- Kiedy miałam siedem lat zginęli moi rodzice... - zaczęła niepewnie, ale Melanie zaraz jej przerwała
- Relacje rodzinne, czy masz rodzeństwo i dokładnie - Elsa miała ochotę skulić się pod wpływem jej przeszywającego spojrzenia, ale, wyobrażając sobie, iż to tylko arystokraci z Północnych Wysp, wyprostowała się i opanowała mimikę twarzy. To tylko kolejne zebranie Rady. Nic więcej.
- Z rodzicami i starszą o siedem lat siostrą miałam bardzo dobrze relacje - powiedziała spokojnie - Pomimo tego, że mama i tata często wyjeżdżali. Kiedy ich nie było zostawiali nas z Andersonami, starszymi ludźmi, którzy pracowali u nas od wielu lat. Można powiedzieć, że od pokoleń. Byli dla mnie jak dziadkowie, których nigdy nie poznałam. Zmarli jeszcze przed narodzinami Anny.
Kiedy miałam siedem lat, wyruszyli na podróż. Byli politykami, mieli jakieś ważne spotkanie w Londynie. Tata zawsze chciał popłynąć statkiem, więc razem zdecydowali, że tak właśnie się tam dostaną. Przepłyną kanał La Manche. Ale był wypadek. Dotąd nie wiadomo co dokładnie się wydarzyło, ale faktem jest, że statek zatonął. Ocalili jakieś dzieci, oddając im swoje kamizelki ratunkowe. Sami zginęli tamtego dnia.
Obie z Anną ciężko to przeżyłyśmy. Na początku jakiś dom dziecka chciał nas zabrać, ale Andersonowie wywalczyli prawa do opieki nad nami. Dom od samego początku był przepisany na nas, więc nie było problemów z majątkiem. Niestety, śmierć rodziców nie wpłynęła zbyt dobrze na relacje moje i mojej siostry. Ona musiała się skupić na egzaminach, ja siedziałam w pokoju... oddaliłyśmy się od siebie. Na początku to ona mnie odpychała, a potem tak bardzo przyzwyczaiłam się do samotności, że prócz posiłków, nie potrafiłam znieść jej obecności. Pogodziłyśmy się dopiero trzy lata później, po ogromnej kłótni, w której jej głównym argumentem było, że nie pojawiłam sie na pogrzebie rodziców, a moim, że mnie zostawiła samej sobie. Przez kolejny rok starałyśmy się naprawić nasze relacje. A potem spotkałam jego... - jej oczy zrobiły się puste - Nie znaliśmy się długo
Pierwszego dnia bałam się go. Chodził za mną jak cień, widziałam go wszędzie. Kiedy wróciłam do domu, gdzie nikogo nie było, wszedł za mną. Byłam przerażona, a on jak zwykle się ze wszystkiego śmiał. Kiedy poczułam jego dłoń na ramieniu, spanikowałam. Zaczęłam uciekać, ale potknęłam się i film mi się urwał.
Obudziłam się następnego dnia u niego. Na początku nie zorientowała się, że nie jestem w domu. Byłam tak zaspana, iż nawet tego nie zauważyłam. Ogarnęłam się i poszłam do kuchnie, jednak nie zastałam tam tak jak zwykle krzątającej się Gerdy, a czwórkę nieznanych mi osób. Trójkę różnych mężczyzn i jedną kobietę. Ona była niewysoka, może nawet niższa ode mnie, miała czarne włosy, przetykane zielonymi, niebieskimi i żółtymi kosmykami, delikatną twarz z fiołkowymi oczami pełnymi matczynej troski. Najwyższy z nich, postawny, brodaty, niebieskooki facet, którego przepełnione dziecięcym zachwytem spojrzenie kontrastowało z posturą ruskiego zbója i wytatułowanymi przedramionami, kłócił się z drugim, niewiele niższym, o zielonych oczach, szaroniebieskiej czuprynie i tatuażach na szyi i ramionach. Obok nich stał niziutki, pulchny, piwnooki mężczyzna ze złotożółtymi włosami, który gestykulował bardzo szybko. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to język migowy i on tak naprawdę rozmawia z kobietą.
Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Nie zdolali mnie zatrzymać. Jednak nie zdążyłam wrócić do domu. ON mnie znalazł. Na początku nie chciałam z nimi pójść, ale ta kobieta, Amanda, na którą i tak wszyscy mówili Ząbek, ze względu na jej obsesję na punkcie higieny jamy ustnej, przekonała mnie. Potem samochodem Mikołaja pojechaliśmy do mnie, a ja prawie dostałam zawału po drodze. On prowadził, jakby kodeks ruchu drogowego był tylko nic nieznaczącyni wskazówkami. To było jedno z najgorszych przeżyć w moim życiu.
Na miejscu Anna była tak szczęśliwa, że mnie widzi, iż prawie mnie udusiła w swoim uścisku. Jak zwykle towarzyszył jej Krystian, jej chłopak, narzeczony właściwie. Olek, nasz czteroletni psiak, którego Anka dostała na osiemnastkę od pani Gerdy. Przedstawiliśmy się sobie oficjalnie, chociaż jak już się zorientowałam moja siostra ich rozpoznawała i okazało się, że wcale nie są tacy źli.
Amanda, Mikołaj, Oliwier i Stefan, a także Jacek, czyli chłopak, który mnie porwał, byli czymś w rodzaju... samozwańczej policji? Nazywali siebie Strażnikami. Każdy z nich miał pseudonim jakiejś postaci z bajki, Amanda była Ząbkiem czyli wróżką-zębuszką, Mikołaj - Northem-mikołajem, Oliwier - Zającem Wielkanocnym, Stefan - Piaskowy Dziadek i Jacek - Dziadek Mróz. Ich szefem był jakiś gościu o ksywce "Księżyc". Oni sami nigdy go nie poznali, kontaktował się z nimi przez wiadomości, zawsze z pieczątką w kształcie tarczy księżyca w pełni. On wybierał swoich "Strażników".
Kiedy już pojechali, a ja wróciłam do pokoju, okazało się, że nie jestem sama. Był tam jakiś wysoki, chudy facet, z ziemistą cerą, złotymi oczami i nastroszonymi, czarnymi włosami. Był wściekły. Mówił coś, że zawsze przy mnie był... nie wiem dokładnie o co mu chodziło. W każdym razie zagroził śmiercią Anny i zostawił mnie samą. Rozpłakałam się, bo nie chciałam jej stracić, dlatego nie zauważyłam przyjścia Jacka. Obiecał mi, że ochronią moją siostrę, muszą tylko ją zabrać do siebie. Później mieliśmy lekką sprzeczkę, którą on chciał zakończyć pocałunkiem. Prawie mu wyszło, ale byłam tak zaskoczona, że rąbnęłam go w twarz. A potem jak w tanich romansidłach się pogodziliśmy i całowaliśmy...
Udało mi się Annę jakoś przekonać, żeby wsiadła z nami do samochodu. Miało być dobrze, mieliśmy tylko przejechać do ich kryjówki pod miastem... ale wpadliśmy na tego faceta. Jacek nazywał go Boogeymanem. Chcieliśmy go zgubić, ale nie wyszło. Staranował nas. Uderzył w bok samochodu, od mojej strony. Chyba myślał, że nas załatwił, bo zniknął, ale nieco przecenił swoje możliwości. Anna była tylko poobijana, Jacek miał pociętą przez odłamki szkła skórę, ale to były tylko płytkie rany, no i poparzenia od poduszki powietrznej. Ze mną było o wiele gorzej.
Według lekarzy to był cud, że w ogóle przeżyłam. W sumie przez ponad minutę byłam martwa. Akurat wtedy, kiedy Anna sprawdzała mi puls. Nie mogli czekać, dlatego byli zmuszeni zostawić mnie we wraku samochodu... jakiś przechodzień mnie wyciągnął i przeprowadził masaż serca. Już prawie stanęłam na nogi, kiedy dostałam kulkę w brzuch. Nie pamiętam dokładnie co się wtedy działo. Niedługo później przyjechała karetka. Jakoś udało się im przywrócić mnie do świata, ale praktycznie od razu zapadłam w śpiączkę. Nie miałam żadnych dokumentów, ani niczego co mogłoby potwierdzić moją tożsamość, ale jakiś uczynny lekarz wziął mnie pod opiekę.
Obudziłam się dopiero jakieś dwa i pół roku później. Miałam amnezję, nie pamiętałam praktycznie nic, prócz tego jak się nazywam. Ten lekarz naprawdę był wspaniałym człowiekiem, dał mi trochę pieniędzy na start, a że miałam już siedemnaście lat, mogłam pracować. Poszłam do liceum i wszystko się układało. Mieszkałam w Bursie z Emmą, która potem okazała się największą, najwerdniejszą i najbardziej egoistyczną... już nie dokończę. Miałam dobre przyjaciółki Wikę i Kingę... Było wspaniale.
A potem znów spotkałam jego. Włóczył się jak zwykle po mieście, spoglądając na ludzi, jakby kogoś szukał. Udało mi się z nim porozmawiać dopiero za drugim razem. Nie poznał mnie, bo sporo się zmieniłam przez te prawie trzy lata. Jak właściwie każda nastolatka po prostu dorosłam. Kiedy na niego patrzyłam, miałam takie dziwne wrażenie, deja vu. Po powrocie do Bursy jak zwykle rysowałam i naszkicowałam jego. Emma to zobaczyła. Wyznała mi, iż jest jego siostrą, ale z powodu jakiejś kłótni, on ją odrzucił. Wtedy nie wiedziałam o co chodziło.
Codziennie rozmawialiśmy w parku. Urywałam się ze szkoły, żeby go spotkać, pomagał mi z tymi dziwnymi obrazami, które były tak pozbawione sensu... przynajmniej wtedy. Teraz wiem, że to były moje wspomnienia.
Trzy dni odkąd powiedziałam Emmie o Jacku zostałam znowu porwana. Tyle że tym razem przez moją kochaną współlokatorkę. Zaciągnęła mnie do swojego szefa, mówili do niego Amodeusz. Wirtuoz wszelkich kryminalnych działalności, największy wróg Strażników. Okazało się, że Emma chciała odzyskać brata. I nie wachała się przed niczym, żeby to osiągnąć. Była gotowa skazać mnie na śmierć i wymordować Strażników, jeśli to by tylko dało jej Jacka. Trzy dni. Tyle mnie torturowali. Nawet mi nie powiedzieli o co im chodzi... Potem przyszedł ten Boogeyman, powoływał się na jakąś umowę i Asmodeusz pozwolił mu mnie zabrać do siebie. On... był inny niż na początku myślałam. Opatrzył mi rany... Pytałam się, czemu to robi. Okazało się, że jestem dla niego kimś z rodziny, on sam nie był pewien kim, ale byłam córką kobiety, którą kiedyś chronił. Po jakimś miesiącu udało mu się mnie wyciągnąć stamtąd. Podczas ucieczki zostałam niemal śmiertelnie ranna, bo go zasłoniłam przed ciosem nożem. Zabrał mnie do Strażników. Oni mu nie ufali, ale widząc mnie, musieli go wpuścić. Opatrzyli mnie, a jego zamknęli w piwnicy.
Trochę to trwało, ale kiedy się obudziłam, pamiętałam już wszystko. I nawet uświadomiłam sobie skąd znam twarz Boogeymana. To był Konstanty Pich, wujek mojej matki. Moja babcia miała tyle rodzeństwa, że on został dziadkiem w wieku kilku lat, dlatego był niewiele starszy od Anny.
Amanda i Mikołaj byli naprawdę dobrzy z medycyny. Zdołali mnie poskładać do kupy w ciągu dwóch dni.
Kiedy się obudziłam, obok mnie była tylko Ząbek. Reszta poszłą załatwić Boogeymana. W ostatniej chwili udało mi się go uratować, bo Jacek był serio wściekły za to w jakim stanie się znalazłam. W każdym razie udało mi się jakoś zarzegnać ten konflikt, żeby się nie pozabijali. A potem wytłumaczyłam im co i jak i oczywiście jak na "zakochaną" parę z Jackiem się znowu całowaliśmy. Słodko, kwiatki, misie i tak dalej.
Któregoś dnia Anna mignęła mi się w tłumie. Nie jestem z tego dumna, ale praktycznie o niej zapomniałam. Przycisnęłam trochę Jacka i powiedział mi, że moja siostra już się ożeniła. Jakiś rok po mojej rzekomej śmierci. Krystian bardzo jej pomógł przetrwać żałobę.
Minął tydzień i udało mi się wkręcić na imprezę w moim starym domu. Chociaż jak tak patrzę z perspektywy czasu, to powinnam najpierw sprawdzić z jakiej okazji. Okazało się, że to impreza urodzinowa. Na cześć Jacentego i Nikoliny. Nie wiem jak można być tak okrutnym i nazwać tak dzieci, ale ona zawsze była staroświecka. Na początku nie chciała mi uwierzyć, ale w końcu przyjrzała się i mnie poznała. Nie wiedziałam, że zapuszczenie włosów i urośnięcie może aż tak zmienić człowieka! Dogadałam się z nią, ale łatwo nie było.
Kilka dni później do Strażników przyszła koperta z pieczątką srebrnego oblicza w pełni. Wiadomość od Księżyca. Wybrał mnie i Boogeymana na nowych Strażników.
Tydzień później w końcu weszłam na facebook i zobaczyłam wiadomość od Wiki. Była naprawdę wściekłą i wysłała mi nagranie swojego krzyku jak tylko zobaczyła, że jestem dostępna. Jacek myślał, że ktoś mi grozi... pojechałam spotkać się z nią i Kinią, a one od razu zmusiły mnie do wyznania z kim zwiałam z miasta. One są jak wyrocznie! Od razu ze mnie wyciagnęły, że zostałam Strażnikiem. Jak się okazuje wszyscy o nich wiedzieli tylko nie ja...
- Relacje rodzinne, czy masz rodzeństwo i dokładnie - Elsa miała ochotę skulić się pod wpływem jej przeszywającego spojrzenia, ale, wyobrażając sobie, iż to tylko arystokraci z Północnych Wysp, wyprostowała się i opanowała mimikę twarzy. To tylko kolejne zebranie Rady. Nic więcej.
- Z rodzicami i starszą o siedem lat siostrą miałam bardzo dobrze relacje - powiedziała spokojnie - Pomimo tego, że mama i tata często wyjeżdżali. Kiedy ich nie było zostawiali nas z Andersonami, starszymi ludźmi, którzy pracowali u nas od wielu lat. Można powiedzieć, że od pokoleń. Byli dla mnie jak dziadkowie, których nigdy nie poznałam. Zmarli jeszcze przed narodzinami Anny.
Kiedy miałam siedem lat, wyruszyli na podróż. Byli politykami, mieli jakieś ważne spotkanie w Londynie. Tata zawsze chciał popłynąć statkiem, więc razem zdecydowali, że tak właśnie się tam dostaną. Przepłyną kanał La Manche. Ale był wypadek. Dotąd nie wiadomo co dokładnie się wydarzyło, ale faktem jest, że statek zatonął. Ocalili jakieś dzieci, oddając im swoje kamizelki ratunkowe. Sami zginęli tamtego dnia.
Obie z Anną ciężko to przeżyłyśmy. Na początku jakiś dom dziecka chciał nas zabrać, ale Andersonowie wywalczyli prawa do opieki nad nami. Dom od samego początku był przepisany na nas, więc nie było problemów z majątkiem. Niestety, śmierć rodziców nie wpłynęła zbyt dobrze na relacje moje i mojej siostry. Ona musiała się skupić na egzaminach, ja siedziałam w pokoju... oddaliłyśmy się od siebie. Na początku to ona mnie odpychała, a potem tak bardzo przyzwyczaiłam się do samotności, że prócz posiłków, nie potrafiłam znieść jej obecności. Pogodziłyśmy się dopiero trzy lata później, po ogromnej kłótni, w której jej głównym argumentem było, że nie pojawiłam sie na pogrzebie rodziców, a moim, że mnie zostawiła samej sobie. Przez kolejny rok starałyśmy się naprawić nasze relacje. A potem spotkałam jego... - jej oczy zrobiły się puste - Nie znaliśmy się długo
Pierwszego dnia bałam się go. Chodził za mną jak cień, widziałam go wszędzie. Kiedy wróciłam do domu, gdzie nikogo nie było, wszedł za mną. Byłam przerażona, a on jak zwykle się ze wszystkiego śmiał. Kiedy poczułam jego dłoń na ramieniu, spanikowałam. Zaczęłam uciekać, ale potknęłam się i film mi się urwał.
Obudziłam się następnego dnia u niego. Na początku nie zorientowała się, że nie jestem w domu. Byłam tak zaspana, iż nawet tego nie zauważyłam. Ogarnęłam się i poszłam do kuchnie, jednak nie zastałam tam tak jak zwykle krzątającej się Gerdy, a czwórkę nieznanych mi osób. Trójkę różnych mężczyzn i jedną kobietę. Ona była niewysoka, może nawet niższa ode mnie, miała czarne włosy, przetykane zielonymi, niebieskimi i żółtymi kosmykami, delikatną twarz z fiołkowymi oczami pełnymi matczynej troski. Najwyższy z nich, postawny, brodaty, niebieskooki facet, którego przepełnione dziecięcym zachwytem spojrzenie kontrastowało z posturą ruskiego zbója i wytatułowanymi przedramionami, kłócił się z drugim, niewiele niższym, o zielonych oczach, szaroniebieskiej czuprynie i tatuażach na szyi i ramionach. Obok nich stał niziutki, pulchny, piwnooki mężczyzna ze złotożółtymi włosami, który gestykulował bardzo szybko. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to język migowy i on tak naprawdę rozmawia z kobietą.
Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Nie zdolali mnie zatrzymać. Jednak nie zdążyłam wrócić do domu. ON mnie znalazł. Na początku nie chciałam z nimi pójść, ale ta kobieta, Amanda, na którą i tak wszyscy mówili Ząbek, ze względu na jej obsesję na punkcie higieny jamy ustnej, przekonała mnie. Potem samochodem Mikołaja pojechaliśmy do mnie, a ja prawie dostałam zawału po drodze. On prowadził, jakby kodeks ruchu drogowego był tylko nic nieznaczącyni wskazówkami. To było jedno z najgorszych przeżyć w moim życiu.
Na miejscu Anna była tak szczęśliwa, że mnie widzi, iż prawie mnie udusiła w swoim uścisku. Jak zwykle towarzyszył jej Krystian, jej chłopak, narzeczony właściwie. Olek, nasz czteroletni psiak, którego Anka dostała na osiemnastkę od pani Gerdy. Przedstawiliśmy się sobie oficjalnie, chociaż jak już się zorientowałam moja siostra ich rozpoznawała i okazało się, że wcale nie są tacy źli.
Amanda, Mikołaj, Oliwier i Stefan, a także Jacek, czyli chłopak, który mnie porwał, byli czymś w rodzaju... samozwańczej policji? Nazywali siebie Strażnikami. Każdy z nich miał pseudonim jakiejś postaci z bajki, Amanda była Ząbkiem czyli wróżką-zębuszką, Mikołaj - Northem-mikołajem, Oliwier - Zającem Wielkanocnym, Stefan - Piaskowy Dziadek i Jacek - Dziadek Mróz. Ich szefem był jakiś gościu o ksywce "Księżyc". Oni sami nigdy go nie poznali, kontaktował się z nimi przez wiadomości, zawsze z pieczątką w kształcie tarczy księżyca w pełni. On wybierał swoich "Strażników".
Kiedy już pojechali, a ja wróciłam do pokoju, okazało się, że nie jestem sama. Był tam jakiś wysoki, chudy facet, z ziemistą cerą, złotymi oczami i nastroszonymi, czarnymi włosami. Był wściekły. Mówił coś, że zawsze przy mnie był... nie wiem dokładnie o co mu chodziło. W każdym razie zagroził śmiercią Anny i zostawił mnie samą. Rozpłakałam się, bo nie chciałam jej stracić, dlatego nie zauważyłam przyjścia Jacka. Obiecał mi, że ochronią moją siostrę, muszą tylko ją zabrać do siebie. Później mieliśmy lekką sprzeczkę, którą on chciał zakończyć pocałunkiem. Prawie mu wyszło, ale byłam tak zaskoczona, że rąbnęłam go w twarz. A potem jak w tanich romansidłach się pogodziliśmy i całowaliśmy...
Udało mi się Annę jakoś przekonać, żeby wsiadła z nami do samochodu. Miało być dobrze, mieliśmy tylko przejechać do ich kryjówki pod miastem... ale wpadliśmy na tego faceta. Jacek nazywał go Boogeymanem. Chcieliśmy go zgubić, ale nie wyszło. Staranował nas. Uderzył w bok samochodu, od mojej strony. Chyba myślał, że nas załatwił, bo zniknął, ale nieco przecenił swoje możliwości. Anna była tylko poobijana, Jacek miał pociętą przez odłamki szkła skórę, ale to były tylko płytkie rany, no i poparzenia od poduszki powietrznej. Ze mną było o wiele gorzej.
Według lekarzy to był cud, że w ogóle przeżyłam. W sumie przez ponad minutę byłam martwa. Akurat wtedy, kiedy Anna sprawdzała mi puls. Nie mogli czekać, dlatego byli zmuszeni zostawić mnie we wraku samochodu... jakiś przechodzień mnie wyciągnął i przeprowadził masaż serca. Już prawie stanęłam na nogi, kiedy dostałam kulkę w brzuch. Nie pamiętam dokładnie co się wtedy działo. Niedługo później przyjechała karetka. Jakoś udało się im przywrócić mnie do świata, ale praktycznie od razu zapadłam w śpiączkę. Nie miałam żadnych dokumentów, ani niczego co mogłoby potwierdzić moją tożsamość, ale jakiś uczynny lekarz wziął mnie pod opiekę.
Obudziłam się dopiero jakieś dwa i pół roku później. Miałam amnezję, nie pamiętałam praktycznie nic, prócz tego jak się nazywam. Ten lekarz naprawdę był wspaniałym człowiekiem, dał mi trochę pieniędzy na start, a że miałam już siedemnaście lat, mogłam pracować. Poszłam do liceum i wszystko się układało. Mieszkałam w Bursie z Emmą, która potem okazała się największą, najwerdniejszą i najbardziej egoistyczną... już nie dokończę. Miałam dobre przyjaciółki Wikę i Kingę... Było wspaniale.
A potem znów spotkałam jego. Włóczył się jak zwykle po mieście, spoglądając na ludzi, jakby kogoś szukał. Udało mi się z nim porozmawiać dopiero za drugim razem. Nie poznał mnie, bo sporo się zmieniłam przez te prawie trzy lata. Jak właściwie każda nastolatka po prostu dorosłam. Kiedy na niego patrzyłam, miałam takie dziwne wrażenie, deja vu. Po powrocie do Bursy jak zwykle rysowałam i naszkicowałam jego. Emma to zobaczyła. Wyznała mi, iż jest jego siostrą, ale z powodu jakiejś kłótni, on ją odrzucił. Wtedy nie wiedziałam o co chodziło.
Codziennie rozmawialiśmy w parku. Urywałam się ze szkoły, żeby go spotkać, pomagał mi z tymi dziwnymi obrazami, które były tak pozbawione sensu... przynajmniej wtedy. Teraz wiem, że to były moje wspomnienia.
Trzy dni odkąd powiedziałam Emmie o Jacku zostałam znowu porwana. Tyle że tym razem przez moją kochaną współlokatorkę. Zaciągnęła mnie do swojego szefa, mówili do niego Amodeusz. Wirtuoz wszelkich kryminalnych działalności, największy wróg Strażników. Okazało się, że Emma chciała odzyskać brata. I nie wachała się przed niczym, żeby to osiągnąć. Była gotowa skazać mnie na śmierć i wymordować Strażników, jeśli to by tylko dało jej Jacka. Trzy dni. Tyle mnie torturowali. Nawet mi nie powiedzieli o co im chodzi... Potem przyszedł ten Boogeyman, powoływał się na jakąś umowę i Asmodeusz pozwolił mu mnie zabrać do siebie. On... był inny niż na początku myślałam. Opatrzył mi rany... Pytałam się, czemu to robi. Okazało się, że jestem dla niego kimś z rodziny, on sam nie był pewien kim, ale byłam córką kobiety, którą kiedyś chronił. Po jakimś miesiącu udało mu się mnie wyciągnąć stamtąd. Podczas ucieczki zostałam niemal śmiertelnie ranna, bo go zasłoniłam przed ciosem nożem. Zabrał mnie do Strażników. Oni mu nie ufali, ale widząc mnie, musieli go wpuścić. Opatrzyli mnie, a jego zamknęli w piwnicy.
Trochę to trwało, ale kiedy się obudziłam, pamiętałam już wszystko. I nawet uświadomiłam sobie skąd znam twarz Boogeymana. To był Konstanty Pich, wujek mojej matki. Moja babcia miała tyle rodzeństwa, że on został dziadkiem w wieku kilku lat, dlatego był niewiele starszy od Anny.
Amanda i Mikołaj byli naprawdę dobrzy z medycyny. Zdołali mnie poskładać do kupy w ciągu dwóch dni.
Kiedy się obudziłam, obok mnie była tylko Ząbek. Reszta poszłą załatwić Boogeymana. W ostatniej chwili udało mi się go uratować, bo Jacek był serio wściekły za to w jakim stanie się znalazłam. W każdym razie udało mi się jakoś zarzegnać ten konflikt, żeby się nie pozabijali. A potem wytłumaczyłam im co i jak i oczywiście jak na "zakochaną" parę z Jackiem się znowu całowaliśmy. Słodko, kwiatki, misie i tak dalej.
Któregoś dnia Anna mignęła mi się w tłumie. Nie jestem z tego dumna, ale praktycznie o niej zapomniałam. Przycisnęłam trochę Jacka i powiedział mi, że moja siostra już się ożeniła. Jakiś rok po mojej rzekomej śmierci. Krystian bardzo jej pomógł przetrwać żałobę.
Minął tydzień i udało mi się wkręcić na imprezę w moim starym domu. Chociaż jak tak patrzę z perspektywy czasu, to powinnam najpierw sprawdzić z jakiej okazji. Okazało się, że to impreza urodzinowa. Na cześć Jacentego i Nikoliny. Nie wiem jak można być tak okrutnym i nazwać tak dzieci, ale ona zawsze była staroświecka. Na początku nie chciała mi uwierzyć, ale w końcu przyjrzała się i mnie poznała. Nie wiedziałam, że zapuszczenie włosów i urośnięcie może aż tak zmienić człowieka! Dogadałam się z nią, ale łatwo nie było.
Kilka dni później do Strażników przyszła koperta z pieczątką srebrnego oblicza w pełni. Wiadomość od Księżyca. Wybrał mnie i Boogeymana na nowych Strażników.
Tydzień później w końcu weszłam na facebook i zobaczyłam wiadomość od Wiki. Była naprawdę wściekłą i wysłała mi nagranie swojego krzyku jak tylko zobaczyła, że jestem dostępna. Jacek myślał, że ktoś mi grozi... pojechałam spotkać się z nią i Kinią, a one od razu zmusiły mnie do wyznania z kim zwiałam z miasta. One są jak wyrocznie! Od razu ze mnie wyciagnęły, że zostałam Strażnikiem. Jak się okazuje wszyscy o nich wiedzieli tylko nie ja...
Oliwier nie był zadowolony jak ściągnęłam je do naszej Bazy. Delikatnie mówiąc... skończyło się tym, że one wróciły do domu, a ja weszłam na dach. To naprawdę był tylko wypadek! Nie chciałam się zabić. Po prostu poślizgnęłam się na dachówce, bo niedawno padał deszcz... zresztą nic poważnego się nie stało, tylko parę stłuczeń i siniaków. Naprawdę nie rozumiem czemu aż tak dramatyzowali.
W każdym razie niedługo później doszło do bitwy z gangiem Asmodeusza. Było ciężko, ale daliśmy radę odeprzeć ich atak. Niemalże oddałam wtedy życie, żeby chronić Jacka... a jak on mi się odpłacił? Następnego dnia dowiedziałam się, że Jacenty i Nikolina to jego dzieci! Że woli moją siostrę ode mnie, bo jestem zbyt do niego podobna! - Nikola zacisnęła pięści, a w jej oczach zalśniły łzy - Nic nie warty dupek. Uciekłam. Najpierw do Wiki, która zajęła się mną, kiedy przechodziłam najgorszy okres, ale Strażnicy mnie namierzyli po tygodniu. Znowu uciekłam, ale tym razem na inny kontynent. Załapałam pierwszy samolot do Nowego Jorku. Włóczyłam się po okolicy i wpadłam na tego stwora, no a dalej już wiecie...
~*~
W piątek wyjeżdżam do Włoch, wracam dopiero w przyszłą niedzielę, więc do tego czasu raczej nic się nie ukaże
~*~
W piątek wyjeżdżam do Włoch, wracam dopiero w przyszłą niedzielę, więc do tego czasu raczej nic się nie ukaże