go?! - warknęłam - On i Anna to moja jedyna rodzina. Moja siostra oddała za mnie życie. Pitch uwolnił mnie z więzienia Asmodeusza. Żadnego atakowania się nawzajem! Nie obchodzi mnie co sobie robiliście w przeszłości. To nie moja sprawa. Ale. Macie. Się. Wszyscy. Ogarnąć!!! - trudno wrzeszczeć, gdy dźwiga się kogoś, ale mi się udało.
 - Elsa, on zabił poprzednią dziewczynę Jack'a!
 - Myślisz, że nie wiem? - przewróciłam oczami - Jack, pomóż mi zaprowadzić Mroka do komnaty. Potem poważnie porozmawiamy.
 - Musisz nam sporo wyjaśnić - odparł North
 - Nie przeczę
 Jakoś udało mi się z Jack'iem dowlec Pitch'a do pokoju gościnnego, bo był coraz słabszy. Pomogłam położyć mu się na łóżku i razem z białowłosym chłopakiem poszłam do "Wielkiej Sali".
 Ręce zaczęły mi drżeć. Nie byłam pewna jak zareagują. W końcu sprowadziłam do ich bazy wroga... drgnęłam zaskoczona czując, że Jack wplótł swoje palce w moje. Ścisnęłam lekko jego dłoń, ale nadal miałam wątpliwości.
 Jak mam im wytłumaczyć, że jestem zmarłą 3 lata temu dziewczyną Jack'a?
 Dołączyliśmy do Strażników. Na mój gust zbyt szybko. Nie przygotowałam się do tej rozmowy.
 - Czekamy na wyjaśnienia, Elso - powiedział North
 - Jestem... uch, nie wiem jak to ująć. Byłam jedną Obdarzonych i wróciłam jako jedna z Wybranych.
 - Obdarzeni nie wracają - odparł Zając
 - Ale ja wróciłam. Tak jak obiecałam - dodałam unikając wzroku Jack'a, który zesztywniał słysząc te słowa. Przyjrzał mi się dokładnie. Potarłam nerwowo pierścień - Nie powiedziałam ci, Jack, bo dopiero podczas regeneracji odzyskałam pamięć. - nieświadomie kuliłam się. Odetchnęłam głęboko, wyprostowałam się i uniosłam dumnie głowę - Jestem Elsa Frozenchild, dziecię zimy, Pani z Arendell. Byłam Elsą, królową Arendell - zdjęłam pierścień i zamknęłam oczy. Ogarnął mnie chłód, na początku był nieprzyjemny, kłuł boleśnie, ale chwilę później ogarnął mnie całą i stał się przyjemny. Poczułam w sobie siłę lodu.
 Usłyszałam jak Strażnicy gwałtownie nabierają powietrza. Otworzyłam niebieskie oczy. Teraz nawet widziałam nieco inaczej, wyraźniej.
 - Elsa...? - wyszeptał Jack. Spojrzałam na nich niepewnie. Stali nieruchomo. Ten brak reakcji sprawiał, że powoli zaczynałam panikować. Podłoga zamarzała od miejsca, w którym stałam. Zaciśnięte w pięści dłoni włożyłam pod pachy i zamknęłam oczy.
 Uspokój się... możesz to kontrolować, to część ciebie... próbowałam opanować swoją moc, ale panika nie pozwalała mi się uspokoić.
 Nagle poczułam jak otaczają mnie czyjeś ramiona.
 - Ty żyjesz...

6 komentarzy:

  1. Nieziemskie!!!! Ja CHCIEĆ WIĘCEJ....TERAZ!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero co do domu wróciłam, daruj człowiekowi...

      Usuń
  2. Suuuper! Czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety... Boski rozdział, genialnie piszesz. Czekam na nexa :-D
    P.S jestem nową cztelniczką ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy xD.... (PS. super, czek. na NEXTA :3)

      Usuń
  4. NIECH MNIE KTOŚ PRZYTULI, BO ZARAZ ZDUSZĘ LAPTOPA!

    OdpowiedzUsuń