poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział 14 - Kiedy miałam siedem lat...

 - Kiedy miałam siedem lat zginęli moi rodzice... - zaczęła niepewnie, ale Melanie zaraz jej przerwała
 - Relacje rodzinne, czy masz rodzeństwo i dokładnie - Elsa miała ochotę skulić się pod wpływem jej przeszywającego spojrzenia, ale, wyobrażając sobie, iż to tylko arystokraci z Północnych Wysp, wyprostowała się i opanowała mimikę twarzy. To tylko kolejne zebranie Rady. Nic więcej.
 - Z rodzicami i starszą o siedem lat siostrą miałam bardzo dobrze relacje - powiedziała spokojnie - Pomimo tego, że mama i tata często wyjeżdżali. Kiedy ich nie było zostawiali nas z Andersonami, starszymi ludźmi, którzy pracowali u nas od wielu lat. Można powiedzieć, że od pokoleń. Byli dla mnie jak dziadkowie, których nigdy nie poznałam. Zmarli jeszcze przed narodzinami Anny.
 Kiedy miałam siedem lat, wyruszyli na podróż. Byli politykami, mieli jakieś ważne spotkanie w Londynie. Tata zawsze chciał popłynąć statkiem, więc razem zdecydowali, że tak właśnie się tam dostaną. Przepłyną kanał La Manche. Ale był wypadek. Dotąd nie wiadomo co dokładnie się wydarzyło, ale faktem jest, że statek zatonął. Ocalili jakieś dzieci, oddając im swoje kamizelki ratunkowe. Sami zginęli tamtego dnia.
 Obie z Anną ciężko to przeżyłyśmy. Na początku jakiś dom dziecka chciał nas zabrać, ale Andersonowie wywalczyli prawa do opieki nad nami. Dom od samego początku był przepisany na nas, więc nie było problemów z majątkiem. Niestety, śmierć rodziców nie wpłynęła zbyt dobrze na relacje moje i mojej siostry. Ona musiała się skupić na egzaminach, ja siedziałam w pokoju... oddaliłyśmy się od siebie. Na początku to ona mnie odpychała, a potem tak bardzo przyzwyczaiłam się do samotności, że prócz posiłków, nie potrafiłam znieść jej obecności. Pogodziłyśmy się dopiero trzy lata później, po ogromnej kłótni, w której jej głównym argumentem było, że nie pojawiłam sie na pogrzebie rodziców, a moim, że mnie zostawiła samej sobie. Przez kolejny rok starałyśmy się naprawić nasze relacje. A potem spotkałam jego... - jej oczy zrobiły się puste - Nie znaliśmy się długo
 Pierwszego dnia bałam się go. Chodził za mną jak cień, widziałam go wszędzie. Kiedy wróciłam do domu, gdzie nikogo nie było, wszedł za mną. Byłam przerażona, a on jak zwykle się ze wszystkiego śmiał. Kiedy poczułam jego dłoń na ramieniu, spanikowałam. Zaczęłam uciekać, ale potknęłam się i film mi się urwał.
 Obudziłam się następnego dnia u niego. Na początku nie zorientowała się, że nie jestem w domu. Byłam tak zaspana, iż nawet tego nie zauważyłam. Ogarnęłam się i poszłam do kuchnie, jednak nie zastałam tam tak jak zwykle krzątającej się Gerdy, a czwórkę nieznanych mi osób. Trójkę różnych mężczyzn i jedną kobietę. Ona była niewysoka, może nawet niższa ode mnie, miała czarne włosy, przetykane zielonymi, niebieskimi i żółtymi kosmykami, delikatną twarz z fiołkowymi oczami pełnymi matczynej troski. Najwyższy z nich, postawny, brodaty, niebieskooki facet, którego przepełnione dziecięcym zachwytem spojrzenie kontrastowało z posturą ruskiego zbója i wytatułowanymi przedramionami, kłócił się z drugim, niewiele niższym, o zielonych oczach, szaroniebieskiej czuprynie i tatuażach na szyi i ramionach. Obok nich stał niziutki, pulchny, piwnooki mężczyzna ze złotożółtymi włosami, który gestykulował bardzo szybko. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to język migowy i on tak naprawdę rozmawia z kobietą.
 Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Nie zdolali mnie zatrzymać. Jednak nie zdążyłam wrócić do domu. ON mnie znalazł. Na początku nie chciałam z nimi pójść, ale ta kobieta, Amanda, na którą i tak wszyscy mówili Ząbek, ze względu na jej obsesję na punkcie higieny jamy ustnej, przekonała mnie. Potem samochodem Mikołaja pojechaliśmy do mnie, a ja prawie dostałam zawału po drodze. On prowadził, jakby kodeks ruchu drogowego był tylko nic nieznaczącyni wskazówkami. To było jedno z najgorszych przeżyć w moim życiu.
 Na miejscu Anna była tak szczęśliwa, że mnie widzi, iż prawie mnie udusiła w swoim uścisku. Jak zwykle towarzyszył jej Krystian, jej chłopak, narzeczony właściwie. Olek, nasz czteroletni psiak, którego Anka dostała na osiemnastkę od pani Gerdy. Przedstawiliśmy się sobie oficjalnie, chociaż jak już się zorientowałam moja siostra ich rozpoznawała i okazało się, że wcale nie są tacy źli.
 Amanda, Mikołaj, Oliwier i Stefan, a także Jacek, czyli chłopak, który mnie porwał, byli czymś w rodzaju... samozwańczej policji? Nazywali siebie Strażnikami. Każdy z nich miał pseudonim jakiejś postaci z bajki, Amanda była Ząbkiem czyli wróżką-zębuszką, Mikołaj - Northem-mikołajem, Oliwier - Zającem Wielkanocnym, Stefan - Piaskowy Dziadek i Jacek - Dziadek Mróz. Ich szefem był jakiś gościu o ksywce "Księżyc". Oni sami nigdy go nie poznali, kontaktował się z nimi przez wiadomości, zawsze z pieczątką w kształcie tarczy księżyca w pełni. On wybierał swoich "Strażników".
 Kiedy już pojechali, a ja wróciłam do pokoju, okazało się, że nie jestem sama. Był tam jakiś wysoki, chudy facet, z ziemistą cerą, złotymi oczami i nastroszonymi, czarnymi włosami. Był wściekły. Mówił coś, że zawsze przy mnie był... nie wiem dokładnie o co mu chodziło. W każdym razie zagroził śmiercią Anny i zostawił mnie samą. Rozpłakałam się, bo nie chciałam jej stracić, dlatego nie zauważyłam przyjścia Jacka. Obiecał mi, że ochronią moją siostrę, muszą tylko ją zabrać do siebie. Później mieliśmy lekką sprzeczkę, którą on chciał zakończyć pocałunkiem. Prawie mu wyszło, ale byłam tak zaskoczona, że rąbnęłam go w twarz. A potem jak w tanich romansidłach się pogodziliśmy i całowaliśmy...
 Udało mi się Annę jakoś przekonać, żeby wsiadła z nami do samochodu. Miało być dobrze, mieliśmy tylko przejechać do ich kryjówki pod miastem... ale wpadliśmy na tego faceta. Jacek nazywał go Boogeymanem. Chcieliśmy go zgubić, ale nie wyszło. Staranował nas. Uderzył w bok samochodu, od mojej strony. Chyba myślał, że nas załatwił, bo zniknął, ale nieco przecenił swoje możliwości. Anna była tylko poobijana, Jacek miał pociętą przez odłamki szkła skórę, ale to były tylko płytkie rany, no i poparzenia od poduszki powietrznej. Ze mną było o wiele gorzej.
 Według lekarzy to był cud, że w ogóle przeżyłam. W sumie przez ponad minutę byłam martwa. Akurat wtedy, kiedy Anna sprawdzała mi puls. Nie mogli czekać, dlatego byli zmuszeni zostawić mnie we wraku samochodu... jakiś przechodzień mnie wyciągnął i przeprowadził masaż serca. Już prawie stanęłam na nogi, kiedy dostałam kulkę w brzuch. Nie pamiętam dokładnie co się wtedy działo. Niedługo później przyjechała karetka. Jakoś udało się im przywrócić mnie do świata, ale praktycznie od razu zapadłam w śpiączkę. Nie miałam żadnych dokumentów, ani niczego co mogłoby potwierdzić moją tożsamość, ale jakiś uczynny lekarz wziął mnie pod opiekę.
 Obudziłam się dopiero jakieś dwa i pół roku później. Miałam amnezję, nie pamiętałam praktycznie nic, prócz tego jak się nazywam. Ten lekarz naprawdę był wspaniałym człowiekiem, dał mi trochę pieniędzy na start, a że miałam już siedemnaście lat, mogłam pracować. Poszłam do liceum i wszystko się układało. Mieszkałam w Bursie z Emmą, która potem okazała się największą, najwerdniejszą i najbardziej egoistyczną... już nie dokończę. Miałam dobre przyjaciółki Wikę i Kingę... Było wspaniale.
 A potem znów spotkałam jego. Włóczył się jak zwykle po mieście, spoglądając na ludzi, jakby kogoś szukał. Udało mi się z nim porozmawiać dopiero za drugim razem. Nie poznał mnie, bo sporo się zmieniłam przez te prawie trzy lata. Jak właściwie każda nastolatka po prostu dorosłam. Kiedy na niego patrzyłam, miałam takie dziwne wrażenie, deja vu. Po powrocie do Bursy jak zwykle rysowałam i naszkicowałam jego. Emma to zobaczyła. Wyznała mi, iż jest jego siostrą, ale z powodu jakiejś kłótni, on ją odrzucił. Wtedy nie wiedziałam o co chodziło.
 Codziennie rozmawialiśmy w parku. Urywałam się ze szkoły, żeby go spotkać, pomagał mi z tymi dziwnymi obrazami, które były tak pozbawione sensu... przynajmniej wtedy. Teraz wiem, że to były moje wspomnienia.
 Trzy dni odkąd powiedziałam Emmie o Jacku zostałam znowu porwana. Tyle że tym razem przez moją kochaną współlokatorkę. Zaciągnęła mnie do swojego szefa, mówili do niego Amodeusz. Wirtuoz  wszelkich kryminalnych działalności, największy wróg Strażników. Okazało się, że Emma chciała odzyskać brata. I nie wachała się przed niczym, żeby to osiągnąć. Była gotowa skazać mnie na śmierć i wymordować Strażników, jeśli to by tylko dało jej Jacka. Trzy dni. Tyle mnie torturowali. Nawet mi nie powiedzieli o co im chodzi... Potem przyszedł ten Boogeyman, powoływał się na jakąś umowę i Asmodeusz pozwolił mu mnie zabrać do siebie. On... był inny niż na początku myślałam. Opatrzył mi rany... Pytałam się, czemu to robi. Okazało się, że jestem dla niego kimś z rodziny, on sam nie był pewien kim, ale byłam córką kobiety, którą kiedyś chronił. Po jakimś miesiącu udało mu się mnie wyciągnąć stamtąd. Podczas ucieczki zostałam niemal śmiertelnie ranna, bo go zasłoniłam przed ciosem nożem. Zabrał mnie do Strażników. Oni mu nie ufali, ale widząc mnie, musieli go wpuścić. Opatrzyli mnie, a jego zamknęli w piwnicy.
 Trochę to trwało, ale kiedy się obudziłam, pamiętałam już wszystko. I nawet uświadomiłam sobie skąd znam twarz Boogeymana. To był Konstanty Pich, wujek mojej matki. Moja babcia miała tyle rodzeństwa, że on został dziadkiem w wieku kilku lat, dlatego był niewiele starszy od Anny.
 Amanda i Mikołaj byli naprawdę dobrzy z medycyny. Zdołali mnie poskładać do kupy w ciągu dwóch dni.
 Kiedy się obudziłam, obok mnie była tylko Ząbek. Reszta poszłą załatwić Boogeymana. W ostatniej chwili udało mi się go uratować, bo Jacek był serio wściekły za to w jakim stanie się znalazłam. W każdym razie udało mi się jakoś zarzegnać ten konflikt, żeby się nie pozabijali. A potem wytłumaczyłam im co i jak i oczywiście jak na "zakochaną" parę z Jackiem się znowu całowaliśmy. Słodko, kwiatki, misie i tak dalej.
 Któregoś dnia Anna mignęła mi się w tłumie. Nie jestem z tego dumna, ale praktycznie o niej zapomniałam. Przycisnęłam trochę Jacka i powiedział mi, że moja siostra już się ożeniła. Jakiś rok po mojej rzekomej śmierci. Krystian bardzo jej pomógł przetrwać żałobę.
 Minął tydzień i udało mi się wkręcić na imprezę w moim starym domu. Chociaż jak tak patrzę z perspektywy czasu, to powinnam najpierw sprawdzić z jakiej okazji. Okazało się, że to impreza urodzinowa. Na cześć Jacentego i Nikoliny. Nie wiem jak można być tak okrutnym i nazwać tak dzieci, ale ona zawsze była staroświecka. Na początku nie chciała mi uwierzyć, ale w końcu przyjrzała się i mnie poznała. Nie wiedziałam, że zapuszczenie włosów i urośnięcie może aż tak zmienić człowieka! Dogadałam się z nią, ale łatwo nie było.
 Kilka dni później do Strażników przyszła koperta z pieczątką srebrnego oblicza w pełni. Wiadomość od Księżyca. Wybrał mnie i Boogeymana na nowych Strażników.
 Tydzień później w końcu weszłam na facebook i zobaczyłam wiadomość od Wiki. Była naprawdę wściekłą i wysłała mi nagranie swojego krzyku jak tylko zobaczyła, że jestem dostępna. Jacek myślał, że ktoś mi grozi... pojechałam spotkać się z nią i Kinią, a one od razu zmusiły mnie do wyznania z kim zwiałam z miasta. One są jak wyrocznie! Od razu ze mnie wyciagnęły, że zostałam Strażnikiem. Jak się okazuje wszyscy o nich wiedzieli tylko nie ja...
 Oliwier nie był zadowolony jak ściągnęłam je do naszej Bazy. Delikatnie mówiąc... skończyło się tym, że one wróciły do domu, a ja weszłam na dach. To naprawdę był tylko wypadek! Nie chciałam się zabić. Po prostu poślizgnęłam się na dachówce, bo niedawno padał deszcz... zresztą nic poważnego się nie stało, tylko parę stłuczeń i siniaków. Naprawdę nie rozumiem czemu aż tak dramatyzowali.
 W każdym razie niedługo później doszło do bitwy z gangiem Asmodeusza. Było ciężko, ale daliśmy radę odeprzeć ich atak. Niemalże oddałam wtedy życie, żeby chronić Jacka... a jak on mi się odpłacił? Następnego dnia dowiedziałam się, że Jacenty i Nikolina to jego dzieci! Że woli moją siostrę ode mnie, bo jestem zbyt do niego podobna! - Nikola zacisnęła pięści, a w jej oczach zalśniły łzy - Nic nie warty dupek. Uciekłam. Najpierw do Wiki, która zajęła się mną, kiedy przechodziłam najgorszy okres, ale Strażnicy mnie namierzyli po tygodniu. Znowu uciekłam, ale tym razem na inny kontynent. Załapałam pierwszy samolot do Nowego Jorku. Włóczyłam się po okolicy i wpadłam na tego stwora, no a dalej już wiecie...
~*~
W piątek wyjeżdżam do Włoch, wracam dopiero w przyszłą niedzielę, więc do tego czasu raczej nic się nie ukaże

czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 13 - Bo nie jest

 Elsa musiała się doprowadzić do porządku. Przeraziła się, kiedy spojrzała w lustro. Te wory pod oczami, wychudzona twarz i sylwetka, poplątane, przetłuszczone włosy, ubranie, które wisiało na niej jak na wieszaku...
 Nie, zdecydowanie musi się za siebie wziąść. Przecież wygląda jak jakieś... jakieś... jakieś... uch, tego nawet się nie da określić. To po prostu tragedia! I pomyśleć, że była kiedyś królową o nienagannym wy...
 Nie. Stop. Przeszłość to przeszłość. Kiedyś była królową, Strażniczką, córą zimy, była Elsą, ale teraz jest już tylko Nikolą Wilk, dziewczyną taką jak inne w tym dziwnym obozie.
 Odgarnęła zmatowiałe włosy i zebrała je w niechlujnego koczka, po czym zaczęła przeglądać szafki. Znalazła tam parę szortów do przebrania, jakąś pomarańczową bluzkę z czarnym pegazem i napisem "Obóz Herosów", ręcznik i najpotrzebniejsze przybory do higieny, którą ostatnio znacznie zaniedbała. Po chwili jednak przypomniała sobie o najważniejszej rzeczy, a mianowicie o tym, iż nie ma pojęcia gdzie jest łazienka tutaj. A ludziom w takim stanie nie zamierzała się pokazywać.
 Lekko się skrzywiła, ale nie widząc innej możliwości zaczęła kolejno otwierać drzwi. Znalazła opowiednie tuż po tym jak cudem uniknęła zasypania przez bandaże, opatrunki i przenośne apteczki, które ktoś inteligentnie ustawił jedną na drugiej, zapominając, że taka konstrukcja długo nie ustoi. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i po raz kolejny spojrzała w lustro.
 Twarz, niegdyś o delikatnych rysach, teraz stała się niezwykle wyostrzona, z tymi wklęsłymi policzkami, suchą, poszarzałą i pobladłą skórą, bladoszarych oczach, które poraz pierwszy od kilku tygodni spojrzały bystro na świat, dodatkowo to wszystko otaczały potargane, przetłuszczone kosmyki ciemnych włosów.
 Spuściła wzrok na umywalkę, ale zaraz odskoczyła przestraszona. ceramiczna misa była pokryta szronem. Nikola spojrzała zszokowana na swoje dłonie. Na palcu nadal miała pierścionek, więc moc nie powinna tak po prostu samodzielnie się aktywować. Jeszcze raz popatrzyła na umywalkę, jednak po lodzie nie pozostał nawet ślad.
 "Wydaje mi się, że to lekka schizofrenia..."
 Brązowowłosa spróbowała sobie przypomnieć co wie o tej chorobie. Nie było tego wiele, ale gdzieś obiło się jej o uszy, że schizofrenicy słyszą głosy i widzą rzeczy, których nie ma. W sumie to by pasowało. Miała pierścień, więc nie mogła tak zwyczajnie stracić kontroli, a  kiedy wcześniej widziała lód, Rita upierała się, iż wcale go tam nie było. Widocznie wymyśliła go sobie. Tak samo jak Annę. Przecież jej siostra nie mogła się tu pojawić!
 Nie podobała się jej wersja, według której cierpiała na chorobę psychiczną, ale pasowała. No i była uleczalna, w odróżnieniu od jej braku wiary w siebie, który tak często sprawiał jej kłopoty. Czasem zastanawiała się, czemu Księżyc ustanowił ją Strażniczką Wiary, skoro ona praktycznie jej nie posiadała. Znaczy kiedyś było inaczej, jednak teraz... teraz jest już koniec.
 - Teraz jesteś zwyczajną dziewczyną - szepnęła do siebie. Zdjęła ubrania i weszła pod prysznic, chociaż w jej aktualnym stanie to lepsza byłaby wanna na kąpiel. Ale cóż, teraz nie jest królową, nie może oczekiwać, że służba będzie jej dogadzać.
 Ciepła woda momentalnie rozluźniła jej spięte mięśnie. Przełączyła prysznic na, jak to określała Wika, chmurkę, czyli tak żeby leciało od góry. Wmasowała sobie w skórę jakiś żel do mycia i dokładnie go spłukała. Czynność tę powtórzyła jeszcze dwa razy, bo czuła się brudna. Zajęła się także włosami, które aż prosiły o podwójny szampon i jakąś mocną odżywkę. Jak ona mogła się tak zapuścić...
 Kiedy już skończyła się szorować i wytarła się, ubrała się w obozowy zestaw ciuchów. Włosy wyżęła, a potem porządnie wytarła ręcznikiem. Były praktycznie już suche. Spojrzała jeszcze raz w lustro.
 Kolejny punkt doprowadzania się do porządku: przespać się, bo te wory, to jakiś koszmar. A potem jakiś posiłek, bo te trzy tygodnie na minimalnych ilościach jedzenia, fatalnie wpłynęły na jej sylwetkę. Znaczy owszem, miała zamiar schudnąć, ale nie aż tak! Chciała tylko być troszkę szczuplejsza, a nie jak kościotrup.
 Nikola posprzątała po sobie i wyszła z łazienki. Na jej szczęście nikogo nie było w szpitaliku, więc nikt raczej nie zauważył jej krótkiego zniknięcia. Chociaż to może dlatego, że był jeszcze wczesny ranek...
 Brązowowłosa ziewnęła, uświadamiając sobie, jak bardzo tą długie czuwanie ją wyczerpało. Położyła się na łóżku i nakryła kocykiem. Zamknęła oczy, ale błyskawicznie otworzyła je z powrotem. No tak, był powód, dla którego nie sypiała. Widok Jacka całującego Annę. Zacisnęła powieki i zmusiła się do zignorowania tego. mimo to jednak nadal czuła ten ucisk w sercu. Jak on mógł tak się nią zabawiać...
***
 - No widzę ją i co takiego? - Wilk usłyszała głos Lisy i odgłos skrobania ołówkiem po papierze - W sumie to racja... - znowu skrobanie - No się tak nie ekscytuj, to jeszcze nic nie znaczy. Idź po Melanie - odgłos kroków i zamykanych drzwi. Nikola mruknęła cicho i otworzyła oczy - O, czyżby nasza śpiąca królewna się obudziła? - brązowowłosa zignorowała ten uszczypliwy komentarz i rozciągnęła się, a potem usiadła na łóżku, przecierając oczy.
 - Nie spałam od praktycznie trzech tygodni, wyrozumiałości trochę... - mruknęła zaspana
 - O, ty mówisz? - zdziwiła się szczerze córka Apolla - Przez cały ten czas praktycznie się słowem nie odezwałaś i teraz tak po prostu rozmawiasz?
 - Miałam trochę gorszy okres - powiedziała lekko zażenowana dziewczyna - Nie masz może szczotki do włosów? I suszarki? Moje włosy to jedna wielka tragedia!
 - Dziewczyno, spędziłaś tu trzy tygodnie, snując się z kąta w kąt, płacząc, wygadując jakieś niestworzone rzeczy albo w ogóle się nie odzywając i dodatkowo mając porządny atak paniki na widok tłumu, a teraz mówisz, że to po prostu gorszy okres?!
 - Um... tak? - odpowiedziała jej Nikola. Złotowłosa uderzyła się w czoło w geście znanym jako facepalm.
 - Bogowie, mieszkam tu odkąd skończyłam sześć lat i widziałam różne rzeczy, ale to... - zabrakło jej słowa
 - Przekracza wszelkie granice? - podsunęła jej Elsa
 - Właśnie. Czy ty napewno jesteś stabilna psychicznie? - zapytała ją córka Apolla, grzebiąc po szafkach - Bo Mel od Ateny podejrzewa u ciebie schizofrenię. Jest! - wyciągnęła z szuflady szczotkę i podała ją dziewczynie
 - Dzięki - uśmiechnęła się ciemnowłosa, rozczesując włosy. Lisa miała wrażenie, że jej kości policzkowe przebiją zaraz skórę.
 - Dobra, to jak się uczeszesz, to pójdziemy do Chejrona, on ci wszystko wytłumaczy na temat Obozu Herosów, czyli miejsca, w którym się znalazłaś - oznajmiła córka Apolla - Najważniejsze: wystrzegaj się dzieciaków z piątki i szesnastki - uniosła palec - Są wojownicze i mściwe jak nie wiem co. W końcu są od Aresa i Nemezis...
 - Momencik! Trochę nie łapię. W jakim sensie od Aresa i Nemezis? - wtrąciła się Nikola
 - Chejron ci wszystko wytłumaczy - Belle zbyła ją machnięciem ręki - Chodź!
 Złotooka związała włosy w wysokiego koka, po czym pozwoliła się zaprowadzić Lisabelle do Wielkiego Domu, jak ona to ujęła. Był to trzypiętrowy budynek w kolorze pastelowego błękitu, z białym wykończeniem, a na otaczającym  go ganku stały fotele wypoczynkowe, stolik do kart i pusty fotel na kółkach. Jednak na jego widok Brązowowłosa zwolniła. Jej instynkty rozszalały się, wrzeszcząc, że nie powinno jej tu być, że musi uciec, zanim mieszkaniec tego domu ją zobaczy. Zobaczy i rozpozna kim jest, że przejrzy jej kłamstwa... i zmusi do powrotu. A ona nie chciała wracać.
 - M-musimy tam iść? - zapytała drżącym głosem Strażniczka - N-nie wydaje m-mi się, żeb-by to był d-dobry pomysł...
 - Spokojnie! Chejron jest miły człow... centaurem. No wiesz, półczłowiekiem-półkoniem...
 - Wiem kto to centaur - powiedziała lekko urażona córa zimy - Ale coś mi mówi, że to zły pomysł...
 - Oj, daj spokój! Przecież nic ci nie zrobi! - zaśmiała się mieszkanka domku siódmego. Elsa już dalej nie protestowała. Zresztą i tak by to się na nic zdało... Lisa ochoczo zapukała w drzwi, które po chwili otworzył im mężczyzna w średnim wieku, siedzący na elektrycznym wózku inwalidzkim, z przerzedzonymi włosami i rzadką brodą. Uśmiechał się dobrotliwie, chociaż kiedy jego wzrok padł na Strażniczkę, zaczął skanować ją uważnie spojrzeniem. Ciemnowłosa nie czuła się zbyt dobrze w tej sytuacji; jej policzki pokrył lekki rumieniec. - Witaj, Chejronie! To jest Nikola Wilk, ta dziewczyna, o której ci mówiłam. Dzisiaj zaczęła zachowywać się normalnie, dlatego stwierdziłam, że mogę ją już do ciebie przyprowadzić...
 - Nie przypominam sobie, żebyś mówiła, iż twoja koleżanka jest śmiertelniczką - Elsę zmroziło na te słowa. To źle, że jest zwykłym człowiekiem?
 - Bo nie jest - odpowiedziała Chejronowi zaskoczona córka Apolla - Musi być heroską, podawałam jej nektar i amrozję i to przeżyła!
 - Lisa, jak mogłaś być tak nierozważna, podawać boski pokarm komuś, kiedy nawet nie wiesz czy jest herosem - złajał ją mężczyzna
 - Uznałam, że jest, bo zaatakowała ją jedna z Łaskawych!
 - Przecież one rzadko kiedy opuszczają Hades i na dodatek nie powinny zaatakować kogoś, kto nie ma żadnej aury... - zamyślił się mieszkaniec Wielkiego Domu, ale zaraz klasnął w dłonie - W każdym razie, witamy w Obozie Herosów, Nicole.
 - Nikola - mruknęła cichutko Elsa
 - Dobrze, Nikola - mężczyzna uśmiechnął się dobrotliwie, jednak to nie uspokoiło w żadnym stopniu Strażniczki - Tutaj mieszkają herosi, potomkowie ludzi i bogów. Na przykład w szóstce mieszkają...
 - Dzieci Ateny - dokończyła za niego. Lisa spojrzała na nią z zaskoczeniem - Melanie jest bardzo inteligentna i przenikliwa - pośpieszyła z tłumaczeniami - A jak Rita zaprowadziła mnie do pawilonu jadalnego, widziałam, że siedzi przy stoliku z szóstką - jednak to zapewnienie nie wystarczyło, by Chejron przestał się jej tak przyglądać. Dopiero po chwili zaczął dalej kontynuować swoją wypowiedź.
 - W każdym razie herosi odziedziczają cechy bądź zdolności boskiego rodzica. - wciąż uważnie wpatrywał się w Elsę - Przykładowo Lisa, jako córka Apolla, jest bardzo dobrą łuczniczką, a także uzdrowicielką, zajmuje się głównie przypadkami trucizn. A Percy, syn Posejdona, panuje nad wodą i porozumiewa się z końmi. Mogłabyś oprowadzić ją po Obozie? - zwrócił się do Belle - I przekaż Melanie jak ją spotkasz, żeby przyszła do mnie na chwilkę.
 - Oczywiście - uśmiechnęła się blondynka, po czym złapała Strażniczkę za rękę i pociągneła z powrotem do domków.
***
 Córa zimy naprawdę obawiała się spotkania z Mel. Szczególnie, że Chejron poprosił ją na rozmowę do siebie. Czyżby miał podejrzenia co do tego kim jest Elsa i potrzebował jakiegoś potwierdzenia? Oby nie...
 - Cześć, Rita - bąknęła brązowowłosa do córki Hebe, na którą trafiły pod budynkiem z numerem osiemnastym. Czarnooka rozchmurzyła się na ich widok. Podbiegła do nich w podskokach, wyciągnęła notatnik z kieszeni i wyskrobała na nim szybko "A nie mówiłam?".
 - I teraz będziesz się tak tym szczycić? - zapytała niezadowolona Belle - Widziałaś gdzieś Melanie? - czarnowłosa pokiwała głową z uśmiechem i pokazała uzdrowicielce kartkę - Serio? To chodź.
 Córka Hebe położyła dłoń na ramieniu Elsy i przekrzywiła lekko głowę, posyłając jej lekki uśmiech. Strażniczka zrozumiałą to bez trudu.
 - Jest o wiele lepiej niż wcześniej - powiedziała złotooka - To było tylko przejściowe. Po prostu czasem tak mam - Rita zmarszczyła lekko brwi - Spokojnie! Nie masz co się martwić. Już mi przeszło.
 Frozenchild byłą pewna, że czarnowłosa jej nie uwierzyła. Patrzyła na nią tymi swoimi pełnymi wątpliwości oczami przez całą drogę do szpitalika, bo właśnie tam czekała na nie Melanie.
 Kasztanowowłosa siedziała na łóżku Elsy, przeglądając jej notatnik. Miała bardzo skupioną minę, jakby usiłowała rozwiązać jakieś bardzo trudne równanie. Właściwie porównanie Nikoli do działania matematycznego w oczach Mel było trafne. Niemal wszystkich ludzi potrafiła rozszyfrować jak pilny uczeń równanie na lekcji matematyki. Jednak kiedy patrzyła na wybrankę Księżyca, miała wrażenie, że czegoś jej brakuje, jakby nie miała odpowiedniego wzoru, aby ją rozwiązać.
 - Nicole, chciałabym z tobą porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście - oznajmiła, nawet nie podnosząc głowy znad szkicownika.
 - Jasne, możemy porozmawiać - bąknęła Strażniczka - Tylko że jestem Nikola, nie Nicole.
 - To nie ma większego znaczenia - stwierdziła córka Ateny, wzruszając ramionami - Skąd jesteś?
 - Z Polski.
 - Jesteś Europejką, a mimo to tu wylądowałaś i jesteś heroską. Ciekawe - mruknęła do siebie - Opowiedz swoją historię.
 Elsa wciągnęła gwałtownie powietrze, zaskoczona tym poleceniem. Z trudem opanowała drżące palce, ale z myślami nie było tak łatwo. W jej głowie zapanował haos. Co miała powiedzieć kasztanowowłosej dziewczynie? Przecież jeśli powie prawdę, to zorientują się kim jest i zmuszą ją do powrótu...
 - J-ja... nie lubię na ten temat rozmawiać - szepnęła, ale mimo to Melanie ją usłyszała. Uniosła wzrok i zaczęła ją przeszywać spojrzeniem z stalowoszarych oczu.
 - Nalegam - powiedziała z mocą obozowiczka - Schizofrenia i depresja, to bardzo niebezpieczne zaburzenia psychiczne, a poznanie ich przyczyny, może pomóc je zwalczyć - wybranka Księżyca spojrzała na jej twarz i zaraz tego pożałowała, bo przenikliwy wzrok córki Ateny uwięził ją w swoich sidłach. Wiedziała, że heroska nie odpuści.
 Musiała coś wymyśleć. I to szybko.